[Pogromca smoków] Rozdział 34

Wspomnienie 4 — Matka, która w końcu do niej wróciła

Nashi stanęła naprzeciwko lustra. Jej odbicie zdradzało liczne wypuklenia na jej twarzy, których wcześniej nie poczuła. Jednak po treningach z Zerefem nie mogła się spodziewać niczego innego. Bolały. Każde uderzenie padało z siłą, którą mógł się chwalić jej ojciec, a nie wychudzony Czarny Mag słynący z potężnej mocy, nie pięści.

Odetchnęła ciężko i przetarła zasinienia, ścierając z nich krople krwi. Wyszła z chatki ukrytej między czterema górami Fiore, gdzie nikt się nie zapuszczał. Usiadła na kamiennej ławie i posiliła się resztami wcześniej upolowanego dzika. Z kości ugotowała galaretę, ze skóry zamierzała przygotować chodnik przed dom. Ewentualnie planowała sprzedać ją na targu i kupić nowe ubrania.

Znów wyrosła ze starych. Rękawy kończyły się w połowie nadgarstka, chodziła w odsłoniętych kostkach, a bluzki opierały jej się na piersiach.

— No tak, jestem dorosła — zdała sobie sprawę, biorąc ostatni kęs mięsna.

Wytrzepała ręce i przemyła je w pobliskim strumyku.

Na rozgrzewkę wykonała dwieście przysiadów, później pobiegła dookoła doliny, robiąc wokół nich pięć okrążeń, każde w czasie krótszym niż poprzednim razem. Czekało na nią jeszcze kilka podniesień ciężarów, ale dzień dopiero się zaczynał. Tak samo właściwy trening, godny dziecka Pogromcy Smoków.

— Ładnie tu — odezwał się głos zza Nashi.

Odwróciła się — na ławie usiadł Zeref. Poprawił rękawy od długiej szaty, po czym położył po środku stołu worek z kryształami. Nashi podniosła podarek. W środku zabrzęczały monety.

— Dlaczego?

— Udaj się do miasta — rozkazał jej, wskazując na kierunek, w którym ma się udać.

— Znowu: dlaczego?

Otarła przemoczone ciało i przysiadła się do Zerefa. Nie zmienił się od dnia, w którym go poznała.

Nie postarzał, szatę nosił tę samą, nawet nie udało się jej wmówić mężczyźnie innych poglądów od tych, które wyznawał od czterystu lat.

— Twoja matka na ciebie czeka — wyjaśnił jej w skrócie, ale Nashi nie potrzebowała niczego więcej.

Pobiegła w kierunku chatki, z której wygrzebała swój dobytek — niewielki worek z prowiantem, ubraniami i drewnianym grzebieniem. Zamknęła dom i ogłosiła:

— Wyruszam.

Zeref skinął, akceptując jej nagłą decyzję.

— Nie pomogę ci — podkreślił, choć oboje wiedzieli, że w tych czasach, dziś, nie pozwolą umrzeć Lucy Heartfilii. Jednak każde z nich "dzisiejsze czasy" rozumiało inaczej.

— Rozumiem — mimo to odpowiedziała mu. — Gdzie dokładnie mam się udać? — upewniła się.

— Do wolnej gildii, tam ją spotkasz.

Łzy zebrały jej się w oczach. Przetarła twarz z nadzieją, że nie rozpłacze się przy Zerefie, ale emocje były silniejsze od niej. Uśmiech, który chowała od wielu lat w swoich sercu, znów rozpromieniał w jej wspomnieniach. A wydawało się, że już dawno zapomniała, jak wyglądała mama. Nic bardziej złudnego. Nie chciała pamiętać, bo każdy obraz jej mamy przynosił tylko ból. Nigdy nie zapomniała licznych nocy, kiedy w samotności płakała w poduszkę, wzywając drogą mamę. Aby wróciła. Aby ją przytuliła.

W końcu ją zobaczy.

— Wiesz dobrze, ze to nie jest ta sama osoba, którą ty znasz? — uświadomił jej Zeref.

— Wiem — mruknęła niewyraźnie pod nosem.

Ruszyła. Niezależnie od tego, ile "ale" na nią czekała, była gotowa na spotkanie z mamą po tych wszystkich latach.

— Zapomnij o wszystkim — dodał Zeref i Nashi zapomniała, ale nie wszystko.

***

Nashi położyła dłoń na plecach śpiącej mamy i uśmiechnęła się ciepło. W jej sercu zapanował od dawna wyczekiwany spokój, dzięki któremu ból ucichł.

 

Obrazy śmierci jej drogiej mamy zanikły w najdalszych zakamarkach umysłu, zastąpione troską,życiowymi lekcjami i wspólnymi chwilami z Lucy Heartfilią.

Poznała mamę na nowo, młodszą od niej, ale mądrzejszą, noszącą doświadczenie życiowe na barkach, z którego pragnęła czerpać inspirację.

— Idź, nie zatrzymuj się. Nie słuchaj, co inni mówią, rób co należy — powtórzyła lekcje, które wyniosła z tego bezcennego spotkania.

Nashi przypomniała sobie o ojcu, który czekał na nią w domu. W samotności. W poczuciu, że stracił dwie najbliższe mu osoby przez własną głupotę i nieodpowiedzialność.

Ale to nieprawda.

Teraz to widziała. Koła przeznaczenia nie dało się zatrzymać. Co zapisano w gwiazdach, to miało miejsce. Nikt nie umiał zapobiec śmierci jej mamy. I to mama uratowała tatę, aby został z ich córeczką i chronił do końca swoich dni.

Uśmiechała się tego dnia, gdy pobiegła w jego stronę.

Nashi Dragneel skuliła się przy ognisku i znów załkała, kolejny raz w trakcie tej podróży, po czym przeprosiła mamę. Przeprosiła również tatę.

— Wrócę — obiecała z przeczuciem, że niedługo wróci do domu.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:

Znajdziesz mnie tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!