[Faux pas] Rozdział 32

 

Rozległo się klaskanie. Spojrzenia wszystkich osób zwróciły się w kierunku sceny, na której stał Władca Ciem w blasku zwisających reflektorów. Przeszedł kilka kroków, z dostojnością, która wydawała się Adrienowi znajoma. Jednak zignorował podejrzenia i skupił się na tym, jakie dalsze kroki planował Władca Ciem. Na razie nic się nie działo. Udawał niewzruszonego czyjąkolwiek postawą i przy okazji cieszył się z tej kłótni. Pytanie, czy cokolwiek z niej zrozumiał...

Bohaterowie, którzy się kłócą. A więc to ty... Naprawdę to ty, Arsene. Minęły lata twojej świetności, nieprawdaż?

Ars rozciągnął się, skrzyknął palcami, a potem skoczył równie zwinnie jak kot, stając na dygoczącej belce.

Ooo tak, starzeję się, ale widzę, że ty zdrowy i w pełni sił. Jaka szkoda, że musimy walczyć. Ale weź, daj mi jakieś fory. Błagam... — Zamruczał słodko, bawiąc się z Władcą Ciem jak z dawnym przyjacielem, nie wrogiem.

W ich relacjach Adrien wyczuł iskrę, która przeczyła teorii o długoletniej walce tych dwóch mężczyzn. Wyglądali na ludzi, którzy na nowo się odnaleźli po latach i zwyczajnie po tak długim czasie wybrali inne drogi.

Kim wy jesteście? — spytała Marinette, choć to pytanie cisnęło się i na usta Adriena.

Oj, w tym momencie, droga Biedronko, jesteśmy wrogami — odpowiedział grzecznie Władca Ciem. — I nie wydaje mi się, by to się miało w jakikolwiek sposób zmienić. Potrzebuję twojego Miraculous i Czarnego Kota, ale jak widzę, ze względu na stare, dobre czasy, nie otrzymam pierścienia dla siebie.

Nie ma szans — prychnął Ars, rzucając się na Władcę Ciem.

Zeskoczył przed mężczyznę i podciął mu nogi koci kijem. Władca Ciem opadł na scenę i wystawił przed siebie laskę, kiedy Ars zamachnął się z całą siłą na mężczyznę. Oboje uśmiechali się od ucha do ucha. Aż cisnęło się na usta, że swój spotkał swego, ale wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego.

Pani Bustier w postaci Mayury rzuciła się na Władcę Ciem. Wachlarz przeciął powietrze, miejsce w którym spoczywała chwilę wcześniej głowa mężczyzny. Syknął ze złości. Kopnął Arsa w brzuch i uciekł w kierunku wyjścia.

Ars nie gonił go. Zamiast tego przybił z panią Bustier piątkę. Rana na jej ramieniu pogłębiła się, nawet nie zdążyła jej zabezpieczyć przed dalszym krwawieniem. Ars także to dostrzegł, ale nic z tym nie zrobił. Zgodził się tylko, że wkrótce muszą iść.

Nie sami.

Oboje w tym samym momencie odwrócili się w kierunku Biedronki i Adriena.

Przepraszamy — odparli równocześnie i złapali nastolatków w swoje objęcia.

Na znak ruszyli, gnając w tym samym kierunku, co Wladca Ciem. Nie minęli go. Zanikł. Przepadł. Nie zostawił po sobie żadnego śladu, ale podążali nieznanym tropem z pewnością, że to dobry kierunek.

Wyszli na ulicę. Chmury zebrały się nad Paryżem, a wiatr przybrał na sile, zapowiadając burzę. W radiu wspomnieli o zbliżających się opadach. A tym wszystkim nadchodził również niepokój i narastające w sercu obawy przed tym, co mieli spotkać po dogonieniu Władcy Ciem.

Jednak stracili go z oczu.

Świat również podążał za bohaterami gnającymi przez środek Paryża, a nie za złoczyńcą, największym zagrożeniem miasta. Na ekranach wyświetlały się wiadomości, byli na wszystkich kanałach — Mayura, Biedronka, Czarny Kot i on... Adrien Agreste. Wydarzenie zbudziło ogromne zainteresowanie. Tłumy pchały się na ulicę, aby choćby na moment zahaczyć na spotkanie z bohaterami.

Nie zatrzymali się. Ars nawet wskoczył na budynek, aby było mu łatwiej uciec przed fanami.

Naprawdę musieliście? — spytał, przewracając oczami. — Medialna nagonka ZAWSZE szkodzi bohaterom, a teraz to już ostro przegięliście.

To nie nasza wina. Jesteście starzy, za waszych czasów nikt nie nosił ze sobą smartphona w kieszeni — oburzyła się Marinette i odpowiedziała na złośliwość.

Tak, tak, to prawda, ale nie sądzicie chyba że to bezpieczne pokazywać tak twarze na ekranie?

Nie miej do nich pretensji — w obronie bohaterów stanęła pani Bustier. — Oni naprawdę uczynili wiele dobrego. Zmienili Paryż. Stali się wizją. Nie tak jak my. Mściciele.

Mściciele?! — Ars wybuchnął gniewem. Skoczył i na krótką chwilę obrócił się wraz z Adrienem w stronę kobiety. — Caline, to my byliśmy bohaterami. Zmieniliśmy kraj, bo tak należało postąpić. Nie potrzebowaliśmy mediów, rozgłosu czy sławy. Chcieliśmy czynić dobro i tylo to się liczyło.

Dla tych dzieci też tylko do się liczy.

Adrien zadrżał.

Ani on, ani Marinette nie kierowali się tym jednym, prostym motywem. Zawsze coś innego stało obok nich i dopiero w tej chwili uświadamiali sobie, jak wiele popełnili po drodze błędów.

Biedronka zakasłała. Adrien zwrócił na nią uwagę, na pobladłą twarz i zmartwione spojrzenie, z którego wyczytał, że nie potrafi zaakceptować tego, co się stało.

To nieprawda — wyszeptał Adrien jako pierwszy. — Kochałem przygodę.

Nikt się nie interesował Marinette — podchwyciła i mówiła dalej.

Mogłem być sobą.

Byłam w centrum uwagi.

Nikt i nic mnie nie ograniczało.

Mogłam w końcu osiągnąć coś więcej.

Oj, cicho wy tam! — skarcił ich Ars. Przewrócił oczami, komentując w ten sposób ich nagłe wyznanie.

Oboje zaśmiali się cierpko, na co Ars zmierzył ich ostrym wzrokiem. Zamilkli. Nie zamierzali więcej ryzykować. Nie więcej niż powinny. A zbliżali się do celu.

Adrien poczuł, jak Ars zwalnia. Każdy jego skok był lżejszy i cichszy, jakby nie chciał, by Władca Ciem go usłyszał.

W końcu przystanęli w ciemnym zaułku, między dwiema kamienicami, gdzie stał kontener na śmieci i leżał duży, pluszowy miś.

Adrien wziął zabawkę. Wydawała mu się znajoma. Okolica była znajoma. Ten dom naprzeciwko...

Zalał go zimny pot. Chwycił Arsa za koci ogon i przyciągnął ku sobie, w jego oczach stanęły łzy.

Ars posmutniał. Skrzywił twarz w bolesnym grymasie, kręcąc głową najpierw w prawo, potem w lewo, a na końcu ujął Adriena za policzki.

Przepraszam. Bądź silny.

Czyli to jednak... prawda — dokończył z trudem.

Zrobiło mu się niedobrze. Nie oddychał. Dusiło go w piersi, a do tego nieustannie coś dudniło mu w uszach. Nie mógł się skupić. Tysiące myśli przepływały przez jego głowę, aż w końcu dotarło do chłopaka, że Marinette od początku miała rację.

Emilie, jego własna matka, nigdy nie opuściła domu. Ona stała się Władcą Ciem.

Idźmy — błagał pozostałych.

Ars pogładził czule jego włosy. Pochylił się i dotknął swoim czołem Adriena.

Nie zmuszaj się do niemożliwego — poprosił chłopaka.

Sami mnie tu przytargaliście!

Wiem. I dlatego musisz się uspokoić. To dla ciebie trudne, rozumiem, ale...


Pani Bustier chwyciła Arsa za ramię i pokręciła głową. Przerwała mu. Mężczyzna westchnął ciężko, po czym odsunął się od Adriena.

Nie jesteś sam — dała mu do zrozumienia. — Masz wokół siebie ludzi, którzy cię kochają, Adrien. Nie poddawaj się, masz o co walczyć. Ta walka może się czasem wydawać bezsensowna. Czasem może stracisz wiarę w to, co robisz i ja to rozumiem, ale walcz.

Tak, tak, dokładnie to samo chciałem powiedzieć — zażartował Ars dla rozluźnienia atmosfery.

Jednak zamiast śmiechu, nastała grobowa cisza.

Nie takiej reakcji spodziewał się mężczyzna. Wyglądał na zawiedzionego, ale szybko się pozbierał i ruszył w kierunku rezydencji Agrestów jako Czarny Kot.

Okręcił koci kij w dłoni, a potem uderzył nim w bramę — roztrzaskała się na kilkadziesiąt części, które rozrzuciły się po całym ogrodzie.

Adrien się pomylił. Ars wcale nie zamierzał wejść po cichu do rezydencji.

Władco Ciem, gdzie jesteś, stary przyjacielu! — zawołał, wchodząc do środka.

Adrien, pani Bustier i Marinette podążyli za nim, trzymali się jednak w bezpiecznej odległości. Na zaś.

Dla Adriena było to zupełnie odrębne wrażenie wejść do tego domu ze świadomością, że to potencjalna kryjówka superzłoczyńcy. To stąd przybywały wszystkie akumy? Zza drzwi jego własnego domu?

Korytarz wydawał się ciemniejszy — napawał uczuciem przygnębienia i samotności. Ktoś zasunął wszystkie zasłony. Nie... One zawsze były zasunięte o tej porze. Tak samo w ten dzień, kiedy mama wyszła z domu.

Emilie...

Kiedy ona wyszła? Dlaczego nie widział jej twarzy? Skrywała ją za ogromnym kapeluszem. Uśmiechała się? Nie...

Adrien? — Biedronka ujęła jego dłoń. — Trzymaj się, jestem obok — podkreśliła, ale nadal się bał.

Zawsze szedł sam przez korytarze tego budynku, który zwał się domem. Unikał prawdy, unikał przeszywającego go uczucia, że to nie jest miłość, to nie jest rodzina. A im dłużej szedł obok Arsa, tym mocniej zdawał sobie sprawę z prawdy — gdzieś za tą ścianą znajduje się kryjówka Władcy Ciem.

Adrien — powtórzyła Marinette.

Dalej nie chciał jej słuchać.

Przeszywało go zimno. Pragnął ciepła, miłości, nie tego otaczającego go chłodu. Nie...

Ars wszedł do gabinetu Gabriela i przystanął przed obrazem przedstawiającego mamę.

Tyle lat, a ty się dalej nie zmieniłaś — mruknął mężczyzna.

Dotknął czterech kamyków z obrazu, wciskając je w odpowiedniej sekwencji, która uruchomiła cały mechanizm. Obraz wraz z całą obudową przejechał na tyły wejścia do windy, która była ukryta cały czas za tym obrazem. Od początku tylko Adrien się mylił. To go frustrowało. Miał ochotę rzucić się na ten obraz, chwycić go i wyrzucić za okno...

Adrien! — wrzasnęła Biedronka.

Ściskał jej dłoń z całych sił. Rozluźnił uścisk i przeprosił ją lekkim skinięciem. Boże, jaki on był głupi... Nieudolny...

Przepraszam — wydusił z siebie.

Wolną dłonią zasłonił twarz. Nie chciał, by ktokolwiek patrzył mu teraz w oczy. Nie teraz. Nie w tej chwili.

Płakał. Jego całe życie legło w gruzach w kilka minut.

Spojrzał między palcami na jedyne zdjęcie rodzinne, które stało na półce przy książkach do prowadzenia biznesu. Uśmiechali się. Cała trójka. Od kiedy te uśmiechy były sztuczne? Czy tylko nakładali je przy innych? Marzył, żeby chociaż raz w życiu, jeden z ich uśmiechów okazał się prawdziwy, ale... to też kłamstwo?

Złapał za zdjęci i cisnął nim o podłogę. Ramka pękła w pół, a szkło roztrzaskało się, roznosząc fragmenty szkła po całej podłodze.

Mam się uspokoić? — wycedził przez zęby. Wyrwał się z uścisku Biedronki. — Nie. Nie. Nie. — Odetchnął ciężko. — Mam dosyć. Mam po prostu dosyć tego wszystkiego. Czy cokolwiek w moim życiu było prawdziwe? Dlaczego nie mogłem mieć normalnej rodziny? Dlaczego... Dlaczego...?

Adrien, dziecko...

Pani Bustier przytuliła go do siebie, wciąż była w postaci Mayury. Pachniała kwiatami. Jej pawi ogon smyrał go po twarzy. I była taka ciepła.

Wtulił się w kobietę mocniej, a w tym czasie dołączyła do nich Biedronka. Chwyciła go w pasie, jakby już nigdy więcej nie zamierzała go puszczać.

Nie jesteś sam — podkreśliła. — Pomogę ci, jeśli tylko będziesz potrzebował tej pomocy.

Skinął głową, że rozumie. W rzeczywistości wiele rzeczy mu się mieszało w głowie, a przejście do podziemnej kryjówki Władcy Ciem znajdowała się na wyciągnięcie ręki.

Przełknął głośno ślinę i puścił dłoń Marinette, samotnie kierując się w stronę przejścia. Jako pierwszy się w nim znalazł.

Pójdę... pierwszy — ogłosił.

Nikt się z nim nie zgadzał, wszyscy mieli wypisane to na twarzy, ale mimo to dali mu podjąć tę decyzję.

Nadusił przycisk od windy. Przejście się zamknęło i zjechał na sam dół, do podziemi, które cały czas kryły się pod fundamentami jego domu. Przechodził nad nimi, uciekał, aby walczyć z Władcą Ciem, a cały czas przeciwnik krył się obok.

Wziął głęboki wdech. Było mu tak ciężko. Nie myślał. Nie chciał tego. Marzył mu się spokój, zwyczajne szkolne dni wypełnione spotkaniami z przyjaciółmi i nauką, nie walka. Gdyby tylko tego dnia nie otrzymał Plagga, wszystko potoczyłoby się inaczej...

Wyszedł z windy. Zasunęła się za nim i znów ruszyła w górę. Stanął obok, zdecydowany, że poczeka na resztę z zamkniętymi oczami. Wiedział, że sam nie zniesie widoku własnej matki w przebraniu Władcy Ciem.

Choć z drugiej strony... Władca Ciem nie wyglądał na kobietę.

Mimowolnie rozchylił powieki. Przerażający śmiech przedarł się przez całe pomieszczenie, niosąc się głębokim, przeraźliwym echem, które zabierało Adrienowi dech w piersi.

Ma...ma? — Wyciągnął dłoń.

Blade światła padały na półmartwą twarz kobiety zamkniętą za szklaną trumną. Wokół niej rosły kwiaty. Zapach dochodził nawet do miejsca, w którym stał Adrien. Był słodki i zarazem pełen dziwnej goryczy.

Mama? — zawołał za nią jeszcze raz.

Nastała cisza, a potem rozległo się twarde stąpanie, niesione echem wśród ścian pomieszczenia. Władca Ciem wyprostował się dumnie. Krok po kroku zbliżał się do uśpionej kobiety, nie spuszczając wzroku z Adriena.

A więc poznałeś prawdę — oznajmił.

Adrien pokręcił energicznie głową.

Nie.

Nie.

Nie...

To nieprawda — odparł na głos.

Oj, to zdecydowanie prawda. Niezależnie od tego, jak będziesz patrzył na mnie czy na Emilie, to za tym kryje się tylko jedna prawda.

Władca Ciem spojrzał zza Adriena. Z windy wysiadł właśnie Ars.

Zostaw dzieciaka, staruchu — ostrzegł go mężczyzna. Złapał Adriena za ramię i przyciągnął do siebie. — Zabrałeś sobie przyszłość, więc teraz próbujesz skrzywdzić własne dziecko, Gabriel?

Własne... dziecko...

Słowa obiły się w myślach Adriena kilkukrotnie, aż zamarły wraz z chwilą, gdy uzmysłowił sobie prawdę.

Dlaczego? — zapytał przez łzy. — Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?! — krzyczał coraz głośniej.

Adrien... — Ars przyciągnął go do siebie.

Próbował się wyrwać. Płakał mocniej, ale żadna z łez nie dawała mu spokoju. Bił się z chaotycznymi myślami, które rozbiły wszystkie wspomnienia. Jak lustro pękały, a fragmenty szkła opadały. Nie widział już dłużej swojego odbicia.

Adrien! — usłyszał jednoczesny krzyk Biedronki i pani Bustier.

Nie odwrócił się w ich stronę. Wstydził się płaczu, słabości i tego, że nie umie sprostać wszystkiemu, co stało przed nim. Za wiele. To prostu było dla niego za wiele.

Co ty mu zrobiłeś? — Biedronka wyszła przed Adriena i osłoniła go. Wtedy jeszcze nie rozumiała, jak bardzo się pomyliła... — Co? Mama Adriena, ona... — zdała sobie sprawę.

Odwróciła się w kierunku Adriena. Pytania i ją przytłoczyły. Zbladła.

Pomyliłam się.

Tak — zgodził się z dziewczyną.

Przepraszam.

Nie, to nie... twoja wina — dokończył ciszej, niepewny słów, które właśnie wypowiedział.

Cofnął się o krok, natrafiając na panią Bustier. Chwyciła go i popchnęła do przodu. Zabroniła mu uciec.

Może właśnie to był ten moment, by pokonać swoje słabości. Nie uciekaj, nigdy więcej.

Zebrał w sobie głos, po czym wykrzyczał:

To nie twoja wina!

Biedronka się zarumieniła. Nieśmiało tupnęła nogą.

Naprawdę? — upewniła się.

Na sto procent.

Jakie słodkie i naiwne. — Władca Ciem postąpił na przód. Uderzył laską o podłoże i to zadrżało. Fala fioletowych motyli opadła z sufitu wprost na swojego pana. Zalały go.

Adrien zgubił własnego ojca z oczu. Wszystko stało się przed nim czarne. Zasłonił twarz. Niczego nie widział. Drobne skrzydełka smyrały go po twarzy, chciały w niego wejść, ale zamiast tego, omijały go. Uciekały w okienku ogromnego okna wychodzącego na zewnątrz. Otworzyło się.

Rozchylił szerzej powieki.

Akumy zmierzały na Paryż.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:
Znajdziesz mnie tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!