[Faux pas] Rozdział 35

To on był głównym bohaterem.

Nie tajemnicza kobieta z Chevrolet Chevelle III z 1972 roku, o miękkim, podejrzanym głosie, który w pierwszej chwili wydał mu się nieznajomy.

Nie dwójka złodziei, których imion nie zamierzał zapamiętać.

I na pewno nie Ella Bustier, której jeszcze za dobrze nie poznał, ale już nie lubił. Kobieta wydawała się wścibska, a skoro przykuł jej uwagę, to mógł być pewien, że jeszcze będzie chciała mu przeszkodzić w jego planach.

To on był głównym bohaterem — Czarnym Kotem, dawnym Adrienem Agrestem, a dziś wygnańcem, bez domu, rodziny, przyjaciół i perspektyw na lepszą przyszłość.

W ciasnym kombinezonie Czarnego Kota zeskoczył do skrytego w mroku zaułka. Zakręcił ogonem i rozejrzał się po tych samych, dobrze znanych kamienicach, które skrywały w sobie pleśń i błąkające się po śmietnikach zwierzęta.

Jak na ironię, w tym i jego.

Adrien usiadł obok jednego z bezdomnych kotów, przepięknego dachowca o szarawym furze. Wyjął ze śmietnika kawałek wyrzuconego mięska i podłożył je pod pyszczek zwierzęcia. Kotem zaczął zajadać się posiłkiem. Adrien zaśmiał się słodko. Pogłaskał kota. Odpowiedział mu przyjemnym mruczeniem.

— Też jesteś sam? — podjął rozmowę z kotem.

Zamiauczał. Adrien również mruknął, chcąc przypodobać się nowemu przyjacielowi. Ten wskoczył na jego kolana i ułożył się w kłębek, choć Adrien przygotował jeszcze kilka kawałków mięska.

Uśmiechnął się cieplej. Położył dłoń na kocie i pogłaskał go, czując niewyobrażalne ciepło, którego mu brakowało od dłuższego czasu.

Wstał, zabierając ze sobą nowego towarzysza, po czym otworzył drzwi od starej piwnicy. Zamknął za sobą wejście, nie zapalił światła. Dzięki swoim kocim zmysłom widział wystarczająco dobrze w ciemnościach. Przemierzył pustą przestrzeń pomieszczenia, aż dotarł do kolejnych, żelaznych drzwi, które były zamknięte na zamek i ciężki łańcuch. Nikt ich nie ruszał od lat — nawet żebracy w takich miejscach się nie gromadzili. Krążyły różne legendy o tym miejscu, zaczynając od tych o duchach, a kończąc na tym, że grupa mafijna zabijała tu swoje ofiary. Niezależnie od powodu, dzięki takim plotkom było tu spokojnie.

Ręka Adriena powędrowała mu włącznikowi do światła. Nacisnął przycisk, ale zamiast światła, otworzyło się przejście pod matą. Odsunął ją, puścił kota, żeby jako pierwszy zszedł niżej, a na kocu zasunął klapę i podążył za zwierzęciem.

— Kolejna przybłęda? — spytał Ars, przeskakując z suchą karmą między dziesięcioma kotami. Rozdysponował ją do kilku pojemników.

— Nie... umiem się powstrzymać — dał radę tylko w ten sposób odpowiedzieć.

Zdjął rękawice i rzucił je na metalowy blat. Czekała na niego gorąca herbata, dopiero co zaparzona. Napił się odrobinę, a potem schrupał kilka ciasteczek, choć marzył mu się porządny posiłek — z warzywami, jakąś rybką i w towarzystwie innych. W tych podziemiach było za zimno i za wilgotno dla niego. Nie pomagało nawet to, że otaczał się towarzystwem zwierząt.

— Jak tam? Misja udana?

Adrien wyjął z kieszeni zabrany złodziejom przedmiot i rzucił na blat. Była to broszka w kształcie pawich piór. Ars podjął przedmiot, obejrzał ze wszystkich stron i zwrócił Adrienowi, mówiąc:

— Podróbka.

— Wiem — zgodził się Adrien. — Dostali to od jakiejś kobiety. Zleciła im zadanie, żeby obrabować sklep i zabrać z niego jakiś kamień czy wisiorek. Podobno mieli wiedzieć który.

— Chciała, żebyś to znalazł — doszedł do szybkiego wniosku Ars.

— To też wiem. — Przetarł bladą twarz. — Jestem zmęczony.

I wyglądał na zmęczonego. Pod maską kryła się sina od niewyspania twarz. Dawno zatracił dawny rytm dnia, głównie spał w dzień, w nocy działał. Rzadko też wychodził z ukrycia przed zajściem słońca. Za jasne dni były dla niego niebezpieczne. Ktoś mógł go rozpoznać. Niezależnie od wszystkiego, nadal przypominał siebie, sławnego Adriena Agresa. Jasne włosy urosły o kilka centymetrów, ale utrzymywał stałą fryzurę. Urósł trochę, jak przystało na normalnego chłopaka. Zmienił się głównie z twarzy. Rysy wyostrzały, zatracając ten chłopięcy blask. Wyglądał poważniejszej, co zauważył i Ars:

— Masz osiemnaście, nie czterdzieści. Weź się uśmiechnij, albo odpocznij.

— Mam po prostu... — Załamał ręce. — Dość. Mój ojciec zaginął. Myślałem, że uda mi się do niego dotrzeć, ale ta kobieta i brożka... Ona musi o wszystkim wiedzieć. O Miraculous. Tylko dlaczego pojawiła się teraz? Dlaczego ja? Kim jest? Dlaczego mi w ogóle zostawiła tę brożkę? Czy... — zamilknął.

Ars przyklęknął przed Adrienem. Złapał za jego twarz i kazał spojrzeć sobie w oczy. Adrien starał się wyrwać, ale mężczyzna go nie puścił. Co więcej, powtórzył:

— Spójrz mi w oczy.

Więc Adrien spojrzał. Nic niezwykłego z nich nie znalazł.

— Przestań zadawać pytania. Szukaj odpowiedzi, wskazówek, prawdy. Dobrze wiesz, że trzy lata temu przez zbytnie myślenie odrzuciłeś pomysł, że twój ojciec jest Władcą Ciem.

— Nie musiałeś mi tego przypominać. — Westchnął. — Poza tym wtedy, to co innego. Dobrze o tym wiesz.

— Wiem i dlatego chcę cię powstrzymać przed popełnianiem tych samych błędów, co wtedy.

Pogłaskał Adriena po głowie i odszedł. Wysypał resztę karmy dla kotów, a potem przecisnął się między zwierzakami w kierunku porannej gazety. Podniósł ją i pokazał Adrienowi pierwszą stronę.

"Mściciel znów powraca" — głosił tytuł. "Czy dawny obrońca Paryża stał się mściwym, ulicznym egzekutorem?" — tak brzmiał napis pod zdjęciem powieszonych na linie złodziei.

Zdjęcie zostało zrobione nad ranem, jeszcze przed przybyciem policji, a krótko po odkryciu mężczyzn przez Ellę Bustier.

Adrien opadł na fotel ze zmęczenia. Schował twarz za dłońmi, nie chcąc, aby ktokolwiek w tej chwili na niego patrzył. Wstydził się zdjęcia — tego, że ludzie nazywają go egzekutorem, mścicielem, że niszczą wizerunek Kota, nie biorąc pod uwagę, co naprawdę może nim kierować. Jednak przede wszystkim było mu wstyd przed ludźmi, bo mieli rację.

— Oj, nie dołuj się — zagadnął go Ars. — Adrien, jestem z ciebie dumy. Robisz, co do ciebie należy, kiedy policja ma założone ręce. Jesteś bohaterem. Postępujesz, jak należy. NIGDY nie przekroczyłeś granicy.

— Ale... To mnie nie usprawiedliwia.

— Usprawiedliwienia szukają tylko ci, którzy źle postąpili. Nie ty, Adrien. A ludzie zawsze będą cię oceniać, niezależnie od wszystkiego. — Poklepał Adriena po ramieniu. — Połóż się, chłopcze. Wyśpij. Wieczorem ustalimy dalej plan działania. A ja wracam do rodzinki, mały pewnie się stęsknił po nocnej zmianie tatusia, a żona chyba już szykuje jeden z tysiąca sposobów, jak mnie zabić.

Puścił Adrienowi oczko, a następnie wyszedł z podziemia, zatrzaskując klapę od piwnicy.

Zrobiło się cicho.

Adrien opadł z sił. Uderzył policzkiem o znajdującą się na blacie poduszkę dla jednego z kotów, a potem cofnął moc Czarnego Kota. Plagg wysunął się z pierścienia i, nie zamieniając ani jednego słowa z Adrienem, padł na futro jednego z kotów, by następnie zasnąć.

Adrien miał ochotę zrobić podobnie, ale nie dał rady. Oczy przymykały się i otwierały, kiedy patrzył na siedzącą przed nim gromadę słodkich kotów. Miał ochotę wyściskać wszystkie po kolei, ale nie znalazł sił, aby choćby ruszyć palcem. Jedyne, co dał radę zrobić, to się rozpłakać.

Nikt go nie słyszał, nikt nie widział jego łez, bo został sam, ukrywając się w jakiś głupich podziemiach, z małą lodówką w kącie, starą, ale na szczęście działającą, toaletą, mikrofalówką i materacem, do którego ani razu nie doszedł od kilku tygodni.

Lampa kiwała się na suficie, czasami gasnąc, bo przecież żarówka nie działała właściwie. Nowe żarówki nie pasowały do starych instalacji, a tylko taką Ars mu załatwił.

— Plagg? — spróbował obudzić przyjaciela.

Kwami podniósł niepewnie jedno oko.

— Co? — burknął wściekle. — Już idziemy na misję, czy może...

W tym momencie dojrzał łzy Adriena. Mimo braku sił, zawisnął w powietrzu i podleciał do przyjaciela. Położył się obok niego. Łapką pogładził mu włosy i spytał:

— Może wrócimy do domu?

Adrien zacisnął powieki i załkał.

— Plagg, ja już nie mam domu — wydusił z siebie, błądząc myślami wśród dawnych wspomnień — wspólnych posiłków, wypadów do szkoły, wyjść z przyjaciółmi, przemian w Czarnego Kota i wspólnego ratowania Paryża wraz z Biedronką.

Oddałby wszystko, żeby te dni powróciły, ale wiedział, że nic nie przywróci mu domu i szczęścia.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:
Znajdziesz mnie tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!