Lucy nie przespała kolejnej nocy. Przewracała się z boku na bok na kocu zabranym przypadkowym podróżnym, którego ostre włosie drażniło jej nagą skórę. Swędziało ją wszystko, ale i tak nie to było przyczyną jej bezsenności. Myślała i to wiele, obok smacznie chrapiącego Natsu, nieprzejętego czyhającymi na nich niebezpieczeństwami. Happy z dziwnym powodów wybrał drzewo do odpoczynku, jedną w wyższych, mocniejszych gałęzi, na której zawisł jak opos.
— Znowu nie śpisz. — Natsu obudził się nagle.
Nie otworzył jeszcze oczu. — Czy coś się stało?
Łza wypłynęła jej z prawego oka. Przetarła ją,
udając, że wszystko w porządku.
— Zły nawyk. Zawsze w czasie podróży niewiele
spałam — skłamała. — Niebezpieczeństwa i te sprawy.
Natsu odchylił koc i zaprosił ją bliżej siebie.
— Możesz spać obok mnie — zaproponował
zmartwiony.
Przetarł zaspane oczy. Zdjął szalik, po czym
zwinął go w coś na kształt poduszki i położył obok swojej głowy. Poklepał nowe
miejsce do spania, którego nie przygotował dla siebie. Było dla Lucy.
— Mam dobry słuch, obudzę się, jeśli coś się
wydarzy. Akurat do walki i robienia bałaganu nieźle się nadaję — zażartował,
choć ani jemu, ani Lucy nie było do śmiechu.
Mimo to w środku nocy, w tym samym momencie
parsknęli śmiechem. Lucy przewróciła się na bok i podłożyła ręce pod głowę,
zwiększając dzielący ich dystans. Nie za blisko, ale i nie za daleko.
Ciepło biło od Natsu. Brakowało dziewczynie tej
bliskości, nocnych przytulanek, porannych żarcików i samej obecności chłopaka,
którego nie potrafiła znienawidzić na tyle, by go opuścić. Za wiele ich
łączyło.
Jednak nie przysunęła się do Natsu, mimo jego
wyraźnego zaproszenia, pozostawiając dodatkowe miejsce pomiędzy nimi.
Wystarczyło jej ciepło wydobywające się z jego ciała, by poczuć się pewniej.
Już nie było jej chłodno, ale nadal nie zasnęła.
Wizja krzywdzonej Nashi dotykała ją zbyt
głęboko. Za każdym razem, gdy zamykała oczy widziała zjawę, tym razem z twarzą
jej przyszłej córki. Nie umiała jej uratować. Jeszcze się nawet nie narodziła,
ale czy zapobiegnie temu?
— Trzęsiesz się — uświadomił ją Natsu.
Trzęsła się ze strachu — o jutro, o córkę i o
jej własną przyszłość.
Natsu przysunął się do niej ze zwiniętym
szalikiem, który podłożył jej pod głowę. Objął ja lewą ręką i po chwili usnął.
Lucy nadal bała się zamknąć oczy, zakrwawiony uśmiech jej własnej córki nie
znikał wraz z narastającym ciepłem i dziwnym uczuciem, które przypomniało jej,
że może wciąż jest nadzieja. Ale ta nadzieja gasła, nim słońce wzeszło, bo
wszystko się już wydarzyło. Nic nie dało się zmienić.
***
O poranku zebrali zebrali swoje rzeczy. Natsu
upolował parę królików na prowiant i przypalił je w swoim ogniu. Schował mięso
do worka, który wpakował w niesiony przez Happy'ego plecak. Kot się uniósł,
sprawdzając najbliższą okolicę, co zajęło mu mniej czasu niż samo wzniesienie
się w powietrze.
— Czysto — oświadczył z dumą i pewnością, na
którą Lucy zareagowała przewróceniem oczu. Aż dziwiła się, że ta dwójka
jeszcze. Choć w sumie jak mówią: szczęście głupich się trzyma, a mądrych
opuszcza.
Mimo to Lucy miała złe przeczucia. Nie byli na
misji, na wycieczce, a uciekali przed całym państwem, które znało te tereny
lepiej niż ktokolwiek w Fiore. Darezen je znał, Lucy już nie. Ostatnie wyprawy
pokazały je, że mapy to niekompletny zlepek tego, co jeden człowiek odkrył, a
co drugi wprowadził na kartkę papieru. Nie wszystko tam trafiało. Rozejrzenie
się po okolicy przez kilka minut nie wystarczało.
— Happy, a ja dokładnie sprawdziłeś ścieżkę? —
zapytała na spokojnie, próbując podejść do kota inaczej niż zawsze.
— Nic nie rzuciło mi się w oczy — wyjaśnił
dziewczynie, nie podejrzewając, że coś mógł źle zrobić.
— Zawsze w ten sposób badamy teren — dodał
jeszcze Natsu. — Zrobiliśmy się ostrożniejsi.
Lucy odetchnęła, odwróciła się i ruszył wzdłuż
tej niezwykle bezpiecznej ścieżki, którą tak dokładnie sprawdził. Pokładała
nadzieję w głupim szczęściu, w niczym więcej. Bo jeśli ono ich opuści, nie
dadzą rady z problemami, które stanął na ich drodze.
— A dokąd idziemy? — zainteresował się Natsu.
Podążył za Lucy, nie zadając jej zbyt wielu pytań.
— Do Ruksha Town — odpowiedziała krótko. Jednak
po namyśle uznała, że to za mało, wiec dodała: — Potrzebuję dostać się do
biblioteki.
— A nie jesteś... No... Poszukiwana? —
przypomniał jej chłopak, lekko zaskoczony celem ich podróży.
— Właśnie, Lucy, to niebezpieczne. Może
trzymajmy się zielonego. Czytanie jest ważne, ale chyba nie aż tak — zakpił
sobie z dziewczyny Happy.
Wybrał inną drogę, która prowadziła w stronę
wiosek i mniejszych w miast. Mogli w nich jeszcze nie usłyszeć o Lucy
Heartfilii i faktycznie w ten sposób łatwiej było przedostać się pod granicę.
Dalej z łatwością, by ją przekroczyli dzięki skrzydłom Happy'ego. Ucieczka
przez to wydawała się prosta, za prosta.
Dlatego nie zmieniła trasy, nawet jeśli to
oznaczało że pójdą odrębnymi ścieżkami. I tak na początku się stało. Natsu
podążył za Happym, myślał podobnie, jak przyjaciel. Lucy trzymała się uparcie w
swoim postanowieniu.
Nie ucieknie, a skoro ta jedna rzecz się nie
uda, to przynajmniej wykorzysta czas i poszuka odpowiedzi w wielkiej bibliotece
Ruksha Town. Nie zaśnie, póki nie odkryje prawdy o Shinie, Nashi czy jak się
zwała. Błądzenie w wątpliwościach i przyzwolenie na zbliżający się ciąg
nieszczęść nie sprawią, że wyrzuty sumienia zniknął. Lucy wiedziała o kawałkach
układanki, których wciąż nie odnalazła, a uciekając, doprowadzi do
nieszczęśliwego zakończenia i jej śmierci.
— Nie musicie...
Ku jej zaskoczeniu, Natsu dołączył do niej. Ujął
za dłoń i podążył tę samą trasą, zapraszając Happy'ego, by i ten . Uśmiechnął
się słodko na potwierdzenie, że zgadza się z decyzją Lucy i postanawia jej
towarzyszyć.
— Natsu? — zdziwił się Happy. Zatrzymał w
powietrzu i przez moment nie wiedział, co zrobić dalej. — Lucy, to...
niebezpieczne.
Opuścił łapki i podleciał do przyjaciół, dłużej
nie oponując.
— Darezen też tak myśli — zaczęła tłumaczenie. —
On przygotował się do mojej ucieczki. A przedostanie się za granicę wybiera
wielu przestępców.
— Ale ty nie jesteś przestępcą! — zaprzeczył
Natsu.
Wyszedł naprzeciw Lucy i zamierzał powiedzieć
coś jeszcze, ale zrezygnował. Zdał sobie sprawę, że nie przekona Lucy.
— Już nic, pójdziemy do biblioteki — zgodził się
w końcu.
Lucy oniemiała. W ciągu jednej nocy Natsu
nauczył się szanować jej decyzję i zdanie, co zasługiwało na pochwałę, choć na
nią było jeszcze za wcześnie. Raksha Town dopiero pokaże prawdziwe oblicze
Natsu i to, czy czegoś się nauczył. Nie będą tam bezpieczniejsi. Autonomia
miasta jedynie pozwoli im przez kilka dni odpocząć przed dalszą podróżą. Poza
tym słyszała o przejściu, które skracało trasę pomiędzy granicą a samym
miastem. Tylko nieliczni o niej wiedzieli. A "nieliczni" zawsze zwali
się "bibliotekarze".
— Pójdziemy, ale nie obejdzie się bez
zamieszania — przyznała przed sobą. Wolała uniknąć walki, w przekupstwo nie
wierzyła, a o znajomościach w Ruksha Town mogła zapomnieć.
Tylko walka wchodziła w grę.
— Wow, naprawdę coś takiego proponujesz? Ty, Lucy?
— Puścił oczko w jej stronę.
Dziewczyna odruchowo się zaśmiała. Szturchnęła
Natsu za tę złośliwość, na co odpowiedział ukłuciem w talię. Lucy odskoczyła na
bok. Bolało, więc mu oddała, łaskocząc go pod pachami. Zaczął się śmiać jak
głupi. Uciekał od niej, ale nie dawał rady, wiec w końcu złapał ją w
nadgarstkach. Przewrócili się.
Lucy opadła na tors Natsu i została w takiej
pozycji przez chwilę. Wsłuchała się w bicie jego serca, spokojny oddech i
słowa, które wypowiadał szeptem. Nie słyszała ich, a mimo to wydawały jej się
bliskie.
— Przepraszam — burknęła i wstała. Podała Natsu
dłoń. Nie złapał jej od razu. Wpatrzył się w Lucy z uczuciem, którego nie
umiała odgadnąć. Nie była to miłość, nie przyjaźń. Biła z niego troska, ale i
coś więcej.
Podjął jej dłoń i na trzy podniosła Natsu.
— Jak dzieci — skomentował ich zachowanie Happy.
— Przynajmniej szczęśliwi. — Przełożył rękę
przez Lucy i wtulił ją do siebie mocno. — Znowu nasze trio wraca do roboty.
Możemy świętować ponowne spotkanie!
Nie zaprzeczyła słownie, ale wyrwała się z jego
objęcia. Nie był to właściwy moment na pojednanie, na które liczył Natsu.
Jeszcze za wcześnie na wybaczenie, może chwilowo da mu szansę, ale nic więcej.
Zrozumiał. Tym razem szedł za Lucy trzy kroki
dalej.
— Wspomniałaś o Ruksha Town — zmienił temat, a
właściwie wrócił do wcześniejszej rozmowy.
— Potrzebna nam przepustka, a jej nie mamy.
— Do Ruksha Town? — dopytał się Happy.
Potwierdziła stanowczym kiwnięciem, po którym
Happy wyciągnął ze swojego plecaka zwinięty rulon. Podał go Lucy. Rozwinęła
papier, znajdując w środku pozwolenie na wejście wraz z drobną monetą,
symbolizującą bogactwo i niezależność miasta.
W zdumieniu wpatrzyła się w Happy'ego.
— Skąd ty to masz?! — wykrzyczała, niezdolna by
powstrzymać tym razem emocje. Nie rozumiała, skąd mieli przepustkę, kiedy w
kraju tylko kilkoro magów zdobyło ją w ciągu lat swojej aktywności.
— Oj, uratowaliśmy kiedyś kobietę, która okazała
się żoną kogoś ważnego z tego miasta — odpowiedział za kota Natsu.
— No i dostaliśmy takie coś.
O mało nie opuściła przepustki.
Niewyobrażalne.
Sama starała się o nią kilkanaście razy, choćby
biorąc misje w okolicach samego miasta. Aby tylko poznać tajemnice tego
miejsca, wejść do biblioteki i zatopić się w bezcennych księgozbiorach, które
na nią czekały. Myślała, że nigdy nie uda jej się przekroczyć bram miasta, a
jak na złość trzymała przepustkę, którą zwykłym trafem zdobyli Natsu i Happy.
Była żałosna i niezdolna do niczego bez pomocy
tej dwójki.
Wzięła głęboki wdech na uspokojenie.
To nadal bolało. Była nikim w obliczu Natsu.
— To dobrze, że mamy ją. To ułatwi sprawę. W
kilka dni powinniśmy dotrzeć do Ruksha Town. To dobry znak — powiedziała
wszystko chłodnym, mechanicznym głosem, który nawet dla niej zabrzmiał obco.
Zarumieniła się ze wstydu. Nie powinna za każdym
razem zazdrościć przyjacielowi. To niezdrowe. Poza tym życie udowodniło jej, że
i tak nic się nie zmieni. Natsu zawsze okazywał się lepszy.
Natsu dziwnie milczał.
— Coś nie tak? — zaniepokoiła się.
— Hm... — Podrapał się po włosach. — Nie
rozumiem, dlaczego musimy podróżować tam kilka dni. Nie możemy polecieć na
Happym?
— Nie — odpowiedziała stanowczo. — Zacznijmy od
tego, że sam bagaż waży dwa razy tyle co my. Happy nas nie udźwignie na dalsze
odległości. Potrzebujemy jego skrzydeł w razie ataku. Poza tym, myślisz, że
Darezen nie wziął pod uwagę nieba?
— Ludzie, kim jest ten Darezen, skoro się tak do
wszystkiego miesza? — Natsu podszedł do wszystkiego na luźno, ale miał rację z
pytaniem.
Lucy nie znała odpowiedzi. Wiedziała ogólne
informacje o dowódcy, generale, ale nie znajdowała powodu, dla którego jej
sprawa mogłaby go aż tak zainteresować.
— Nie wiem — odpowiedziała Natsu, a potem
przyspieszyła.
Chwyciły ją złe przeczucia. Wolała dotrzeć do
miasta w dwa dni bez postoju, a odpocząć dopiero w jego środku, o ile będzie im
dane.
***
Po półtorej dnia podróży Happy padł na Natsu
zmęczony. Zamachnął się kilka razy skrzydłami, ale nie dał rady się wznieść.
Lucy przewróciła oczami, a na usta aż jej się
cisnęło "a nie mówiłam". W sumie oszczędziła im tych słów, bo
narzuciła tempo podróży, do którego nie byli przyzwyczajeni. Po półtorej dnia
bez odpoczynku nawet Natsu sapał z wycieńczenia.
— Mamy przystanąć? — zaproponowała w końcu.
— Nie. — Pokręcił głową. — To tylko chwilowe.
— Widzę, że nie dajecie rady, a krótki posiłek
nas nie zbawi, Natsu — próbowała go przekonać.
Zgodził się i stanęli pół drogi dnia od miasta.
Natsu padł na skałę, bez sił żeby sięgnąć po mięso. Happy zasnął.
Lucy wyjęła za nich kawałki mięsa i włożyła do
rąk, by zjedli. Posiłek zniknął w moment.
Sama usiadła kawałek dalej, skrzyżowała nogi i
kiedy upewniła się, że w najbliższej okolicy nie znajduje się żadne zagrożenie,
przymknęła powieki. Zaczęła krótką medytację. Potrzebowała zebrać myśli po
całym dniu podróży i rozważyć kolejne kroki przed dotarciem do samego miasta,
szczególnie że Darezen na pewno wziął pod uwagę każdą z możliwych sytuacji — w
tym jej udanie się do Ruksha Town.
Na razie szło za gładko. Nie natknęli się na ani
jeden patrol. Od przejeżdżających usłyszeli, że to wina dzikich zwierząt, które
szaleją w lesie od śmierci króla lasu, ale Lucy wątpiła. Kryło się za tym coś
więcej.
— Lucy... — Jej przemyślenia przerwał Natsu.
Otworzyła oczy.
— Tak?
— Bo wiesz, to trochę dziwne, że tak mało
rozmawiamy.
— Trzeba zbierać siły — wyjaśniła mu
najprościej, jak umiała.
— Tak, tak, to prawda, ale podróż zawsze miłej
mija, jeśli się rozmawia. To... Przygoda. To znaczy, wiem, uciekamy — dodał
szybko. — Rozumiem, że jesteś wściekła i te sprawy, ale naprawdę nie możemy
normalnie porozmawiać. Jak przyjaciele?
— A jesteśmy nimi? — uderzyła mocno, bo nie
wytrzymywała już jego argumentów.
— Jesteśmy — podkreślił. — Przyjaciele też się
czasem kłócą. To normalne. Jesteśmy przyjaciółmi. A to nasza kolejna przygoda,
choć mniej przyjemna niż myślałem.
Wyprostowała się. Przy Natsu nie potrafiła
zebrać myśli, szczególnie gdy poruszył delikatny dla niej temat. Przygoda.
Podróż. O ironio, dalej nie widział, że uciekają przed jej egzekucją bądź
dożywotnim zamknięciem.
— Niedługo wyruszamy. Najedz się, napij i zbierz
siły. Nie zamierzam zatrzymywać się przed samym Ruksha Town — rzuciła rzeczowo.
Dalsze dyskusje były zbędne.
Natsu w milczeniu zabrał się za kawałki mięsa.
Lucy przy okazji też coś skubnęła, choć nie była za głodna. Więcej dni
potrafiła przeżyć bez jedzenia, te dwa nie zbawią jej, choć marzyła, by w
mieście zjeść coś dobrego. Słyszała o lokalnych, warzywnych potrawach, które
chwalił nawet sam król, nie wspominając już o podróżnych kupcach, którzy
wychwalali smakołyki Ruksha Town po wszystkich miastach.
Nagle coś świsnęło.
— Uwaga, leci! — usłyszeli z daleka.
Natsu zerwał się z Happym na jego ramieniu.
Rozejrzał się gwałtownie po okolicy, nasłuchując, skąd dobiegał głos. Przełożył
międzyczasie torbę przez ramię, a Happy'ego szturchnął, by ten wstał.
Kot ziewnął ze zmęczenia.
Lucy powoli zarzuciła na siebie plecach.
Poprawiła włosy. Pomyślała, że przydałoby się je trochę skrócić. Już opadały
jej na oczy, a krótsze były zdecydowanie wygodniejsze.
Potem odeszła, zgodnie z życzeniem krzyczącego.
Chwilę później głaz opadł dokładnie w miejsce,
na którym wcześniej stała Lucy. Popatrzyła się w ten punkt, przeżuwając gumowy
kawałek mięsa, bez jakiegoś konkretnego wyrazu czy przejęcia.
— Hm, ciekawe — odparła.
— Ciekawe?! — krzyknęli równocześnie Happy i
Natsu.
— UWAGA! — ostrzeżenie padło po raz kolejny.
Darezen.
Tym razem Lucy rozpoznała ciężki głos mężczyzny.
Powinna drżeć na jego dźwięk, uciekać w popłochu albo przynajmniej szykować się
do walki. I toczyła ją w swoim wnętrzu, ale nie z powodu strachu. Darezen nie
zawiódł jej, zrobił to, czego się po nim spodziewała. A jej twarz przywdział
uśmiech na myśl, że znalazł się tu dla niej.
Lucy nie posiadała kluczy.
Jej tymczasowy bicz był pejczem na konie.
Happy nie odpoczął po podróży.
Natsu nie zebrał sił.
Nikt nie znał prawdziwej potęgi dowódcy Fiore,
ale sądząc po jego celnych rzutach głazami wysokości dorosłego człowieka, był
potężny.
Lucy wyszła z ukrycia. Nikt nie stał na ich
drodze, miasta nie dało się zauważyć z tej odległości. Lot na Happym byłby
idealnym rozwiązaniem, gdy kot nie leżał półprzytomny na ramionach Natsu.
— Natsu — zwróciła się do chłopaka.
Złapał ją pod ramię, a potem wziął na ręce,
jakby czytał jej w myślach.
— Pofrunę — zgodził się z pomysłem, choć go
jeszcze nie usłyszał.
— Musisz wydobyć z siebie optymalną ilość ognia.
Nie może być tak, że spalisz po drodze wszystko.
— Spokojnie. Schudłaś, więc nie muszę używać ty
siły.
Palnęła go w głowę. Na żarty mu się teraz
zebrało.
Zaśmiał się niewinnie, a Lucy zdzieliła go
jeszcze raz na poprawkę. Uspokoił się, po chwili wystrzelił w niebiosa,
pozostawiając za sobą smugę dymu. Lecieli wzdłuż ścieżki, aby nie zgubić trasy.
Z tej wysokości lepiej widziała okolicę, dlatego rozglądała się za miastem.
Przepustkę trzymała mocno, aby nie opuścić jej
przypadkowo w trakcie lotu. Zaczęli zbliżać się do miasta. Kolejne kamienie
leciały ku nim. Natsu się wzdrygnął.
Na moment stracił panowanie nad ogniem i wtedy
Lucy zwróciła mu uwagę:
— Nie myśl, to ci najlepiej wychodzi.
Nie myślał. Kamień przeleciał obok nich, kolejny
zmierzał obok.
Lucy dostrzegła z wysoka Darezena. Pomachał w
jej stronę, obok stał Gajeel i Levy. Kierowali strażą przed wejściem do miasta.
W pewnym momencie zauważyli nadlatującego Natsu i Lucy. Zdziwili się tym
widokiem. Nie wierzyli, że faktycznie wybrali miasto w Fiore, a nie ucieczkę za
granicę.
Lucy również zwątpiła w swój pomysł, ale tu już
nawet nie chodziło o ucieczkę, a o Nashi, Shinę, jej córkę i odpowiedzi, które
należało znaleźć. Ten jeden raz chciała o coś walczyć, nawet jeśli "to
coś" jeszcze nie istniało w jej życiu.
— Obniż się — poprosiła Natsu.
Powietrze dmuchnęło z nich i zniosło na bok.
Natsu musiał zwiększyć siłę ognia.
Palił Lucy. Moc płomieni zniosła ciężko. Drapały
ją w skórę. Bolało. Nawet się nie zająknęła, zamiast tego zniosła cierpliwie
ból, aby tylko bezpiecznie dotrzeć do miasta o czasie.
Levy nakazała straży ustawić się w pozycji
bojowej. Piki skierowali ku nim. Natsu wykonał w powietrzu korkociąg i uśmiechnął
się chytrze na widok zamieszania, które spowodowali. Godne członków Fairy Tail.
Lucy nie zdołała się powstrzymać przed śmiechem.
Tak, tak działali członkowie Fairy Tail. Nigdzie nie wolno ich wpuszczać, bo
niosą ze sobą tylko kłopoty.
— Darezen! — wrzasnęła. Jej serca łomotało z
buzujących w niej emocji. — Lepiej wycofaj straż, bo zaraz zostaną z niej
zgliszcza.
— Ma rację! — przyłączył się do niej Natsu.
Wziął głęboki wdech i gdy tylko znaleźli się
wystarczająco nisko, zionął ogień. Straż uciekła na boki w popłochu. Lucy
pokazała na szybko przepustkę i wparowała do środka miasta.
Możesz mnie wesprzeć tutaj:Paypal – https://paypal.me/pools/c/8bkOu9wTfDZnajdziesz mnie tutaj:Blogger - https://rolaka-fiction.blogspot.comWattpad – https://www.wattpad.com/user/OlaRi9Tumblr – https://rolaka.tumblr.comFacebook – https://www.facebook.com/PisarkaRolaka/Twitter – https://twitter.com/Rolaka1995
0 Comments:
Prześlij komentarz