Mówili, że do Murien Town zaglądają tylko ci,
którzy liczą na szybką śmierć albo szybki zarobek. Chodziły też pogłoski, że
prędzej czarny kot ci zajdzie drogę niż znajdziesz dobrą gospodę. Jednak i te
plotki ucichły, gdy zbliżali się do okraszonej złą reputacją granicy Fiore.
Panował tu nieprzyjemny chłód, który połączony z
ograniczonym dostępem do ciepłej gospody, sprawiał niechętnie odwiedzanego
regionu. Było ciemno. Chmury praktycznie nieustannie wisiały na niebie. Lucy
momentami zastanawiała się, dlaczego wcześniej nie słyszała bardziej
szczegółowych opowieści o Murier Town, ale odpowiedź sama się pojawiła.
Niewielu się tu zapuszczało, a tym bardziej
niewielu opuszczało to miejsce, więc brakowało podróżników, który rozpowiadaliby
o sławie miasta. Stąd trwało milczenie i im bliżej byli miasta, tym bardziej
Lucy je nienawidziła.
Na szczęście znaleźli gospodę. Rozsiedli się
przy jednym z wielu stołów.
Chudziutka jak patyk barmanka o pięknych,
długich warkoczach zwisających po jej plecach przyniosła im talerz gotowanych
bułek z sosem śmietanowo—czosnkowym.
Natsu burknął coś pod nosem, że brakuje w daniu
mięsa, ale Lucy zasadziła mu pod stołem porządnego kopa i dłużej nie odważył
się narzekać. Sama cieszyła się ciepłego, normalnego posiłku po godzinach
wędrówki, a do tego ceny były przystępne jak na tak daleko wysunięte obszary
Fiore. Nie mogli trafić lepiej.
— Dobre — skomentował Maury, zagryzając drugą z
bułek. Sos polał mu się po brodzie.
— Weź, ubrudziłeś się — fuknął Gray, po czym
wytarł chłopcu twarz. — Jak przyjdzie barmanka, podziękuj pani. Jasne? –
zwrócił mu jeszcze uwagę.
— Tak, tato!
— I się porządnie najedz, przed spaniem chcę
jeszcze z tobą poćwiczyć — dodała Erza, tę samą sentencję, którą Lucy słyszała
każdego wieczoru przed pójściem spać. Od momentu opuszczenia Bard Town
rozmawiała z chłopcem codziennie, za wszelką ceną chciała okiełznać jego moce.
Obawiała się ich, że powtórzy się sytuacja z rodzinnego miasta Maurego.
Lucy wierzyła w siłę treningów, ale prawda była
taka, że nikt wcześniej z Fairy Tail nie spotkał się z tak potężnymi mocami,
jakie posiadał Maury. Nie potrafili ich okiełznać, a tym bardziej nauczyć
chłopca je kontrolować. Nie znali natury sił i ich pochodzenia, ale Erza się
starała.
Pogłaskała Maurego po włosach, a potem dołożyła
mu bułeczkę od siebie. Uśmiechnęła się, ale był to uśmiech zmartwiony i pełen
troski, którą otaczała przygarniętego chłopca. Bała się o niego, każdej nocy
trzymała blisko siebie. I ze względu na to, by nikt go nie skrzywdził, ale i
dlaczego że dzięki temu on nikogo nie krzywdził.
— Erza, to nie kurczę — zwróciła jej uwagę Lucy,
kiedy Erza przysunęła się za blisko Maurego. — To duży chłopak. Daj mu czym
oddychać.
— Oj, przesadzasz, Lucy. — Machnęła ręką i żeby
coś jej udowodnić cmoknęła Maurego w czoło. — Trochę miłości nie zaszkodzi.
Poza tym Maury już się przyzwyczaił, że się tak do niego przykleiłam.
— Gray, na twoim miejscu byłbym zazdrosny —
wtrącił się Natsu, wydłubujący z talerza ostatnie okruszki bułek.
Gray warknął na przyjaciela. Zacisnął ze złości
pięść, ale nie rzucił się z nią na pogromcę smoków, jakby nie chciał dawać
Mauremu złego przykładu. Lucy nie pamiętała, by w ostatnich dniach w ogóle się
bili. To dobrze. Trochę wydorośleli, choć jeszcze nie cieszyła się za wcześnie.
— Mówiłem już ci, że to nie tak — powiedział
przez zaciśnięte zęby. — Ja i Erza nie jesteśmy razem.
— Dokładnie. — Erza skinęła zdecydowanie. —
Pewnie nam nie uwierzycie, ale naprawdę chcemy wychować Maurego i nic więcej.
To nasz syn, które wspólnie znaleźliśmy.
— ALE to nie znaczy, że nagle jesteśmy ze sobą —
potwierdził jej słowa Gray.
— Właśnie. Maury też to rozumie? — zwróciła się
do chłopca z pytaniem.
Oderwał się na moment od talerza. Posłał
wątpliwe spojrzenie Lucy, jakby liczył, że ta odpowie za niego. Jednak
niezręczna cisza trwała, a sam chłopiec zbladł od zmęczenia podróżą i
przebywania w chłodnym, wilgotnym terenie.
Erza nie zmusiła go do odpowiedzi. Przykryła
Maurego kocem, po czym odprowadziła do pokoju. Natsu podążył za nimi,
nieustannie narzekając, że może do jedzenia nadadzą się "stare
kapcie" Lucy, czyli suszone mięso, które z trudem dało się przegryźć.
Happy poleciał razem z nim.
Przez moment Lucy i Gray zostali sami, w
wyobcowanym milczeniu i poczuciu, że nie takie powinny być ich relacje. Wypili
po łyku soku marchewkowego na ciepło z odrobiną cynamonu i imbiru na
rozgrzanie, po czym odstawili szklanki w tym samym momencie, uderzając szkłem o
siebie. Rozległ się brzdęk, który zauważyła barmanka.
Podeszła do nich i zabrała naczynia, po czym
podała rachunek.
Gray zapłacił za wszystkich.
— O coś chciałeś zapytać? — zauważyła Lucy. — W
samotności. Kiedy ich nie ma — mówiąc "ich", miała na myśli Erzę i
Maurego.
Wziął z tacy resztę.
Przysunął ławę bliżej stołu, nie chcąc, aby głos
rozniósł się za bardzo po sali. Nie wiedzieli, kto ich podsłuchuje, a kto nie.
— Zabiłaś jego rodziców? — zapytał zaskakująco
wprost i bez żadnych emocji. Równie dobrze w ten sam sposób mógł zapytać o
pogodę.
— Nie. — Wzruszyła ramionami. — Zostawiłam ich
tam na śmierć. Zresztą, dokładnie tak jak wy.
— Tak, to prawda — przyznał jej rację. —
Myślisz, że nie rozmawialiśmy o tym z Erzą? Jasne, z początku odrzuciła ten
pomysł, ale potem... Potem... — Odetchnął ciężko. — Można prosić coś
mocniejszego? — poprosił przechodzącą barmankę.
Przyniosła im po kuflu ciepłego piwa z dodatkiem
jabłek i czarnej porzeczki. Na zimno smakowałoby wyśmienicie, ale podgrzane
traciło swoje walory, choć rozgrzewało i rozluźniało od wewnątrz, na co liczył
Gray.
— Skoro zostawiliśmy i innych w domach, to czym
różnili się rodzice Maurego. Uznałem, że sobie poradzą.
— Nie poradzą — uświadomiła go krótko Lucy.
— Nie?
— Nie — wyszeptała, przybliżając twarz w stronę
Graya. Wypiła kolejny łyk. — I wątpię, że ktokolwiek z mieszkańców będzie ich
tam szukał. Ale... Może nie rozmawiajmy o tym? — zaproponowała, dopijając
alkohol. Poprosiła o kolejny kufel.
Gray również zamówił drugie piwo, choć nie dopił
jeszcze pierwszego.
— Erza czuje się winna, a ja nie wiem, jak do
niej dotrzeć — mówił dalej Gray. — Sam czuję się źle. Ty wiesz, jak to... Jak
to... Tragiczne uczucie. Wiedzieć, że niewinny chłopiec uśpił całe miasto,
doprowadził do nędzy, śmierci i głodu setki, jak nie tysiące ludzi, i... —
Zacisnął powieki i odwrócił wzrok. Ból przemknął przez jego twarz, połączony z
wyrzutami sumienia, jakby to z jego winy doszło do tej tragedii. — Nie wiemy,
do czego on jest zdolny — wydusił z siebie w końcu.
Lucy położyła dłoń na jego i ścisnęła palce
Graya.
— Maury kontroluje swoją moc i emocje — wyznała
mu. — Maury kontroluje swoją moc i emocje — powtórzyła, jakby jeszcze miał
wątpliwości. — Gray, rozmawiałam z nim o rzeczach, o których nigdy wam nie
powie. To dojrzały dzieciak, który zna swoje granice. Jest silniejszy niż nam
się wydaje.
— Właśnie. Jest silniejszy niż nam się wydaje —
chwycił ją za słowo.
Lucy przewróciła oczami, a następnie uderzyła w
blat stołu.
— Na pewno strachem nie wychowasz go właściwie.
I na pewno nie trzymaniem pod kolejnym kloszem. Erza go zamyka, na dodatek ze
strachu o to, co on zrobił. Ale gdzie było całe miasto, kiedy to dziecko
cierpiało? Dlaczego Maury uśpił całe miasto, a nie tylko jego rodziców? Czy
kiedyś zadałeś sobie pytania, które mogą ci dać odpowiedzi na najgorsze
wątpliwości?
Otworzył usta, aby zostawić Lucy jakąkolwiek
odpowiedź, ale nie dał rady. Zacisnął usta wąską linijkę, po czym odszedł od
stołu, zostawiając na nim zamówiony drugi kufel.
Lucy najpierw wypiła swój, potem Graya, a na
końcu zamówiła jeszcze jedna kolejkę, mając przed oczami kobietę nalewającą z
beczułki piwa. Lucy się rozmarzyła. Może tak wykupi całą beczkę, upije się do
opadłego i nie wstanie do rana. Może zatopi smutki w tym słodkim alkoholu i
więcej nie będzie się niepotrzebnie martwić o innych?
Pokręciła głową z zażenowaniem.
O czym w ogóle myślała? Czy naprawdę jedna,
trudniejsza rozmowa doprowadzała ją do takiego stanu?
Parsknęła śmiechem.
Chyba tak.
Odchyliła głowę do tyłu i wypiła na jednym
wdechu pół kufla piwa, a potem z rumorem odstawiła je na drewniany stół.
Alkohol przeszedł przez jej gardło z nieokreśloną słodyczą, która przed moment
przebiła się przed gorycz, która później w nią uderzyła. Skrzywiła się z
niesmakiem, przeklinając piwo i to, że nadal je pije, bo wzięła kolejny łyk.
Skończyło się. Widok przed oczami miała
zamglony, wydawało jej się, że niewyraźnie sylwetki zmierzają ku niej, choć w
rzeczywistości mijały ją, niezainteresowane tym, co robi Lucy Heartfilia.
Brakowało dziewczynie uwagi innych. Czy naprawdę była zwyczajną plamą na
ścianie, której nikt nie zauważył?
Lucy pokręciła kilka razy głową. Rozbolała ją
potwornie od tych dynamicznych ruchów. Złapała się za nią, jęcząc. Chyba
poprosiła przechodzącego mężczyznę o pomoc, ale ten ją zignorował.
Głupek.
Mruknęła coś pod nosem. Sama niekoniecznie
zrozumiała co konkretnie, ale kilku gości popatrzyło się na nią krzywo.
A niech się gapią!
Nie mają, na co innego? Tylko na nią?
Choć w sumie jeszcze tak niedawno narzekała, że
nikt się nie interesuje.
— Głupota.
Przychyliła kufel, ale nic w nim już nie
znalazła. Nawet najmniejszej kropelki trunku.
— Jeszcze jeden! — krzyknęła do barmanki.
Kobieta zabrała od niej puste kufle, policzyła
pieniądze, które Lucy rozsypała po stole, po czym burknęła:
— Tyle, więcej ci nie dam.
Zabrała wyliczone kryształy i odeszła,
zabierając Lucy resztki nadziei.
Położyła się na drewnianym stole, po czym
westchnęła ciężko, zastanawiając się, dlaczego życie tak bardzo ją każe?
Żałowali jej nawet alkoholu! Co to za wielka przygoda bez alkoholu?
— Idiotka, haha — zaśmiał się ktoś obok niej.
Odwróciła się gwałtownie. Głowa zabolała ją tak
mocno, jakby ktoś walną ją z całej siły młotem w skroń. Skrzywiła się z bólu,
ale to właśnie on doprowadził ją do zmysłów. Zrozumiała, że się śmieją i
dokładnie z niej.
Uśmiechnęła się chytrze. Nie wiedzieli jeszcze,
co ich czeka — szczególnie mężczyzna w średnim wieku o długiej bronie,
brakujących dwóch zębach i długich, patyczkowatych nogach.
Wstała. Pierwsze kroki okazały się trudne —
chwiała się na prawo i na lewo, z trudem utrzymując równowagę. Uderzyła się o
kant jednego ze stołów. Podparła się o ławę i zakręciła ciałem, przysiadając
się do rozmawiających podróżnych. Jeden z chłopaków rzucił jej łapczywe
spojrzenie.
Wystawiła dwa palce i gwałtownie wbiła mu je w
gałki oczne. Chłopak zaryczał z bólu. Pozostali towarzysze wstali.
— Ty pijana dziwko! — ryknął przyjaciel
chłopaka, facet o najbardziej krzywym ryju, jaki w życiu widziała.
— Kto? — Rozejrzała się teatralnie, udając, że
nie wie, o kogo im chodzi. — Ja nie widzę tu żadnej dziwki.
Natarł na Lucy z pięścią. Odsunęła się na bok,
mężczyzna walną w stół. Podniosła się i niepewnie ruszyła w stronę brodatego,
którego wypatrzyła na samym początku. Zasadziła mu porządny cios w brodę — tak
że przeleciał przez stół i wylądował po przeciwległej stronie.
Złapała za kufel i zanim jego kolega zdążył oddać
cios, walnęła go w policzek. Dziewczyna jednego z nich pisnęła.
Lucy pochyliła się, jakby składała komuś pokłon.
Poczuła, jak jakiś niezidentyfikowany osobnik przelatuj przez nią.
Czyżby żaden z nich nie władał magią? Albo nie
chciał jej użyć?
Bez względu na powody, Lucy podskoczyła z
radości.
— Juren nauczyła mnie paru ciosów, a to
najtwardsza baba w całym Fiore! — krzyknęła, po czym zamachnęła się ręką.
Walnęła kogoś łokciem. Odwróciła się —
przypadkowy chłopak leżał na podłodze z obitą twarzą.
Kolejny facet wstał. Złapał ją w pasie i
podniósł. Oparła się nogami o ścianę, po czym gwałtownie odepchnęła. Zatoczyli
się oboje do tyłu. Lucy przydusiła faceta, a następnie walnęła go z główki.
Padł zemdlony.
Skoczyła.
— Lu...cy? — odezwał się sprzed niej niepewny
głos.
Zmrużyła oczy. Różowe włosy coś jej
przypominały, ale nie była pewna.
— Natsu? — upewniła się.
— Czy ty się właśnie z kimś bijesz? — pytał
dalej z niedowierzaniem.
— Ja? A skąd? — Machnęła ręką od niechcenia.
— Ty się upiłaś?
— Skąd taki pomysł?
Natsu zamarł na moment. Rozejrzał się po
pogromie, który Lucy za sobą zostawiła, i mężczyznach, który leżeli poobijani
po podłodze. Pokiwał głową i w końcu odparł:
— Wow! Dobra robota! — Poklepał Lucy po plecach.
— Jestem z ciebie dumny.
Zanim dotarło do niej w pełni, co właśnie Natsu powiedział, zasnęła.
0 Comments:
Prześlij komentarz