Adrien złapał mocniej panią Bustier, wbijając paznokcie w jej nagą skórę ramion. Jęknęła z bólu, ale sama chwyciła chłopaka mocniej, odskakując na bok. Uciekła przed spadającymi prętami, które uderzały o podłogę z jazgocącym hukiem. I broniła Adriena własnym ciałem, w którym przecież nosiła dziecko.
Otworzył
usta i już zamierzał wrzasnąć, aby go zostawiła, gdy jeden z podporników sceny
spadł prosto na nich. Nie zdążyła odskoczyć, nie całkowicie. Ostra krawędź
przejechała po skórze pani Bustier, raniąc ją głęboko. Krew skapnęła na
podłogę.
—
Proszę... pani? — Adrien sięgnął w kierunku rany i zacisnął ją dłonią. Po co?
Żeby zahamować krwawienie? Chyba w tym wszystkim nie mógł się zdobyć na głupszy
pomysł.
Jednak
mimo bólu, kobieta uśmiechnęła się w jego stronę. Był to ciepły, matczyny
uśmiech, którym pragnęła przekazać Adrienowi, że zamierza go bronić do samego
końca.
Odstawiła go na ziemię i stanęła przed nim. Władca Ciem z Biedronką wylądowali naprzeciw nich, Ars zwisał na ogonie na jednej belek nad sceną i zaklaskał. Okręcił się w powietrzu, po czym zwinnie wylądował na podłodze. Zawinął ogon wokół ciała i ruszył przed Biedronkę. Położył dłoń na jej ramieniu. Odparł stanowczym, męskim głosem:
—
Teraz ja się nim zajmę.
Władca
Ciem zmarszczył czoło. Z początku wydawał się zdezorientowany słowami bądź
głosem nowego Czernego Kota, lecz z czasem jego twarz przybrała zupełnie inny
wyraz. Pojawił się na niej gniew. Mężczyzna w przypływie tej samej złości
zacisnął dłoń na lasce i wysyczał przez zęby:
—
To ty.
—
To ja — zgodził się Ars. — A więc do tej pory mnie nie poznałeś, hy?
—
Nie poznałem? — Prychnął. — Nie żartuj sobie. Do tej pory to nie ty nosiłeś tę
przeklętą maskę, mój drogi przyjacielu. Co cię sprowadziło z powrotem na
ścieżkę bohaterstwa? W sumie to do ciebie nie podobne, by wracać w ten sposób.
—
Showtime. — Ars rozłożył szeroko ręce. — Nie wiesz, że kochałem żyć w blasku
fleszy?
—
A skończyłeś z podkulonym ogonem w cieniu — wypomniał mu Władca Cień.
Ars
warknął, wysuwając zza rękawic kocie pazury. Prawdziwe ostrza odbijały światło
lamp zwisających nad sceną. Potarł je o siebie, a iskry poleciały z
ocierających o siebie metali.
Władca
Ciem wyprostował się, a potem zaśmiał się ironicznie, z szczerą intencją, by
rozzłościć Arsa. Ten się nie dał. Odskoczył do tyłu, zabierając ze sobą
Biedronkę — nie oponowała, zresztą nawet nie zdążyła zareagować, kiedy Ars
odciągnął ją na bok. Nie pozwolić walczyć.
Adriena
też zmierzył ostrym wzrokiem, nakazującym, by został tak, gdzie w tej chwili
się znajduje.
Popatrzyli
z Biedronką na siebie i zgodnie kiwnęli głowami. Żadne z nich nie zamierzało
czekać na wybawienie, bohaterowie nie czekają, bohaterowie działają.
Biedronka
jako pierwsza ruszył do walki z Władcą Ciem. Okręciła się w powietrzu i zadała
mu cios kolanem, który odparował. Wylądowała na podłodze, skuliła i spróbowała
podciąć nogi, lecz zatrzymała ją laska. Złoczyńca zręcznie okręcił ją, wraz z
całą Biedronką, a potem wyprostował dłoń i opuścił laskę na brzuch dziewczyny.
—
Głupia! — skarcił ją Ars.
Wybiegł
naprzeciw, zatrzymując własną ręką laskę Władcy Ciem. Odepchnął ją i z
Biedronką uciekł kawałek dalej, chowając ją za stertą ubrań.
—
Nie wychodzi ci opieka nad dziećmi — zażartował Władca Ciem, krążąc po scenie
spokojnym krokiem. Oglądał scenerię przygotowaną przez klasę Adriena i
stopniowo zachwycał się prostymi, ale skutecznymi motywami, które przyciągnęły
rzeszę ludzi.
Roztarł
w palcach kwiat z bibuły. Zerwał go ze scenerii, a potem zgniótł, jakby chciał
zamienić go w pył. Obrócił się w kierunku pani Bustier. Zasłoniła Adriena ręką
i cofnęła go dalej, za siebie, aby nie stał na widoku Władcy Ciem.
—
Zostaw go! — krzyknęła, gdy zbliżył się za bardzo.
—
Nie ruszam tego chłopca przecież. — Założył ręce za plecy. — Uważasz mnie za
potwora?
—
Tak — wysapała. — Tak, uważam cię za potwora. Tak samo Emilie. To koniec, to
koniec, to...
—
Zamilcz.
Jedna
komenda sprawiła, że pani Bustier naprawdę zamilkła. Zbladła. Adrien obawiał
się, że w każdej chwili zemdleje ze strachu. Podparł ją od tyłu na zaś, a kiedy
poczuła jego dotyk, kolor znów pojawił się na jej skórze. Obejrzała się powoli
i zrozumiała, że Adrien wciąż tam stoi.
—
Dziękuję, jesteś moim bohaterem. — Odetchnęła z ulgą. Wyprostowała się i
skierowała wachlarz na Władcę Ciem. — Czarny Kocie, czas zakończyć to, co
zaczęliśmy.
—
Zgadzam się — odkrzyknął z ukrycia Ars.
—
Nie będę przez kolejne lata żyła w przekonaniu, że to moja wina. Bo to nie była
moja wina. Ani Czarnego Kota, ani moja.
Władca
Ciem strzepał z marynarki kurz.
—
Nie będę dłużej się ciebie bała — zadeklarowała, kierując zaciśniętą pięść w
stronę Władcy Cień.
Adrien
wyobraził sobie kobietę w stroju Biedronki, jako Biedronkę, obrończynię Paryża
sprzed laty, o której świat z jakiegoś powodu zapomniał. Jednak ona sobie
przypomniała o dawnej chwale. Odgoniła demony przeszłości i ruszyła przed
siebie w kostiumie złoczyńcy współpracującego z Władcą Ciem. Ale tym razem
zamierzała wykorzystać tę moc do czynienia dobra i przywrócić świat do
pierwotnego porządku, kiedy wszystkie Miraculous powstały, aby ratować świat
przed złem.
Jednak
ta deklaracja, zamiast wywołać falę zachwytów, spotkała się z donośnym śmiechem
z dwóch stron — od Władcy Ciem i od Arsa.
—
Nie no, Caline, spokojnie, powoli, powoli. — Ars wyszedł z ukrycia. Zostawił za
sobą Biedronkę. — Nie żartuj tak przy nas. Powtarzasz to sobie od ilu już lat?
Od początku? Od piętnastu? Nie wychodzi ci to i tyle.
—
Przynajmniej w jednym się zgadzamy. — Władca Ciem skinął głową. — Oszukujesz
się już zbyt długo. Spójrz prawdzie w oczy, nic się nigdy nie zmieni. Tchórz
pozostanie tchórzem, przegrany nigdy nie wygra. To złudna zasada życia, że
każdy ma szansę na zwycięstwo, ale tak nie jest. Są lepsi. — Jakby mówił o
sobie.
Pani
Bustier przeszła kawałek, pociągając za sobą Adriena. Jej obcasy stukały w
jednym rytmie o podłogę, dostosowując się do tempa, w którym mówił Władca Ciem.
Minęła go za opadniętą kurtyną.
Adrien
zauważył wystający nad materiałów fragment głowy Biedronki. Zacisnął pięść ze
szczęścia, ale poza tym udał, że jej nie widzi. Pani Bustier zgodziła się z
nim, poklepując chłopaka w bok.
—
Są zdolniejsi. Są inni — ciągnął dalej Władca Ciem. — Możesz pracować latami na
coś, co inni zdobędą w dzień, dwa. Naturalne talenty to nieoceniony dar boga,
aby stać nad innymi. Ale ty dalej z tą mocą boga, wyglądasz jak przebieraniec
na balu. Nie jak bohater, nie jak zwycięzca.
—
Trochę w tym racji — zgodził się z nim Ars.
—
Po której ty jesteś stronie! — Adrien nie wytrzymał i skarcił mężczyznę.
Ten
wzruszył obojętnie ramionami.
—
Co innego walka, a co innego zdanie. Mogę walczyć o co chcę, ale w sumie po
latach i ty byś się zgodził. Wystarczy, że byś popracować. No ale tak... —
zachichotał — ty byłbyś z tych "lepszych". Nie odczułbyś to tak.
—
Nie to miałem na myśli — dał Arsowi do zrozumienia przeciwnik. — Mówiłem o
przywilejach, nie o równości.
—
Jeden kij, dwa końce. — Zademonstrował, podnosząc fragment gałązki ze sceny. —
Mogą się różnić, ale nadal to ten sam kij.
Nie
mów mi, przyjacielu, że zapomniałeś o naszych słynnych powiedzeniach. Och, ale
przepraszam. Ty nie masz przyjaciół — i wybuchnął śmiechem. Chwycił się za
sztuczny ogon i okręcił nim, przy okazji opierając się o ścianę. — Nie masz
przyjaciół, jesteś całkiem sam. To trochę smutne.
Władca
Ciem zmarszczył czoło ze złości. Wykonał kilka kroków w stronę Arsa, bez
najmniejszej obawy, że ten go zaatakuje, gdy tylko się zbliży. Uderzył laską o
podłogę.
—
Przynajmniej ja wygrałem. Ty przegrałeś i...
—
Ja przynajmniej nie zrobiłem z własnej żony warzywa — przerwał mu Ars. Złapał
Władcę Ciem za podbródek i ścisnął go mocno, po czym rzucił mężczyzną w
przeciwległą stronę.
Złoczyńca
rąbnął o kolumnę. Kurz uniósł się w powietrze, a potem gwałtownie opadł, gdy
Ars zamachnął się kocin kijem tuż nad Władcą Ciem. Oboje zazgrzytali zębami.
—
Trzymajcie się od tego z daleka — ostrzegł ich Ars.
Ruszył
przed siebie. Odbił się końcem kociego kija od podłogi i wzbił powietrze, na
wysokość sufitu. Chwycił się lampy. Koci kij zaczepił o dwie lampy i zaczął po
nim iść, z włożonymi do kieszeni rękoma. Śpiewać po drodze hymn Francji,
przerywając go nieudolnymi pomrukiwaniami dziwnej piosenki.
Adrien rozpoznał tę dziwną piosenkę w wersji zagranej na fortepianie. W innym tempie, bo słyszał ją w szybszych zagraniach, ale nie dało jej się pomylić z melodią, którą stworzyli razem z Chloe.
—
Skąd to znasz?! — wykrzyczał Adrien.
Arsene
przystanął, okręcił się na kocim kiju i zawisł nad ziemią do góry nogami.
Zakołysał się na niestabilnej powierzchni, choć czerpał z tego tytułu więcej
radości niż ktokolwiek inny.
—
Skąd? — odpowiedział pytaniem. — Zapytaj swojego ojca. Przecież też ci to
nucił, gdy byłeś mały.
Ars
popatrzył się na Władcę Ciem, który zamilknął. Tym razem nie miał nic do
dodania. Tylko dlaczego Ars spojrzał właśnie na niego?
Adrien
nie wyrwał się z uścisku pani Bustier. Skoro ryzykowała dla niego życie i
zdrowie własnego dziecka, nie zamierzał jej utrudniać walki. Ale kosztowało go
wiele, aby pozostać przy boku kobiety.
Wszyscy
dalej coś przed nim ukrywali. Bawili się w kota i myszkę, prowadzając za rączkę
tam, gdzie chcieli, i nie liczyli się z dzieckiem czy nastolatkiem, który stał
obok.
Dlaczego
odpowiadali zawsze pytaniami? Czy tak trudno o jedną odpowiedź, która
przyniesienie faktycznie jakieś rozwiązanie, a nie kolejne wątpliwości?
—
Nie — wysyczał przez zęby.
Cała
trójka zwróciła się w jego stronę, w jednoczesnym zdziwieniu. Biedronka
pozostała w swoim miejscu, czekając.
—
Adrien, co "nie" — upewniła się pani Bustier.
Pociągnął
nosem. Głupi... Jeszcze chwila i rozpłacze się na dobre.
—
"Nie" oznacza że chcę również ruszyć przed siebie, proszę pani —
zaczął szczerze. — To mnie przerasta. Jeśli macie plan, działajcie. Jeśli nie,
to odpuście. Paryż potrzebuje bohaterów, a nie kolejnych problemów. Skoro
bohaterowie nie umieją poradzić sobie z tym, co ich czeka na co dzień, to jak
mają walczyć z czymś niezwykłym?
—
To trochę nie tak... — Ars podrapał się z tyłu głowy. — To stare rany i one
naprawdę nie chcą się głupie zagoić. Tyle lat, a patrz nadal krwawą. Jaka
głupowa, prawda? — Zaśmiał się specjalnie. Tym razem Adrien nie nabrał się na
jego grę.
—
Nie jesteś Czarnym Kotem, już nie — przypomniał mężczyźnie.
Ars
popatrzył się na zmieniony pierścień z wyrysowanym na tarczy obiciem kociej
łapy. Należał kiedyś do niego i Adrien akceptował fakt, że istniał przed nim
inny Czarny Kot, ale w tych czasach, dziś, to on powinien nosić pierścień, nie
ktoś inny. Mistrz Fu pozostawił na jego drodze Miraculous i przyjął je, a wraz
z nią odpowiedzialność.
—
Dziś nie jesteś Czarnym Kotem — odparł, zmierzając w kierunku mężczyzny.
Biedronka
wyskoczył z kryjówki i stanęła u boku Adriena, jakby właśnie obok niej
znajdował się prawdziwy Czarny Kot. Byli partnerami tych czasów i z mocą czy
bez niej, stanowili nielada wyzwanie dla Władcy Ciem. Razem stanowili
legendarną parę bohaterów, która walczyła ze złem tego świata.
Nie
poddali się przez tysiące lat, nie poddadzą się i dziś.
—
Adrien... — Ars wysunął kawałkiem pierścień z palca. Zamarł z nim przy samym
końcu, wahając się. I to zawahanie przeważyło o wszystkim.
Arsene
podniósł głowę uśmiechnął przerażająco szeroko — od jednego ucha do drugiego.
Włożył z powrotem pierścień, a dłoń Adriena pozostała pusta.
—
Dlaczego? — spytał i Ars nie pozostawił go z niczym:
—
Dzisiejszy Czarny Kot nie mierzył się jeszcze z prawdziwym złem tego świata.
Jest niedoświadczonym gówniarzem, którego trzeba poprowadzić. Ale jeszcze
chwila. Jeszcze moment. Daj... — Obrócił się w kierunku Władcy Ciem. —
Dokończyć stare sprawy, które śmierdzą. Oj, cuchnął. I musisz się dowiedzieć,
do czego dążyły przed laty.
—
Nie żartuj sobie ze mnie! — odkrzyknął.
—
Żarty? — Znów wydał z siebie tej przeraźliwy chichot, przez który ciarki
przeszły Adrienowi po plecach. — Żarty nigdy się nie zaczęły. A jeśli
ktokolwiek potraktował wszystko jako żart, niech trzyma się lepiej ode mnie z
daleka. — Znów rzucił krótkie spojrzenie Władcy Ciem.
Adrien
zrozumiał. Od samego początku Ars wiedział, kto skrywa się za maską. Od
pierwszego dnia, w którym stanął przed gabinetem lekarza, zdawał sobie dobrze
sprawę, kogo napotkał, dlaczego i jak zamierza doprowadzić sprawy. Do tu i
teraz. Do czyjegoś żartu, o którym wspomniał Ars.
Ale
czy mężczyzna mówił tylko o Władcy Ciem? Adrienem ogarnęły dziwne myśli, że to
chodziło o coś więcej. O chłopaka, który wykorzystał Plagga i Biedronkę do
zabawy w superbohatera i obrońcę Paryża, aby tylko wyjść zza drzwi i zasłynąć
charakterem, który do tej pory ukrywał głęboko w sobie. Zrobił sobie żart z
mocy, którą otrzymał, więc co go różniło od Władcy Ciem?
—
Prawda? — dodał po chwili Ars, wskazując na pierścień.
Adrien
nie zasługiwał, by go dłużej nosić.
—
Nawet tak nie mów! — odezwała się w końcu Biedronka. Wyszła przed Adriena i
odepchnęła go kawałek do tyłu. — Nie było cię przez ostatnie lata. Skoro byłeś
tak świetnym Czarnym Kotem, to co się z tobą stało? Gdzie cała chwała? To my
walczyliśmy ostatnimi czasy z Władcą Ciem. To my nie spaliśmy nocami, dniami
odmawialiśmy przyjemności, aby tylko ratować Paryż. — Przymknęła oczy i
wystawiła dłoń. — Oddaj. Zwrócę go prawowitemu właścicielowi.
Ars
parsknął krótkim, wymuszonym śmiechem. Odtrącił rękę Biedronki i przesunął
dziewczynę bok, mierząc ostrym, władczym wzrokiem.
—
Jesteś tylko dzieckiem. Nie mieszaj się w sprawy dorosłych.
0 Comments:
Prześlij komentarz