[STO LAT] Ósma rocznica bloga i spotkanie głównych bohaterów - opowiadanie + crossover

"Osiem lat minęło jak jeden dzień" - mam ochotę śpiewać.

Kiedy 1 sierpnia 2013 roku założyłam mało Wam znanego bloga "Miłość silniejsza od śmierci" z bardzo oryginalnym i "pomysłowym" linkiem "https://nalufairytailxonepiece.blogspot.com" totalnie nie miałam pojęcia, że 8 lat później będę obchodzić rocznicę pisarstwa. Że w ogóle wytrwam osiem lat! Blog i opowiadanie to było nędzne połączenie uwielbianego przeze mnie Fairy Tail, One Piece'a i kilku innych historii. Ale od tego zaczęła się poważna przygoda, która trwa do dziś.

Okazało się, że kocham pisać. Odnalazłam intrygującą pasję, dzięki której mogę przelać swoje myśli, pomysły, najróżniejsze wyobrażenia na papier, mogę wtłoczyć je w coraz to nowe opowieści.

Myślałam, że pójdę na studia i z tym skończę. Myślałam, że zacznę pracować i zapomnę o pisarstwie. Myślałam, że pisarz to nie zawód i muszę wybrać bardziej realną ścieżkę kariery. Może i dalej nie jestem pisarzem (jeszcze xd), ale nie rezygnuję. Piszę, dokształcam się, tworzę, poprawiam, szukam nowych inspiracji, przeprowadzam research i nie przestaję.

A w tym wszystkim, jesteście WY! Dziękuję za podróż, którą ze mną odbywacie. Za każdy uśmiech, lajka, plusa, komentarz, miłe słowo, a przede wszystkim za czytanie. Książek jest wiele, sama mam miliony na "liście do przeczytania w swoim krótkim życiu", a mimo to ktoś myśli czytać opowiadania jakiejś Rolaki. Cudownie, że tu jesteście!

I wreszcie - mam nadzieję, że te osiem lat to dopiero początek. Wierzę, że to początek cudownej przygody i liczę, że dalej będziecie mi w niej towarzyszyć!

A w tej cudowny dzień zapraszam na crossover z wieloma postaciami z moich opowieści!

ROLAKA


"Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy" — Lucy zawiesiła transparent nad wejściem do sali gimnastycznej, którą wynajęli w szkole podstawowej w Kościńcu. Nie były to ich pieniądze, zresztą nie posługiwali się tutejszą walutą i mogli liczyć na dobre chęci ich przyjaciół. Dlatego przynajmniej w ramach wdzięczności razem z Natsu zabrali się za strojenie sali i posiłki.

Natsu zapalił na raz wszystkie świeczki na ogromnym torcie, złożonym z pięciu warstw, o smaku waniliowo—truskawkowym, układającym się w wysoką wieżę, na której szczycie włożyli największą ze świec.

Lucy, Lucy! — krzyknął Natsu, biegnąc w stronę dziewczyny.

Wszystko gotowe? — zapytała.

No jasne! Ale się napaliłem, ale się napaliłem! W końcu ich spotkamy, prawda? Serio, serio?

Uśmiechnęła się krzywo na widok zbyt entuzjastycznie podchodzącego do zbliżających się wydarzeń chłopaka, ale czy należało mu się dziwić. Na widok transparentu i zaproszenia, które otrzymali, aby uczcić ósme urodziny Rolaki, i jej serce drżało z podekscytowania.

Będzie cudownie — stwierdziła, dumnie przyglądając się swojemu dziełu. — Reszta przyjdzie za godzinę, ale zaraz mają się zjawić główni bohaterowie.

Natsu chwycił ją od tyłu, przełożył przez nią swoje ramię i rzekł potężnym głosem na całą salę:

To będzie największe wydarzenie w naszej historii! To znaczy, że spotkamy też swoje inne wersje?

Inne wersje? — Uniosła brew ze zdziwienia. — Ty głupi smoku, oczywiście, że nie. — Pstryknęła Natsu w czoło. — My jesteśmy sobą. Możemy stać się swoimi wersjami z innych opowieści.

To znaczy, że mogę być tak potężny jak w "Pogromcy smoków"? — spytał.

Wolałabym cię ze "Smoczego Królestwa", wyglądałeś wtedy o wiele lepiej w długich włosach — mruknęła pod nosem.

Długie włosy są niewygodne — skomentował. — Zresztą w "Pogromcy" sama je ścięłaś.

A czyja to wina?! To mój sposób na radzenie sobie z depresją i utratą ciebie.

He, he — zaśmiał się złośliwie i szturchnął ją w ramię. — Tęskniłaś za mną, co?

Na szybko zmieniła się swoją inną wersję, Lucy ze "Smoczego Królestwa" i oddała jeden cios prosto w bok Natsu. Chłopak poleciał kawałek, przetoczył się i na końcu zatrzymał przy ścianie, jęcząc bólu. Lucy machnęła dłonią i zmieniła się w siebie, zarzucając długie włosy do tyłu.

Do sali ktoś wszedł.

Czyżby przepychanki ukochanych? Może wyjdziemy i wrócimy tu z resztą?

Dziewczyna oparła się o ramię stojącego obok niej mężczyzny. Uśmiechnęła się złośliwie, a następnie puściła oczko w kierunku Lucy. Mężczyzna nie zareagował. Zamknął oczy i oparł się o ścianę.

Zostać pokonanym przez kobietę, jednym ciosem... — Westchnął mężczyzna. — Wstyd i hańba, ale czego innego mógłbym się spodziewać po waszej dwójce?

Pavor, żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, więc nie płacz, kiedy cię pokonam — ostatnie słowa wypowiedziała szeptem.

Pokonasz? Mnie? Sto lat treningów nie wystarczyłoby ci, żeby mnie zadrasnąć. Twoje ostatnie wyniki są co najmniej żałosne i nie widzę żadnych postępów w twojej sile fizycznej, Penelopo, więc musisz BARDZO się postarać, żeby mnie zadrasnąć. Jak tego dokonasz, pomyślę o nauczeniu cię czegokolwiek, żebyś mogła mnie pokonać — wygłosił pełen wykład poważnym tonem.

Tak, tak, przystojniaczku.

Założyła mu kosmyk jasnych włosów za ucho i uśmiechnęła szczerze. Kąciki ust Pavora uniosły się nieznacznie, ale nadal zauważalnie, co wychwyciła Lucy. Odwróciła się prędko, udając, że niczego nie widziała, ale nie potrafiła oszukać rumieńców, które pojawiły się na jej twarzy.

A myślałem, że to ja mam problem z wyrażaniem swoich uczuć — niepotrzebnie skomentował Natsu.

Lucy palnęła się w czoło, choć szczerze miała ochotę uderzyć tego idiotę.

Co? — Głos Pavora brzmiał jakby spadł gromem z nieba. — Czy...

Też podzielam twoje zdanie — zabrzmiał kolejny głos od strony wejścia. — Nie troszczysz się o Penelopę, jak należy.

Dziewczyna o długich, czarnych włosach wkroczyła wraz z przypiętym do smyczy szkieletem. Oczy miała puste, bez życia, choć na widok Penelopy jej blada twarz rozjaśniała. Po chwili pojawiły się nawet łzy, które wypłynęły i z oczu Penelopy.

Kornelia — wyszeptała dziewczyna.

Tak, to ja — odparła, a potem pociągnęła za sobą milczący szkielet. — A to mój sługa, bez spoilerów, ale zapraszam do przeczytania "Echo z zaświatów", kto zainteresowany.

Dostałaś swoją książkę?

Umarłam, więc niestety tak. — Podeszła do Penelopy i ujęła jej policzek. — A ty... — Zastanowiła się na moment nad pytaniem. — Co u ciebie?

Czuję się samotna — wyznała.

Ja też — przyznała i Kornelia.

Autorka jeszcze nie skończyła trzeciej części trylogii "Agonii Olimpu", więc muszę siedzieć w miejscu, gdzie skończyła się "Granica Olimpu".

Mi też nie dostarczyła zbyt dobrego zakończenia, ale… jestem. Tutaj. Dla ciebie.

Lucy nie umiała powstrzymać uśmiechu.

Podbiegła do dwójki dziewczyn i przytuliła je mocno, nadal nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Dzisiejszy dzień był jak sen, a dopiero się rozpoczynał.

Goście dopiero przybywali.

Rozległ się głośny stukot obcasa. Odbił się echem po całej sali, zrobiło się ciemniej. Serce Lucy i pozostałych zebranych podskoczyło ze strachu. Pavor przylgnął do ściany, pochwycony silnymi dreszczami. Penelopa objęła go w pasie. Wydął usta z gniewu, ale przyjął od niej ten miły gest.

Do pomieszczenia weszła kobieta — piękniejsza od wszystkich, które Lucy znała. Jej włosy jakby zatańczyły na wietrze. Sięgały jej aż po kostki. Twarz miała długą, pociągłą, o nienaturalnie gładkiej skórze i delikatnym spojrzeniu. Nosiła cienką suknię na ramiączkach, która odsłaniała większość jej idealnego ciała.

Stanęła przed Lucy i położyła na jej głowie swoją dłoń.

To zaszczyt was wszystkich spotkać — rzekła. — Mam na imię Eleanor, niektórzy mnie znają. Niestety, jeszcze nie dokończono mojej opowieści. Ale miło was wszystkich spotkać. Ach, poznać ludzi z innych światów i historii, to cudowne doświadczenie. Niepowtarzalne — mówiła gładkim, kuszącym głosem.

Lucy zarumieniła się na jej widok. Była za piękna, żeby uznać ją za człowieka.

Jestem bogiem — poprawiła Lucy, jakby czytała jej w myślach. — Choć niekoniecznie lubię do nich przynależeć.

Nie lubisz, ale mimo wszystko wspomniałaś o przynależności do nich. Nie próbuj zaprzeczać czemuś, co wcześniej potwierdziłaś, Eleanor. — Zza kobiety wyszedł dobrze umięśniony, wysoki an dwa metry mężczyzna, który nosił dziwne okulary, jak kujon, o grubych, czarnych oprawkach i dużych szkłach.

Harry, Harry. — Pokręciła głową. — Można zaprzeczać wszystkiemu, co się potwierdza. Można zaprzeczać swoim biologicznym rodzicom i wybrać tych, którzy cię adoptowali, kochali, ale potwierdzeniem jest, że to inni ludzie są twoja biologiczną rodziną.

Nie... Niemożliwe! — wykrzyczał kolejny gość. Wbiegł w podskokach do sali, jego płaszcz podskakiwał wraz ze szczupłym chłopakiem o radosnym spojrzeniu, wypełnionym nieokiełznaną ciekawością. — Jesteś bogiem? Boginią? — Wyjął notatnik z długopisem. — Eliot jestem.

Wiem — podsumowała Eleanor.

Wiesz? To znaczy, że masz jakieś moce telekinetyczne? Umiesz czytać ludziom w myślach? Na czym bazuje twoja moc? Czy jesteś nieśmiertelna? I jak to wszystko działa? Przepraszam, ale mam w tym momencie tak wiele pytań. Przecież to zaprzecza wszystkim znanym mi teoriom i... Barry, Barry, chodź tu, szybko! — zawołał za przyjacielem.

Barry westchnął ciężko, przewrócił oczami i niechętnie zbliżył do Eliota.

Tak? — zapytał zmęczonym głosem i chyba był zmęczony. Włosy zebrał niedbale w kuc, nie zapiął do końca spodni, a pod oczami miał duże sińce.

Nie sądzisz, że to wspaniałe? Mamy przed sobą boginię! Do tego przeżyła... Ile bogini ma lat, jeśli wolno zapytać?

Ponad tysiąc — odpowiedziała mu swobodnie Eleanor.

Widzisz, pani bogini ma tysiąc lat i może nam odpowiedzieć na MILIONY pytań!

Miliony? — zainteresował się nagle Barry. — Czy śmierć w dawnych czasach była łatwiejsza?

Śmierć, mój drogi, zawsze jest łatwa, to życie jest o wiele trudniejsze — odpowiedziała pełnym powagi tonem.

Wszyscy znieruchomieli na moment. Ale ciszę przerwał Barry:

Dziękuję. Była zawsze łatwa, to oczywiste. W naszym świecie, w "Baelu" o śmierci decyduje Rząd, wskaźnik morderstw wynosi w sumie zero. Zastanawiałem się więc, co to znaczy zabić kogoś. Czym jest morderstwo? Czy ludzie kiedyś po prostu wychodzili na ulicę, żeby kogoś zastrzelić?

A teraz nie możesz kogoś zastrzelić? — zapytała znowu na poważnie.

Barry, zaczynam się o ciebie martwić. Chyba mnie nie zabijesz, prawda? Wiesz, że cię bardzo kocham. Ale to tak bardzo! — wtrącił się jeszcze Eliot.

Tak, ja też cię kocham, więc spokojnie. Nigdy bym cię nie zabił.

Eliot odetchnął z ulgą.

A już się bałem, że usłyszę coś w stylu "jesteś ostatnią osobą, którą bym zabił".

Usłyszeli jednoczesne westchnięcie kilku osób.

Miło jest być żywym — dodała jeszcze Penelopa, a na jej słowa przystali Kornelia, Pavor i szkielet na uwięzi.

I chyba niedługo pojawi się jeszcze jedna osoba, która tak chciała by stwierdzić — rzekła łagodnym tonem Eleanor.

Kto? — zapytali równocześnie Natsu i Lucy. Popatrzyli na siebie i wzruszyli ramionami w tym samym momencie.

Mówisz o Anadeath i Tenshi? Chociaż one powiedziały, że nie przyjdą, bo minęło zbyt wiele lat i wszyscy o nich zapomnieli — przypomniał sobie nagle Eliot. — To kto?

Eleanor usiadła na jednym z plastikowych krzeseł. Założyła nogę na nogę, oparła się łokciem o krzesło i przechyliła na bok. Posłała wszystkim cudowny, ale jednocześnie zdradliwy uśmiech.

Nowi — wyjawiła tajemnicę.

Wszyscy zamilkli.

Wydawało się, że nawet wstrzymali oddech. Lucy pisnęła z radości jako pierwsza, przerywając ciszę. Eliot dołączył się do jej pisków przy niechętnym spojrzeniu Barry'ego. Kornelia i Penelopa przybiły sobie piątkę, a Natsu zionął ogniem, podpalając kilka papierowych żurawi, które spadły na podłogę w postaci popiołu. Harry stanął przy ścianie wraz z Pavorem i skinął głową z zadowoleniem.

A co Marinette i Adrienem? — przypomniała sobie jeszcze o nich Lucy. — Chyba też mieli przyjść?

Przybędą razem z innymi — potwierdziła Penelopa. — Ptaszki mi powiedziały, że Biedronka i Czarny Kot musieli znowu powstrzymać Władcę Ciem. No i Marinette z Adrienem wymyślili, że "muszą coś jeszcze załatwić".

Ej, jestem idiotą, ale nawet ja wiem, że Marinette to Biedronka, a Adrien to Czarny Kot — wtrącił się Natsu. — Oni chyba są większymi idiotami ode mnie, a to już wyczyn.

Dobra, nieważne! — podekscytował się Eliot. — Nowi bohaterowie? Kto? Co? Jaka książka? Kiedy? Muszę ich wypytać o szczegóły... To dlatego mamy imprezę w Kościńcu?

Eleanor potwierdziła zdecydowanym kiwnięciem.

Już są z nami.

Wskazała gładką jak jedwab dłonią w kierunku wejścia.

Stanęła w nich dwójka postaci. Kobieta ubrana była w długą spódnicę w stylu vintage, wraz z białą koszulą w plecionki z białej nici, na głowie miała założony kapelusz, na którym położono wianek z kwiatów. Była wysoka, ale wciąż niższa o głowę od mężczyzny stojącego obok niej. Budził zaufanie, miał ciepły uśmiech, którym uraczył wszystkich, ale po chwili jego wzrok i tak spoczął na stojącej obok kobiecie. Podał jej dłoń i pomógł przejść przez wysoki próg.

Miranda, ale proszę, nazywajcie mnie Mirą — przywitała się jako pierwsza, a potem zwróciła uwagę towarzyszowi, by zrobił podobnie.

Sam, choć moje pełne imię to Samuel. Nienawidzę go — podkreślił. — Miło was poznać. To naprawdę zaszczyt. Znam niewielu ludzi, a tym bardziej innych bohaterów. A jeszcze nie zostaliśmy opublikowani. To trochę dziwne, prawda? — zwrócił się do Miry.

Tak, tak, zdecydowanie. — Zaśmiała się słodko. — Jeszcze nie zostaliśmy wydani, więc troszkę nasze charaktery mogą ulec zmianie, ale chyba i tak... Warto nas poznać? — spytała.

Tak, tak, zapraszamy! — wykrzyczała Lucy, wskazując na wolne miejsca przy stole. — To cudowne, że tu jesteście.

Przyjaciele? Kochankowie? Czy na razie połączeni przypadkiem bądź więzami przeznaczenia ludzie, którzy muszą dokonać czegoś wielkiego? — spytał bez problemu Eliot.

Przyjaciele — odparła Mira.

Z dzieciństwa — dodał jeszcze Sam.

Ale i połączeni jakimś przeznaczeniem — zgodziła się i z tą częścią wypowiedzi Eliota.

Na pewno ludzie, którzy spotkali się po latach i już przed nimi pojawiły się pierwsze problemy — podsumował Sam. — I zdecydowanie nie jesteśmy nikim normalnym.

Ty na pewno nie. — Mira trąciła Sama w policzek. — Kłamczuch.

Uu, bolało, a Miranda Audra pełna szczerości — wypomniał jej.

Nie, po prostu nieufna.

Nie ufasz mi? — Udał, że bolą go jej słowa. — Dlaczego?

Właśnie... Dlaczego?

Rzuciła mu krótkie, złośliwie spojrzenie i wyszła w kierunku reszty bohaterów. Pochyliła się przed nimi, po czym rzekła:

Witam was wszystkich i wszystkiego najlepszego z okazji ósmej rocznicy.

Natsu wybiegł na środek. Rzucił cekiny w górę i wykrzyczał na całą salę:

NIECH IMPREZA SIĘ ZACZYNA!

Większość wybuchnęła śmiechem, Pavor z Harrym zachowali poważne miny, ale nawet i u nich Lucy dojrzała delikatny uśmieszek. Prawie się popłakała. Ludzie zebrali się w ósmą rocznicę, a kolejni bohaterowie docierali ze swych opowieści.

Mimo łez, mimo smutku, mimo trudnych chwil i ciężkich dni, okrutnego przeznaczenia i zwykłego przypadku, znaleźli się w jednym miejscu, gdzie mogli znowu się spotkać, wypić kielicha, zatańczyć razem i wspomnieć dobre chwile.

Nawet jeśli historia większości z nich nie znalazła jeszcze swojego zakończenia, Lucy patrzyła z nadzieją na nienapisane karty opowieści, wierząc, że pewnego dnia i na nich pojawi się: TO KONIEC.

A jej opowieść na pewno znajdowała się blisko swojego końca... Po ośmiu latach wędrówki.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!