— Wygrałam! — wykrzyczała Marinette, rzucając za siebie joystick. Wylądował prosto na łóżku.
Adrien położył swój na blacie i złapał się za głowę, słuchając radosnych piosenek zwycięstwa, które zaczęła śpiewać Marinette. Nie sądził, że przez trzy lata tak bardzo wyjdzie z wprawy. Pokonała go w kilka minut, nie zdążył dobrze zacząć, kiedy na ekranie pojawiło się K.O.
— Jestem niesamowita, jestem niesamowita — śpiewała i złośliwie dźgała Adriena w policzek.
Odpowiedział jej ciepłym uśmiechem, mając nadzieję na rewanż i to na słodki rewanż. Tylko to się dla niego w tej chwili liczyło. Z drugiej strony, wiedział, że w ten czy inny sposób przegra. Marinette była od niego silniejsza. Ćwiczyła przez ten cały czas, więc przyznał się do porażki i pomachał białą chusteczką.
— Poddaję się — powiedział. — Wygrałaś — dodał, ku zadowoleniu Marinette.
Położyła głowę na jego ramieniu i palnęła chłopaka w bok. Zaśmiała się, a zaraz po niej Adrien parsknął radośnie.
— To co? Bis? — zapytała złośliwie.
— Zdecydowanie nie, o, nie, nie, jesteś za silna! — podkreślił stanowczym tonem.
— Ja? — udała zdziwienie. — Przecież jestem całkowicie niewinną dziewczynką.
— Ty? — Uniósł brew ze zdumienia. Zaśmiał się. Poddał się tym żartom w całości. Były dla niego wyzwoleniem, choć jeszcze tak niedawno nie wierzył, że mogą one cokolwiek zmienić. Pomylił się.
Tu wrócił do domu.
Tu wrócił do kogoś, kto na niego czekał.
Wyszli razem z Marinette na balkon. Usiedli na dwóch oddzielnych fotelach, ale Marinette przykryła ich wspólnym kocem. Rozgrzał Adriena, sprawił, że przysunął się bliżej Marinette i ujął jej dłoń.
— Dziękuję, że czekałaś, moja pani. — Podniósł dłoń dziewczyny i ucałował jej wierzch. — Jesteś najcudowniejsza na świecie — podkreślił.
— Wiem — odparła skromnie. — Wiem, kocie — tym razem powtórzyła ciszej.
Wpatrzyła się w bezchmurne, nocne niebo.
Na zewnątrz nie było zimno, ale wiał chłodny, nieprzyjemny wiatr. Poruszał gałęziami drzew. Szum liści grał delikatną kołysankę, w której rytm zaczął grać Adrien. Stuknął palcami o oparcie fotela,
Marinette dołączyła do niego, cmokając w rytm uderzeń.
— Stanowimy niezły zespół — zagadnął Adrien, zastanawiając się, czy ta noc nie może trwać dłużej.
Nie mogła.
Twarz Marinette zdradzała niepokoje kryjące się za niewinnym uśmiechem. Jutro, kiedy wstaną, zjedzą śniadanie i wyjdą z tego domu, na nowo przywdzieją strój mścicieli, którzy dokończą niedokończone sprawy.
— Adrien, jakie jest twoje największe marzenie? — zapytała niespodziewanie.
Wytrąciło to go z równowagi. Zabrał dłoń i rozejrzał się nerwowo dookoła. Nie marzył. Miał drobne życzenia, które właśnie się spełniły, ale nie marzenia, nie coś, do czego zamierzał dążyć w swoim życiu. Szczęście dawało mu tu i teraz, które udało mu się zyskać. Poza tym, niczego więcej nie potrzebował.
— Jest... idealnie — stwierdził i moment później oberwał w tył głowy.
Marinette odrzuciła koc i zeszła z balkonu, do swojego pokoju, w którym się zamknęła.
— Mari? — zapytał Adrien, pukając w klapę od podłogi.
Odpowiedziało mu milczenie.
— Ja... Ja... Przepraszam? — nie zabrzmiał zbyt szczerze, ale nie miał innego pomysłu, aby dziewczyna wpuściła go do środka.
— Przepraszasz? — zdziwiła się. — A to nowość! — oburzyła się. — Adrien...
Otworzyła wejście i wpuściła go do środka. Usiadła na podłodze.
— Co potem? — zadała mu pytanie. — Co po tym, jak pokonamy twojego ojca? Kiedy to wszystko się skończy? Myślisz, że wystarczy ci "jest idealnie". Nie — odpowiedziała za niego.
— Wiem. — Westchnął ze zmęczenia. — Ale dam sobie radę. Nie dlatego — zaczął, kiedy Marinette otworzyła usta — że już jest dobrze. Dam sobie radę, ponieważ mam ciebie. Mam ludzi, którzy są mi bliscy. Dlatego znajdę swoją drogę. Może pójdę na studia — zaproponował.
— Studia? — zamyśliła się. — A jakie?
— Może rachunkowość?
Marinette zaśmiała się głośno. Opadła na podłogę i wpatrzyła w sufit, nadal śmiejąc.
— Nie pasujesz mi na księgowego — stwierdziła. — Może historia sztuki?
— I będę wykładać na uczelni, jak jakiś nudny profesor?
— Już widzę cię w takich okularach z czarnymi oprawkami... — Pokiwała głową na znak, że podoba jej się ten pomysł. — Byłbyś ulubionym profesorem wśród studentek. A potem! — Wstała gwałtownie. — Analizowałbyś studentki i przysyłał je do mnie, żebym przygotowywała kolejne projekty. Ojojoj... — Pobiegła w miejscu z ekscytacji. — To by było świetne Adrien. Ja — wskazała na siebie — jako projektantka mody i ty — tym razem pokazała na niego — jako nudny, stary profesor, który zna się na modzie i przysyłał do mnie potencjalne klientki.
Zasłoni twarz ze wstydu.
— Marinette... — Nie dał rady opisać tego, jak bardzo ten plan był absurdalny. Ale kochał ją za to. Za te niewiarygodne pomysły. Za uśmiech, którym go darzyła. Za każdy napad śmiechu, jaki w nim wywołała. — Kocham cię — wyznał.
Zamarli w tym samym momencie.
Nie, to nie to chciał powiedzieć. Wymsknęło mu się. Przypadek.
Jęknął, przejeżdżając po podłodze ręką — udawał, że czegoś szuka, aby tylko uniknąć spojrzenia Marinette. Choć w głęboki serca pragnął zobaczyć teraz jej twarz, jak zareagowała czy odwzajemni jego uczucia, czy będzie to tylko złudnym uczuciem, w które niepotrzebnie wierzył?
— Kłamiesz — fuknęła.
— Ja, ja mówię — od razu zaprzeczył jej zarzutom.
— Naprawdę? — oburzyła się. — Po trzech latach nadal kochasz mnie, choć nie znasz w ogóle obecnej Marinette Dupain—Cheng. Nie oszukuj się, Adrien. Nawet jeśli mnie kochasz, to tylko obraz dziewczyny, który wykreowałeś w swojej główce. Adrien! — znów powtórzyła jego imię, tym razem ostrzej. — Postąpiłam źle, kiedy byliśmy nastolatkami. Kochałam cię, choć nie znałam w pełni znaczenia tego słowa. Obiecałam sobie, że jeśli mam komukolwiek w przyszłości wyznać miłość, to nie tylko dam sobie czas, ale również dam powód, dla którego to się stało. Tym razem nie chodzi o zwykłe kocham cię, a o prawdziwe uczucie. Ale... — Ujęła jego policzki i ścisnęła. — Chętnie spróbuję, żeby sprawdzić, czy znowu zechcesz mi wyznać mi miłość. Tym razem prawdziwą.
Przytulił Marinette. Podnieśli się razem i okręcili kilka razy. Puścił Marinette, po czym cmoknął ją w czoło dwa razy.
Wydało mu się, że to nie będzie takie trudne się w niej zakochać, ale poczeka z wypowiedzeniem tych słów na głos. Czas. Cierpliwość. Pozna Marinette, prawdziwą ją, i siebie.
— A teraz pokażę ci kilka moich nowych projektów — zaproponowała, kierując wzrok na rozkładaną szafę.
Wyrwała się z uścisku Adriena i na paluszkach podbiegła do mebla. Wyjęła z niego długą suknię, z odsłoniętymi ramionami. Przyłożyła do swojego ciała.
Adrien pokręcił głową. Zdecydowanie jej nie pasowała.
— Aż tak źle? — zdziwiła się.
— Nie, ale to nie twoją sylwetkę. To na wysoką modelkę, która ma płaskie biodra, na tobie będzie wyglądać jak worek.
— Dzięki. — Odrzuciła suknię na bok. Wyjęła kolejną, rozkloszowaną w dwa białe paski po bokach. Była ściągana w pasie. — A ta?
Zagwizdał. Zdecydowanie pasowała Marinette. Podkreślała jej wąską talię i dodawała uroku do jej delikatnego wyglądu.
— Pasowałaby ci idealnie do tego fioletowa szminka — dodał. — Perfekcyjnie!
— Tak myślisz? — nie uwierzyła mu. Popatrzyła się na sukienkę i teraz ona odrzuciła ją na bok. — To nie jest mój najlepszy twór. Ciągle się uczę — dodała. — Poza tym chciałabym przećwiczyć styl vintage, głównie lata dwudzieste we Francji. Ale niestety nie miałam na to ostatnio za dużo czasu — mówiąc to, zwróciła się w stronę Adriena.
— I to moja wina — przyznał.
— Zdecydowanie.
Zadzwonił telefon. Marinette odebrała od razu. W milczeniu słuchała osoby po drugiej stronie słuchawki, nie dłużej niż przez minutę, a na koniec oświadczyła:
— Zaraz będziemy. — Rozłączyła się, a następnie zwróciła do Adriena: — Idziemy, poznasz kogoś.
0 Comments:
Prześlij komentarz