Wspomnienie 2 — To król lasu ją odnalazł i to
Iggis ją pokochał
Obudziła się w
środku lasu, przykryta pierwszymi promieniami słońca przedzierającymi się
między drzewami. Był to inny las niż ten, w którym często chodziła z mamą na
spacery. Ten tętnił nieograniczonym życiem. Bestie znane z legend biegały obok
miej, czarcie lamparty biły się o upolowaną zdobycz przy wodopoju, małpotrole
zwisały przy skale, znajdując się jeszcze w stanie snu, lunarna łania musnęła
Nashi noskiem.
Dziewczynka
wstała, otrzepała sukienkę i pobiegła w głąb lasu, nieustannie wołając tatę.
Jednak nikt nie odpowiedział na jej błagania.
Była sama.
Popłakała się i
usiadła przy najbliższym drzewie, chowając mokrą twarz między kolanami.
— Mamusiu,
uratuj mnie! — zawołała tym razem mamę.
Nie przybyła jej
na ratunek. Nie żyła. Naiwnie wierzyła, że po tych wszystkich latach mama
pojawi się obok, przytuli ją i wszystko będzie tak, jak dawniej, a koszmar
tamtego dnia okaże się jedynie złym snem. Ale ta mara nie znikała.
Każdej nocy
śniła jej się krew, ogień i ojciec, który zabija mamę. Ale mimo wszystko nadal
go kochała. Pragnęła, by odnalazł ją w tym lesie i zabrał z powrotem do domu.
Choćby znowu musiała oglądać go pijącego, da radę.
Przywykła, ale
niech po nią wróci!
Mimo błagań,
nikt jej nie znalazł, a przynajmniej nie człowiek.
Zwierzęta
zebrały się wokół niej. Bestie nie atakowały. Czekały, wpatrując się ciemnymi
ślepiami w Nashi.
— Czego chcecie?
Idźcie! — Rzuciła w łanię kamieniem. Uderzyła ją w prosto pysk.
Nie uciekła.
Rana zagoiła się
na ciele zwierzęcia w mgnieniu oka, nie pozostawiając na wierzchu
najdrobniejszej blizny.
Łania odsunęła
się, ale dopiero wtedy, gdy rozbrzmiały w lesie ciężkie kroki. Poruszały
ziemią. Drżała, zwierzęta zamarły w przerażeniu. Nie, to nie przerażenie nimi
kierowało. Oddawały szacunek komuś, kto nadchodził.
Nashi skuliła
się w kłębek. Rozglądała się energicznie na boku, wyczekując istoty, która
zmierzała ku niej. Rozpaliła w sobie ogień, płomień ojca. Obiecał, że
niezależnie od tego, gdzie się znajdzie, obroni ją. Więc dlaczego nie wierzyła
w tym momencie w słowa taty?
— Nie jesteś
stąd — stwierdził ciężki, władczy głos unoszący się z niebios.
Nashi podniosła
głowę. Ogromna małpia łapa opadła między zwierzętami. Ziemia zatrzęsła się tak
mocno, że Nashi podskoczyła w miejscu.
Sięgał do
niebios, w postaci olbrzymiej małpy. Tors miał ze stali, mięśnie silne, zdolne
zmieść z ziemi cały kraj. Władał wszystkim, co znajdowało się w tym lesie, a na
jego komendę nawet najpotworniejsze istoty tego lasu, klękały.
— Król lasu —
powiedziała, zanim pomyślała.
— Tak, nim
jestem.
Nashi się
podniosła. Przyklęknęła i pochyliła głowę, pozdrawiając w ten sposób stojącego
przed nim władcę. Tak, jak zawsze powtarzała jej mama.
— Przyjmuję to
pozdrowienie. Witam nieznajoma w moim królestwie i czuj się tu jak u siebie w
domu.
Dom... Pragnęła
z całych sił, by wrócił, ten prawdziwy, ale zamiast niego może znalazła nowy?
0 Comments:
Prześlij komentarz