[Pogromca smoków] Rozdział 39

 

Opuściła dłoń i opowiedziała w dużym skrócie o wydarzeniach z wioski, pomijając drobne fragmenty o Shinie i Zerefie. Nie mniej, pozostawiła główny przebieg zdarzeń, w tym uwzględniając informacje, jaką były kradzieże grobów i żywi umarli, panny młode.

— To ciekawe — zauważyła Erza. — Ożywianie zmarłych. Po co?

— Jak to po co? — parsknął Gray. Położył się na łóżku i w tej pozycji jeszcze dodał: — Ludzie zawsze walczyli ze śmiercią. Nigdy nie ma dobrego momentu na śmierć. Zawsze za wcześnie, zawsze za późno. Czarna magia i ożywianie zmarłych wcale mnie nie zdziwią. Co mnie może zaskoczyć, to osoba stojąca za tym wszystkim.

Natsu się wyprostował. Nie odważył się w trakcie rozmowy odezwać ani razu, ale teraz padło z jego ust imię:

— Zeref.

Lucy zacisnęła wargi w wąską linijkę. Schowała wszystkie emocje za ustami, zdusiła w sobie. Pamiętała, że w worku z ubraniami trzyma księgę E.N.D.

— Niekoniecznie — zaprzeczyła teorii Natsu, choć nie wiedziała, czy słusznie. — Był jeszcze tam ten kapłan.

Erza wstała gwałtownie.

— Niski. Karłowaty. Dziwnie mówi. I...

—... mówi o człowieku, który go przyjął tutaj i pozwolił zamieszkać jako kapłan? — dokończyła za kobietę Lucy.

Obie skinęły w tym samym momencie. Wbrew dowodom prowadzącym w kierunku Zerefa, kapłan również wydawał się podejrzany. Jego obecność wiosce i mieście, potem nagłe zniknięcie, a na końcu pojawił się jako główny świadek masakry, którą rzekomo dokonała Lucy. Nie chciała nikogo oskarżać z biegu, ale nauczyła się, że przypadki w tym świecie nie istnieją.

— Czytałam w gazecie o kolejnym mieście, przy granicy — wspomniała o artykule, który zobaczyła w ostatnim numerze Togodnika Fiorskiego przeglądanego przez właścicielkę gospody.

Erza wyjęła zza pasa drobny przedmiot, wyglądało na szpiczastą spinkę do włosów. Pamiętała, że podobnymi zebrano włosy panien młodych z tamtego miasta.

— Świat się nie zmienia, świat wraca do tego, co było dawniej — zauważyła Erza. — Samo pojawienie się smoka? Dajcie spokój, przecież wszyscy wiemy, co się stało!

Rąbnęła pięścią o stół. Szklanki pękły, a woda rozlała się po całym blacie. Erza przeprosiła cicho za zachowanie i odsunęła rękę, którą ujął Gray. Pogładził jej włosy, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.

— Erza, o co chodzi? — zaniepokoiła się Lucy.

— To znaleźliśmy w budynku Fairy Tail — odpowiedział za kobietę Gray. — I nic więcej. Ani jednego z naszych przyjaciół.

Happy uciekł z uścisku Maurego i podleciał do przyjaciół. Natsu z Lucy zamarli.

W "Fairy Tail" nie znaleźli nikogo...

Dla Lucy prawda była zbyt okrutna. Nie pojawiła się w budynku od czasów zniknięcia Natsu, potem i reszta rozeszła się, aby trenować, ale żeby wszyscy? Nie, niektórzy zostali. Poza tym ta spinka? Skoro ją tam znaleźli...

— Kiedy? — zapytała przez zęby.

— Parę dni temu, jeszcze miesiąc temu odwiedziliśmy mistrza i resztę. — Gray zgniótł spinkę na tyle mocno, że pękła w pół. Pojedyncze fragmenty ze kości słoniowej opadły na dywan.

Co się stało, dotarło do niego dopiero wtedy, gdy Erza odwzajemniła uścisk. Odrzucił dwa fragmenty spinki. Wypadły przez okno, wprost na ulicę, na której nastała cisza.

Lucy ogarnął ten sam niepokój, co resztę, a nawet więcej. Trzy dni temu spotkała się z kapłanem. Jeśli z jej powodu skrzywdził przyjaciół, jeśli coś zrobił Fairy Tail... Nie wybaczy sobie...

— Lucy? — zaczepił ją Natsu. — Będzie dobrze, uratujemy całą ferajnę, a potem upijemy się, tak że z rana nie będzie miał kto nas podnieść!

— Ai! — do krzyków dołączył Happy.

Daleko było Lucy do śmiechu. Tym razem nie wierzyła w optymizm Natsu, za wiele razy się na nim zawiodła. Świat to nie niekończąca się przygoda, przyjaciele i szczęśliwe zakończenia. Świat potrafił być okrutny, co wielokrotnie udowodnił.

W trakcie rozmyślań, coś do niej dotarło. Miasto ucichło. Targowisko powinno gromadzić tłumy do południa, poza tym jadłodajnie się otwierały.

Lucy wstała i wyjrzała za okno. Na ulicy zastała pustkę.

— Gdzie się wszyscy podziali? — zainteresowała się.

— Co? — Erza puściła Graya i sama sprawdziła, co się dzieje w mieście. — Przecież to nie pora na ciszę. Natsu, masz dobry słuch i węch, co się stało?

Wzruszył ramionami.

— To że mam dobry, nie znaczy, że słucham.

Erza kipiała ze złości. Zmierzyła Natsu surowym, pełnym rozczarowania wzrokiem, który mówił: "więcej nie popełnij tego błędu, bo marnie skończysz".

Natsu przełknął ślinę i energicznie pokiwał głową na znak, że to się więcej nie powtórzy.

Jednak Lucy ten jeden raz wybaczyła Natsu. Hałas przykuwał uwagę, ciszą nikt się nie przejmował, choć to ona zazwyczaj zwiastowała najgorsze.

— Musimy uciekać — zaproponowała Lucy.

Reszta zgodziła się z nią, nawet Maury, który wciąż grzecznie siedział i czekał na decyzję, jaką podejmą dorośli.

— Super, że stąd idziemy — ucieszył się chłopiec. — Tak nudnego miasta w życiu nie spotkałem. Tak chwalili, a tu nuda. Zero pomników. Zero wielkich opowieści o polowaniach.

— O polowaniach? — wtrąciła się Lucy.

Dziewczyna przełożyła torbę przez ramię. Sprawdziła, czy wśród ubrań znajduje się księga E.N.D., ale uwaga Maury'ego wytrąciła ją równowagi. Po pierwsze, jakie polowania? Po drugie, pomniki?

— Maury, o czym ty mówisz? — powtórzyła pytanie.

— Ej, to wy nie wiecie, że Ruksha Town pierwotnie było wioską, w której czterysta lat temu dokonano większego smoczego polowania w historii?! — wykrzyczał z entuzjazmem, którego się nie spodziewała. W oczach chłopaka pojawił się blask, pełen fascynacji, podziwu i chęci pochłaniania wiedzy na temat polowań.

— Smocze... polowanie? — mruknęła Lucy.

— Tak. Podobno sama wioska znajdowała się w innym miejscu, ale przeniesiono ją przez dokonane zniszczenia. Chyba była bliżej lasu. Zresztą, stąd pochodził jeden z największych pogromców smoków lodu! Założę się, że to przodek taty, skoro jest on taki silny!

— Oj, daj spokój... — Gray machnął ręką, udając, że uwaga nowego synka nie robi mu różnicy, ale potajemnie się zarumienił.

Natsu oburzył się, burcząc, że jest silniejszy.

Erza zgodziła się z Maurym.

A Lucy o mało nie zemdlała. Zakręciło jej się w głowie, dopadła ją nagła gorączka, którą zauważył Natsu. Pobiegł w jej stronę i złapał, nim upadła. Położył ją na łóżku, z którego zepchnął Graya. Erza złapała za ręcznik. Nawilżyła go zimną wodą, po czym przyłożyła go do ciepłego czoła Lucy.

Dawno nikt nie opiekował się Lucy z taką troską, no może Shina, ale Fairy Tail różniło się od tej głupiej dziewczyny, jej córki. Na samo wspomnienie o dziewczynie zrobiło jej się niedobrze. Smoczy pogromca? Wielkie polowania? Czterysta lat temu?

Dlaczego?

Pytała przez łzy. Nikt jej nie zrozumie, nie pocieszy właściwie, bo nie mogła nikomu zdradzić prawdy o poznanej dziewczynie. W sumie... kto by jej uwierzył?

— To nie był tylko pogrom smoków... — słowa skierowała w stronę Maurego — ale i ludzi. Oni zabili wszystkich, którzy mieli jakiekolwiek związek ze smokami. Nawet... — Podniosła się do pozycji siedzącej. — Oni chcą nas zabić — zdała sobie sprawę.

Pozostali popatrzyli na nią tak, jakby zwariowała. Przewróciła oczami i poczekała chwilę, aby powiedzieć: "a nie mówiłam", a nie czekała długo, bo pierwsza wiązka magii wpadła przez okno po chwili. Rozległ się rumor. Ominęła Happy'ego o długość włosa.

— A nie mówiłam. — Uśmiechnęła się z satysfakcji, że się nie pomyliła. — Natsu pokazał im swoją magię! Od razu rozpoznali smoczy płomień.

— Ale Natsu jest pogromcą smoków! — zwrócił jej uwagę Gray, zasłaniając okna grubymi zasłonkami. Jakby coś podobnego miało im pomóc.

— Słaby z niego pogromca, skoro nie zabił jeszcze ani jednego smoka — nie oszczędziła Natsu złośliwości.

— Ha ha, zaraz padnę, ale najpierw zajmę się tymi debilami.

Zakasał rękawy i odsunął na bok zasłony, które Gray dopiero co zasunął. Zebrał ogień w pięści, ale w tym samym momencie wiązka magii uderzyła w kolejne okno. Szyba pękła wraz z obramowaniem. Kawałki szkła rozsypały się po całej podłodze. Część poleciała na Natsu, ale ten stopił wszystkie nadciągające kawałki. Lucy schowała się za grubym kocem. Wzięła w swoje objęcia Maury'ego.

— Zaraz sam im pokaże! — rzucał się młody.

— Nie bierz przykładu z wujka Natsu, to bardzo zły wzór do naśladowania — ostrzegła go na samym początku, zanim chłopak obierze sobie kogoś na mistrza. Obawiała się tylko, że prędzej czy później Natsu zostanie jego nauczycielem. Za bardzo byli do siebie podobni.

Rozległ się kolejny trzask.

Lucy skończyła myśleć. Wyskoczyła z łóżka i pognała w kierunku drzwi. Szarpnęła za klamkę, ale wejście było zamknięte. Nie przekręcili zamka na pewno. Sprawdziła na zaś klucz, ten nie wszedł do środka. Coś zablokowało go od zewnątrz. Ze złości kopnęła w drzwi.

Erza zorientowała się, że zostali uwięzieni w pomieszczeniu. Zmieniła zbroję i poprawiła po kopnięciu Lucy, wyważając drzwi.

Lucy zabrała podstawowe przedmioty, resztę rzeczy rzuciła w kierunku Graya i Happy'ego. Wybiegła zaraz za Erzą na korytarz, gdzie czekała na nich właścicielka z wycelowaną w nich bronią. Naładowała ją i bez ostrzeżenia strzeliła.

Zbroja Erzy wyhamowała pierwszy z pocisków, drugi poleciał w kierunku Lucy.

— Moje szczęście — jęknęła dziewczyna i odskoczyła, unikając zastrzelenia.

Wyjęła zza pasa bicz, trzasnęła nim o ścianę, dla odwrócenia uwagi, a potem zamachnęła się i jego koniec okręciła wokół broni. Wyrwała ją z rąk kobiety.

— Wy — wysyczała przez zęby. — Smoki, niszczycie tradycję.

— Nie jesteśmy smokami — zwróciła jej uwagę Erza, chwilę przed nim jak wymierzyła jej cios prosto w twarz.

Kobieta upadła zemdlona na bok.

Lucy podrzuciła bronią. Była to niezła strzelba kilkoma nabojami, których właścicielka nie wystrzeliła.

— Tylko nikogo nie zabijaj — ostrzegła ją Erza.

— Wiem, wiem, nie jestem potworem. Nie atakuję niewinnych. — Lucy przewróciła oczami na widok naiwności Erzy. Nie nauczyła się przez te dwa lata, że litość to momentami słabość.

Gray z Natsu i Happym wyskoczyli z pomieszczenia. Wydobyli z pięści magię, kierując ją w stronę wejścia. Najpierw ogień wybuchnął w środku, potem lód Graya zamroził przejście. Jednak to stopniało chwilę później, a kolejne strzały przedarły się przez osłabioną tarczę.

— Gdzie Maury? — zmartwiła się Erza.

— Tu, mamo. — Chłopak wyłonił się z cienia. — Podążyłem za wami.

— Lucy, przypilnuj go — poprosiła, a potem wybiega naprzeciw.

Wzruszyła ramionami i wzięła dzieciaka za rękę, choć ten od razu zaoponował. Maury wrzasnął na Lucy, zaczął ją przeklinać i twierdził, że da sobie radę. W sumie przyznała mu rację. Do rozrabiania i sprawiała kłopotów był wystarczająco dorosły, a do walki już nie? Nie podobała jej się ta logika, ale skoro najsłabsza została z najsłabszym, to chociaż tyle zrobi dla przyjaciół.

— Smoki. Wyjść! — rozległ się krzyk z ulicy.

— Nie smoki. Nie wyjść! — odpowiedziała równie głośno Erza. — Co za chorzy ludzie! Ja ich zaraz nauczę szacunku.

Zakasała rękawy pod samą zbroję. Jej oczy płonęły z wściekłości i faktycznie była gotowa dać nauczkę, którą zapamiętają do końca swojego życia. Gray i Natsu odsunęli się w obawie, że gniew Erzy dosięgnie i ich. Za kobietą ruszyła tylko Lucy z Maurym, którego ciągnęła, bo ten nadal upierał się, że włączy się do walki.

— Zobaczysz, jeszcze będziesz miał okazję — zapewniła go. — Sama ci załatwię pojedynek z Erzą.

— Naprawdę? — Jego spojrzenie rozpłomieniało z radości. — Serio? Serio?

— Tak, tak — odpowiedziała sucho.

Oddał dziewczynie uścisk i podążył za nią posłusznie. Uśmiechnęła się na samą myśl, że zaraz zobaczy pogrom i spustoszenie, które sieje jego przybrana matka.

Krzyki rozniosły się po całej ulicy. Kilka osób przemknęło przed wejściem do gospody, uciekając w niewyobrażalnym popłochu. Schowali się w najbliższym domu i zamknęli na cztery spusty, lecz nim kolejna osoba zdążyła ukryć się w domu, czyjeś ciało przeleciało całą drogę, zablokowując drzwi. Mężczyzna zbladł. Upadł na chodnik, po czym uderzył czołem o kostkę, błagając Erzę o wybaczenie.

— Nigdy. — Wyciągnęła drugi z mieczy i skierowała ostrze na gardło mężczyzny. — Wypuścić! — rozkazała.

Kiwnął kilka razy energicznie. Podał jej przepustkę, następnie wskazał, w którym kierunku mają się udać. Lucy podejrzewała, że z drugiej strony miasta kryje się potajemne przejście, o którym tyle słyszała.

— Erza! — Lucy zawołała przyjaciółkę. — Maury chce...

Chłopiec pociągnął ją w dół. Przyłożył twarz do jej ucha i szepnął najciszej jak potrafił:

— Zrobię wszystko. — Głos mu zadrżał ze strachu. — Wszystko, ale... nie...

Lucy omal nie wybuchnęła śmiechem. Zasłoniła pospiesznie usta, wyprostowała się i odkaszlnęła. Ten dzieciak zasługiwał na małą nauczkę, a jeśli troszkę dłużej się z nim podroczy, to przecież nikomu nie stanie się krzywda?

— Maury chce ci powiedzieć, że świetnie walczysz — dokończyła wcześniejsze zdanie, ku uciesze Erzy.

Zarumieniła się ze wstydu. Puściła mężczyznę i na paluszkach podbiegła do Maury'ego, którego następnie chwyciła za policzki. Uszczypnęła je pieszczotliwie.

— Mój cudowny synek. Spokojnie, za kilka lat dorównasz mamie. Tacie zresztą też. — Popatrzyła się w stronę Graya, który powoli wychylił głowę zza wejścia. Zaraz po nim wyłonił się Natsu. Happy nadleciał jako ostatni.

— Wyjeżdżamy z miasta — upewnił się Gray.

Stanął w kałuży krwi. Wzdrygnął się i odskoczył na bok, nadeptując na półprzytomnego mężczyznę. Głowę miał rozdartą przed miecz. Pochylił się nad człowiekiem i przeprosił go szczerze za Erzę, potem na kuckach zbliżył się do patrzącej na niebo kobiety. Podziękował jej za gościnę. Ta machnęła ręką i kazała im opuścić miasto. Natychmiast.

Gray nie oponował.

Jako pierwszy pobiegł w kierunku wyjściu, po chwili Erza dogoniła go i zaczęli iść obok siebie.

Lucy nie rozumiała ich relacji. Dwa lata temu byli... dobrymi przyjaciółki, którzy znali się od małego. Nic więcej ich nie łączyło. Sądziła, że Gray ciągnie do Juvii, a Erza żywi uczucie wobec Jellala. Czy naprawdę zakochali się w trakcie wspólnej podróży? A może Maury potrzebował ojca i matki, więc dwójka przyjaciół postanowiła się nim zająć?

Popatrzyła się na trzymane przez siebie dziecko.

Skąd w ogóle Maury się wziął? Dlaczego go przygarnęli? Kim był?

Jakby w odpowiedzi, uśmiechnął się szeroko. Pociągnął Lucy w stronę odchodzących rodziców, zapraszając do grupy stojącego dalej Natsu oraz Happy'ego. Skinęli zgodnie. Pierwszy raz od dwóch lat dawny team wracał do gry. Może odmieniony, ale te same twarze ponownie się spotkały, by ruszyć w kolejną przygodę.

Natsu o objął Lucy. Zabrał ją od Maury'ego, który obrażony poszedł się poskarżyć rodzicom. Happy opadł na głowę Graya, wraz z ze wszystkimi pakunkami, które za bardzo odciążyły maga lodu. Zrzucił kota z siebie i kazał mu iść do Natsu, ale Happy tego nie zrobił. Puścił w kierunku Natsu oczko, życząc mu powodzenia, i poleciał o własnych siłach.

Lucy zmarszczyła czoło, domyślając się, o jakie "powodzenie" im chodzi. Zsunęła dłoń Natsu z siebie i wyszła przed niego. Rzuciła mu krótkie, ale słodkie spojrzenie, które napełniło go radością. Wybiegł naprzeciw całej grupy i wykrzyczał:

— Witam, przygodo!

Lucy nie widziała przed sobą przygody, a ucieczkę. Doceniała ich trudy, zazdrościła tej beztroski, uśmiechu i braku obaw o to, co może nadejść. Jednak cień spowijał Fiore. Każdy kolejny krok nie przybliżał jej do cudownej przygody, a do nieszczęścia, które miało się wydarzyć według Nashi i księgi E.N.D.

Zostanie zamordowana przed Natsu Dragneela, kiedy Nashi będzie dzieckiem. Pięć lat? Sześć? Siedem? Zostało jej niewiele czasu, by cokolwiek zmienić, o ile wciąż istniała szansa na odwrócenie przeznaczenia.

— Nie uda ci się — usłyszała za sobą czyjś głos.

Obejrzała się przez ramię. Zobaczyła pustą ulicę, wszyscy mieszkańcy schowali się przed magami w domach.

— Wiem — odpowiedziała głosowi.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:

Znajdziesz mnie tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!