Nie znała większego od durnia, który właśnie przeleciał nad kanionem, popisując się z drugim durniem powietrznymi sztuczkami. Najpierw salto w powietrzu, potem kolejny obrót, następnie spektakularne opadnięcie, a wszystko bez najmniejszego zająknięcia, choć dawniej Happy ciągle narzekał na wagę Lucy.
Jeszcze się z
nimi policzy, ale na ziemi — na bezpiecznym, stałym gruncie, a nie wśród chmur,
z których nie wiadomo kiedy wyjdzie. A błąkali się w przestworzach od jakiegoś
czasu, mijając kolejne wsie i miasta, jakby Natsu z Happym próbowali oszukać
pościg, który nawet za nimi nie puścili.
Nikt ich nie
śledził. Pozostawili im wolną drogę do ucieczki i chyba w tym wszystkim tylko
Natsu nie rozumiał, że nie mieli gdzie uciec. Poza granice Fiore? Wyobrażała
sobie, że Darezen już szykuje tam dodatkowe patrole. W Fiore? Ich twarz
rozpozna nawet dziecko, wystarczy puścić listy gończe z nieskromną nagrodą, a
byle pijak na drodze ich zdradzi.
Natsu postąpił
głupio, dziecinnie i po raz kolejny nie przemyślał kolejnych kroków. Zadziałał,
jak mu serce podpowiadało.
— Ty durniu... —
odezwała się po raz pierwszy od momentu, w którym ją pochwycił.
— Trzymaj się. —
Ścisnął Lucy mocniej. — Tym razem cię nie puszczę.
Zarumieniła się.
Tym razem jej
nie puści? Powiedział to z takim przekonaniem w głosie, że prawie mu uwierzyła,
prawie znów pełniła swoje serce miłością wobec niego, ale w porę się obudziła.
Położyła dłonie
na jego piersi i gwałtownie się od niego odepchnęła. Na ustach Natsu zamarł
krzyk. Wciąż byli w powietrzu.
Happy okręcił
się zwinnie i złapał Lucy, nim ta uciekła im z zasięgu wzroku. Złapał ją swoimi
łapkami, kiedy Natsu trzymał się za tułów przyjaciela. Skrzyła Happy'ego
wycięły się w prawo. Przeciążyła ich.
— Nie dam rady!
— krzyknął kot.
— Dasz! —
zachęcił go Natsu, ale nie dał rady.
Cała trójka
opadła w dół, w głąb lasu, z którego niosły się ryki dzikich zwierząt. Lucy
chwyciła za spódnicę i obróciła się dwa razy w powietrzu, lustrując okolicę.
Nie pomyliła się — to było to samo miejsce, gdzie zginął król lasu. Ktoś
sprzątnął jego ciało, ale pozostawiono wgłębienie. Było widoczne tylko z góry.
— Złap mnie. —
Natsu sięgnął ku Lucy.
— A ja?! —
oburzył się Happy, machając nieudolnie skrzydłami, w których stracił siłę.
Wysilił się na
więcej, spiął wszystkie mięśnie i stękając, próbował zregenerować swoją moc.
Nieudolnie. Lecieli w dół, Lucy oddalała się coraz bardziej od Natsu, choć
nadal znajdował się na wyciągnięcie jej ręki.
— Nie bądź
głupia! — oburzył się.
Wydostał spod
sandałów ogień. Pęd powietrza popchnął go ku dziewczynie.
Odsunęła się od
niego.
— Nie —
odpowiedziała chłopakowi.
— Dlaczego?!
Lucy, proszę...
Zatrzymał dłoń
przy sobie. Ścisnął powieki z bólu, naprawdę nie rozumiał, dlaczego Lucy go od
siebie odrzuca. Tyle razy mu to tłumaczyła, a on dalej błądził w swojej racji.
Nieprześcigniony, najlepszy Natsu Dragneel.
— TO NIE JA CIĘ
PUŚCIŁAM! — wrzasnęła. — TO TY ODE MNIE ODSZEDŁEŚ!
Złapał ją w
chwili nieuwagi. Owinął ręce wokół talii Lucy i ścisnął ją tak mocno, jakby
faktycznie nigdy więcej nie zamierzał jej puścić.
— Jestem idiotą?
— zapytał dość wprost.
— Tak, bo
właśnie spadamy, a nasze jedyne skrzydła NAWALIŁY! — Palnęła go w głowę kilka
razy. Sięgnęła po Happy'ego i rozprostowała mu skrzydła. Pomogła mu je
rozłożyć, przytrzymując je równocześnie w zgięciu na barkach.
Unieśli się
przez moment, tuż nad linią drzew.
I skrzydła znów
nawaliły.
Równocześnie
opadli w dół lasu. Lucy uderzyła plecami o pierwszą gałąź, potem o kolejną i
jeszcze inną, aż chwyciła się palcami o tę, przez którą przeleciała. Rozdarła
sobie palce o ostre krawędzie. Skóra zapiekła ją i prawie się poddała, ale w
ostatniej chwili złapała się wystającej gałęzi i zatrzymała w powietrzu.
Usłyszała, jak
Natsu rąbnął o ziemię.
Zaśmiała się.
Dureń, jemu nic nie będzie. Nie musi się martwić.
Lucy podciągnęła
się na gałęzi, usiadła na niej i odetchnęła na moment. Potem zeszła na ziemię.
— Podobno koty
lądują na cztery łapy, a smoki to bogowie przestworzy — zażartowała sobie z
leżących plackiem przyjaciół.
— Ee... —
jęknęli coś niewyraźnie w tym samym momencie.
Natsu i Happy
pomachali słabo w jej kierunku, po czym rozłożyli się na ziemi w tym samym
momencie. Dziwnie się zsynchronizowali, ale podobno głupotę się nabywało od
drugiej osoby. A może od początku byli siebie warci? Trudno powiedzieć.
Lucy cieszyła
się, że przynajmniej ona jedna z całego towarzystwa bezpiecznie wylądowała.
Rozciągnęła
mięśnie, prawą dłoń okręciła fragmentem materiału, który wydarła ze spódnicy, a
potem rozejrzała się po okolicy. Przydałoby się znaleźć jakiś wodopój.
Wylądowali gdzieś w środku lasu, w mniej określonym terenie. Lucy nigdy
wcześniej nie zapuściła się tak daleko. Trzymała się granic lasu, jak zresztą
reszta podróżnych. Wnętrze tego potwornego miejsca było tylko dla potworów.
A myśląc o
potworach, obejrzała się w kierunku Natsu. Leżała sobie taka jedna bestia wśród
traw, szczerząc się głupio i nie pomagając Lucy ani odrobinę.
— Wstawaj.
Kopnęła Natsu w
nogę.
Zareagował,
zakładając ręce za głowę. Oczywiście, że nic nie poczuł.
— Lucy... —
wypowiedział nieśmiało jej imię. — Przepraszam, że cię uratowałem.
— He? — zdziwiła
się. Poprawiła kopnięcie, ale i tu nie zareagował. — Nie obijaj się, tylko
wstawaj, debilu.
— Jestem debilem
— powtórzył po dziewczynie przezwisko.
Zamrugała ze
zdziwienia.
Dobrze
usłyszała? Natsu szczerze przyznawał jej rację, że jest debilem? Nie sądziła,
że upadł z wysoka, ale najwyraźniej uderzył się za mocno w głowę przy upadku.
Lucy westchnęła
ciężko.
Przysiadła się
do Natsu. Zdjęła buty i rozprostowała zdrętwiałe nogi. Była głodna, zmęczona, a
do tego nie miała żadnych ubrań na zmianę. Spódnicę rozdarła we wszystkich
możliwych miejscach, buty kleiły się pod potu, a na bandażu owijającym jej
pierś plamy krwi były za wyraźne. Dobrze, że przynajmniej kamizelka jej
została...
— Dlaczego mnie
nie posłuchałeś? — zapytała, szturchając Natsu w ramię.
— Bo tak
chciałem — odburknął jej.
— Bo tak
chciałeś, bo tak chciałeś — przedrzeźniała go. — A konkretnie? Natsu, prosiłam
cię. Prosiłam nie raz, nie dwa, a ty i tak dalej swoje.
— A co miałem
zrobić? Pozwolić ci zgnić w tym więzieniu?
— Może i tak? —
Załamała ręce. Była bezsilna wobec jego głupoty. — Natsu czy chociaż raz
przyszło ci na myśl, że przez ucieczkę mogę już nigdy nie mieć szansy na
normalne życie.
— Oczyścimy cię
z winy.
— Bogowie,
Natsu... — Złapała się za obolałą głowę. On naprawdę niczego nie rozumiał. —
Przykład. Masz grupę znajomych. Nagle jeden z nich przewraca się na oczach
wszystkich i wpada w błoto. Co się dzieje?
— Hahaha, no
śmiejemy się!
— Zapomnicie o
tym kiedyś?
— Nie ma szans!
— Machnął ręką od niechcenia. — Gdyby tylko to był Gray, zapamiętałbym do
śmierci.
— No właśnie —
fuknęła. — Przewróciłam się, całe Fiore zaraz się dowie, że uciekłam. Niektórzy
nie zapomną mi tego do końca życia.
Uciekła w głąb
lasu bez pomyślunku. Nie powinna sama udawać się w nieznane w tereny — bez
kluczy, bez broni, w miejscu, gdzie szalały dzikie zwierzęta po utracie swojego
króla. Ale nie dawała już dłużej rady przy Natsu.
Komplikował jej
życie, niszczył je za każdym razem, kiedy wydawało się, że wyszła na jakąś
prostą. A teraz? Tylko udawał tę bezmyślność? Czy naprawdę wierzył w sobie
pomysły?
— One nie
rozwiążą problemów — wytłumaczyła samej sobie.
Opadła przy
drzewie. Odchyliła głowę do tyłu i zaczęła napawać się ciepłem słońca. Przyjemnie.
Spokojnie. Cicho...
Nagle pacnęła w
nią kartka papieru.
Jęknęła
żałośnie. Zmięła stronę, zabierając ją sprzed twarzy. Już miała ją wyrzucić,
gdy kątem oka zobaczyła kogoś znajomego. List gończy — głosił podstawowy napis.
Wstrząsnęły nią
złe przeczucia.
— Nie, nie,
nie... — zaczęła powtarzać jak przekleństwo.
To była jej
podobizna.
Zwinęła i
rozwinęła papier, ustawiła go bokiem i znów zwinęła rozwinęła.
— Żartujecie? —
pisnęła.
Ile minęło od
ich ucieczki? Godzina? Na pewno nie więcej, przecież Happy nie zdołałby dłużej
ich utrzymać w powietrzu. Więc jak Darezen...
Rozdarła list
gończy, uświadamiając sobie, że mężczyzna wydrukował to wcześniej. Najpewniej
jeszcze przed jej aresztowaniem.
— Przeklęty
facet! — wrzasnęła, a potem pobiegła w kierunku Natsu.
Stał wlepiony w
podobny list do tego, który zniszczyła Lucy. Wyrwała mu kartkę i przybliżyła
przed samą twarz.
— Widzisz?!
Ech... — Tupnęła. Raz, drugi i trzeci. Głowa jej pękała. — Jak ja tego
nienawidzę! Głowa mnie boli, nie mam normalnym butów, spódnica ledwo się na
mnie trzyma, nie jadłam śniadanie i jeszcze muszę użerać się z dwójką
najzdolniejszych debili na świecie, których posunięcie było wiadome przed samym
moim aresztowaniem. Czy świat się wali?!
— Nie, Lucy... —
zaczął Natsu, ale nie dała mu dokończyć:
—
"Nie" to ja mogę powiedzieć! Ty całkowicie zwariowałeś. Myślałeś, że
uda się jak zawsze? Że magia przyjaźni nas uratuje? Że co, Natsu? Co myślałeś?
— Ja...
— Nie myślałeś —
ponownie mu przerwała. — W ogóle nie myślałeś. Natsu, ty... — opadła i się
rozpłakała — ty w ogóle nie myślałeś.
— Lucy... —
Happy położył łapkę na jej ramieniu. — My naprawdę chcieliśmy dobrze,
przepraszamy.
— Prosiłam was,
prosiłam.
— Wiem, to moja
wina. Bij mnie, wal... Co tylko zechcesz, nie poruszę się ani o kawałeczek.
— Co z tego, że
zacznę cię bić. To nic nie da! — oburzyła się. Ach, jak jej myśli szalały.
Miała szczerą ochotę pobić tego durnia, wbić do tego głupiego łba, żeby czasem
pomyślał, zanim coś zrobi.
Zdała się sobie
sprawę, że to nic nie da. I to ją najmocniej zabolało. Niezależnie od tego, jak
bardzo będzie z nim walczyła, przegra. Każdą walkę.
— Jeśli cię
uderzę, prędzej sobie zrobię krzywdę.
Odeszła kawałek.
Potrzebowała czasu dla siebie — by przemyśleć kilka kwestii, zastanowić się, co
dalej.
Natsu odruchowo
podążył za Lucy. Zatrzymała go. Złapała się za głowę, a Natsu odepchnęła,
mówiąc niewyraźne: "Nie idź za mną".
Nie poszedł.
Lucy usiadła
przy pierwszym z ocalałych po walce z królem lasu drzew. Była nim stara sosna
albo świerk. Lucy nigdy nie przyglądała się iglakom, kochała za to zapach,
który roztaczały wokoło. Uspokajał ją. Nawet serce przestało jej tak walić.
Odetchnęła
głośno.
W odpowiedzi
kilka dzikich ptaków wzbiło się w powietrze. Spojrzała w górę, w miejsce, z
którego zaczęła spadać razem z Natsu. Znajdowało się... wysoko. Aż dziwiła się,
że w ogóle przeżyła.
— Debil — znów
syknęła na Natsu.
Kopnęła leżący
przed nią kij. Nie trafiła. Spróbowała drugi raz. Znów porażka. Aż za trzecim
podejściem natrafiła na coś. Zahaczyła butem o twardy, prostokątny przedmiot.
Przyklęknęła i
odgarnęła ziemię.
E.N.D.
Złote litery
wyrzeźbione na księdze ukazały się jako pierwsze. Ostrożnie przejechała po nim
opuszkiem palca. Była to prawdziwa księga.
Nie, to
niemożliwie. Pokręciła energicznie głową, zaprzeczając wszystkiemu, co widziała
i co czuła, ale... to wyglądało tak realnie...
— Prawda?
Wzdrygnęła się.
Uderzyła plecami
o korę. Rozdarła sobie kawałek bandaża na piersi, a kilka drzazg wbiło się w
jej skórę. Jęknęła z bólu.
— Musisz uważać
— ostrzegł ją stojący naprzeciw młodzieniec.
Śmierć chodziła
zawsze własnymi ścieżkami, mijając tych, którzy nigdy nie spodziewali się jej
napotkać. A Lucy ostatnimi czasu zbyt często stawała twarzą w twarz z
uosobieniem śmierci, chodzącym przekleństwem, które zabierało po drodze cały
życie. Śmierć ukrywała się pod postacią młodzieńca przepełnionego smutkiem i
samotnością, ale i mocą, której nie kontrolował.
Ciemny dym
wydobywał się spod jego skóry i unosił na wysokość jednego palca. Trawa
usychała pod jego stopami, drzewa milkły, zrzucając zgniłe owoce na ziemię.
Zwierzęta umierały. A Lucy znajdowała się coraz bliżej Zerefa.
— Zostawiłaś ją
w więzieniu. — Wskazał na księgę. — Tym razem zaopiekuj się nią dobrze.
— Tak... —
zgodziła się.
Obejrzał się w
prawo, w kierunku miejsca, gdzie został Natsu z Happym. Serce Lucy znów zaczęło
walić jak szalone. Jeśli nie zginie w trakcie walki, to na pewno zejdzie na
zawał od tego ciągłego strachu.
Na szczęście
Zeref nic nie zrobił.
Zamknął i
otworzył oczy bardzo powoli. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, ku
zdziwieniu Czarnego Maga, który sądził, że proste, ludzkie uczucia dawno go
opuściły. Starł tę łzę, szukając prostego wyjaśnienia, które zaprzeczy tej
chwili słabości. Jednak nie znalazł odpowiedzi...
E.N.D.
Pogładziła
okładkę księgi otrzymanej od Zerefa.
— Natsu Dragneel
— wypowiedziała imię i nazwisko chłopaka na głos. — Eth... — nie dokończyła.
W milczeniu
przeniosła spojrzenie na Zerefa, który w tym momencie patrzył tylko na nią.
Duma? Strach? Niedowierzanie? Wiele sprzecznych uczuć ogarnęło dziewczyną.I nie
tylko nią. Zeref się zmieszał. Chciał coś powiedzieć, skomentować jej
podejrzenia, ale ostatecznie zrezygnował.
Odwrócił się i
odszedł z milczeniu.
Lucy przytuliła
księgę. Stała się ciężka, nie dawała rady jej trzymać. Wyślizgiwała się spod
palców dziewczyny. W końcu upadła przed Lucy i otworzyła się na samym środku.
Puste kartki
przerzucił wiatr.
Nic. Nic. Nic.
Pustka.
Jednak tym razem
nie wierzyła, że nic tam nie znajdzie. Była ciężka, zapisana, wypełniona
treścią, której zwyczajnie jeszcze nie widziała. Litery tkwiły a tych stronach,
tylko...
— Lucy?! —
zawołał za nią Natsu. — Lucy!
Uderzyła w
drzewo pięścią. Ten dureń. Pięciu minut spokoju jej nie da. Dobrze, że nie
przyszedł wcześniej i nie napotkał na Zerefa. Tyle szczęścia w nieszczęściu.
— Mamy dla
ciebie dobrą rybkę! — zaczął ją zachęcać Happy.
Chyba
znienawidzi ryby...
— I znajdziemy
ci nowe ubrania! — spróbował Natsu.
Czy oni planują
kogoś okraść?
— LUCY! —
krzyknęli jednocześnie.
Wyszła zza
drzewa. Księgę E.N.D. schowała za spódnicę, z głupią nadzieją, że ani Natsu,
ani Happy nie zainteresują się jej własnością.
0 Comments:
Prześlij komentarz