Bramy zamknęły się z nimi. Padli na ze zmęczenia, zasapani i bez sił, ale i szczęśliwi. Lucy dawno nie czuła takiego zewu przygody. Jej nudne i samotne wyprały w żadnym wypadku nie dorównywały temu cudownemu uczuciu w jej sercu, które zmuszało do działania.
To tak wyglądało jej szczęście? I wróciło, bo on
wrócił?
Nie wiedziała, ale miała ochotę skakać z
radości, czego nie robiła już dawna.
— Pomóc? — zainteresował się Natsu, ledwo stojąc
na nogach.
Podał jej dłoń. Podjęła ją i podniosła się na
trzy. Poklepała Natsu po ramieniu, dziękując. Happy zsunął się z Natsu i wpadł
prosto w kałużę.
— Nie. Mam. Sił — mruknął.
Lucy wzięła Happy'ego z podłoża i włożyła do
swojego plecaka, aby przez chwilę odpoczął po ucieczce.
Tłum gapiów zebrał się wokół ich. Ludzie
wyglądali dostojnie, ubrani zgodnie z mogą zachodu. Kobiety w suknie do połowy
łydki z rozkloszowanym dołem. Mężczyźni w białe koszule i płaszcze sięgające do
samej ziemi. Zazwyczaj płaszcze były w ciemnych, brązowych kolorach. Ludzie z
tych terenów nie osiągali wzrostu mieszkańców z innych terenów Fiore. Nawet
mężczyźni sięgali Lucy tylko do nosa.
Mieli długie nosy, które kobiety często skrywały
za ozdobnymi chustami.
— Poznać miło, podróżnych — odezwał się pierwszy
z mężczyzn. Rozgonił tłum. Zabrał od Lucy przepustkę i zgodził się, że jest
prawdziwa. — Witamy. Spanie dwie ulice dalej. Opłacone przez panią szkarłatną.
Jedzenie. Tylko w określonych punktach. Mapa. Zaraz dam — mówił zdawkowo,
krótko i temat.
Lucy słyszała o bezpośredniości ludzi z Ruksha
Town, ale nigdy nie spotkała żadnego, by zweryfikować plotki. Mówiono wiele o
ludziach z tego miasta — o tym, że są potomkami pogromców smoków, że jedzą
obiad na kolację, że nigdy nie wstają po siódmej, a dziecka nie mogą mieć
wcześniej niż pod dwudziestce. Plotkom towarzyszyła aura tajemniczości i chęć
przekonania się na własne oczy, co kryje się za murami Ruksha Town.
Nigdy nie wierzyła, że kiedykolwiek samodzielnie
przyjrzy się miejscu, do którego tak niewielu ma wstęp.
— Dziękuję za wskazówki — odezwała się za
przyjaciół.
Otrzymała złożoną na cztery mapę — ogólnikową, z
oznaczonymi punktami, do których powinni się udać, i z krótkimi wskazówkami,
jak się zachowywać i kiedy odejść. Trzy dni. Spodziewali się, że długo nie
zostaną, ale nigdy wcześniej nie spotkała się z informacją, że w Ruksha Town
można spędzić tylko trzy dni.
Lucy zwinęła mapę. Nie tego się spodziewała.
Liczyła, że zostaną tu do tygodnia. Jeśli mieli tylko trzy dni, należało się
pospieszyć. Choć bardziej obawiała się Darezena, nie tego miasta. Mężczyzna
poczeka na nich trzy dni za bramami.
— Co teraz robimy? — Natsu objął ją i
poprowadził w inną stronę niż zalecał poznany mieszkaniec miasta.
Lucy chwyciła Natsu za ucho i pociągnęła we
właściwym kierunku. Doszli do gospody. Tam się dowiedzieli, że pokój już na nich
czeka. Była to skromna izba z podstawowym wyposażeniem i trzema łóżkami.
— Czy można zjeść w gospodzie? — zapytała,
zastanawiając, czy wychodzenie do oddzielnej jadłodajni ma sens.
— Nigdy. — Chuda, do tego szpetna właścicielka
pokręciła głową. — Nie jemy, gdzie śpimy. Gdzie śpimy, tam nie jemy.
Wyszła, zostawiając Lucy dwa klucze — jeden
właściwy, drugi zapasowy do samej gospody. Wejście zamykali o północy. Później
należało wchodzić bocznymi drzwiami.
Zwyczaje Ruksha Town zaciekawiły ją, ale skupiła
się na celu podróży. Na bibliotece. Jednak zanim się tam udali, poszli zjeść
coś naprzeciw gospody. Jeden z stołów na zewnątrz czekał na nich wolny.
Usiedli.
Ubrana w dłuższą sukienkę kobieta przyniosła im
gęstą zupę miętową z kromkami chleba i kostką cukru. Na drugie otrzymali
tutejszy specjał — mięso z królika w delikatnym sosie chrzanowym z kaszą
zapiekane w łódkach z bakłażanów.
Natsu nie najadł się. Zjadł swoją porcję i
poprosił o kolejną, na co kelnerka wybuchnęła śmiechem.
— Przed wieczorem? Nie teraz. Nie wolno. —
Okręciła się zwinnie i uciekła do kuchni.
Natsu opadł na stół, jęcząc, że jest głodny. Na
szczęście Happy oddał mu część swojej porcji, próbując tylko zupę. Lucy zjadła
wszystko bez zająknięcia. Był to najlepszy posiłek w ciągu ostatnich dwóch lat.
Nikt nie przyrządził jej czegoś tak przepysznego.
— Smakuje ci to? — zdziwił się Natsu, dłubiąc w
bakłażanie.
— Oczywiście. — Wyczyściła talerz z resztek. —
Doceniłbyś, gdybyś jadł suszone mięso tygodniami.
— Ty naprawdę lubisz siebie zamęczać — burknął.
Wmusił w siebie posiłek, nie ukrywając obrzydzenia malutką, nieznośną porcją
warzyw, bez ilości mięsa, którą zazwyczaj spożywał.
Mieszkańcy nie zwrócili na niego uwagi.
Rozkoszowali się cichymi rozmowami przy kawie i wieczornym ciastku, przy
akompaniamencie uspokajającej ludowej muzyki i występów kilku mimów. A skoro
oni zignorowali Natsu, to Lucy tak samo postąpiła.
Korzystając z chwili odpoczynku, rozejrzała się
po mieście. Dom był zbudowany na domu, bez przerwy między nimi. Główna ulica
ciągnęła się od jednej do drugiej bramy miasta, a rozwidlenia do innych ulic
można było szukać tylko przy wejściu, przy którym znaleźli się na początku.
— Przepraszam — Lucy zaczepiła kelnerkę. — Jak
można dojść do biblioteki? To znaczy, trzeba dookoła iść czy jest jakiś skrót?
— Nie. Nie. My nie chodzimy za miasto. My
chodzimy po mieście. Tylko dookoła. Nie wolno przeskakiwać. — W tym samym
momencie popatrzyła się na Natsu. — Kary. Polecam wrócić do bramy. I zawrócić.
Piękna wycieczka. Gwarantuje.
Zabrała puste talerze i odeszła.
Lucy pociągnęła za sobą Natsu i Happy'ego w
stronę gospody. Postawiła ich przed wejściem.
— Albo ze mną, albo grzecznie czekacie.
Wzruszyli równocześnie ramionami.
— Biblioteka? — zapytali niechętnie.
— Tak, biblioteka. — Westchnęła. Czego się po
nich spodziewała? — Nie musicie ze mną iść. To wasza decyzja. Tylko macie się
nie ruszać z gospody i nie sprawiać problemów. Tylko coś usłyszę, a odchodzę i
nigdy więcej mnie nie zobaczycie.
Lucy odwróciła się i ruszyła w dół miasta, gdy
nagle coś ją zatrzymało. Natsu złapał ją za rękę. Nie puścił jej, choć
próbowała się wyszarpać.
— Co ty robisz? — wysapała zmęczona szarpaniną.
Natsu zacisnął dłoń, rozglądając się dookoła bez
większego celu.
— Nie odchodź — poprosił ją. — To znaczy,
pójdziemy z tobą. Do biblioteki. Będę grzeczny — obiecał, choć jakoś nie
wierzyła, że nie sprawi żadnych problemów w mieście.
— Jak chcesz, ale spróbuj coś przeskrobać —
zagroziła mu.
Natsu pokiwał posłusznie głową.
— Zrobię wszystko, żeby znów ciebie nie stracić.
Tym razem Lucy zamarła z własnej woli. Słowa
Natsu przeszyły ją wraz z dziwnym uczuciem, którego do tej pory nie znała. Nie
chciała go puszczać. Nie zamierzała odejść. A przynajmniej podobne myśli
wypełniły ją wraz z nadzieją, że tym razem będzie inaczej.
Zmienił się?
Na pewno.
Czy ona zmieniła się?
Tym bardziej.
Chwyciła go za dłoń i zaczęła prowadzić w dół
miasta. Happy dołączył do nich, wznosząc się na wysokości ich głów. Zaśmiał się
i korciło go, by rzucić jakiś komentarz, ale się powstrzymał.
— Miło was znowu widzieć — mówiąc to, się
zarumieniła. Gdyby jeszcze miała włosy dawnej długości, ale w tych? Wszystko
zobaczyli. Nie zdołała ukryć rumieńców za włosami.
Odpowiedzieli jej uśmiechem, a później pobiegli
w kierunku biblioteki, przepychając się przez tłum zmierzających w przeciwną
stronę mieszkańców miasta.
***
Dotarli do celu po długiej podróży przez miasto.
Ruksha Town ciągnęło się w nieskończoność w jednakowym schemacie, w tej samej
strukturze, od której Lucy kręciło się w głowie. Budynki wydawały się takie
same.
Jakby ktoś skopiował je według ulubionego wzoru
i wkleił do projektu całego miasta. Budynki miały trzy piętra, trzy okna na
każdym, nie było balkonów. Kuchnia wychodziła na ulicę, salon zawsze znajdował
się w środku budynku. Rodziny często mieszkały w jednym domu. Na parterze
dziadkowie, na samej górze młodzi z dziećmi.
Biblioteki nie dało się odróżnić od reszty.
Wyglądała tak samo jak jeden z tych domów, które minęli. Gdyby nie napis
"biblioteka", Lucy przeszłaby obok, całkowicie nieświadoma, że
właśnie minęła miejsce, którego poszukiwała.
— Zawiodłem się.
Lucy wzruszyła ramionami. W sumie przyznała mu
rację. Nie tego się spodziewała się po jednej z największych bibliotek Fiore.
Ale jak to mówili, nie oceniaj książki po okładce. Legendy o tutejszych
księgozbiorach nie krążyły po kraju bez powodu. Często mówiono o tym, że w
trakcie Festiwalu Króla Smoków, tylko ta biblioteka nie spłonęła, z reszty
pozostał popiół.
Przetarła wierzch dłoni ze stresu, a potem
wzięła kilka głębokich wdechów, co zaskoczyło dwójkę towarzyszy. Popatrzyli się
na nią krzywo, ale żaden z chłopaków się nie odezwał. Zignorowała ich
zachowanie, uznając, że nie powinna się przejmować. Miała ważniejsze sprawy na
głowie.
Zapukała do drzwi dwa razy, a kiedy nie
usłyszała, że ktoś nadchodzi, zastukała jeszcze raz.
Otworzył jej barczysta mężczyzna, wyższy od
większości mieszkańców Ruksha Town. Pochylił się nad Lucy. Nałożył na nos
wąskie okulary, które wyglądały na zrobione dla kogoś drobniejszego, z
bordowymi oprawkami, zawieszone na złotym, metalowym sznurze.
— Lucy Heartfilia. Natsu Dragneel. Happy —
wymienił ich imiona powoli. Otworzył wejście i zaprosił ich do środka.
Weszli razem. Natsu trzymał się blisko Lucy w
razie niebezpieczeństwa, a Happy wyprzedził ich i wbiegł do małej salki
pośrodku budynku.
To nie była biblioteka, a mieszkanie. Wewnątrz
wydawało się mniejsze od tych, które minęli po drodze. Natsu ściskał się
pomiędzy dwiema ścianami, a Happy zrezygnował z lotu przez niski sufit, o który
czasem zahaczał i Natsu. Mężczyzna, który im otworzył szedł bokiem, do tego
skulony, dusząc się we własnym korytarzu. W końcu wyszli, do szerszego
pomieszczenia, które prowadziło do dalszej, niżej położonej części budynku.
Tym razem po ich obu stronach wisiały w
gablotach przypalone fragmenty starożytnych pism — rozpoczynając się od słynnej
legendy o biedaku, który rozśmieszył króla, a kończąc na najważniejszej smoczej
pieśni w historii, o Neiur, kochance króla smoków żelaza, która zmieniła
decyzję władcy, ratując miliony.
— Patrzcie, patrzcie! — Happy usiadł przy stole
z przygotowanymi czterema krzesłami.
Mężczyzna, chyba bibliotekarz skoro ich wpuścił,
odsunął dla Lucy krzesło. Podziękowała mu i usiadła. Sam zajął miejsce obok
niej.
— Informacja za informację. Zasada prosta, ale i
skuteczna — powiedział, postukując palcem w blat prostego, drewnianego stołu.
— A może by się tak przedstawić? — zwrócił mu
uwagę Natsu. Założył ręce na piersi i rozłożył się na krześle.
Nie miał w sobie za grosz kultury osobistej.
Lucy odniosła wrażenie, że przez niego za moment spali się ze wstydu, ale
jednocześnie była mu wdzięczna za zwrócenie uwagi mężczyźnie. Sama się nie
odważyła.
— Kniga — przedstawił się, zapisując imię na
fragmencie zużytego pergaminu. Wbrew przypuszczeniom Lucy, okazało się, że
poprawny zapis jego imienia to "Kniha". Mimo że "h" wymówił
jak "g". Na dodatek jego akcent nie przypominał żadnego z jej
znanych. Podejrzewała, że pochodził z dalszych terenów Fiore, których nigdy nie
odwiedziła.
— Skąd jesteś? — zapytała, ale w tym samym
momencie przypomniała sobie o zasadach panujących w bibliotece.
"Informacja za informację".
Nie odpowiedział jej, tak jak się domyśliła.
— W takim razie jakie mogę ci dać informacje?
Czy potrzebujesz odpowiedzi na konkretne pytania, zanim uzyskam swoje? —
upewniła się, czy dobrze rozumie zasadę wymiany.
— Co planuje Zeref? — zadał jej pierwsze
pytanie.
Zachowała spokój. Odetchnęła, zastanawiając się,
czy umie odpowiedzieć mężczyźnie.
Kniha pokręcił głową z zawodu i przeszedł do
kolejnego pytania:
— Jak miał na imię smok, którego zabił Natsu
Dragneel?
— Iggis. — Zabolało ją w piersi. Na samo
wspomnienie o towarzyszu podróży łapał ją ból w klatce piersiowej. Nie
uratowała smoka, zginął przed pomyłkę jednej osoby, a ona była za słaba, by
cokolwiek zrobić. Nie zdążyła spełnić swojej obietnicy, że pewnego dnia postawi
mu kufel piwa.
Czy mogła żałować śmierci kogoś, kogo znała
tylko kilka tygodni? Czy wspólna podróż wytworzyła więzy, przez którego teraz
czuła wyrzuty sumienia? Tak, skoro płakała przy jego ciele i pragnęła płakać i
teraz.
— Iggis. Dlaczego zginął?
— Natsu się pomylił. Iggis nie skrzywdził mnie —
wyjaśniła Lucy, oszczędzając patrzenia na Natsu.
— Gdzie obecnie znajduje się jego lakryma?
— Nie wiem. — Parsknęła śmiechem. — Zapytaj
Zerefa.
Zaintrygowała Knihę swoją propozycją. przez
moment w ciszy zastanowił się nad dalszymi informacjami, które zamierzał
wymienić z Lucy, ale w końcu nie padło kolejne pytanie.
Wielka ręka mężczyzny opadła na stół. Wazon z
kwiatami podskoczył w miejscu. Happy przytrzymał kwiaty, zanim wypadły ze
środka, a Natsu postawił do pionu wazon. Pod nimi rozległ się huk.
Cała trójka w tym samym czasie zajrzała pod
stół. Otworzył się właz, na długość ręki dorosłego człowieka. Klapa
zaskrzypiała ze starości, a dźwięki, które przy tym wydawała, drażniły
przeraźliwie uczy. Lucy od tego dostała dreszczy, a jak Natsu musiał to
odczuwać, skoro był pogromcą smoków? Współczuła mu.
— Dziwny... zapach — skomentował Natsu,
wyprostowując się. Skrzywił się z niesmakiem i udał, że robi mu się niedobrze,
choć w rzeczywistości wytrzymał wyczuwany przez siebie smród. Zrobił przedstawienie,
które nie zrobiło na Lucy żadnego wrażenia.
Nagle z otworu wyskoczyła książka. Powędrowała
wprost do dłoni Knihy, który złapał księgę i przydusił do stołu. Wyrywała mu
się, szalała jak opętana i to ciągle gdzieś w kierunku Lucy.
Dziewczyna zmieniła miejsca. Uciekła za Natsu, w
razie kłopotów gotowa, aby zaakceptować jego poświęcenie.
— Książki żyją... — zaczął Kniha i w tym samym
momencie wszyscy mu przerwali:
— Widzimy.
Mężczyzna poprawił drobne okularki na nosie.
Przydusił drugą ręką księgę i nie pozwolił jej przez chwilę się ruszać.
Zmierzył opasłe tomisko ostrym, pełnym zawodu wzrokiem, na widok którego księga
zamarła.
— Grzeczna.
Pogłaskał przedmiot jak pupila, a potem zdjął
rękę. Przysunął tomisko bliżej Natsu, choć w rzeczywistości zamierzał je podać
Lucy, która stała za chłopakiem.
Zrzuciła Natsu z krzesła i kazała mu usiąść na
jej dawnym miejscu. Otworzyła pismo. Tekst był zapisany jasnym atramentem, w
ciemnościach pomieszczenia wydawał się beżowy. Na zżółkniętym papierze z trudem
odczytywała znaki. Zapis sporządzono w jednym ze starszych języków. Nie
zapomnianych, ale nieużywanych od lat.
Lucy znała podstawy odczytu. Pojedyncze słowa
rozumiała dokładnie, innych się domyślała, ale odnajdywała symbole, które
wykraczały poza jej wiedzę.
— "Zapis z polowania na smoki" —
przeczytała na głos pierwszy przetłumaczony fragment. — Zapis z polowania na
smoki — powtórzyła stanowczym tonem i zrozumiała. Mężczyzna przyniósł jej dowód
na istnienie Nashi w tamtych czasach.
Nie wskazał na stronę, ale przerzuciła mniej
więcej wszystkie, odszukując znaku "bezimiennej". Wszystkie smoki
nosiły imiona, ewentualnie tytułowano je żywiołami, których strzegli, ale nie w
przypadku Nashi. O niej nic nie wiedzieli.
Znalazła.
Przejechała palcem wzdłuż książki, łaskocząc ją.
Tom zatrząsł całym stołem. Lucy ich nie przerwała.
— "Pogromca smoków lodu" — odczytała
kolejną część. — "W okolicach lasu", "bezimienna",
"dziewczynka", "ucieczka", "pokonano dwie
kobiety". — Na tym kończyła się jej wiedza, i tym samym chęć, by
przeglądać pismo dalej.
Zamknęła je, a potem podała mężczyźnie.
Kniha wrzucił księgę z powrotem do otworu w
podłodze.
— To... bardzo specyficzna sprawa — zaczął
mężczyzna. Zdjął okulary i położył je pośrodku stołu.
Miał inne oczy niż większość ludzi. Głębokie
spojrzenie przebijało się przez wyobrażenia Lucy o tym, jak druga osoba może na
kogoś patrzeć. Te oczy przypominały jej Iggisa — smoka i mężczyznę o
przenikliwym spojrzeniu, które czytało w myślach drugiej osoby.
— Kim ty jesteś? — zapytała nieświadomie.
— Niestety, ale nie posiadasz wiedzy, która
równałaby się tej informacji — powiedział z zawodem. — A wracając do rozmowy,
to się zdarzyło. A co się ma dopiero zdarzyć, będzie miało miejsce. Mam tylko
nadzieję, że za lata nie ucierpimy mocniej niż w przeszłości. Poza tym, Lucy
Heartfilio, spotkałaś ją. To prawda. I to spotkanie stało się początkiem
wszystkiego. Śmierć Iggisa. Darezen. Potem będzie chłopiec. A dalej...
— Przybliżył się do Lucy i szepnął: — Ona ci
powiedziała, prawda? Że... odejdziesz.
— O czym ty gadasz? — zdziwił się Natsu, w
przeciwieństwie do Lucy, która wszystko zrozumiała.
Dla Nashi, śmierć matki się wydarzyła.
Śmierć z rąk ojca Nashi.
Ojca, którym był Natsu Dragneel.
Jednak niezależnie od tego, jak patrzyła na tego
durnia, nie umiała sobie wyobrazić, by się pobrali i mieli dziecko. Nie w
najbliższym czasie. Nie kochała go. Na pewno nie teraz, przecież...
— Coś się stało? — zaniepokoił się Natsu, gdy
zbyt długo się w niego wpatrywała.
Lucy przełknęła głośno ślinę. Wiedziała, że może
zaraz popełni największą głupotę w swoim życiu, ale bez ryzyka nie pozna prawdy
zanim ta się wydarzy.
— A co jeśli bym ci powiedziała, że w
przyszłości mnie zabijesz?
Oddaliła się od stołu i, nie czekając na Natsu,
wyszła z biblioteki prosto na ulicę. Oparła się o jeden z budynków. Zsunęła się
po ścianie z braku sił i z powodu bezsilności w obliczu przeznaczenia.
Żałowała, że poznała Shinę Dragon.
I żałowała, że to dziecko nazwało siebie Nashi
Dragneel...
Możesz mnie wesprzeć tutaj:Paypal – https://paypal.me/pools/c/8bkOu9wTfDZnajdziesz mnie tutaj:Blogger - https://rolaka-fiction.blogspot.comWattpad – https://www.wattpad.com/user/OlaRi9Tumblr – https://rolaka.tumblr.comFacebook – https://www.facebook.com/PisarkaRolaka/Twitter – https://twitter.com/Rolaka1995
0 Comments:
Prześlij komentarz