Siedząc w Chevrolet Chevelle III z 1972 roku Adrien tupał nogą o nieoryginalną wycieczkę, na której pozostały ślady błota z nocy sprzed kilku dni, kiedy to powiesił mężczyzn na linie przed sklepem Goralska Joaillerie. Co chwilę zerkał na siedzącą obok niego kobietę o ciężkim, pełnym wyrzutów sumienia spojrzeniu, która nie odezwała się ani razu odkąd wsiedli do środka.
Jechali w
nieznanym mu kierunku. Nie wysiadł. Uznał, że zaufa nieznajomej, szczególnie
biorąc pod uwagę to, że moment wcześniej uratowała go. Choć wolał, aby
powiedziała cokolwiek i nie trwała w tej nieznośnej ciszy. Mimo to sam nie
raczył burknąć nawet najmniejszego słówka. Siedział cicho jak mysz kościelna,
przecierając zabrudzone kocie rękawiczki, aż nagle samochód gwałtownie
zahamował.
Kobieta wysiadła
z Chevrolet Chevelle III z 1972 roku, otworzyła sobie parasolkę, znowu zaczęło
padać, a potem podążyła w kierunku małego salonu z ubraniami, do którego miała
klucze.
Adrien podążył za
nią. Przed zamknięciem drzwi, podziękował kierowcy. Ten odjechał, zostawiając
ich samych na deszczu.
Kobieta otworzyła
drzwi i wskazała dłonią, aby Adrien wszedł jako pierwszy do środka. Niechętnie,
ale zgodził się, wierząc w dobre zamiary nieznajomej.
Zamknęła za sobą
na klucz wejście, parasolkę odłożyła na wieszak, nie włączyła światła. Po
ciemku podążyła w kierunku wejścia do piwnicy. Dopiero tam zapaliła pierwsze
światło, żeby nie zabić się na wąskich schodach.
Zeszła niżej, a
zaraz za nią Adrien, który postanowił zasunąć za sobą wejście.
W piwnicy
znajdowała się szwalnia wraz pomieszczeniem do projektowania. Na ścianie na
półkach leżały ułożone kolorami wszelakie materiały, na spodzie ktoś postawił
szkicowniki, ołówki trzymał w zamkniętym pudełku. Stół był wysprzątany.
Kobieta zapaliła
wszystkie światła, tak że zrobiło się przerażająco jasno, jakby trwał dzień.
Adrien przysłonił
na moment oczy, aby powoli przyzwyczaić się do nowego naświetlenia. Kobiecie to
nie robiło najmniejszej różnicy. Usiadła przy stole, a potem założyła na niego
nogi, układając się wygodnie, bez wstydu i skrępowania. Czuła się jak u siebie.
— Cześć, koteczku
— w końcu się odezwała.
Ten głos
przywołał wiele wspomnień. Musiał zmierzyć się z nimi w krótkim czasie, ale to
i tak nie one stanowiły problem, a uczucia, które targnęły jego sercem w
moment. Podbiegł do kobiety i ścisnął ją z całych sił, podnosząc z krzesła.
Załkał.
— Marinette? —
spytał dla pewności.
— Tak koteczku?
Przytulił ją
jeszcze mocniej, tak aby więcej jej nie puszczać. Poczuł się znowu, jak głupi
nastolatek, który walczył z akumami Władcy Ciem, ramię w ramię z ukochaną
Biedronką. Ona zniknęła i teraz znów pojawiła się w jego życiu. I trzymał ją w
tych ramionach. Trzymał i... zdał sobie sprawę, co uczynił.
Szybko odskoczył
od dziewczyny, na co ta zareagowała śmiechem. Uśmiechnęła się słodko, ponętnie,
zakręciła laską w dłoni, a potem wróciła na swoje miejsce. Zdjęła maskę z
twarzy i odrzuciła ją na bok. Walnęła o ścianę.
— Trzy lata? Jak
to ten czas szybko mija, co nie? — zadrwiła sobie. — Normalnie pstrykniesz
palcem, a tu nagle się okazuje, że całe twoje życie wywraca się do góry nogami.
To się nazywa cud, a nie jakiś szczęśliwy traf, co nie? Nic nie powiesz,
Adrien? A może wielki mścicielu Paryża? — Zaśmiała się szyderczo.
Pokręciła głową
na boki i zamilkła, choć ten irytujący uśmieszek nie zszedł jej z twarzy.
— Marinette,
ja... — Zacisnął pięść z bezradności. — Ja...
— Popatrz tylko
na siebie. — Wstała, podeszła i złapała go w pasie. — Czym ty się żywisz?
Wyglądasz jak trup. Myślałam, że patrzę na ducha, a nie na Czarnego Kota.
Niech zgadnę:
dieta a la pizza i inne bezwartościowe jedzenie?
Zacisnął usta w
wąską linijkę.
Marinette odeszła
na bok, do kolejnego pomieszczenia. Nie było jej tylko chwilę, a wróciła z
jeszcze ciepłym crossaintem z francuską szynką i serem langres, do środka dodała
roszponki. Na stół postawiła również kubek z ciepłym mlekiem, do którego
wrzuciła dwie kostki czekolady.
Na drugim talerzu
z kolei leżał kawałek camemberta.
Adrien uwolnił
moc Czarnego Kota, Plagg wyskoczył z pierścienia i na widok ulubionego sera o
mało się nie popłakał. Nie widział, kto go przyniósł. Rzucił się na talerz ze
łzami, gryząc pierwszy kawałek ostrożnie, jakby obawiał się, że to jakaś
pułapka, ewentualnie sen.
Poczuł pierwsze
łzy. Adrien dotknął swoich policzków, po których spływały chłodne krople, pełne
ulgi i szczęścia, jakiego nie zaznał przez ostatnie trzy lata. Usiadł przy stole
i pierwsze napił się odrobiny mleka. Marinette zamieszała mu słodki napój, żeby
składniki się połączyły.
— Smacznego. Mam
nadzieję, że będzie dobre.
Wziął pierwszy
kęs. Smakował cudownie, jakby nigdy wcześniej nie jadł nic lepszego. Usta
wypełniła nuta nostalgii, wspólnych obiadów przy stole, rodzinnej atmosfery,
uśmiechów i szczęścia, których tak mocno zawsze pragnął.
— Adrien... —
Marinette pogładziła go po sterczących włosach. — Witaj w domu.
Przywitała go
przepięknym szerokim uśmiechem, w którym nie w sposób było się nie zakochać.
Adrien odsunął
się od stołu i wtulił mocno w dziewczynę. Krzyk zdusił w sobie, było mu wstyd
już za każdą łzę, którą wylał na jej przepiękną czerwoną sukienkę. Ale
Marinette zdawała się w ogóle tym nie przejmować. Odwzajemniła uścisk na tyle
mocno, na ile sama umiała. Aby go powitać najczulej, jak się tylko dało.
Dom.
Ciepło.
Normalny posiłek.
Czy naprawdę
żądał wiele przez te lata, że musiał na wszystko tak długo czekać?
— Już dobrze, już
dobrze, ci... — pocieszyła go.
— Jak ma być
"dobrze"? — wydusił z siebie. — Ja... straciłem wszystko. Nie mam
niczego. Jestem nazywany mścicielem.
— To już nie moja
wina — burknęła złośliwie.
Jej słowa
napełniły go wściekłością.
— Marinette,
dorosłem, stałem się prawdziwym bohaterem! — próbował ją uświadomić.
— Dla mnie zawsze
byłeś bohaterem. Uratowałeś mnie, nie dla tego, że nosiłeś ten strój, Adrien.
Byłeś Czarnym Kotem, towarzyszem Biedronki. Czy naprawdę robiłeś wszystko tylko
po to, żeby być "bohaterem"?
— Nie —
wyszeptał. — Ja... Tęskniłem. Ja nie wiem, co mam teraz robić?!
— Też nie wiem,
ale kiedyś ci powiedziałam, że jeśli będziesz potrzebował pomocy, będę przy
tobie. I jestem. Nie jako Biedronka, a jako zwyczajna Marinette, która ma
ochotę skopać tyłki wszystkim, którzy będą próbowali cię skrzywdzić. Adrien,
uwierz mi, nie zostałeś sam.
Zacisnął mocno
powieki. Naprawdę zasługiwał na to, żeby wykopała go na zewnątrz i zostawiła
jak bezdomnego kota. Ale zamiast tego, wzięła go jeszcze mocniej w swoje objęcie,
jakby przeczuwała, o czym myśli.
Nie dał rady
dłużej trzymać w sobie winy, tego uczucia, że zasługuje na najgorsze, i dał
ujście swoim emocjom w postaci łez. Plagg przerwał na moment jedzenie
camemberta i usiadł Adrienowi na głowie. Pogłaskał go po włosach.
— Przetrwaj to
młody, dasz radę — pocieszał go.
— Ja naprawdę nie
mam domu. Wszystko... Wszystko...
— Cii, już dobrze
— wyszeptała mu do ucha Marinette. Była taka ciepła.
— Ars ma swoją
rodzinę, mnie w niej nie potrzebuje.
— Mylisz się.
Gdybyś tylko mu pozwolił, otworzył się przed nim, to na pewno nie zamknąłby
przed tobą drzwi. Naprawdę ma tam dla ciebie pokój.
— Nie kłam —
wydusił z siebie.
— Nie kłamię, nie
mam powodu, głupi kocie. Oj, ty mały idioto. Ile strachu mi napędziłeś,
głuptasie. Trzy lata, nie mogłeś zniknąć na dłużej. I jeszcze ten cały
"mściciel"... Tylko tak mogłam przykuć twoją uwagę.
— Co? — Odsunął
się ze zdziwienia. — O czym ty...
Zaśmiała się
słodko.
— Oj, ty mój
głupi kotku. — Trąciła go po nosie. — To ty nadal nic nie wiesz. Kim była
kobieta z Chevrolet Chevelle III z 1972 roku?
Założyła
Adrienowi włosy za ucho, po czym puściła go i oddaliła się. Zrzuciła wysokie
kozaki i przeszła boso po zimnej podłodze, aż usiadła z powrotem na krześle.
Nogi znów wyłożyła na stół, tym razem bose.
Jej nogi się
wydłużyły, nabrała kobiecych kształtów, które sukienka podkreślała w cudownie
kuszący sposób. Twarz stała się pociągła, policzki nadal miała wypełnione, ale
w oczach pojawił się dziwnie władczy blask, który nigdy wcześniej nie widział.
I ten pięknie upięty kok. Pasował jej. Do rysów twarzy i do sukienki.
Adrien poczuł, że
robi mu się gorąco. Udał, że to płacz, więc przetarł oczy i dokończył
crossainta i mleko, które zdążyło już wystygnąć.
— Dlaczego
zatrudniłaś tamtych złodziejaszków? — zapytał, przykuwając swoją uwagę na inny
temat. Ale jak Marinette dorosła. Spodziewał się wiele, ale ujrzeć kobietę po
trzech latach. Minęły tylko trzy lata, nie dziesięć!
— Żeby przykuć
twoją uwagę i Arsa. Wiedziałam o pokazie mody, który organizował twój ojciec.
Dostałam informację, że zostałeś zaproszony, ale zaproszenie przejęłam.
Przygotowałam wszystko dla ciebie, żebyś był czujny i czekałam. Wejście miałam
świetne, prawda?
— Najlepsze, moja
pani — odpowiedział złośliwie.
— Oj, mój
koteczku, nie nauczyłeś się jeszcze, że ze mną nie należy się bawić?
— Zapomniałem po
trzech latach. — Puścił oczko w jej stronę. Bawił się z Marinette, ale wciąż
był świadomy tego, jak poważną rozmowę powinni odbyć. Trzy lata wiele zmieniły
i nic, co było, już nie powróci. —Mari... Co się wydarzyło przez te trzy lata? —
zapytał poważnym tonem.
Westchnęła
głęboko.
— Jak już dobrze
wiesz, cała twoja rodzina zniknęła, majątek przepadł, a na samym końcu powstało
miliard teorii na ten temat. Policja ostatnimi czasy zaniedbała was, bo były
poważniejsze sprawy. Dla przykładu: mściwe ataki Czarnego Kota.
Adrien
posmutniał. Nawet przez jego samego zapomnieli o nim. Jaka ironia i głupota,
ale chyba musiał się do tego przyzwyczaić.
— Tiki straciła
większość mocy, ale żyje. Ciągle przebywa na spoczynku, więc Biedronka
oficjalnie już nie istnieje, została tylko nudna Marinette Dupain—Cheng.
— Nigdy nie
uważałem cię za nudną — wtrącił się Adrien.
— A ja tak! —
dodał od siebie Plagg.
— Zjadłeś
camembert i już wróciły ci dowcipy, ty głupi kocie? — Trzepnął przyjaciela po
główce. — Albo jeszcze za mało zjadłeś, żeby zmądrzeć.
Plagg pokazał mu
w odpowiedzi język. Marinette parsknęła śmiechem na widok przekomarzanek tej
dwójki.
— Ech, od razu
lepiej — odparła, kiedy Plagg zabrał się za kolejne kawałki camemberta. — A
wracając do tematu, tak, nudna Marinette wygrała. Postanowiłam skupić się na
nauce, projektowaniu i szukaniu ciebie. Chyba domyślasz się, że to ostatnie
było najtrudniejsze.
— Nie wątpię —
burknął.
— W sumie
zniknąłeś bez śladu na dwa lata. Zero informacji, aż tu nagle wraca mściciel.
Zauważyłam, że często zapobiegasz atakom, aniżeli pozwalasz sprawcom na
dokonanie zbrodni, więc z pomocą kilku osób zatrudniłam opryszków, dałam im
miraculous pawia, oczywiście podróbkę, i resztę w sumie znasz Jakieś pytania?
— A co u innych?
— Oj, wkrótce się
dowiesz. — Posłała mu oczko. — Za dużo wrażeń na jeden wieczór to zły znak.
Potrzebujesz odpocząć. To co? Do mojego pokoju? Nawet odstąpię ci łóżko, jak
zechcesz. Spałeś na jakimś przez ostatnie lata?
— Koty — znalazł
na szybko powód, dla którego nie mógł wrócić z Marinette.
— Tak, cała
kociarnia w twoich podziemiach. Spokojnie, już się nimi zajęli.
— Kto?
— Może Fantomas? —
wspomniała fikcyjnego złodzieja obrazów.
Adrien opadł na
stół, tuż obok talerza, który osunął jeszcze dalej, żeby włosy nie wpadły do
środka. Czuł się zmęczony. Tak bardzo, że nie miał sił nawet pojechać do łóżka,
które zaoferowała mu Marinette. Było to dla niego zbyt wiele. Stół od jakiegoś
czasu stał się dla niego dobrym miejscem do spania, więc mimowolnie zamknął
oczy. Jednak tym razem nie miał ochoty zasypiać, gdy ktoś bliski siedział obok
niego.
Marinette wstała.
Zdjęła z wieszaka kremowy płaszcz, lubił jego krój, a potem przykryła nim
Adriena.
— Miłych snów,
kotku. — Pocałowała go w policzek i zasnął.
0 Comments:
Prześlij komentarz