[Pogromca smoków] Rozdział 44

— Mamo! — usłyszeli krzyk dobiegający z boku.

Zza tablicy ogłoszeń wyskoczył Maury z Grayem. Chłopak trzymał w obu dłoniach jedno z ogłoszeń, które pokazał Erzie. Potaknęła głową i pochwaliła Maurego:

— Świetny wybór. Mamy wspaniałego syna — zwróciła się do Graya.

— No jasne! Chłopak ma w sobie to coś. Wyrośnie na kogoś porządnego, nawet jeśli ta głupia zapałka będzie w tym przeszkadzała — w tym momencie wskazał na Natsu.

— Ej, masz coś do mnie? — oburzył się Natsu.

— He, a ty?!

Stuknęli się czołami. Jeden zawarczał na drugiego i już naszykowali pięści do ataku, gdy Erza chrząknęła. Oboje stanęli na baczność, przy okazji przepraszając za swoje nieodpowiedzialne zachowanie.

— Bardzo dobrze — pochwaliła ich kobieta. — Dawajcie dobry przykład dziecku. Prawda, Maury? — Pogładziła chłopca po włosach.

Lucy westchnęła i odeszła od baru, zmierzając w głąb gildii. Tu niczego nie zdziała. Nikt, oprócz niej nie odkrył, że nie znajdują się w prawdziwym świecie. Choć wciąż brała pod uwagę możliwość, że tylko ona jest tutaj prawdziwa.

Niezależnie od odpowiedzi, musiała działać i wydostać się stąd.

Sprawdziła, czy nikt za nią nie podąża, w szczególności Natsu, który bez wahania z powrotem zaprowadziłby ją do głównego pomieszczenia budynku. Na szczęście zajął się kolejną kłótnią z Grayem, którą Erza próbowała przerwać. Lucy wykorzystała chwilę i wsunęła się do jednego z bocznych wejść.

Zastała ciemność.

Po omacku sięgnęła w bok, szukając punktu zaczepienia, czegoś, za co mogłaby się złapać. Natrafiła na gładką powierzchnie. Przydusiła ją na zaś, weryfikując, czy aby na pewno to ściana, a nie jakieś przedmiot.

Ku jej zdumieniu, ręka się zapadła wraz z kawałkiem ściany, który zniknął z jej oczu. Przechyliła się na bok i wpadła do jasnego korytarza, wypełnionego złotymi świetlikami krążącymi między otworem prowadzącym w dół gildii.

Lucy przetarła oczy kilka razy.

Sen?

Rzeczywistość?

Nie oddzielała dłużej prawdy od magii, która najpewniej pochodziła od Maurego, ale to miejsce wydawało się za prawdziwe. Złapała jednego ze świetlików. Wydobywało się z niego przyjemne ciepło, które rozniosło się po całej dłoni. Puściła robaka. Poleciał w dół, więc poszła za nim.

Stopnie były nierówne, wyrzeźbione w starym kamieniu, który służył jako podpora gildii. Sam budynek powstał na jego podstawie i pomimo wielu zniszczeń, jakie napotkała gildia, ta część pozostała nienaruszona. Nawet najmniejsze zadrapanie nie ostało się na kamieniu choć na samych schodach się ślizgała. Były wychodzone. Ktoś niejednokrotnie przechadzał się tymi podziemiami — na sam dół, gdzie teraz i Lucy zmierzała.

Serce waliło jej w piersi jak szalone na samą myśl o tajemnicy gildii, którą właśnie zamierzała odkryć. Nigdy wcześniej Makarov nie poinformował ich o tych podziemiach, o czymś, co zostało ukryte pod ich stopami, choć podejrzewała, że o tym wiedzieli tylko mistrzowie Fairy Tail. Nikt więcej.

Kap. Kap.

Usłyszała dźwięk spływającej wody. Wzięła głęboki wdech i wyszła zza zakrętu. Powitały ją ciepłe promienie, jakby bijące ze słońca w letni poranek. Przysłoniła na moment oczy, aby przyzwyczaić się do jasności. Jednak rozchyliła palce, aby dojrzeć chociaż skrawek tego, co znajdowało się pod gildią.

Powitał ją ogromny kryształ — bijące serce Fiore, najczystsza lakryma, jaką kiedykolwiek widziała. A w jej środku spoczywało nagie ciało Mavis Vermillion.

Chwyciła się za usta z przerażenia — nie chciała krzyczeć, zaalarmować nikogo. Cofnęła się dwa kroki w tył, po czym zahaczyła o ścianę i oparła się o nią, niezdolna, aby dłużej wystać o własnych siłach.

— Lumen Etoile — odezwał się głos obok niej.

Obejrzała się w prawo — Maury stał niewzruszony, z założonymi rękoma na piersi, a spojrzenie miał czyste, nienależące do zwyczajnego dziecka, które właśnie odkryłoby prawdopodobnie jeden z najpotężniejszych artefaktów Fiore.

— Jak je... Jak je nazwałeś? — upewniła się, czy dobrze usłyszała.

— Lumen Etoile — powtórzył. — Możesz je nazwać również Sercem Wróżki. Przynajmniej tak słyszałem od tego starego Makarova...

— Język — zwróciła mu uwagę Lucy. — Erza i Gray są dla ciebie zbyt łagodni.

— Oni...

Odwrócił od Lucy wzrok, błądząc nim po całym pomieszczeniu bez większego celu. Dostrzegła lekkie rumieńce na twarzyczce chłopca i powoli spływające łzy, które otarł, nim opadły ze skóry. Pociągnął nosem, kiwając kilka razy głową, i wyznał z żalem w głosie:

— To nie oni. Nie ma takiej opcji. — Zaśmiał się sztucznie. — Jako jedyna... nie zaufałaś mi. Może to i dobrze? — Kolejne łzy wypłynęły spod jego powiek, które zacisnął z bólem, gdy dodał: — Przynajmniej jednej osoby nie oszukam.

— Maury, kim ty jesteś? — Opuściła bezwładnie ręce, a potem usiadła naprzeciw lakrymy.

Światło biło z nieskończonego kamienia, otulając Lucy mocą, jakiej do tej pory nie zaznała. Świat się zmienił, jej postrzeganie się zmieniło, a wszystko za sprawą nowej magii, jaka ukształtowała się w samym Sercu Wróżki. Tylko skąd Maury o tym wszystkim wiedział? Niezależnie od tego, gdzie go zaprowadziła Erza, nie mogła znać tego miejsca. Tym bardziej Gray.

Nikt z nich nie był tu wcześniej. A mimo to Maury pokazał jej te podziemia i to, co się w nich skrywało.

Wzięła głęboki wdech i poklepała miejsce obok siebie. Maury przysiadł się, choć niepewnie, nadal mając wątpliwości wobec zamiarów Lucy. Jednak ta wyznaczyła sobie tylko jeden cel — wrócić do prawdziwej rzeczywistości.

— A muszę mówić? — wydukał pod nosem Maury. Otarł jeszcze raz zaczerwienioną pod oczami skórę i wyszlochał: — Nie chcę. To jest złe. Mam dosyć tego wszystko. Nikt nie chce... Nie rozumie mnie nikt. Chciałem tylko znaleźć dom.

— I znalazłeś? — zapytała go.

Pokręcił głową.

— To nie dom — wyszeptał. — Oni też by mnie porzucili — mówiąc to, miał na myśli Erzę i Graya. — Oni... Wmówiłem im prawdę. Zawsze tak robię. Przepraszam.

Lucy pogładziła włosy chłopaka, po czym ujęła go za ramię i przysunęła bliżej siebie. Stuknął czołem o jej bark, płacząc z żalem, wyrzutami sumienia i bezradnością. Wszystkie uczucia, jakie towarzyszyły Mauremu, Lucy doskonale rozumiała. Dlatego mogła zrozumieć i samego chłopca.

— Przepraszam — powiedział jeszcze raz, w kierunku ucha Lucy.

— Nie mnie powinieneś przepraszać... Ci... — Przytuliła chłopca. — Będzie dobrze.

Nie było. Utknęli oboje w tej pozornej rzeczywistości i choć Maury wyraźnie za to odpowiadał, nadal nie wrócili. Zatrzymali się jakby w czasie wraz spoczywającą w krysztale Mavis. Jednak czas ruszył z miejsca, gdy Lucy zobaczyła stojące za kryształem biurko, którego rysy niewyraźnie przedarły się przez przezroczystą powierzchnię kryształu.

Odsunęła na moment Maurego i podeszła za Lumen Etoile, gdzie znalazła plik papierów, z czego wszystkie były puste. Na kartkach nic nie zapisano, ksiąg nie wypełniono, choć z boku leżało magiczne biuro wraz z lekko przyschniętym tuszem.

— Nie szukaj, nie znajdziesz — głos nie należał do Maurego, tym razem odezwał się mistrz Makarov.

Starszy mężczyzna zszedł ze schodów i obszedł kryształ, nie spuszczając oczu z Lucy. Jej spojrzenie napełniło się zdziwieniem. Nic, co do tej pory się wydarzyło w tej "innej rzeczywistości" nie miało sensu. Wszystkie zdarzenia ocierały się o bezsens, a pojawienie się mistrza gildii wprowadziło jeszcze większy chaos w jej myśleniu.

Odłożyła puste notatki, przymykając lekko oczy. Kiedy je otworzy, nic się nie zmieniło. Lecz jeśli ma się coś zmienić, mu zrozumieć mechanizm tych zmian. Mistrz nie pojawił się przypadkiem, przyszedł z odpowiedziami, których Maury nie znał. Albo w imieniu chłopca Makarov miał wytłumaczyć Lumen Etoile.

— Maury, cofnij to wszystko — rozkazała, uderzając dłonią w blat stołu.

— Nie — wysyczał przez zęby. — Nie i koniec. Myślisz, że co? Możesz mi rozkazywać. Nie. Ma. Mowy. Ten świat jest lepszy. Nikt cię nie ściga, wszyscy są szczęśliwi.

— To tylko złudne szczęście. Myślisz, że żyjąc w marzeniach, człowiek umrze z uśmiechem na twarzy. Życie... — Wzięła głęboki wdech. — Życie nie zawsze oznacza szczęśliwe chwile. Ból i smutek towarzyszą ludziom, bo taka jest natura życia. Życie to coś, czego nie da się przewidzieć. Wiem, sama wiele wycierpiałam i nadal nie mogę pogodzić się, że ostatnio tego szczęścia nie było za wiele.

Ujrzała Natsu, jego uśmiechniętą twarz i ich spotkanie po latach rozłąki. Nie umiała od niego odejść — zostawić za sobą wszystkich wspomnień, jakie dzielili i udać, że nigdy nie istniał w jej życiu. Bo tam był. I tam na niego czekała.

— Lucy... — burknął Maury. Wyciągnął ku niej rękę, lecz cofnął, gdy rozchyliła powieki.

Twarz miała załzawioną, a z oczu wciąż spływały łzy.

— Maury — wypowiedziała jego imię w ten sam sposób, jak on jej. Uśmiechnęła się głupio, mając nadzieję, że chłopiec zaakceptuje rzeczywistość — prawdziwy świat, który na nich czekał.

Myliła się...

Maury odwrócił się na pięcie i wybiegł z podziemia Fairy Tail, zostawiając Lucy bez słowa wyjaśnień.

Nie pobiegła za nim. Wyszła przed Serce Wróżki i oparła się o chłodny kamień, odmierzając w myślach czas, od kiedy Maury wybiegł. To ją uspokoiło. Nic nie wskóra gniewem i niepotrzebnym straszeniem dziecka.

Tak, Maury był tylko dzieckiem, które potrzebowało pomocy. Do tego dotąd samotnym, przez co momentami przypominał Lucy ją samą. Taką małą dziewczynkę po śmierci matki, która szukała uwagi innych, błagała o przyjaciół i uwagę jedynego żyjącego rodzica. Nic z tego nie otrzymała i Maury najwyraźniej doświadczył czegoś podobnego.

— Powiesz o tym komuś? — upewnił się Makarov.

Pokręciła przecząco głową.

— Lucy, to ważne. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Maury... — Odetchnął głęboko. — Maury źle postąpił. To dobry chłopak, ale silny i jego moc jest nieznana. On utrzyma to w tajemnicy, ale ty?

— Po pierwsze, komu bym miała o tym powiedzieć? Po drugie, nie chcę o tym wiedzieć. Po trzecie, to nie jest rzeczywistość.

Makarov nie wydawał się przekonany jej odpowiedzą.

Założył ręce za plecami, a następnie obszedł kryształ dookoła, lustrując każdy skrawek Serca Wróżki, które chronił przed całym światem. W końcu dotknął kryształu, w specyficznym punkcie, bo na linii otwartej dłoni Mavis.

Pyły magii obeszły mistrza. Były widoczne, lśniące i przyprawiały Lucy o dreszcze. Nigdy wcześniej magia nie ukazywała się tak wyraźnie ludziom, a wszystko zaczęło się niedawno, krótko przed tym jak poznała Shinę. Magia na świecie zmieniała się, a dowodem na to były te drobne pyłki, przypominające iskrzący się w słońcu brokat.

— Teraz rozumiesz? — upewnił się Makarov. — Siła Serca Wróżki jest większa od czegokolwiek na tym świecie. Zrodziło się z magii mistrzyni Mavis i tkwi w tym krysztale. Zamknięte. Niepojęte. Jeśli tylko...

Lucy ruszyła w stronę wyjścia. Dalsze tłumaczenia były zbędne. Jednak mistrz gildii nie pojmował, z czym Lucy mierzyła się do tej pory, i jakich tajemnic potrafiła dochować. Zamilkł, spojrzał na Lucy z niesmakiem i odrobiną goryczy, jakby podjęła złą decyzję.

Nie żałowała. Wróciła na górę i zamknęła za sobą przejście, które nieopatrznie otworzyła w tej sztucznej rzeczywistości. A potem poszła w stronę głównego holu, stąd dobiegały dobrze znane jej okrzyki zbliżającej się bójki.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:

Znajdziesz mnie tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!