— Już idę, idę —
ogłosiła chłopakom.
Powitały ją dwa
szerokie uśmiechy.
Natsu złapał Lucy za jedną rękę, Happy za drugą i pociągnęli ją w głąb lasu. Posadzili przy kępie traw. Happy podał jej w kubku wodę ze źródła, Natsu rozpalił ognisko, nad którym wisiał spory kawał mięsa.
— Skąd wy... —
zaczęła, ale machnęła na to ręką i nie dokończyła. Nie chciała wiedzieć.
Napiła się. Woda
smakowała obrzydliwie, ale nie piła od kilkunastu godzin, więc nie marudziła.
Od widoku mięsa
zaburczało jej w brzuchu. Nie jadła od kilkunastu godzin, ale mimo wszystko
musiała przy nich? Zarumieniła się ze wstydu.
— Mogę trochę
mocniej przypalić? — zaproponował Natsu.
Poczekał, nie
zionął od razu ogniem.
— Nie... Niech
się dobrze upiecze.
Natsu się
posłuchał. Oddalił się i przygotował zioła, które wbił w mięso. Z torby wyjął
worek soli. Nawet miał ze sobą trzy talerze.
— Natsu, co
ty...
— Próbuję
naprawić błędy, które popełniłem — odburknął mało wyraźnie. Poprawił drewno w
ognisku. Dookoła ułożył kamienie, aby ogień nie przedarł się dalej.
— Lucy, my
naprawdę za tobą tęskniliśmy! — Trącił ją Happy i podał trzy rybki na patykach.
— Kochamy cię.
Zacisnęła usta w
wąską linijkę.
Teraz jej to
mówią? Dlaczego nie dwa lata temu, kiedy zostawili ją Magnolii? Czy tak trudno
było zabrać ją ze sobą albo przynajmniej wyznać prosto w twarz, że odejdą? Nie
wierzyła im.
Nie wierzyła w
te słowa, a mimo to z oczu spłynęły jej łzy.
Przetarła je z
nadzieją, że ani Natsu, ani Happy nie zauważył tego.
Oboje na nią
patrzyli.
— Przestańcie! —
zapiszczała i zasłoniła zaczerwienioną ze wstydu twarz.
Zaśmiali się w
tym samym czasie, jakby chcieli ją ostatecznie dobić. Naprawdę się przez nich
rozpłakała — najpierw ze wzruszenia, potem ze wstydu.
Odgarnęła
spódnicę i podniosła się gwałtownie. Odeszła od nich kawałek, usiadła nad
strumykiem i tam przemyła twarz.
— Lucy, widać ci
majtki — złośliwie zwrócił jej uwagę Happy.. Policzki aż mu się nabuzowały, gdy
próbował się nie zaśmiać.
— Jesteś
obrzydliwy — fuknęła. Poprawiła spódnicę, ale nie miała czym zasłonić swojego
ciała. Czuła się bardziej naga niż wtedy gdy stawała przed nim bez żadnego
ubioru.
Nie mieli nadal
za grosz szacunku.
— Przestań —
zwrócił uwagę przyjacielowi Natsu. — Lucy, przepraszamy, my...
— Nieważne —
przerwała mu. — To bez znaczenia. Pomyliłam się. — Otarła twarz. — Byłam
głupia. Wy nigdy się nie zmienicie.
— Ale to tylko
żart — odparł smutnym głosikiem Happy.
Zebrała trochę
wody w garści, po czym chlupnęła nią w chłopaków. Odruchowo osłonili się, ale
kiedy zrozumieli, że to tylko woda, zaśmiali się — sądzili, że to tylko zabawa.
— TO NIE JEST
ZABAWA!— ryknęła Lucy. — Mnie to boli. Rozumiesz? Mnie. To. Boli. Nie chcę
więcej takich żartów. Jestem kobietą, trochę szacunku. Nic nie dorośliście.
Pomyliłam się. Zero. Nic. Idioci.
— Lucy... —
zaczął Natsu, ale znów nie pozwoliła mu dokończyć:
— MILCZ! Milcz.
Milcz — jej głos się załamał.
Szarpnęła za
resztki słabych włosów. Zrobiło jej się niedobrze. Chwyciło ją kilka
niespodziewanych odruchów, które zelżały, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś
dłoń.
Spojrzała przez
ramię. Natsu odsunął rękę. Założył ją za głowę, po czym podał jej wyrwany z
trawy kwiatek. Przechylił się na prawy bok zwiędnięty.
— Przepraszam,
to było głupie. Wybacz mi — powiedział machinalnie, wyuczony wcześniej tekst,
który dla Lucy nic nie znaczył.
Odtrąciła go.
Kwiatek opadł z powrotem na trawę. A Lucy odwróciła się i usiadła przed wodą,
licząc, że nikt jej nie przeszkodzi w odpoczynku.
Jednak Natsu
przysiadł się do niej. Wyrwał kolejną roślinę i tym razem położył ją na
spódnicy dziewczyny.
Strzepnęła kwiat
z ubioru.
— Teraz się
starasz? — parsknęła ironicznie.
Przysunął się
kawałek bliżej i po raz trzeci wyciągnął z ziemi kwiat.
— Przestań! —
oburzyła się, że niszczy naturalną florę.
— Jeśli teraz
się nie postaram, to już nigdy — odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie. —
Lucy... Ty mnie nienawidzisz? — poprosił ją o szczerą odpowiedź, łypiąc tymi
niewinnymi oczętami w jej stronę.
Przynajmniej się
nie uśmiechnął, a do tego uśmiechu miała ogromną słabość.
— Nie —
mruknęła. — Nie nienawidzę cię.
Odetchnął z
ulgą. Opuścił kwiat obok Lucy i przyklęknął obok niej. Nie podobała jej się ta
pozycja. Coś szykował, ale co? Zaniepokoiło ją zbyt poważne zachowanie tego
idioty. Nie dało się przewidzieć, co jeszcze wymyśli.
I ku jej
zaskoczeniu, nic nie zrobił. Patrzył się na nią przez chwilę, a potem odszedł,
kiedy wyczuł swąd przypalonego mięsa. Obrócił zabite zwierzę jak na rożnie i
zionął ogiem w ognisko.
— Znajdziemy ci
ubrania — obiecał.
— Dobrze —
odpowiedziała odruchowo, bez wyczucia. Czy naprawdę zamierzała w wierzyć w choć
jedną jego obietnicę?
Chyba nie...
Lucy złapała się
za zziębnięte ramiona. Nim zdała sobie sprawę, nadszedł wieczór. Przysiadła się
bliżej ogniska. Przetarła ręce.
Natsu zdjął szal
w smocze łuski, jego najdroższy szal, który otrzymał od Igneela, i nałożył go
na nagie ramiona Lucy. Otoczyło ją przyjemne ciepło, rozpływające się po całym
ciele. Poprawiła szal na sobie, tym razem nie odtrącając Natsu. Było jej za
zimno na zachowanie dumy, dlaczego podziękowała cicho za troskę.
Oderwał jej
kawałek mięsa. Dodał do niego trochę sosu, który wygrzebali z plecaka
Happy'ego. Ile tam jeszcze rzeczy ukrywali? A potem zaczęli jeść w ciszy.
Położyli się
przy zapalonym ognisku. Lucy przykryła się szalem Natsu.
— Możesz położyć
się bliżej mnie — zaproponował jej chłopak, nim zasnęli.
— Nie, tak mi
dobrze.
Odsunęła się
kawałek. Powoli. Da czas sobie i Natsu.
Obudzili się
krótko po tym, jak wzeszło słońce. Lucy przemyła się w źródle, a potem przeszła
kawałek, rozprostowując zmęczone mięśnie. Las zmienił się w ciągu nocy. Nastał
w nim dziwny spokój. Nie słyszała zwierząt, nie widziała zwierząt, nie znalazła
nawet ani jednego dowodu na ich istnieje.
Przeszła kawałek
dalej w nadziei, że to tylko przewidzenie.
Coś zaszeleściło
w krzakach. Odwróciła się gwałtownie, sięgnęła odruchowo w kierunku pasa.
Jednak nie znalazła tam swojego bata.
Była bezbronna.
Zawołać Natsu?
Nie, to bez sensu. Jeśli to Zeref, pogorszy tylko sytuację.
— To... ty? —
zapytała niepewnie. Zrobiła dwa kroki w przód i zatrzymała się przed krzakiem.
Znów
zaszeleściło. Teraz przypominało jej to dźwięk papieru. Rozsunęła gałęzie i
znalazła pomiędzy nimi list gończy.
Zmarszczyła
czoło.
Nie. Nie. Nie.
To chyba
niemożliwe?
Odwróciła papier
na drugą stronę, znajdując na nim swoją własną podobiznę. Włosy miała dłuższe
na przedstawionym wizerunku. Do tego brakowało jej paru zmarszczek na twarzy,
ale rozpoznawała siebie.
Sprawdziła
niżej.
Nagroda: milion klejnotów.
Żywa.
Odetchnęła z
ulgą. Przynajmniej nikt nie chciał widzieć jej martwej.
Zmięła
ogłoszenie i wróciła do Natsu i Happy'ego. Stali nad czymś. Nie zwrócili uwagi,
kiedy wróciła.
Chwyciły ją złe
przeczucia.
— Co
znaleźliście?
Podskoczyli z
wrażenia. Powoli odwrócili się w kierunku Lucy przerażeni. Nie miała czasu na
zabawę z nimi.
Odepchnęła Natsu
na bok.
Na ziemi leżał
kolejny list gończy z podobną podobizną do tej, którą sama znalazła. Przetarła
oczy ze zmęczenia. Przewidywała, że tak się stanie, ale nie sądziła, że w ciągu
nocy naprodukują tyle listów gończych. Jeden zaraz po jej ucieczce wydawał się
zrozumiany, ale taka ilość? Lucy wydawało się podejrzane zainteresowanie
Darezena jej ucieczką.
No nic...
Westchnęła ciężko.
— A. Nie.
Mówiłam — syknęła, wciskając list gończy prosto w twarz Natsu. — Mówiłam.
Mówiłam. Mówiłam. Jeszcze raz spróbuj się mnie nie posłuchać, a sama oddam się
w ręce straży!
— Nie...
— To bądź
posłuszny! — rozkazała, odwróciła się i ruszała w kierunku głównej drogi — a
przynajmniej według przeczucia, które prowadziło ją w tę stronę. Przede
wszystkim musiała zorganizować sobie nowe ubrania, zioła, jedzenie na zapas,
zanim ludzie rozpoznają ją ogłoszeń.
Pierwsze godziny
znaczyły najwięcej, szczególnie po przebudzeniu. Poza tym na tych terenach
utrzyma przewagę. Zanim ktokolwiek dotrze do najbliższego miasta i zgłosi staży
jej obecność, dawno zniknie z danego miejsca.
Plan wydawał się
idealny, ale dwie przeszkody już za nią podążały.
— Macie być
grzeczni — ostrzegła ich jeszcze raz.
— Dobrze, dobrze
— odparli od niechcenia i z wielkim rozczarowaniem w głosie.
— Mówię
poważnie. Chcę zdobyć jakieś ubranie, więc nie przeszkadzajcie mi.
— Możemy ci
pomóc! — zgłosił się entuzjastycznie Natsu.
Podskoczył do
Lucy i objął ją w talii. Przyciągnął do siebie. Już zamierzał wziąć ją na ręce,
kiedy Lucy wymierzyła mu cios prosto w policzek. Nie wyrządził mu żadnej
krzywdy, ale zaskoczył. Chłopak zamarł z połowie ruchu.
— Puść —
rozkazała.
Puścił ją.
Blask z jego
oczu znowu zniknął. Posmutniał. Jeśli w ten sposób chciał w niej wzbudzić
wyrzuty sumienia, to bardzo się pomylił.
Lucy zdjęła szal
z ramion i rzuciła go w kierunku Natsu. Patrzył jak opadł i patrzył jak tym
razem Lucy odchodziła.
Gdzieś niedaleko
na drzewach znajdowały się oznaczenia wewnętrznych ścieżek. Nikt z nich teraz
nie korzystał, od kiedy powstał pakt handlowy, ale było to oznaczenie magiczne,
które nie powinno zaniknąć.
Najstarsze
drzewa pięły się w lesie najwyżej, miały najgrubsze pnie, w których przez lata
zebrała się magia. Pierwsze z nich odnalazła po trzystu krokach. Obejrzała je
dookoła. Oznaczenie widniało na wysokości jej głowy. Dotknęła go. Zaświeciło
się na czerwono, wskazując kierunek, w którym należało podążać.
— Lucy... —
wtrącił się nieśmiało Natsu.
— Co tam? — zapytała
go z ciekawości.
— Mam dobry
węch, wiem, jak znaleźć wyjście.
Zabrała dłoń i
przyciągnęła ją do piersi.
No tak, była
niepotrzebna w tym zespole.
— To prowadź —
odpowiedziała, akceptując, że jest to właściwy sposób, aby wyjść z lasu.
— Ale ty też jesteś
świetna, Lucy! — dodał jeszcze.
Myślał, że w ten
sposób ją pocieszy?
Odetchnęła
głęboko. Zapach drzew uspokajał ją, a spokoju chyba najbardziej potrzebowała.
Gdyby nie okoliczności, uciekłaby w głąb lasu i tam została do końca... życia?
Nie, chyba za długo, ale wypadałoby przeczekać co najmniej tydzień.
— Mamo, mamo! —
usłyszeli na skraju lasu.
Natsu zatrzymał
Lucy. Cała trójka schowała się za drzewami. Przed samym lasem rozłożyła obóz
rodzina handlarzy — ojciec, matka wraz z dwójką biegających pod nogami dziećmi.
Najprawdopodobniej bliźniaczkami.
— Dobra, ruszamy
— obwieścił Natsu, nim Lucy zdążyła zapytać: "gdzie?".
Natsu wyskoczył
z ukrycia z ognistymi pięściami skierowanymi na rodzinę. Happy wzbił się w
powietrze, zakręcił kilka razy nad rozbitym obozem, a potem wskazał na kufer z
ubraniami:
— Lucy, tu są
jakieś ubrania!
— Super! —
ucieszył się Natsu. — Wybierz sobie jakieś!
Nie wierzyła...
Właśnie
zamierzali okraść karawanę, a nie grzecznie poprosić o jakieś ubrania na
zmianę? Niewiarygodne...
0 Comments:
Prześlij komentarz