[Pogromca smoków] Rozdział 38

Minął pierwszy dzień ich pobytu w Ruksha Town. Dzień pełen zawodów i niespełnionych oczekiwań, przez które Lucy siedziała w pokoju z wyrzutami sumienia. Spodziewała się, że uzyskają niewiele, ale żeby aż tak niewiele? Zawiodła nie tylko siebie, ale i Natsu, który ten jeden raz posłuchał się jej pomysłu.

A mogli uciec w stronę granicy...

— Choć, odpocznij.

Natsu przyszykował kąpiel, na którą zaprosił Lucy i Happy'ego. Kot zgodził się bez wahania, ale dziewczyna podziękowała kilkukrotnie, obiecując, ze wykąpie się zaraz po nich. Wzruszyli ramionami i zamknęli się w łazience, twierdząc, że jeszcze pożałuje, bo woda jest cudowna.

Krzyczeli jeszcze przez chwilę, zachęcając ją na wszystkie sposoby, aby do nich zajrzała. Nie uległa nawoływaniom, więc przestali.

Odczekała jeszcze kilku minut, wsłuchując się w uderzenia własnego serca. Kiedy doliczyła się do piętnastu, rozwarła szeroko oczy. Przykucnęła przed łóżkiem i sięgnęła po worek ze swoimi rzeczami. Wyciągnęła go wraz z chowaną na dnie księgą E.N.D. Pogładziła okładkę księgi. Otworzyła ją pośrodku i położyła przed sobą, mając na widoku stronę, gdzie widniały zapiski. Nie zmieniły się. Były krótkimi, zdawkowymi historiami z życia Nashi Dragneel, które już się wydarzyły i miały się dopiero wydarzyć.

Potwierdziła swoje przypuszczenia, ale nadal nie wiedziała, w jaki sposób jej nienarodzona córka znajdzie się w tej okrutnej rzeczywistości? Dlaczego nazwie się Shiną? Jak Zeref ją pozna? I najważniejsze: dlaczego Natsu zabije Lucy?

Im dłużej o tym myślała, tym ciężej robiło jej się na sercu. Robiła się otępiała. Potrzebowała odpoczynku, chwili dla siebie, ale Natsu nie wychodził.

Zamknęła księgę E.N.D. i schowała ją z powrotem do wora. W tym samym momencie usłyszała za sobą kroki.

— To... co teraz? — zaczepił ją Natsu po kąpieli. Wyszedł w samym ręczniku, z nagim torsem na wierzchu.

Wyglądał zjawiskowo w rozpuszczonych, mokrych włosach, które opadły mu na plecy. Miał pięknie umięśnione ciało, nieprzesadnie w przeciwieństwie do Gajeela czy Darezena.

— Czemu się tak na mnie patrzysz? — zainteresował się, kiedy zbyt długo ślęczała w jednej pozycji wgapiona w jego ciało.

— Jesteś przystojny, daj mi się napatrzeć.

Happy z wrażenia wypuścił rybkę. Podleciał do Lucy i sprawdził jej czoło. Nie wyczuł podwyższonej temperatury, więc zaczął badać inne części jej ciała. Złapała go za skrzydła, nim dostał się pod jej spódnicę.

— Tylko spróbuj, a wyrwę ci skrzydła — zagroziła Happy'emu.

— Ale, ale... Ale ty nigdy... — Pociągnął nosem i się rozpłakał. — Zmieniłaś się.

— Gratuluję odkrycia. Zresztą, nie ważne... Do was nigdy to nie dotrze.

Natsu nałożył szlafrok. Otulił się nim tak mocno, że zasłonił nawet szyję.

Lucy zamrugała ze zdziwienia. Przywidziało jej się, czy Natsu się zarumienił? Pokręciła głową. Nie, to niemożliwie. Nie ten Natsu.

— A wracając do dalszych planów. — Napiła się odrobiny herbaty z marchwi, tutejszego przysmaku, który smakował jak sok marchwiowy, tylko podgrzany i z nazwą "herbata". — Chcę się dowiedzieć kilku rzeczy zanim wyruszymy dalej. Spróbowałabym jeszcze raz w bibliotece, ale...

— On ci nic nie powie — wtrącił się Natsu z myślą, której i Lucy chciała użyć.

— Racja — zgodziła się z Natsu. — Ale to nie zmienia faktu, że się zawiodłam biblioteką. Tyle o niej mówią, a tu nic... Zwykły kącik. Jakbym do jakieś wróżki zaszła, co czyta w magicznej kuli na rogu ulicy.

Oparła się o blat i wyjrzała za okno. Ludzie wyszli tłumnie na ulice. W oknach mieszkańcy wystawili produkty do sprzedaży bądź barteru, drudzy wędrowali między uliczkami, plotkując o ostatnich wydarzeniach w Fiore. Jeden z mężczyzn trzymał list gończy z podobizną Lucy.

Wyprostowała się. Oblał ją zimny pot na myśl, że tak szybko rozeszła się wieść o nagrodzie za jej głowę. Jednak ludzie nie rozmawiali o niej z niepokojem w głosie. Raczej roznosili ploteczki entuzjastycznie, jakby ciesząc się z rozrywki, jaką im zapewniła.

Nagle zza rogu rozległ się krzyk. Skrzynie z owocami roztrzaskały się o jedną ze ścian budynku, a same jabłka przeturlały się w dół miasta, aż pod samą bramę. Drobny, niski chłopak, który nie wyglądał na starszego od Romeo, zadarł zuchwale nos i kopnął kolejną ze skrzyń.

Ludzie zeszli mu z drogi.

— To słynne Ruksha Town? W sumie, co tu takiego ciekawego?! — wrzasnął na całą ulicę, chcąc, aby wszyscy dobrze go słyszeli.

Trafił w punkt. Lucy musiała przyznać mu rację, choć nie pochwalała jego metod radzenia sobie z zawodem. Owoce i ludzie nie byli winni temu, że spodziewał się czegoś innego.

— Proszę przestać! — zwróciła mu uwagę jedna ze sprzedawczyń. — Zapłać za owoce. To niewyobrażalne! — oburzyła się.

Chłopak założył ręce na piersi i fuknął, dając kobiecie do zrozumienia, że nie zamierza za nic płacić.

Straż miejsca otoczyła go chwilę później. Nie przejął się nimi, ani pikami, których ostrza skierowali w jego stronę. Chłopak okręcił się na palcach i skoczył — wyżej niż jakikolwiek człowiek byłby zdolny. Opadł na ramię jednego ze strażników i wbił mu igłę w gardło. Odbił się od niego i skierował na kolejnego. Mężczyzna nie zdążył zareagować.

Lucy mrugnęła.

Chłopak sta tam, gdzie wcześniej. Bez igieł, niezmęczony, a strażnicy leżeli na ziemi. Lucy przetarła oczy z niedowierzania.

— Ruksha Town? Naprawdę? Mam pokonać wszystkich? — spytał tłum.

Ogień buchnął mu prosto w twarz. Płomienie odsunęły strażników na bok, a chłopaka zostawiły w środku pożaru, który nie trawił ani jednego z budynków.

Lucy powoli obejrzała się przez ramię. Stęknęła, jak staruszka, jak zmęczona życiem osoba, podejrzewając, że nikt nie będzie za nią stać. I nikt nie stał. Na ziemi leżał szlafrok, obok ręcznik, na szczęście zniknęły wszystkie ubrania.

Przynajmniej nie paradował na golasa.

Lucy znów wróciła do przedstawienia. Stali już naprzeciwko — chłopak i Natsu. Oboje z równie dziecinnym wyrazem twarzy, który mówił: chcę się bić. Może z początku Natsu chodziło o wymierzenie sprawiedliwości, ale w tym momencie kierowała nim tylko dziecinna chęć bicia się.

— Udam, że go nie znam — wymamrotała pod nosem. I w to zwątpiła. Ktoś musiał powstrzymać ten dwójkę, a oprócz niej nikt nie miał siły sprawczej, aby powstrzymać Natsu. Tylko ona.

Wyszła z pokoju i zeszła po schodach jak cywilizowany człowiek, po drodze pozdrawiając właścicielkę gospody, która przeglądała gazetę fiorską z długim artykułem o podejrzanych kradzieżach ciał z grobów.

Lucy zatrzymała się na moment. Wyjęła stronę gazety z rąk kobiety i przysiadła się do niej. Poprosiła o szklankę wody, którą dostała. Nic więcej właścicielka by jej nie zaproponowała.

Artykuł nie był o okolicy, w której prowadziła sprawę kradzieży. Opis mówił o terenach przygranicznych, skąd dokonywano podejrzanych transakcji zza morza. Ciała znikały nocą, pobliscy mieszkańcy słyszeli tylko stukot.

Lucy oddała gazetę właścicielce i odeszła, przypominając sobie o głupim dziecku, które zostawiła na zewnątrz. Prosiła bogów, by zastała miasto całe po ich walce albo przynajmniej nie zrównane z ziemią. Ale na co liczyła?

Pokręciła głową i wyszła z budynku. Jeszcze nie zaczęli. Stali naprzeciw siebie, jeden dureń z zapalonymi pięściami i drugi dzieciak, z podejrzanie zadowoloną buźką.

— Wystarczy — szepnęła, po czym stanęła między dwóch durniów.

Zamarli ze zdziwienia.

— Lucy, co ty? — jęknął Natsu, gasząc pięści.

— Ej, staruszko, zejdź nam z drogi — fuknął złośliwie dzieciak.

— Staruszko? — zwróciła się w stronę chłopaka. — Próbujesz mnie sprowokować? Niedoczekanie, dzieciaku. A teraz już, zbieraj owoce, przeproś wszystkich i odpracuj stracone przez tę kobietę pieniądze.

Chłopak oniemiał. Z wrażenia nawet się nie zaśmiał, tylko zamarł wpatrzony w Lucy. Zastanawiał się, czy przypadkiem kobieta nie żartuje. Wyglądała na słabą, niezdolną do rozkazywania mu, a jednak cofnął się, walcząc z myślą, czy aby na pewno nie zrobić tak, jak mu kazała.

— Już — powtórzyła ostrzejszym tonem. — Ty też — zwróciła się do Natsu.

— A czemu ja?! — oburzył się pogromca smoków.

Miała ochotę go zdzielić za tę akcję, ale jeśli pomoże tym ludziom, łaskawie by mu wybaczyła. Jednak Natsu nie zamierzał się patyczkować ze zbieraniem jakiś owoców.

— Nie! — Założył ręce na piersi i odwrócił się obrażony na cały świat.

— Czy ja dobrze usłyszałam?! — zza Natsu przemknął głęboki, władczy głos. Był wypełniony jadem, nie dało mu się sprzeciwić, ale przede wszystkim brzmiał dziwnie znajomo. Przez myśl przeszło Lucy kilka osób. Nie udało jej się przypisać głosu do żadnej ze znanych jej twarzy, choć nie zdziwiło jej to. Ostatni raz spotkała przyjaciół ponad dwa lata temu.

Przez Natsu przeszedł dreszcz. Stanął na baczność, zresztą i chłopak zareagował w ten sam sposób, dokładnie w tym momencie.

— Mama... — wydukał przez drżące wargi dzieciak. Nie śmiał się ruszyć, nawet po to, by zebrać ocalałe owoce.

— Co tu się dzieje, Lucy? — kobiecy głos zwrócił się do dziewczyny.

Ogarnęła ją przedziwna radość. Nie rozpoznała w pierwszej chwili zmierzających przez ulicę ludzi, ale wystarczyło, że zobaczyła szkarłatne włosy, i rzuciła się w ramiona Erzy. Gray odsunął się na bok, nie przeszkadzając im w pojednaniu.

— Erza, Erza, to ty! — wykrzyczała z radością Lucy. — Jak cię miło widzieć! Ciebie też, Gray — dodała, kiedy chłopak przewrócił wymownie oczami.

— Tak, tak, wiem, że jestem mniej ważny — zażartował, poklepując Lucy po ramieniu. — Dobrze cię widzieć, wielka magini Fiore. Kurcze, słyszałem o twoich misjach. Jesteś niesamowita.

— Miałam to samo powiedzieć! — zgodziła się Erza wraz ze stanowczym kiwnięciem. — Jestem z ciebie taka dumna!

Ujęła policzki Lucy i uszczypnęła je mocno, drocząc się z nią jak dzieckiem.

— Mnie tak nie powitała — fuknął obrażony Natsu, nadal stojący na baczność. — Dlaczego wszyscy traktują mnie tak chłodno?

— Bo zasłużyłeś — odpowiedziała mu Lucy, choć Natsu niekoniecznie chciał poznać odpowiedź na to pytanie.

Erza odsunęła Lucy na bok i tym razem przytuliła Natsu. Nie chciała, żeby czuł się dłużej pominięty. Jednak w przeciwieństwie do Lucy, ścisnęła go mocniej. Tak mocno, że zaczął się dusić. Dopiero wtedy Erza go puściła.

Opadł na chodnik i wziął głęboki wdech, żaląc się:

— Chciałaś mnie zabić.

— Gdybym chciała cię zabić, już dawno byś nie żył. — Palnęła chłopaka w ramię i podeszła do dzieciaka, z którym wcześniej chciał się bić Natsu. — Co tam, Maury? Znowu sprawiasz kłopoty?

Chłopak o imieniu Maury zarumienił się ze wstydu. Wykonał solidny ukłon w kierunku kobiety, której zniszczył stragan, i przeprosił ją za zamieszanie. Potem zebrał najbliżej leżące owoce.

Lucy coś się w nim nie spodobało. Wcześniej coś powiedział. Temat chciała poruszyć od razu, ale zmieszało ją pojawienie się Erzy.

Podrapała się po głowie.

Co to było?

I nagle sobie przypomniała. Zaczepiła Erzę, postukując ją palcem w ramię.

— Co tam, Lucy? — zainteresowała się Scarlet.

— "Mama" — powtórzyła słowo, które wcześniej użył Maury. — Jaka "mama"?

Gray schował twarz za kapturem. Udał, że to go u nie ma, i powoli ruszył w stronę gospody. Zatrzymał go Natsu, tarasując drogę.

Z kolei Erza odpowiedziała uśmiechem. W ten sposób Lucy zmieszała się jeszcze bardziej.

— Erza, co to za chłopiec? — spytała konkretnie i oczekiwała podobnej odpowiedzi.

— To mój syn. — Na jej policzkach wyszły rumieńce. — Mój i Graya.

— Tata — potwierdził Maury, wskazując na Graya.

Ręce Natsu opadły bezwładnie. Lucy zrobiło jej się słabo. Nogi stały się jakieś wiotkie, trafiła nad nimi panowanie. W końcu upadła.

Wzrok padł na zaczerwienionego Graya. Wydukał coś niewyraźnie, nikt nie umiał go zrozumieć, ale Erza i tak mu przytakiwała.

— Jak można w dwa lata wyhodować tak duże dziecko?! — ryknął Natsu na całe miasto. — Kiedy? Jak? Dlaczego? Wy... Lucy, jak się zachodzi w ciążę? Wystarczy dotknąć czy...

Palnęła się w czoło. Żartował, prawda? Był już dorosłym mężczyzną, którego nikt nie trzymał w zamknięciu przez większość życia, więc na pewno żartował.

— Natsu... Czy jest ci znane pojęcie seksu? — zapytała go w prosty sposób.

— A co to ma do rzeczy?

Wiadomość o tym, że Erza i Gray są nazywani przez jakiegoś dzieciaka per "mama" i "tata" wcale już jej nie dziwiła. Natsu pokonał to zdziwienie tym jednym pytaniem, sprawiając, że Lucy zwątpiła we wszystkie znane jej prawdy z tego wszechświata.

— Lucy, on chyba wie... — Sytuację próbował uratować Gray. — Ej, zapałko, ty chyba nie jesteś aż tak głupi.

— Jest — potwierdziła przypuszczenia Erza. — Uwierzę we wszystko. Lucy, wytłumacz mu później.

Zgodziła się kiwnięciem. Jeśli kiedykolwiek palnie coś podobnego w Magnolii, będzie wstydziła się wyjść na ulicę. Tego rodzaju głupoty nawet po nim się nie spodziewała. Ale...

—... to nie zmienia faktu istnienia tego dzieciaka?! — powróciła do poprzedniego tematu. — Erza, Gray, jesteście razem?

Popatrzyli się i zgodnie odpowiedzieli jej:

— Nie wiemy.

— Zachowują się jak stare małżeństwo — wtrącił się znowu Maury. Zebrał kolejną skrzynię z owocami. Lucy przyznała, że radził sobie całkiem nieźle. Szkoda tylko, że wcześniej nie nauczyli go, co wolno, a czego nie.

— Dobrze, dobrze... — Lucy przetarła zmęczone oczy. — Rozumiem, że nie ty go urodziłaś, ale co to za dziecko?

— On? — Zaśmiała się Erza. — Adoptowaliśmy go. To dzieciak z ulicy, który wyzwał mnie na pojedynek. Przegrał okrutnie, więc zabrałam go ze sobą. Oj, okropny dzieciak, ale jako matka się nie poddam i wychowam go! — zadeklarowała przed ludźmi, którzy powoli zaczęli się rozchodzić w swoje strony.

Mieszkańcy Ruksha Town wrócili do załatwiania swoich sprawunków. Lucy z Erzą postanowiły, że wypadałoby zejść na bok zaraz po tym, jak Maury zbierze owoce. A uwinął się z tym całkiem sprawnie, więc jeszcze przed otwarciem jadłodajni, zajrzeli do wynajmowanego przez Lucy i Natsu pokoju.

Maury usiadł na podłodze. Usadził na swoich kolanach milczącego od rana Happy'ego, którego zaczął głaskać jak pupilka. Erza wzięła od gospodyni po szklance wody.

— A więc... jesteś poszukiwana. — Erza podała Lucy jednej z listów gończych. — Sławna się zrobiłaś — zażartowała.

— Nie zależało mi na takiej sławie — odburknęła. List gończy zmięła i rzuciła za siebie. — W sumie to chciałam grzecznie poczekać na proces, ale TO się stało — mówiąc, pokazała na Natsu.

— "Uratował cię"? — odparł sarkastycznie Gray.

— Uratował — potwierdziła. — Bez znaczenia, moją historię znacie. A co z wami?

— My... — Erza zatrzymała Graya, przysłaniając mu usta.

Posłała mu ostre spojrzenie i pokręciła głową, żeby pohamował się z wyjaśnieniami. Lucy nie spodobało się ich zachowanie. Coś ukrywali, ale nie miała prawa wymuszać jakichkolwiek wyjaśnień.

Jednak ku jej zaskoczeniu, Erza zaczęła mówić:

— Jesteśmy tu z polecenia mistrza i rady. To misja, poniekąd tajna, ale skoro i tak jesteście częścią tego, co się dzieje w Fiore, to...

— A co się dzieje? — przerwał jej Natsu.

Chwilę później otrzymał cios prosto w środek głowy. Podłoga aż się zatrzęsła od uderzenia. Natsu zamilkł i nie odważył się choćby jęknąć.

Erza kaszlnęła i wróciła do tematu:

— Magia zanika. — Sapnęła ze zmęczenia. — Na krócej, na dłużej, w niektórych rejonach całkowicie. A szczególnie w niektórych obszarach Fiore, w których odnotowuje się kradzieże grobów.

Lucy poniosła rękę.

— Lucy? — zdziwiła się Scarlet.

— Wiem coś na ten temat — wyznała, obawiając się, że jej ostatnia wyprawa jeszcze nie znalazła swojego zakończenia.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:

Znajdziesz mnie tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!