Dogoniła resztę beztroskich przyjaciół, którzy myśleli, że wraz z poznaniem tajemnego przejścia, skończą się ich wszystkie kłopoty. Mylili się. Był to jedynie początek.
Lucy wierzyła w Darezena i w to, że przygotował
się do jej ucieczki. A wyjście tajnym przejściem, które i tak było wszystkim
znane, to nie najlepszy pomysł.
Na szczęście nie opuszczała miasta sama. Nawet
jeśli Darezen przewidział Natsu, nigdy nie spodziewał się reszty drużyny.
— To tutaj . — Erza wskazała na mały schowek na
miotły. — Idziemy.
— Sprzątać? — zdziwił się Maury wraz z
pozostałymi, ale jako jedyny odważył się odezwać.
Erza nie skomentowała uwagi. Otworzyła schowek i
wyrzuciła z niego miotły. Weszła do środka. Zapukała kilka razy w drewniane
panele, które wydały z siebie pusty dźwięk. Uśmiechnęła się szyderczo, po czym
rozcięła mieczem panele. Chłód powiał po nogach magów.
— Idziemy! — rozkazała kobieta.
Lucy ruszyła jako pierwsza, odgarniając kilka
pajęczyn. Niekoniecznie używano tego przejścia. Wszystkie pochodnie spłonęły
dawno temu, może jeszcze za czasów sprzed jej narodzin. Drewno popękało wiele
lat temu od ciągłej wilgoci i ostrych zim, które nawiedziły Fiore przed
trzynastu latu. Smugi dymu zostały na ścianach z kamienia, nie powstały
ostatnimi czasy.
— Rozświetl drogę — zwróciła się do Natsu, który
wszedł jako ostatni do przejścia.
Skinął głową, a potem wydobył z włosów ogień.
Płomienie przykryły cały sufit, oświetlając im drogę. Zrobiło się w środku
przyjemnie ciepło.
Lucy podziękowała przyjacielowi za pomoc i
ruszyła bez obawy, że potknie się po drodze przez panujące ciemności. A droga
była nierówna, uklepana z ziemi — mokrej i oblepionej drobnymi, czarnymi
kamykami. Wokół roztaczał się stęchły zapach, powstały z wilgoci i lat
niekorzystania z przejścia.
— Co to jest? — Maury pociągnął Lucy za spódnicę
i zaprowadził ją do jednego z kamieni. Wskazał na wyryte kreski. — Jeśli nie
odpowiesz, jesteś głupia.
Trzepnęła go w głowę. Jęknął z bólu, żaląc się
Erzie, że Lucy go bije, więc ta poprawiła uderzenie, a potem pociągnęła go za
ucho. Spróbuje jeszcze raz obrażać ludzi. Nauczy go szacunku do innych.
Jednocześnie przyznała mu rację — kreski
wyglądały interesująco. Zostały narysowane głęboko w kamieniu. Jedne obok
drugich, a powyżej nich widniał inny zapis. Data? Nie... Wydarzenia.
— Polowanie — przetłumaczyła słowo.
Pierwsze polowanie, potem drugie, trzecie i...
ciągnęły się tak daleko, jak szli. Kreski się nie kończyły. Było ich coraz
mniej wraz z kolejnymi polowaniami, aż się urwały. Dotarli do wyjścia.
— Oo, to już! — ucieszył się Natsu.
— Te kreski to udane polowania — odpowiedziała
Mauremu na wcześniej zadane pytanie. Odwróciła się w stronę przyjaciół ze łzami
w oczach na samo wspomnienie o Nashi. Jedna z tych kresek postawiono zaraz po
tym, jak poderżnięto jej dziecku gardło. Na samą myśl o tym zrobiło jej się
niedobrze. Próbowała ukryć to przed resztą, ale Happy od razu wychylił się,
przyglądając z zaciekawieniem reakcji Lucy.
Erza położyła dłoń na jej ramieniu. Ścisnęła ją
i pocieszyła, by więcej się nie martwiła przeszłością. Ale nie wiedziała, że
przeszłość, teraźniejszość i przyszłość trwały w jedności. To, co już się
wydarzyło, dopiero wydarzy się dla Nashi, Natsu i samej Lucy.
— Lucy, jeśli chcesz z nami porozmawiać, to się
nie krępuj. Jesteśmy tu, nawet jeśli nie było nas kilka lat.
Westchnęła. Strąciła dłoń Erzy i wyszła jako
pierwsza z przejścia.
Poczuła ostry zapach tytoniu, którym się
zadławiła. Odruchowo zasłoniła twarz, lecz niemal od razu odsłoniła oczy,
dostrzegając kawałek dalej zarys postaci.
— Czekałem i czekałem...
— Darezen — wycedziła przez zęby. — Siedziałeś
tu przez dwa dni?
— W sumie to nie, dopiero tu zajrzałem.
Usłyszałem od przyjaciół z miasta, że je opuszczacie. — Odłożył długą fajkę na
bok i podjął miecz. — Nie chcę cię zabić. W sumie to by było na moją
niekorzyść. Oj, nabroiłaś. Chcą cię wsadzić do tego więzienia.
— Wiem — zgodziła się z mężczyzną. — Ale oni
chyba na to nie pozwolą. — Wskazała kciukiem za plecy.
Erza wychyliła się z ukrycia, kierując kraniec
miecza prosto w gardło Darezena. Pomimo posiadania ogromnego ciała odskoczył w
bok, unikając bezpośredniego starcia. Uniósł ogromny miecz nad głowę i upuścił
go gwałtownie, prosto na Erzę. Próbowała zablokować cios, ale jej broń pękła w
pół, nim zdążyła cokolwiek zrobić.
Gray pojawił się z boku. Stworzył lodową armatę
i strzelił z niej lodem. Darezen ze zwinnością szermierza okręcił mieczem w
jednej ręce, po czym zatrzymał atak.
Natsu wyskoczył jako trzeci z ognistymi
pięściami. Uderzył mini bezpośrednio w broń Darezena. Płomień szalał, kreując
wir powietrza, który rozwiał dym. Wszystko stało się widoczne.
Przeraził ją ten ogień. Języki były czerwone jak
krew, szalały w opętaniu, które zdawało się nie do kontrolowania. Obawiała się,
że jedna pomyłka Natsu doprowadzi do tego, że spłonął wszyscy. Ale nie, on
władał tym ogniem. Nie pozwalał mu ani przez moment na to, by mu się wyrwał.
— Dziecko, nie masz ze mną szans — stwierdził
Darezen, odpychając Natsu.
Zebrał ogień wokół miecza, a potem zamachnął się
i rzucił płomienie w ziemię. Zgasły. Darezen ziewnął szeroko ze znudzenia.
Leniwym ruchem dłoni zaprosił trójkę do ataku, w sumie jednoczesnego, na co
odpowiedzieli:
— Zabiję go.
Lucy wzruszyła ramionami. Coś czuła, że nawet
wspólnymi siłami nie zwyciężą z Darezenem, jeśli uda im się osiągnąć
jakikolwiek poziom współpracy.
— Lucy... — Happy zaczepił ją od tyłu. — On jest
taki straszny? — zapytał, chcąc, żeby zaprzeczyła.
Nie dała rady okłamać przyjaciela.
— Nie wiem, jak bardzo jest silny, ale boję się,
że go nie pokonają.
Nie dostrzegła na twarzy Darezena najmniejszej
oznaki zmęczenia, w przeciwieństwie do Erzy i Graya, którzy dyszeli ze
zmęczenia, choć walka dopiero się rozpoczęła. Ogień Natsu sprawił, że powietrze
wokół stało się suche i upalne. Jednak nie cofnął go, wręcz przeciwnie.
Wzmocnił płomienie, wierząc, że pomogą mu one w roztopieniu miecza Darezena.
Nie.
Lucy nie zgadzała się z tym pomysłem. Już raz
próbował, z niższa temperaturą, ale włożył w uderzenie całą swoją siłę.
Zniszczenie miecza nic nie da. Zdawała sobie sprawę, że to Darezen stanowił
wyzwanie. Bez Erzy i Graya w pełni mocy, nie uciekną, a Natsu blokował ich.
— Natsu zmniejsz ogień! — rozkazała mu.
Zawahał się na moment. Spojrzał to na Lucy, to
na Darezena. Kierował się smoczymi zmysłami i chęcią samotnej walki, które
bestie toczyły między sobą sprzed czterysta laty. Jednak przezwyciężył
samolubne zachcianki i uwolnił delikatniejszy ogień.
— Gray, zamróź drzewa! — zwróciła się do
Fullbustera. — Erza, z oddali naciągnij strzałę z niespodzianką. — Trąciła o
swój nos.
Darezen rozsiadł się wygodnie przy drzewie i
czekał niecierpliwie na realizację planu. "Powodzenia" cisnęło mu się
na usta. Jakby przyjął wyzwanie tylko od Lucy. Dziewczyna nie nacieszyła się
tym zaszczytem. Jeszcze mu nie uciekli, a czas ich gonił.
Odepchnęła Maurego, pobiegł za Erzą w głąb lasu,
chwilę później Gray zamroził wszystkie drzewa wokoło. Uderzył w ich ostry
chłód, głównie z Lucy, która nie była przyzwyczajona do takich temperatur.
Happy odleciał, zabierając wszystkie ich rzeczy, a Natsu stanął bliżej
Darezena, wierząc, że niezmiennie to on zada ostateczny cios mężczyźnie.
Jednak to nie to było zamiarem Lucy. W tych
okolicznościach i braku zgrania między magami, nie pokonają go, mogą
ewentualnie odwrócić uwagę i zatrzymać wystarczająco długo.
— Natsu, wzmocnij ogień, a nie przesadzaj! —
wydawała kolejną komendę. Ogień zaszalał wokoło. — Gray, znów lód.
Ogień i lód spotkały się w tym punkcie,
uderzając z mocą, której żaden z magów się nie wstydził.
— Wycofajcie — powiedziała ciszej.
Kiedy ogień i lód rozeszły się, para wydobyła
się z pomiędzy nich. Białe smugi przemknęły między drzewami. Powietrze stało
się wilgotne i ciężkie, na co liczyła Lucy. Powstała mgła utrudniła widoczność.
— Teraz! — wrzasnęła Lucy w kierunku Erzy.
Darezen zareagował natychmiast. Strzała śmignęła
niezauważalnie, ale mężczyzna złapał ją pomiędzy... palcami. Złamał drewno w
pół, kręcąc głową z zawodu. Spodziewał się innego planu, liczył na ciekawsze rezultaty,
ale się zawiódł.
Lucy się uśmiechnęła.
Na to dokładnie liczyła.
Uczepiona do strzały fiolka z żółtą zawartością
pękła, roztaczając wokoło obrzydliwy, drażniący nozdrza smród, który w moment
dotarł nawet do Lucy. Zatkała szybko nos, po czym pobiegła do Natsu i
pociągnęła go za sobą. Odeszli kawałek, wystarczająco daleko od źródła zapachu,
którego Darezen próbował się pozbyć.
Niedoczekanie!
Lucy złapała się Natsu, nim ten wydobył ogień
spod swoich stóp. Odepchnął się od ziemi i odleciał kawałek, doganiając
uciekającego Happy'ego. Gray stworzył sobie tor z lodu, po którym prześlizgnął
się między drzewami. zatrzymał się przy drzewie, na które wskoczyła Erza.
Kobieta zmieniła zbroję na tą ze skrzydłami i poleciała za Happym. Gray zabrał
ze sobą krzyczącego z radości Maury'ego.
W sumie i Lucy wybuchnęła śmiechem, kiedy radość
dziecka udzieliła się i jej. Natsu popatrzył się na nią ze zdziwieniem w
oczach. Na moment spojrzeli na siebie, patrząc w sposób, w jaki nigdy
wcześniej.
— Niezły plan — pochwalił ją.
Nie, to nie był niezły plan. Darezen pozwolił im
uciec. Przyszedł sam, bez reszty żołnierzy, spokojnie poczekał na realizację
planu i nawet po ustaniu zapachu, nie gonił ich. Jednak Natsu pochwalił ją, co
więcej zrobił wszystko, o co go poprosiła.
— Bez was nigdy by się to nie udało — zwróciła
się do całej grupy.
Zarumienili się ze wstydu, tylko Maury coś
odburknął, że nie za wiele pomógł, ale i nie przeszkodził. Tak samo jak reszta.
Zgrali się w trakcie jednej walki — jak prawdziwa drużyna, a nie grupka obcych
ludzi, która spotkała się w obcym mieście po latach.
— Pomyliłam się — wyznała Lucy, a jeszcze
większe wyznanie przyszło potem, kiedy powiedziała coś, czego sama się nie
spodziewała: — To naprawdę świetna przygoda!
0 Comments:
Prześlij komentarz