— To... co się działo przez ostatnie lata u ciebie? — zapytał po skończeniu posiłku Luka.
Chłopak rozłożył się na sofie, położył nogi na kolanach Marinette, a ta sięgnęła po komórkę i odpisała na wiadomość. Potem skupiła się na Adrienie, wyczekując od niego odpowiedzi. Niekoniecznie w tym momencie chciał poddać się przesłuchaniu, ale musiał przyznać im rację — powinni znać prawdę.
— Razem z Arsem zwalczaliśmy zło — zaczął w ten sposób, ale zabrzmiało to idiotycznie. Nienawidził swoich słów i tego, jak próbował się usprawiedliwić przed innymi. Był żałosny. — Pierwszy rok poświęciliśmy na treningi, żebym był lepszym kotem. Kolejny rok spędziliśmy na pokonywaniu drobnych złodziejaszków. A ostatni spędziłem na poważniejszych akcjach.
— Takich jak wieszanie "drobnych złodziejaszków"? — zadrwił sobie Luka.
Marinette palnęła go w bok.
— No co? — oburzył się. — Ja mówię tylko prawdę. Nic w tym złego. Poza tym, w tym momencie, przez właśnie takie akcje, Adrien jest uznawany za okrutnego mściciela — podkreślił, ale nie musiał. Adrien doskonale zdawał sobie sprawę z opinii, jaka krążyła wokół postaci Czarnego Kota. Zyskał sławę, ale nie taką, o jakiej zawsze marzył.
— Masz rację — przyznał Luce. — Starałem się uciec od wszystkiego, co mnie spotkało. Czułem się winny. Zniszczyłem Miraculous Marinette, Miraculous Biedronki, moje życie okazało się jednym, wielkim kłamstwem, mój ojciec od początku stał za wszystkim, straciłem cały swój dom, a teraz błąkam się jak bezdomny kot po ulicach, szukając... czegoś — dokończył ciszej.
Mama Marinette położyła na jego ramieniu dłoń i uśmiechnęła się ciepło, aby go pocieszyć.
— Teraz już będzie dobrze — zapewniła go. — Poza tym porozmawialiśmy na poważnie z Marinette i doszliśmy do wniosku, że za sprawy od teraz biorą się dorośli, nie dzieci.
— Dokładnie! — potwierdził jej mąż z kuchni.
— Ale... — próbował zaprzeczyć Adrien, ale wtedy włączyła się Marinette:
— Powinniśmy od początku szukać wsparcia u dorosłych, nie działać na własną rękę.
Adrien spojrzał na swoje dłonie. Próżne mrzonki. Szukać wsparcia u dorosłych? W odległej rzeczywistości może i na to by przystanął, ale nie w tej. Była fałszywa, złudna. Przymknął oczy i, może z wyrzutami, ale rzekł:
— Gdybym szukał wsparcia w swoim ojcu, to przegralibyśmy, Mari. Od razu — podkreślił tak, aby dotarły do niej jego słowa.
Westchnęła.
— Może i tak, ale czy naprawdę dzieci powinny zajmować się ratowaniem świata?
Nie — odpowiedział sobie w myślach, nie znalazł sił, aby wypowiedzieć się na głos. Adrien dusił w sobie wiele, jeszcze jedna rzecz nic nie zmieni, a przynajmniej zaoszczędzi mu w wstydu. Nie powinni podnosić Miraculous tamtego dnia, nie powinni poznać Plagga i Tikki, bo to przeznaczenie należało się komuś innemu, doroślejszemu i bardziej odpowiedzialnym. Im wszystkiego zabrakło.
Bawili się w bohaterów i tu skończyli — gdzie Adrien bał się spojrzeć w lustro, a Marinette trzy lata dążyła do odnalezienia Adriena.
Postąpili głupio. Nieodpowiedzialnie. Jak dzieci.
— Marinette, to co teraz? — spytał ją cienkim, bezradnym głosem. — Przecież nie możemy wszystkiego porzucić! — chciał ją uświadomić, że to nie takie proste. — Wiem, że znowu planuję popełnić te same błędy, co lata temu, ale czy mamy inne wyjście?
Luka i Marinette po raz kolejny wymienili znaczące spojrzenia. Zastanawiał się, o czym teraz myślą, jak go postrzegają i na ile zamierzają mu pomóc w zakończeniu spraw. Czasem miał wrażenie, że był obcym wśród nich, że znalazł się tu tylko przez przypadek i zanim zdąży się zadomowić, odejdzie, bo to nie jest jego dom.
Drżał na samą myśl o kolejnym porzuceniu.
Nie, ani Marinette, ani jej rodzice nie zrobiliby mu tego.
— Adrien — zaczęła Marinette.
Położyła dłoń na jego ramieniu i posłała mu ciepły uśmiech, jakby dokładnie wiedziała, co w tej chwili go dręczy. Odwzajemnił miły gest, choć w głębi serca nadal miał wątpliwości. Męczyły go. Zachęcały, żeby w tej chwili rzucił się w stronę okna i uciekł przed wszystkimi problemami. Ale tu trzymała go Marinette, w czułym spojrzeniu, któremu nie umiał odmówić.
Nawet obecność Luki sprawiała, że czuł się inaczej. Już nie sam, bo wśród ludzi, którzy na niego czekali i którzy go uratowali, a nie tylko oni uczestniczyli w tym wielkim planie.
— Co... zrobiliście? — zapytał niepewnie, błądząc niepewnym wzrokiem po pokoju. Był pełen wątpliwości, które zżerały go od środka. Jakby chował w sobie nieustannie karmiącego się nim pasożyta, który nie zamierzał mu odpuścić.
Powoli musiał się go pozbywać, kawałek po kawałku, bo inaczej nie wiedział, jak sobie da radę.
— Oddałam innym Miraculous — wyznała wprost Marinette.
Serce jakby podskoczyło Adrienowi w miejscu.
Pierścień Czarnego Kota świecił się na palcu dziewczyny, a potem dostrzegł bransoletkę o kolorze morza na nadgarstku Luki.
— Rozdaliście je? — zdziwił się.
Marinette skinęła stanowczo głową.
— Dlaczego? — pytał dalej.
Oboje parsknęli śmiechem w tym samym czasie, a potem Luka krótko wyjaśnił:
— Ponieważ za twoich czasów byliśmy tylko pomocnikami Biedronki, teraz i my jesteśmy bohaterami. — Słowa Luki zabrzmiały prosto, za prosto jak na wyznanie, jakie właśnie złożył.
W ciągu tych trzech lat nie słyszał o żadnej aktywności ze strony jakiegokolwiek użytkownika Miraculous. Spodziewał się, że zaprzestali działalności, że wraz ze zniknięciem Władcy Ciem skończy się dla nich bycie bohaterem, a rozdział walki ze złem okaże tylko jednym epizodem w ich życiu. Więc dlaczego było inaczej?
— Pomagamy ludziom z ukrycia — dodał Luka na widok zdumionej miny Adriena. Wzruszył ramionami, po czym kontynuował: — Trzymam piecze nad tym, co się wydarza. Mogę się cofnąć w czasie, aby dać komuś drugą szansę. To wielki dar. Jak zmieniam ludzi z pomocą muzyki, tak moc Miraculous pozwalała mi szerzyć te zmiany na większą skalę.
Adrien zamilkł. Nie umiał odpowiedzieć Luce w żaden sposób, ale na szczęście Marinette się wtrąciła:
— Dojrzeliśmy do roli bohaterów, których potrzebowało to miasto. Postąpiliśmy od początku głupio. Mistrz Fu podjął złą decyzję, podarowując nam miraculous. Byliśmy tylko dziećmi, którzy nie sprostali mocy, jaką im dano. — Wzięła głębszy wdech, nim wypowiadała kolejne zdanie: — Ale dobrze się złożyło, że teraz przejęliśmy tę moc w pełni. Możemy być bohaterami, bez rozdźwięku, mediów i sławy. Tylko milczenie.
Założyła nogę na nogę i usiadła wygodnie na sofie. Luka wyjął gitarę z futerału i zagrał parę ponurych dźwięków, które pojawiały się naprzemian z szalejącymi nutami. Odzwierciedlały serce Adriena. Luka zawsze potrafił odnaleźć melodie dusz, ale po raz pierwszy odniósł wrażenie, że te dźwięki wypełniają go. Zmieniły jego postrzeganie na to, gdzie się znalazł i dlaczego.
Odchylił głowę do tyłu i oparł się o zagłówek fotela. Zamknął oczy, wsłuchując się w graną przez Lukę melodię. Brzmiała cudownie i jednocześnie przerażąco. Przywołała wspomnienia, które pragnął schować za drzwiami i nigdy ich stamtąd nie wypuszczać. Jednak one i tak prześlizgiwały się przez szpary, a gra na gitarze nasilała je w niechciany przez Adriena sposób.
Jednak zamiast poddać się lękom, zamknął oczy i krótko po tym, zasnął.
0 Comments:
Prześlij komentarz