Ars pochylił głowę na prawy bok i zamrugał kilka razy, przyglądając się otwartemu witrażowi, z którego właśnie wyleciały akumy. Zrobił sobie z ręki daszek. Zmarszczył czoło, jakby w podziemiach oślepiało go słońce.
Adriena zmroził widok setek motyli, które właśnie zaatakowały Paryż. W innych okolicznościach, gdyby tylko był Czarnym Kotem, dawno ruszyłby na ratunek mieszkańcom, ale Ars nie. Stał. Gapił się. Nic nie zrobił.
— Dlaczego?! — oburzył się Adrien.
Biedronka dołączyła do niego i wskazała na witraż, z tym samym pytaniem na ustach.
— Dlaczego? Dlaczego? — Zaśmiał się. — Adrien. Biedronko. Spokojnie.
— Jak mamy być spokojni?! — wrzasnęli równocześnie.
— Normalnie. Stres w niczym nie pomoże, poza tym znam Władcę Ciem. — Wzruszył od niechcenia ramionami i wydął usta. — On naprawdę nie ma tyle mocy. Może z pomocą Mayury, ale skoro Caline jest nią?
Odwrócił się i pomachał kobiecie. Odwzajemniła ciepły uśmiech.
— Nie pomogę Władcy Ciem — potwierdziła przepuszczenia Arsa.
— A więc... — klasnął — czas zająć się prawdziwym zagrożeniem.
Władca Ciem wykrzywił twarz z masce. Ostatni raz czule pogładził szkło, za którym spoczywała śpiąca Emilie, i wstał z laską zwróconą ku Arsowi.
Natarł. Ars przeskoczył nad Władcą Ciem i pochwycił go od tyłu, wbijając koci kij prosto w jego gardło. Mężczyzna zakrztusił się. Zebrał jednak siły w mięśniach i odepchnął dawnego bohatera. Przeszedł kilka kroków na przód.
Adrien odruchowo ruszył do przodu, ale pani Bustier go zatrzymała.
Popchnęła Adriena do tyłu, w stronę Biedronki, która już tam stała. Złapała go, kiedy miał uderzyć o zamkniętą windę. Przez moment nie rozumiał, co się dzieje. Dlaczego nie walczy? Walka powinna leżeć do niego, a mimo to został zepchnięty w niej na dalszy plan. Miał się przyglądać.
Ars skoczył, rozciągnął koci kij i walnął Władcę Ciem w głowę. Zamroczyło to mężczyznę. Mayura rozłożyła swój granatowy wachlarz, okręciła się i cisnęła nim w przeciwnika. Przeleciał przed twarzą jak bumerang. Drasnął magiczną maskę, ta pękła.
Chwila nieuwagi dała Arsowi szansę na ponowne natarcie. Przykucnął i podciął Władcy Ciem nogi. Upadł.
Adrienem wstrząsnęło. Poruszył się odruchowo, ale Marinette powstrzymała go, chwilę przed tym, jak zamierzał pobiec. Nie myślał o tym, że na podłodze leży człowiek, który okłamywał go całe życie, potwór, który próbował go zniszczyć. To był nadal jego ojciec.
Ars nie miał litości.
W postaci Czarnego Kota, wykorzystując moc Plagga, zmniejszył koci kij i wcisnął jego koniec w gardło. Zakrztusił się z bólu.
— Nie! — powstrzymał ich Adrien.
— Spokojnie, spokojnie — rzekł łagodnym tonem Ars. — Adrien, nie skrzywdzę go. Chcę tylko, żeby coś ci powiedział. Żebyś to usłyszał z jego ust...
Władca Ciem wyrywał się, zamachnął się swoją laską, ale Mayura wytrąciła mu ją z rąk. Wzięła i rzuciła daleko.
— Dlaczego Emilie straciła dziecko?
— Zzwariowaliście — wydusił z trudem. — To...
— Co zrobiła? No...
Władca Ciem rzucił krótkie spojrzenie w kierunku Adriena — nie znalazł w nim wyrzutów sumienia. Pałał tylko gniewem, bo przegrał walkę...
— Rozluźnij — zdecydował się w końcu.
Ars nie odsunął kociego kija, ale przestał go dusić.
Władca Ciem wziął głęboki wdech. Klatka piersiowa podniosła się gwałtownie, a potem opadła powoli, zostawiając ojcu czas na myślenie.
— To było życzenie — zaczął. — To wszystko przez nie.
— Ho ho, nie tak szybko — przerwał mu Ars. — Po kolei, na spokojnie i konkretnie, bo chłopak szybciej zemdleje, niż pozna prawda.
— A co mam mu powiedzieć?! — Uniósł się gniewem. — Że razem z Emilie byliśmy złoczyńcami? Że walczyliśmy z wami? Że w końcu zdobyliśmy Miraculous i wtedy... i wtedy... — Zacisnął zęby, aż zazgrzytały. — Wypowiedzieliśmy życzenie. Sława. Pieniądze. To się liczyło i się stało, a potem co?! Nic nie dostaje się za darmo. Coś za coś. Moc ma swoje konsekwencje! TO PRZEZ NIĄ STRACILIŚMY NASZE DZIECKO!
Nastała cisza.
Adrien przestał cokolwiek słyszeć. Dudniła mu w uszach pustka. Zabrakło myśli, pytań, wątpliwości. Nic się nie wydarzyło.
Usiadł, obok stojącej Biedronki i odetchnął.
Poruszyła wargami, coś mówiła, nic nie słyszał. Sięgnął w jej stronę, pochwyciła jego dłoń i ścisnęła mocno. Widział, jak jej mięśnie drżą z wysiłku, ale nic nie czuł.
Było mu tylko zimno.
Biedronka chyba to zauważyła, bo przykucnęła obok niego i otuliła. Złapał ją za ramię. Tylko że nadal brakowało mu ciepła. Nic się nie zmieniło.
— I wy... — zaczął nieświadomie — przez ten cały czas chcieliście naprawić ten błąd?
— Tak — odpowiedział Władca Ciem, to nie był jego ojciec.
— A ja? — głos Adriena się załamał.
— A ty... —Zakaszlał, dusił się, ale wciąż był zdeterminowany, by dokończyć zdanie. — Ty nie miałeś się narodzić. Nasze, moje i Emilie dziecko UMARŁO! Wyjechaliśmy, żeby odpocząć od tego wszystko, ale okazało się, że możemy mieć jeszcze dzieci. Ale nigdy! Nigdy nie wróciło nasze prawdziwe dziecko! To była klątwa, to...
— Adrien, nie słuchaj go! — wrzasnął Ars. Odsunął koci kij.
Chmara fioletowych motyli wróciła. Trzepot skrzydeł, coś w rodzaju szelestu, przemknęło przez podziemia. Był to krótki, ale zauważalny dźwięk, który zwrócił uwagę. Bo wszystkie kierowały się na niego.
Płakał. Głośno, jęcząc jak skrzywdzony szczeniak i drżał, nie umiejąc ruszyć się z miejsca. Biedronka stanęła naprzeciw niego. Była gotowa bronić tego słabego, głupiego dzieciaka.
Słabeusz.
Tchórz.
— Adrien... — zabrzmiał troskliwy głos pani Bustier. Sięgnęła w jego strony.
— Nie daj się! — dodał jeszcze Ars.
Wszyscy w niego wierzyli, tylko nie on sam. On jeden stał przyparty do muru. Nadzieja zniknęła sprzed jego oczu i została z nim tylko rozpacz.
Niech motyle go wezmą, niech zamienią w potwora i może wtedy uda mu się znaleźć siły na pokonanie ojca. Bo jako Adrien Agreste... był nikim.
Akumy otoczyły go. Biły się o to, która pierwsza ma przejąć nad nim kontrolę.
— Od początku wiedziałem, że jesteś Czarnym Kotem — mówił dalej ojciec. — Od kiedy poddałeś się mocy akumy, widziałem cię w tym śnie. I od tamtej chwili próbowałem zrobić wszystko, żebyś tu trafił.
Odepchnął gwałtownie Arsa. Mężczyzna się zachwiał, Mayura złapał go w ostatniej chwili, ale w konsekwencji Władca Ciem wydostał się. Uciekł aż pod trumnę. Otworzył jakiś schowek.
Ze środka wyleciała czerwona akuma.
Adrien odgonił rękoma fioletowe motyle i cofnął się z przerażenia.
— Nie zbliżaj się do tego czegoś! — ostrzegła go Biedronka.
— Adrien, uwierz w nas, uwierz w siebie — ciągnęła pani Bustier. Posłała w jego kierunku odważny uśmiech. Wyciskała z siebie wszystko, aby tylko się nie poddał, walczył dalej.
Ars wyprostował się. Uderzył kocim kijem o podłoże.
Zatrzęsło się.
— Nie pozwolę ci skrzywdzić tego dziecka. Moja żona inaczej mi nie wybaczy!
Rzucił się na Władcę Ciem, ale tamten uniósł kąciki ust w chytrym uśmiechu, który mówił: "wygrałem".
Przegraliśmy...
Adrien poczuł, jak jedna z łez skapuje mu na dłoń. Podniósł ją, a czerwony motyl zdążył znaleźć się przed nim. Wszedł z jego skórę.
— Nie! — krzyknęły trzy osoby na raz.
— KOTAKLIZM! — ryknął zaraz później Ars i rzucił się w kierunku Adriena, w kierunku motyla. Z jego prawej dłoni uniósł się czarny jak smoła dym.
To tak wyglądała jego moc z boku...
Czarny Kot był jednak niesamowity.
Nie patrzył w lustrzane odbicie, ale Ars przypinał jego, a on przypominał Arsa z tymi odstającymi włosami, urokiem osobistym i kotaklizmem. Wszystko należało i do niego, więc czego się bał? Ludzi, którzy walczą dla niego i za niego?
— Nie... — wyszeptał.
Motyl przeszedł przed jego dłoń i skręcił w bok, w kierunku Biedronki. Zakręciła jojem. Rzuciła nim w kierunku akumy, lecz ta wymsknęła się na prawą stronę. Skoczyła za motylem.
Arsowi brakowało dwóch kroków do Adriena. Zacisnął gniewnie drugą pięść.
Adrien odsunął się na bok. Niech walczą i niech zwyciężą!
Wierzył. Naprawdę wierzył w nich...
Do momentu, w którym jego własny ojciec rzucił swoją laską w ich kierunku. Nie w Czarnego Kota, nie na Mayurę, nawet nie na Biedronkę. Adriena? Nie...
Gdzie?
W motyla. Laska przemknęła przez czerwoną akumę, zamieniając ją w pył chwilę przed tym, jak Ars miał ją zniszczyć. Dłoń mu się nie zacisnęła, nie chwycił w nią magicznej istoty. Poleciał dalej, wprost na Biedronkę...
Na ustach Adriena zamarło głośne: "uciekaj". Nigdy nie zdołał wypowiedzieć tych słów. Zacisnęły się między wargami, a później wydobył się z nich już zupełnie inny dźwięk. Przerażający jazgot, niezrozumiały dla ludzkiego ucha, ponieważ dłoń Arsa złapała jeden z kolczyków Biedronki.
Czarny pył opadł na podłogę. Śmiech Władcy Ciem rozniósł się echem między ścianami budynku. A Adrien zamknął oczy i zemdlał.
TRZY LATA PÓŹNIEJ
"Dorosłem, stałem się prawdziwym bohaterem"
"Dla mnie zawsze byłeś bohaterem. Uratowałeś mnie, nie dla tego, że nosiłeś ten strój"
0 Comments:
Prześlij komentarz