[Faux pas] Rozdział 36

 

Obudził się pół godziny przed planowanym spotkaniem z Arsem.

Plagg jeszcze spał na poduszce obok Adriena. Nie zamierzał budzić przyjaciela przed przybyciem Arsa. Od kilku miesięcy karmił kwami zupkami chińskimi i zwykłym serem gouda po promocji, nigdy ukochanym camembertem. Póki co nie było go na niego stać, ale Adrien obiecał sobie, że jak wszystko się w końcu ułoży, zapewni Plaggowi wszystko to, co najlepsze.

Uśmiechnął się ciepło w kierunku przyjaciela, jedynego, jaki mu pozostał, i wstał.

Przeciągnął się. Jednak spanie w pozycji siedzącej to nie najlepsze rozwiązanie. Znów bolało go wszystko i tym razem przeciąganie niewiele pomogło, dlatego doczłapał do lodówki i wyjął jedno piwko, kawałek pizzy z dnia poprzedniego i jedną marchewkę. Ars go zapewniał, że jedzenie warzyw to podstawa, a przynajmniej tak mu ciągle powtarzała żona.

Adrien na stojąco zjadł zimną pizzę, popijając ją piwem, a na koniec zostawił marchewkę, którą zaczął chrupać dopiero, gdy usłyszał dobiegające z góry kroki.

— Warzywa to podstawa! — krzyknął już przy wejściu Ars, a następnie potknął się o pierwszy stopień i zsunął na pośladkach aż na sam dół. Skrzywił się z bólu i z zawodu. — Powinienem zrobić salto — powiedział sam do siebie.

— Cześć — mruknął Adrien.

Kilka kotów miauknęło na widok Arsa, inne zostały przy Adrienie, czekając na poranny posiłek. Nalał im wody do miski, a do drugiej nasypał obiecanej karmy. Kuwetę wyczyścił po zjedzeniu marchewki.

— Szykuje się wielka akcja — ogłosił Ars, zresztą jak zawsze. Dla niego wszystkie akcje były "wielkie", dlatego Adrien nie liczył na wiele.

Ars rozłożył plany budynku na stole. Podparł je zupkami chińskimi z czterech stron, a potem zaznaczył czerwonym mazakiem punkt w środku budynku. Narysował jeszcze kółko, a potem okręcił się podekscytowany kolejną akcją. Posłał Adrienowi cudowny, szeroki uśmiech, ale chłopak nie odpowiedział tym samym entuzjazmem.

Oparł się o ścianę i tylko westchnął, choć w jego oczach zbierały się kolejne łzy.

— Hej, hej, co się dzieje? — spytał go Ars. — Nie mów, że masz... — umilkł na moment. Pokręcił głową i stanął przed Adrienem. Poklepał go po ramieniu. — Wybacz, przepraszam, czasami nie myślę. Mam żonę, dziecko, a ekscytuję się jak idiota. Ale... Ta misja... Adrien, to pokaz mody, na którym ma być twój ojciec.

— Ojciec? — powtórzył po przyjacielu.

W pierwszej chwili wydawało mu się nieprawdopodobne, aby niesławny Gabriel Agreste pojawił się trzy lata po zniknięciu i to jeszcze na pokazie mody. Ale potem wydało mu się to prawdopodobne. Nie jako ojciec, nie jako Gabriel Agreste, a jako Władca Ciem.

— Wznawia działalność przestępczą? — zadrwił sobie Adrien.

— Bardzo możliwe — zgodził się Ars. — Ostatnio w Paryżu wzrosła aktywność akum, choć bohaterowie radzą sobie całkiem nieźle.

— A Biedronka? — wtrącił się w wypowiedź mężczyzny.

Pokręcił głową.

— Marinette odeszła od tego, pracuje po szkole jako projektant mody dla małego sklepu w Paryżu — wyjaśnił mu Ars.

— Dobrze — nie wysilił się na bardziej szczegółową odpowiedź. Tak jak sam nie odważył się odwiedzić dziewczyny przez ostatnie trzy lata. Liczył, że ma się dobrze. Może spotyka się z Luką, robi dla zespołu kostiumy, a potem zajmuje się dodatkową pracą.

Wyobraził sobie jej uśmiech po latach. Nadal był blaskiem w jego myślach, który wciąż utrzymywał go przy zdrowych zmysłach. Wiele by oddał, aby chociaż raz spotkać ją przed piekarnią i zapytać, jak się ma. Ciekawe, jak by go przyjęła. Czy zatrzasnęłaby drzwi, jak zasługiwał, czy może wpuściłaby go do środku, na co nie zasługiwał?

Żaden ze scenariuszy go nie satysfakcjonował. Pragnął jednego uścisku z jej strony, obietnicy, że wszystko będzie w porządku, a jednak wciąż tkwił w tej ciemniejszej stronie pokoju, kiedy ona patrzyła na światło nocy z balkonu. Należeli do dwóch różnych światów i póki co nic nie zamierzało ulec zmianie.

— Ona... — zaczął niepewnie Ars. — Na pewno nie wyrzuciłaby cię, gdybyś się pojawił. Jak chcesz...

— Nie — odparł szybko. — Może... — Przetarł twarz i pociągnął nosem. Czuł, jakby serce miało zaraz rozerwać się na tysiące kawałków. — Może zostawmy to za sobą i skupmy się na misji?

— Jasne. — Ars przewrócił oczami. — Misja. Adrien... Ile jeszcze tak wytrwasz?

— Niewiele, ale póki mam ciebie, Plagga i misję, to jakoś dam radę — skłamał. Nie dawał już rady, ale nie miał odwagi powiedzieć tego na głos. Prosił, żeby ktoś usłyszał jego myśli i zmienił mu życie, ale zamiast tego Ars kontynuował:

— Najlepiej będzie, jeśli ustalimy konkretny plan działania. Tym razem to nie będzie proste.

Wyłożył teczkę ze zdjęciami. Projekty przedstawiały stroje w kolory i wzory pawia, a wszystkie modelki miały nosić tę samą broszkę, która pierwotnie należała go jego matki, do nosicielki miraculous pawia.

Adrien dotknął palcem jednej z broszek i westchnął ciężko. Tyle cierpienia dla paru ozdób.

— I nie tylko to — dodał Ars. — Planują ekskluzywny, zamknięty pokaz mody w podziemiu budynku. Tylko parę osób zostało zaproszonych. Pokaz ma trwać godzinę, więc niewiele. Musimy się zgrać w czasie.

— I co tym razem? Jaka tym razem akcja "mściciela"? — zadrwił ze swojego przydomku.

— Chyba napaść na niewinny pokaz mocy — zażartował sobie Ars.

Niestety to nie był żart. Tak to wyglądało z boku i w rzeczywistości.

— To co mam zrobić? — kontynuował pytania.

— Musisz czekać. Zakradniesz się tam, poczekasz, rozejrzysz, zauważysz coś podejrzanego, atakujesz. Nauczyłem cię, czego tylko mogłem i możesz zwyciężyć, Adrien.

Zadrżał.

— Co "zwyciężyć"?

Ars zamarł. Walczyli o prawdę, o przyszłość, ale czym było dla nich zwycięstwo czy przegrana? Żaden z nich nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie. A najgorsze było to, że nie wiedzieli, do czego tak naprawdę dążą. Tak ścieżka wydawała się ciągnąć bez końca, a jeśli nawet ten koniec gdzieś widzieli, wydawał się on bez znaczenia.

— Młody, zwyciężyć z przeznaczeniem — wyszeptał nagle Plagg. Podniósł się i zawisł między Adrieniem a Arsem. — Nie chcę cię straszyć, ani siebie. To głupie, ale... Zbyt długo żyję. I czasami sobie myślę, że warto się w końcu pożegnać.

— Nie możesz! — wrzasnął Ars.

— Młodzi i głupi. — Pokręcił pyszczkiem. — Myślicie, że co? Że znowu dam się zamknąć w pudle, patrzeć z góry na życie i śmierć tych, których kocham. Pozwolić, żeby kolejny Czarny Kot oddał pierścień? Żeby nie móc nic, aby uratować przyjaciela? Kiedyś każdy musi się pożegnać, a ja chcę, zanim to nastąpi zjeść camemberta, napić się najpyszniejszego mleka na świecie i zobaczyć uśmiech na twarzy mojego przyjaciela.

— Plagg... — mruknął Ars. Ujął kwami i przytulił kota do siebie. — Kocham cię.

— Ja ciebie też, młody, i ciebie też, młodszy młody — zwrócił się do Adriena.

Przytulił się do Arsa i Plagga. Trwali w ten sposób przez chwilę, a potem odsunęli się zażenowani tą sceną.

— Trzy dorosłe chłopy, a jak dzieci — skomentował złośliwie Plagg. — Realizujcie ten głupi plan i dajcie czadu. Jeśli to ma się skończyć, to tylko z fajerwerkami!

Ars parsknął śmiechem.

— To jest przeznaczenie Czarnego Kota. Tam, gdzie my, tam same kłopoty — zażartował.

— Dokładnie — zgodził się Adrien, a potem podjął resztę notatek Arsa. — Zaczynamy w przyszłą sobotę — potwierdził. — Do tego czasu zbieraj informację, a ja się przygotuję. Może się wcześniej rozejrzę.

— OK — zgodził się Ars. — Ale uważaj, bo ta kobieta cię obserwuje.

— Tym razem nie... zrobię niczego głupiego — obiecał, ale wątpił, ze zdoła dotrzymać w pełni słowa. Nie po tym, jak Ars wspomniał Marinette. Nie kiedy jego serce było w rozsypce po tak długim rozstaniu i kiedy pragnął je czymś wypełnić. — Marinette — wypowiedział imię dziewczyny z tęsknotą.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:
Znajdziesz mnie tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!