To on
był głównym bohaterem.
Nie
tajemnicza kobieta z Chevrolet Chevelle III z 1972 roku, o miękkim, podejrzanym
głosie, który w pierwszej chwili wydał mu się nieznajomy.
Nie dwójka złodziei, których imion nie zamierzał zapamiętać.
I na
pewno nie Ella Bustier, której jeszcze za dobrze nie poznał, ale już nie lubił.
Kobieta wydawała się wścibska, a skoro przykuł jej uwagę, to mógł być pewien,
że jeszcze będzie chciała mu przeszkodzić w jego planach.
To on
był głównym bohaterem — Czarnym Kotem, dawnym Adrienem Agrestem, a dziś
wygnańcem, bez domu, rodziny, przyjaciół i perspektyw na lepszą przyszłość.
W
ciasnym kombinezonie Czarnego Kota zeskoczył do skrytego w mroku zaułka.
Zakręcił ogonem i rozejrzał się po tych samych, dobrze znanych kamienicach,
które skrywały w sobie pleśń i błąkające się po śmietnikach zwierzęta.
Jak
na ironię, w tym i jego.
Adrien
usiadł obok jednego z bezdomnych kotów, przepięknego dachowca o szarawym furze.
Wyjął ze śmietnika kawałek wyrzuconego mięska i podłożył je pod pyszczek
zwierzęcia. Kotem zaczął zajadać się posiłkiem. Adrien zaśmiał się słodko.
Pogłaskał kota. Odpowiedział mu przyjemnym mruczeniem.
— Też
jesteś sam? — podjął rozmowę z kotem.
Zamiauczał.
Adrien również mruknął, chcąc przypodobać się nowemu przyjacielowi. Ten
wskoczył na jego kolana i ułożył się w kłębek, choć Adrien przygotował jeszcze
kilka kawałków mięska.
Uśmiechnął
się cieplej. Położył dłoń na kocie i pogłaskał go, czując niewyobrażalne
ciepło, którego mu brakowało od dłuższego czasu.
Wstał,
zabierając ze sobą nowego towarzysza, po czym otworzył drzwi od starej piwnicy.
Zamknął za sobą wejście, nie zapalił światła. Dzięki swoim kocim zmysłom
widział wystarczająco dobrze w ciemnościach. Przemierzył pustą przestrzeń
pomieszczenia, aż dotarł do kolejnych, żelaznych drzwi, które były zamknięte na
zamek i ciężki łańcuch. Nikt ich nie ruszał od lat — nawet żebracy w takich
miejscach się nie gromadzili. Krążyły różne legendy o tym miejscu, zaczynając
od tych o duchach, a kończąc na tym, że grupa mafijna zabijała tu swoje ofiary.
Niezależnie od powodu, dzięki takim plotkom było tu spokojnie.
Ręka
Adriena powędrowała mu włącznikowi do światła. Nacisnął przycisk, ale zamiast
światła, otworzyło się przejście pod matą. Odsunął ją, puścił kota, żeby jako
pierwszy zszedł niżej, a na kocu zasunął klapę i podążył za zwierzęciem.
—
Kolejna przybłęda? — spytał Ars, przeskakując z suchą karmą między dziesięcioma
kotami. Rozdysponował ją do kilku pojemników.
—
Nie... umiem się powstrzymać — dał radę tylko w ten sposób odpowiedzieć.
Zdjął
rękawice i rzucił je na metalowy blat. Czekała na niego gorąca herbata, dopiero
co zaparzona. Napił się odrobinę, a potem schrupał kilka ciasteczek, choć
marzył mu się porządny posiłek — z warzywami, jakąś rybką i w towarzystwie
innych. W tych podziemiach było za zimno i za wilgotno dla niego. Nie pomagało
nawet to, że otaczał się towarzystwem zwierząt.
— Jak
tam? Misja udana?
Adrien
wyjął z kieszeni zabrany złodziejom przedmiot i rzucił na blat. Była to broszka
w kształcie pawich piór. Ars podjął przedmiot, obejrzał ze wszystkich stron i
zwrócił Adrienowi, mówiąc:
—
Podróbka.
—
Wiem — zgodził się Adrien. — Dostali to od jakiejś kobiety. Zleciła im zadanie,
żeby obrabować sklep i zabrać z niego jakiś kamień czy wisiorek. Podobno mieli
wiedzieć który.
—
Chciała, żebyś to znalazł — doszedł do szybkiego wniosku Ars.
— To
też wiem. — Przetarł bladą twarz. — Jestem zmęczony.
I
wyglądał na zmęczonego. Pod maską kryła się sina od niewyspania twarz. Dawno
zatracił dawny rytm dnia, głównie spał w dzień, w nocy działał. Rzadko też
wychodził z ukrycia przed zajściem słońca. Za jasne dni były dla niego
niebezpieczne. Ktoś mógł go rozpoznać. Niezależnie od wszystkiego, nadal
przypominał siebie, sławnego Adriena Agresa. Jasne włosy urosły o kilka
centymetrów, ale utrzymywał stałą fryzurę. Urósł trochę, jak przystało na
normalnego chłopaka. Zmienił się głównie z twarzy. Rysy wyostrzały, zatracając
ten chłopięcy blask. Wyglądał poważniejszej, co zauważył i Ars:
—
Masz osiemnaście, nie czterdzieści. Weź się uśmiechnij, albo odpocznij.
— Mam
po prostu... — Załamał ręce. — Dość. Mój ojciec zaginął. Myślałem, że uda mi
się do niego dotrzeć, ale ta kobieta i brożka... Ona musi o wszystkim wiedzieć.
O Miraculous. Tylko dlaczego pojawiła się teraz? Dlaczego ja? Kim jest?
Dlaczego mi w ogóle zostawiła tę brożkę? Czy... — zamilknął.
Ars
przyklęknął przed Adrienem. Złapał za jego twarz i kazał spojrzeć sobie w oczy.
Adrien starał się wyrwać, ale mężczyzna go nie puścił. Co więcej, powtórzył:
—
Spójrz mi w oczy.
Więc
Adrien spojrzał. Nic niezwykłego z nich nie znalazł.
—
Przestań zadawać pytania. Szukaj odpowiedzi, wskazówek, prawdy. Dobrze wiesz,
że trzy lata temu przez zbytnie myślenie odrzuciłeś pomysł, że twój ojciec jest
Władcą Ciem.
— Nie
musiałeś mi tego przypominać. — Westchnął. — Poza tym wtedy, to co innego.
Dobrze o tym wiesz.
—
Wiem i dlatego chcę cię powstrzymać przed popełnianiem tych samych błędów, co
wtedy.
Pogłaskał
Adriena po głowie i odszedł. Wysypał resztę karmy dla kotów, a potem przecisnął
się między zwierzakami w kierunku porannej gazety. Podniósł ją i pokazał
Adrienowi pierwszą stronę.
"Mściciel
znów powraca" — głosił tytuł. "Czy dawny obrońca Paryża stał się
mściwym, ulicznym egzekutorem?" — tak brzmiał napis pod zdjęciem
powieszonych na linie złodziei.
Zdjęcie
zostało zrobione nad ranem, jeszcze przed przybyciem policji, a krótko po
odkryciu mężczyzn przez Ellę Bustier.
Adrien
opadł na fotel ze zmęczenia. Schował twarz za dłońmi, nie chcąc, aby ktokolwiek
w tej chwili na niego patrzył. Wstydził się zdjęcia — tego, że ludzie nazywają
go egzekutorem, mścicielem, że niszczą wizerunek Kota, nie biorąc pod uwagę, co
naprawdę może nim kierować. Jednak przede wszystkim było mu wstyd przed ludźmi,
bo mieli rację.
— Oj,
nie dołuj się — zagadnął go Ars. — Adrien, jestem z ciebie dumy. Robisz, co do
ciebie należy, kiedy policja ma założone ręce. Jesteś bohaterem. Postępujesz,
jak należy. NIGDY nie przekroczyłeś granicy.
—
Ale... To mnie nie usprawiedliwia.
—
Usprawiedliwienia szukają tylko ci, którzy źle postąpili. Nie ty, Adrien. A
ludzie zawsze będą cię oceniać, niezależnie od wszystkiego. — Poklepał Adriena
po ramieniu. — Połóż się, chłopcze. Wyśpij. Wieczorem ustalimy dalej plan
działania. A ja wracam do rodzinki, mały pewnie się stęsknił po nocnej zmianie
tatusia, a żona chyba już szykuje jeden z tysiąca sposobów, jak mnie zabić.
Puścił
Adrienowi oczko, a następnie wyszedł z podziemia, zatrzaskując klapę od piwnicy.
Zrobiło
się cicho.
Adrien
opadł z sił. Uderzył policzkiem o znajdującą się na blacie poduszkę dla jednego
z kotów, a potem cofnął moc Czarnego Kota. Plagg wysunął się z pierścienia i,
nie zamieniając ani jednego słowa z Adrienem, padł na futro jednego z kotów, by
następnie zasnąć.
Adrien
miał ochotę zrobić podobnie, ale nie dał rady. Oczy przymykały się i otwierały,
kiedy patrzył na siedzącą przed nim gromadę słodkich kotów. Miał ochotę
wyściskać wszystkie po kolei, ale nie znalazł sił, aby choćby ruszyć palcem.
Jedyne, co dał radę zrobić, to się rozpłakać.
Nikt
go nie słyszał, nikt nie widział jego łez, bo został sam, ukrywając się w jakiś
głupich podziemiach, z małą lodówką w kącie, starą, ale na szczęście
działającą, toaletą, mikrofalówką i materacem, do którego ani razu nie doszedł
od kilku tygodni.
Lampa
kiwała się na suficie, czasami gasnąc, bo przecież żarówka nie działała
właściwie. Nowe żarówki nie pasowały do starych instalacji, a tylko taką Ars mu
załatwił.
—
Plagg? — spróbował obudzić przyjaciela.
Kwami
podniósł niepewnie jedno oko.
— Co?
— burknął wściekle. — Już idziemy na misję, czy może...
W tym
momencie dojrzał łzy Adriena. Mimo braku sił, zawisnął w powietrzu i podleciał
do przyjaciela. Położył się obok niego. Łapką pogładził mu włosy i spytał:
—
Może wrócimy do domu?
Adrien
zacisnął powieki i załkał.
—
Plagg, ja już nie mam domu — wydusił z siebie, błądząc myślami wśród dawnych
wspomnień — wspólnych posiłków, wypadów do szkoły, wyjść z przyjaciółmi,
przemian w Czarnego Kota i wspólnego ratowania Paryża wraz z Biedronką.
Oddałby
wszystko, żeby te dni powróciły, ale wiedział, że nic nie przywróci mu domu i
szczęścia.
0 Comments:
Prześlij komentarz