[Faux pas] Rozdział 31

Adrien złapał mocniej panią Bustier, wbijając paznokcie w jej nagą skórę ramion. Jęknęła z bólu, ale sama chwyciła chłopaka mocniej, odskakując na bok. Uciekła przed spadającymi prętami, które uderzały o podłogę z jazgocącym hukiem. I broniła Adriena własnym ciałem, w którym przecież nosiła dziecko.

Otworzył usta i już zamierzał wrzasnąć, aby go zostawiła, gdy jeden z podporników sceny spadł prosto na nich. Nie zdążyła odskoczyć, nie całkowicie. Ostra krawędź przejechała po skórze pani Bustier, raniąc ją głęboko. Krew skapnęła na podłogę.

— Proszę... pani? — Adrien sięgnął w kierunku rany i zacisnął ją dłonią. Po co? Żeby zahamować krwawienie? Chyba w tym wszystkim nie mógł się zdobyć na głupszy pomysł.

Jednak mimo bólu, kobieta uśmiechnęła się w jego stronę. Był to ciepły, matczyny uśmiech, którym pragnęła przekazać Adrienowi, że zamierza go bronić do samego końca.

Odstawiła go na ziemię i stanęła przed nim. Władca Ciem z Biedronką wylądowali naprzeciw nich, Ars zwisał na ogonie na jednej belek nad sceną i zaklaskał. Okręcił się w powietrzu, po czym zwinnie wylądował na podłodze. Zawinął ogon wokół ciała i ruszył przed Biedronkę. Położył dłoń na jej ramieniu. Odparł stanowczym, męskim głosem:

— Teraz ja się nim zajmę.

Władca Ciem zmarszczył czoło. Z początku wydawał się zdezorientowany słowami bądź głosem nowego Czernego Kota, lecz z czasem jego twarz przybrała zupełnie inny wyraz. Pojawił się na niej gniew. Mężczyzna w przypływie tej samej złości zacisnął dłoń na lasce i wysyczał przez zęby:

— To ty.

— To ja — zgodził się Ars. — A więc do tej pory mnie nie poznałeś, hy?

— Nie poznałem? — Prychnął. — Nie żartuj sobie. Do tej pory to nie ty nosiłeś tę przeklętą maskę, mój drogi przyjacielu. Co cię sprowadziło z powrotem na ścieżkę bohaterstwa? W sumie to do ciebie nie podobne, by wracać w ten sposób.

— Showtime. — Ars rozłożył szeroko ręce. — Nie wiesz, że kochałem żyć w blasku fleszy?

— A skończyłeś z podkulonym ogonem w cieniu — wypomniał mu Władca Cień.

Ars warknął, wysuwając zza rękawic kocie pazury. Prawdziwe ostrza odbijały światło lamp zwisających nad sceną. Potarł je o siebie, a iskry poleciały z ocierających o siebie metali.

Władca Ciem wyprostował się, a potem zaśmiał się ironicznie, z szczerą intencją, by rozzłościć Arsa. Ten się nie dał. Odskoczył do tyłu, zabierając ze sobą Biedronkę — nie oponowała, zresztą nawet nie zdążyła zareagować, kiedy Ars odciągnął ją na bok. Nie pozwolić walczyć.

Adriena też zmierzył ostrym wzrokiem, nakazującym, by został tak, gdzie w tej chwili się znajduje.

Popatrzyli z Biedronką na siebie i zgodnie kiwnęli głowami. Żadne z nich nie zamierzało czekać na wybawienie, bohaterowie nie czekają, bohaterowie działają.

Biedronka jako pierwsza ruszył do walki z Władcą Ciem. Okręciła się w powietrzu i zadała mu cios kolanem, który odparował. Wylądowała na podłodze, skuliła i spróbowała podciąć nogi, lecz zatrzymała ją laska. Złoczyńca zręcznie okręcił ją, wraz z całą Biedronką, a potem wyprostował dłoń i opuścił laskę na brzuch dziewczyny.

— Głupia! — skarcił ją Ars.

Wybiegł naprzeciw, zatrzymując własną ręką laskę Władcy Ciem. Odepchnął ją i z Biedronką uciekł kawałek dalej, chowając ją za stertą ubrań.

— Nie wychodzi ci opieka nad dziećmi — zażartował Władca Ciem, krążąc po scenie spokojnym krokiem. Oglądał scenerię przygotowaną przez klasę Adriena i stopniowo zachwycał się prostymi, ale skutecznymi motywami, które przyciągnęły rzeszę ludzi.

Roztarł w palcach kwiat z bibuły. Zerwał go ze scenerii, a potem zgniótł, jakby chciał zamienić go w pył. Obrócił się w kierunku pani Bustier. Zasłoniła Adriena ręką i cofnęła go dalej, za siebie, aby nie stał na widoku Władcy Ciem.

— Zostaw go! — krzyknęła, gdy zbliżył się za bardzo.

— Nie ruszam tego chłopca przecież. — Założył ręce za plecy. — Uważasz mnie za potwora?

— Tak — wysapała. — Tak, uważam cię za potwora. Tak samo Emilie. To koniec, to koniec, to...

— Zamilcz.

Jedna komenda sprawiła, że pani Bustier naprawdę zamilkła. Zbladła. Adrien obawiał się, że w każdej chwili zemdleje ze strachu. Podparł ją od tyłu na zaś, a kiedy poczuła jego dotyk, kolor znów pojawił się na jej skórze. Obejrzała się powoli i zrozumiała, że Adrien wciąż tam stoi.

— Dziękuję, jesteś moim bohaterem. — Odetchnęła z ulgą. Wyprostowała się i skierowała wachlarz na Władcę Ciem. — Czarny Kocie, czas zakończyć to, co zaczęliśmy.

— Zgadzam się — odkrzyknął z ukrycia Ars.

— Nie będę przez kolejne lata żyła w przekonaniu, że to moja wina. Bo to nie była moja wina. Ani Czarnego Kota, ani moja.

Władca Ciem strzepał z marynarki kurz.

— Nie będę dłużej się ciebie bała — zadeklarowała, kierując zaciśniętą pięść w stronę Władcy Cień.

Adrien wyobraził sobie kobietę w stroju Biedronki, jako Biedronkę, obrończynię Paryża sprzed laty, o której świat z jakiegoś powodu zapomniał. Jednak ona sobie przypomniała o dawnej chwale. Odgoniła demony przeszłości i ruszyła przed siebie w kostiumie złoczyńcy współpracującego z Władcą Ciem. Ale tym razem zamierzała wykorzystać tę moc do czynienia dobra i przywrócić świat do pierwotnego porządku, kiedy wszystkie Miraculous powstały, aby ratować świat przed złem.

Jednak ta deklaracja, zamiast wywołać falę zachwytów, spotkała się z donośnym śmiechem z dwóch stron — od Władcy Ciem i od Arsa.

— Nie no, Caline, spokojnie, powoli, powoli. — Ars wyszedł z ukrycia. Zostawił za sobą Biedronkę. — Nie żartuj tak przy nas. Powtarzasz to sobie od ilu już lat? Od początku? Od piętnastu? Nie wychodzi ci to i tyle.

— Przynajmniej w jednym się zgadzamy. — Władca Ciem skinął głową. — Oszukujesz się już zbyt długo. Spójrz prawdzie w oczy, nic się nigdy nie zmieni. Tchórz pozostanie tchórzem, przegrany nigdy nie wygra. To złudna zasada życia, że każdy ma szansę na zwycięstwo, ale tak nie jest. Są lepsi. — Jakby mówił o sobie.

Pani Bustier przeszła kawałek, pociągając za sobą Adriena. Jej obcasy stukały w jednym rytmie o podłogę, dostosowując się do tempa, w którym mówił Władca Ciem. Minęła go za opadniętą kurtyną.

Adrien zauważył wystający nad materiałów fragment głowy Biedronki. Zacisnął pięść ze szczęścia, ale poza tym udał, że jej nie widzi. Pani Bustier zgodziła się z nim, poklepując chłopaka w bok.

— Są zdolniejsi. Są inni — ciągnął dalej Władca Ciem. — Możesz pracować latami na coś, co inni zdobędą w dzień, dwa. Naturalne talenty to nieoceniony dar boga, aby stać nad innymi. Ale ty dalej z tą mocą boga, wyglądasz jak przebieraniec na balu. Nie jak bohater, nie jak zwycięzca.

— Trochę w tym racji — zgodził się z nim Ars.

— Po której ty jesteś stronie! — Adrien nie wytrzymał i skarcił mężczyznę.

Ten wzruszył obojętnie ramionami.

— Co innego walka, a co innego zdanie. Mogę walczyć o co chcę, ale w sumie po latach i ty byś się zgodził. Wystarczy, że byś popracować. No ale tak... — zachichotał — ty byłbyś z tych "lepszych". Nie odczułbyś to tak.

— Nie to miałem na myśli — dał Arsowi do zrozumienia przeciwnik. — Mówiłem o przywilejach, nie o równości.

— Jeden kij, dwa końce. — Zademonstrował, podnosząc fragment gałązki ze sceny. — Mogą się różnić, ale nadal to ten sam kij.

Nie mów mi, przyjacielu, że zapomniałeś o naszych słynnych powiedzeniach. Och, ale przepraszam. Ty nie masz przyjaciół — i wybuchnął śmiechem. Chwycił się za sztuczny ogon i okręcił nim, przy okazji opierając się o ścianę. — Nie masz przyjaciół, jesteś całkiem sam. To trochę smutne.

Władca Ciem zmarszczył czoło ze złości. Wykonał kilka kroków w stronę Arsa, bez najmniejszej obawy, że ten go zaatakuje, gdy tylko się zbliży. Uderzył laską o podłogę.

— Przynajmniej ja wygrałem. Ty przegrałeś i...

— Ja przynajmniej nie zrobiłem z własnej żony warzywa — przerwał mu Ars. Złapał Władcę Ciem za podbródek i ścisnął go mocno, po czym rzucił mężczyzną w przeciwległą stronę.

Złoczyńca rąbnął o kolumnę. Kurz uniósł się w powietrze, a potem gwałtownie opadł, gdy Ars zamachnął się kocin kijem tuż nad Władcą Ciem. Oboje zazgrzytali zębami.

— Trzymajcie się od tego z daleka — ostrzegł ich Ars.

Ruszył przed siebie. Odbił się końcem kociego kija od podłogi i wzbił powietrze, na wysokość sufitu. Chwycił się lampy. Koci kij zaczepił o dwie lampy i zaczął po nim iść, z włożonymi do kieszeni rękoma. Śpiewać po drodze hymn Francji, przerywając go nieudolnymi pomrukiwaniami dziwnej piosenki.

Adrien rozpoznał tę dziwną piosenkę w wersji zagranej na fortepianie. W innym tempie, bo słyszał ją w szybszych zagraniach, ale nie dało jej się pomylić z melodią, którą stworzyli razem z Chloe.

— Skąd to znasz?! — wykrzyczał Adrien.

Arsene przystanął, okręcił się na kocim kiju i zawisł nad ziemią do góry nogami. Zakołysał się na niestabilnej powierzchni, choć czerpał z tego tytułu więcej radości niż ktokolwiek inny.

— Skąd? — odpowiedział pytaniem. — Zapytaj swojego ojca. Przecież też ci to nucił, gdy byłeś mały.

Ars popatrzył się na Władcę Ciem, który zamilknął. Tym razem nie miał nic do dodania. Tylko dlaczego Ars spojrzał właśnie na niego?

Adrien nie wyrwał się z uścisku pani Bustier. Skoro ryzykowała dla niego życie i zdrowie własnego dziecka, nie zamierzał jej utrudniać walki. Ale kosztowało go wiele, aby pozostać przy boku kobiety.

Wszyscy dalej coś przed nim ukrywali. Bawili się w kota i myszkę, prowadzając za rączkę tam, gdzie chcieli, i nie liczyli się z dzieckiem czy nastolatkiem, który stał obok.

Dlaczego odpowiadali zawsze pytaniami? Czy tak trudno o jedną odpowiedź, która przyniesienie faktycznie jakieś rozwiązanie, a nie kolejne wątpliwości?

— Nie — wysyczał przez zęby.

Cała trójka zwróciła się w jego stronę, w jednoczesnym zdziwieniu. Biedronka pozostała w swoim miejscu, czekając.

— Adrien, co "nie" — upewniła się pani Bustier.

Pociągnął nosem. Głupi... Jeszcze chwila i rozpłacze się na dobre.

— "Nie" oznacza że chcę również ruszyć przed siebie, proszę pani — zaczął szczerze. — To mnie przerasta. Jeśli macie plan, działajcie. Jeśli nie, to odpuście. Paryż potrzebuje bohaterów, a nie kolejnych problemów. Skoro bohaterowie nie umieją poradzić sobie z tym, co ich czeka na co dzień, to jak mają walczyć z czymś niezwykłym?

— To trochę nie tak... — Ars podrapał się z tyłu głowy. — To stare rany i one naprawdę nie chcą się głupie zagoić. Tyle lat, a patrz nadal krwawą. Jaka głupowa, prawda? — Zaśmiał się specjalnie. Tym razem Adrien nie nabrał się na jego grę.

— Nie jesteś Czarnym Kotem, już nie — przypomniał mężczyźnie.

Ars popatrzył się na zmieniony pierścień z wyrysowanym na tarczy obiciem kociej łapy. Należał kiedyś do niego i Adrien akceptował fakt, że istniał przed nim inny Czarny Kot, ale w tych czasach, dziś, to on powinien nosić pierścień, nie ktoś inny. Mistrz Fu pozostawił na jego drodze Miraculous i przyjął je, a wraz z nią odpowiedzialność.

— Dziś nie jesteś Czarnym Kotem — odparł, zmierzając w kierunku mężczyzny.

Biedronka wyskoczył z kryjówki i stanęła u boku Adriena, jakby właśnie obok niej znajdował się prawdziwy Czarny Kot. Byli partnerami tych czasów i z mocą czy bez niej, stanowili nielada wyzwanie dla Władcy Ciem. Razem stanowili legendarną parę bohaterów, która walczyła ze złem tego świata.

Nie poddali się przez tysiące lat, nie poddadzą się i dziś.

— Adrien... — Ars wysunął kawałkiem pierścień z palca. Zamarł z nim przy samym końcu, wahając się. I to zawahanie przeważyło o wszystkim.

Arsene podniósł głowę uśmiechnął przerażająco szeroko — od jednego ucha do drugiego. Włożył z powrotem pierścień, a dłoń Adriena pozostała pusta.

— Dlaczego? — spytał i Ars nie pozostawił go z niczym:

— Dzisiejszy Czarny Kot nie mierzył się jeszcze z prawdziwym złem tego świata. Jest niedoświadczonym gówniarzem, którego trzeba poprowadzić. Ale jeszcze chwila. Jeszcze moment. Daj... — Obrócił się w kierunku Władcy Ciem. — Dokończyć stare sprawy, które śmierdzą. Oj, cuchnął. I musisz się dowiedzieć, do czego dążyły przed laty.

— Nie żartuj sobie ze mnie! — odkrzyknął.

— Żarty? — Znów wydał z siebie tej przeraźliwy chichot, przez który ciarki przeszły Adrienowi po plecach. — Żarty nigdy się nie zaczęły. A jeśli ktokolwiek potraktował wszystko jako żart, niech trzyma się lepiej ode mnie z daleka. — Znów rzucił krótkie spojrzenie Władcy Ciem.

Adrien zrozumiał. Od samego początku Ars wiedział, kto skrywa się za maską. Od pierwszego dnia, w którym stanął przed gabinetem lekarza, zdawał sobie dobrze sprawę, kogo napotkał, dlaczego i jak zamierza doprowadzić sprawy. Do tu i teraz. Do czyjegoś żartu, o którym wspomniał Ars.

Ale czy mężczyzna mówił tylko o Władcy Ciem? Adrienem ogarnęły dziwne myśli, że to chodziło o coś więcej. O chłopaka, który wykorzystał Plagga i Biedronkę do zabawy w superbohatera i obrońcę Paryża, aby tylko wyjść zza drzwi i zasłynąć charakterem, który do tej pory ukrywał głęboko w sobie. Zrobił sobie żart z mocy, którą otrzymał, więc co go różniło od Władcy Ciem?

— Prawda? — dodał po chwili Ars, wskazując na pierścień.

Adrien nie zasługiwał, by go dłużej nosić.

— Nawet tak nie mów! — odezwała się w końcu Biedronka. Wyszła przed Adriena i odepchnęła go kawałek do tyłu. — Nie było cię przez ostatnie lata. Skoro byłeś tak świetnym Czarnym Kotem, to co się z tobą stało? Gdzie cała chwała? To my walczyliśmy ostatnimi czasy z Władcą Ciem. To my nie spaliśmy nocami, dniami odmawialiśmy przyjemności, aby tylko ratować Paryż. — Przymknęła oczy i wystawiła dłoń. — Oddaj. Zwrócę go prawowitemu właścicielowi.

Ars parsknął krótkim, wymuszonym śmiechem. Odtrącił rękę Biedronki i przesunął dziewczynę bok, mierząc ostrym, władczym wzrokiem.

— Jesteś tylko dzieckiem. Nie mieszaj się w sprawy dorosłych.

Możesz mnie wesprzeć tutaj:
Znajdziesz mnie tutaj:


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!