[Faux pas] Rozdział 20

 

Biedronka nałożyła koc na plecy pani Bustier. Nieśmiało poprawiła materiał na ramionach, choć nadal drżała. Z zimna i ze strachu, ale nikt nie pytał o konkretny powód jej stanu.

Atak Władcy Ciem był tym razem inny.

Adrien zdążył nakarmić Plagga i przemienić się z powrotem w Czarnego Kota. Nie zamierzał marnować więcej czasu tego dnia. Przykucnął przed panią Bustier i wtedy dał czas Biedronce, by odzyskała siły wraz z Tiki i wróciła tu, nim ktokolwiek zdąży zauważyć coś podejrzanego.

Dyrektor wszedł z hukiem do stołówki. Jego wzrok najpierw padł na Czarnego Kota, potem zauważył dopiero skuloną nauczycielkę.

— Tak mi wstyd — oznajmiła.

— Niech nie będzie pani wstyd. To Władca Ciem wykorzystuje chwilę słabości u ludzi. A jak wiadomo, każdy ma jakąś chwilę słabości. Proszę się tym nie przejmować — pocieszył kobietę, choć nadal podszedł do tego stanowczo, lekko sugerując, by następnym razem uważała. — Czy uczniom nic nie jest? — zwrócił się tym razem do Czarnego Kota.

Adrien nie odszedł od pani Bustier. Wolał z nią zostać do przybycia Biedronki.

— Nikomu nic się nie stało — odparł. — Był to nowy rodzaj ataku Władcy Ciem. Nie spowodowałby niczego poważnego. Niektórzy tylko musieli przeżyć na nowo nieprzyjemne wspomnienia.

Dyrektor skinął głową.

— Dziękujemy za ratunek — mówił dalej do bohatera. — Nie wiem, jak poradzilibyśmy sobie bez znakomitych bohaterów!

Kilkoro uczniów wstało i zaczęło bić brawa na cześć Czarnego Kota i Biedronki.

Adrien aż się zarumienił.

— No już, już. Wiem, że jestem wspaniały, ale poczekajcie na Biedronkę. Też zasłużyła na brawa. — Wszedł w role Czarnego Kota.

Przed jego twarzą błysną flesz telefonu. Alya skierowała aparat prosto na Czarnego Kota, wykonując mu kilka zdjęć. Po chwili wszystkie trafiły na jego bloga.

— Kiedy wróci Biedronka? — zaciekawiła się.

— Zaraz… — Obejrzał się przez ramię. W tym samym momencie drzwi od kuchni się otworzyły. — Już jest. — Wskazał na bohaterkę.

Stanęła obok Czarnego Kota i położyła mu dłoń na ramię, sugerując, że teraz ona załatwi sprawę.

— Pani Bustier, czy może pamięta pani coś, co mogłoby nam pomóc zidentyfikować Władcę Ciem?

Kobieta uniosła głowę. Otarła twarz z łez i wtedy odpowiedziała:

— Niewiele. Wiem tylko, że miałam wam nie zabierać miraculum.

— Naprawdę? — zdziwił się Adrien. — Zazwyczaj to było celem Władcy Ciem.

— Nie wiem — mówiła dalej. — Już raz poddałam się władzy akumy. Nie wygrałam. Teraz nawet nie walczyłam, tak mi wstyd. Myślałam, że dam sobie radę, ale… Nie dałam. Wykorzystał moją słabość.

— Tylko czego chciał? — pytała Biedronka.

— Żebym w tym miejscu zaczarowała uczniów i zamknęła ich w różnych wspomnieniach. Nie chodziło o zakładników. Raczej o… wspominanie. Przepraszam, że nie pomogłam.

— Pomogła nam pani bardzo — pocieszyła kobietę bohaterka. — Kocie, musimy porozmawiać…

— Możecie użyć mojego dawnego gabinetu — zaproponował dyrektor szkoły. — Jest tam taka… rupieciarnia, ale można usiąść i porozmawiać. Pokój jest zamykany również od wewnątrz.

— Dziękujemy bardzo.

Adrienowi nie podobał się ten pomysł. Wcześniej nie dyskutowali podobnych spraw. Misja się skończyła, zagrożenie minęło i ruszali dalej w swoje strony. Dziś Biedronka postanowiła inaczej.

Nie zakwestionował jej decyzji. Posłusznie ruszył za nią i dyrektorem, który zaprowadził ich do kanciapy na wszystko. Pachniało tam woźnym i wilgocią, choć znajdowali się na parterze budynku.

Dyrektor otworzył im drzwi. Nieprzyjemny zapach uderzył w nozdrza Adriena ze zdwojoną siłą, a naprawdę węch miał lepszy w tej postaci.

Przytkał nos i wszedł do środka. Wyglądało lepiej niż się spodziewał. Stare fotele i kanapa były wepchane w kąt pomieszczenia i przykryte plastikową narzutą, w około porozstawiano szafy, w których woźny upchał swoje rzeczy — od drobnych pamiątek, po przybory kuchenne, a nawet radio. Zastanawiał się, czy aby na pewno nikt z tego pomieszczenia nie korzystał…

— Możecie zdjąć narzuty — poinformował ich. — Proszę korzystać, ile to możliwe. Mam nadzieję, że w ten sposób pomogę złapać tego przebrzydłego złoczyńcę i oddać go w ręce sprawiedliwości.

Zatrzasnął za sobą drzwi, nim cokolwiek zdążyli powiedzieć.

— Mogę się założyć, że z tego „przebrzydłego” przestępcy to niezły przystojniak — zażartował sobie Adrien, a potem parsknął śmiechem.

Biedronka palnęła go w brzuch.

— Uspokój się. Miło, że chce nam pomóc.

— Tak, tak i „oddać go w ręce sprawiedliwości” — przedrzeźnił dyrektora. — Całkiem niezły pomysł…

Odsunął narzutę. Nie zebrała się na niej nawet drobinka kurzu. Sofa również wyglądała na zadbaną, bez plam czy rozdarć, ewentualnie momentami przetartą.

Usiadł pośrodku i zaprosił do siebie Biedronkę, poklepując poduszki. Nie dołączyła do niego. Zaczęła tylko coraz bardziej krążyć po pomieszczeniu w poszukiwaniu niewiadomego.

Adrien wzruszył ramionami.

Zdjął z półki figurkę przedstawiającą Sailor Moon. Wyglądała jak tani zakup z chińskiego sklepu, podobnie jak reszta figurek, ale musiał przyznać, że kolekcja woźnego wyglądała na ciekawą.

— To… — zawahał się. — Po co tu przyszliśmy?

Biedronka rozmasowała skronie. Myślała i to naprawdę intensywnie, skoro bez ustanku chodziła po pokoju.

— Mam złe przeczucia — wyznała w końcu.

— Nic dziwnego, te wszystkie…

— Nie — przerwała mu. — Mam na myśli to, że ostatnie ataki akumy są zbyt mocno skoncentrowane na ciebie. Nie zauważyłeś, jak wiele „przypadkowych zdarzeń” miało ostatnio miejsce. Najpierw twoja wyprawa do umysłu, a teraz to i na dodatek po twojej rozmowie z panią Bustier.

— Ogólnie to za bardzo jest związane z moją rodziną i zaginięciem mamy…

— Adrien, ja… Ach… — Złapała się za głowę. Oparła o jedną z szaf i zsunęła aż na podłogę. Na szczęście nie była brudna. — Czy nie sądzisz, że… Jeśli jest taka możliwość… Chyba… Czy twoja mama nie jest przypadkiem Władcą Ciem?

Sofa stała się… niewygodna. Uwierała go w plecy, choć wcześniej odczuł wygodę z rozmowy na siedząco. Coś go kłuło z tyłu, a może z przodu? Serce dziwnie mu przyspieszyło w piersi, ale chyba to nic złego?

Adrien błądził we własnych myślach. Jedne zdawały nakierowywać go na prawdę, na rozwiązania, które faktycznie miały sens. A inne? Przecież to była jego mama. On nigdy…

— Nie — wycedził przez zęby jedyną odpowiedź, na jaką się w tym momencie zdobył.

— Adrien, ja…

— Nie, nie, nie. — Gwałtownie wstał. — Po prostu nie. Znałem ją. Ona… Ona… Ona nigdy nikogo by nie skrzywdziła. To moja mama. Może to ma jakiś związek, nie ukrywam, ale ona na pewno nie jest Władcą Ciem.

— W takim razie to przypadek? — zauważyła.

Powtarzał sobie, by myśleć trzeźwo. Przecież niedawno ujrzał prawdziwą twarz matki, na którą spojrzał oczami nastolatka, nie dziecka. Zamazane oblicze, zniszczone… Ukrywała przed nim wiele, nawet to kim była, ale nie umiał zaakceptować, że mogłaby stać za cały złem spadającym na Paryż. Nie umiał…

— A co dokładnie? — zapytał Biedronki.

— To że niedługo po jej zaginięciu zostałeś Czarnym Kotem, a ja Biedronką. O tym, że Władca Ciem pojawił się przypadkowo zaraz po tym, jak ona zniknęła. A na dodatek… — Odwróciła wzrok i zacisnęła mocno powieki. — Sam powiedziałeś, że nie była taka jak pamiętałeś. Że nie znałeś jej.

— Ale nigdy nie uwierzę, że byłaby zdolna do takiej potworności! — wykrzyczał, niepotrzebnie, to wiedział, ale umiał zatrzymać napadu złości. Dlaczego Biedronka musiała w tym go uświadamiać? Dlaczego sam… nie miał podejrzeń? A może miał?

Za każdym razem wątpliwości wobec zachowania mamy i ojca narastały. Wspomnienia, które wydawały się prawdziwe, nieskalane, okazywały się jednym, wielkim kłamstwem.

— Przepraszam — wyszeptała.

Biedronka podeszła do niego. Ujęła w pasie i przysunęła do siebie. Wolną rękę położyła na jego głowie, gładząc sterczące włosy.

— Nie mam dowodów, nie powinnam oskarżać twojej mamy — przyznała, choć niepotrzebnie.

— To ja przepraszam — dodał szybko, aby samodzielnie nie nosiła tego ciężaru. — Nie zastanowiłem się. Raczej, zastanowiłem, ale nie mogę tego zaakceptować. Nie chcę. To moja ja mama, choć wiem, że nie była idealna. Ona… Ja… Nie…

— Cii — wyszeptała mu przy uchu. — Będzie dobrze — próbowała go pocieszyć.

Wtulił się w dziewczynę.

— Zaraz ci wszystko opowiem, tylko… tylko…

— Tak, przez moment.

I przez moment trwali w ciszy, ale tylko przez chwilę. Adrien i tak zmarnował zbyt wiele czasu na płacz. Należało działać i odkryć tajemnicę, jaka kryła się za zaginięciem jego matki i wydarzeniami z czasów ich studiów.

Adrien zaprowadził Marientte na sofę. Usiedli i wtedy opowiedział jej o rozmowie z panią Bustier i o wydarzeniach ze zmodyfikowanych wspomnień. Wysłuchała go uważnie. Pilnował, by nie pominąć żadnych znaczących faktów i przy okazji wspomnieć o paru szczegółach. A gdy dotarł do końca historii, Marinette doszła do konkretnego wniosku:

— Pani Bustier zna prawdę, ale nie chce ci jej wyznać.

— Też tak pomyślałem — zgodził się z dziewczyną.

Oparła się o jego ramię i westchnęła.

— Kocie?

— Hm…

— A ojciec?

Parsknął śmiechem.

— Ciężko mi usłyszeć od niego „smacznego”, a ty myślisz, że wyznał mi przypadkowo, jak to coś się stało w trakcie studiów? — zażartował, choć żadnemu z nich nie było do śmiechu.

— A jeśli go zapytasz?

— Nie odpowie mi — od razu znał odpowiedź.

— Tak sądziłam… — Westchnęła. — A może pójdziemy… Nie wiem, do biblioteki? Archiwum? Pod pretekstem pisania pracy na temat Gabriela Agresta, przecież to słynny projektant. A może coś innego? Nie wiem. Przecież możesz zapytać Natalii.

— Prędzej kamień więcej by mi opowiedział — odparł ironicznie.

Biedronka znów go palnęła.

— Bądź poważny — ostrzegła chłopaka. — Poza tym, jeśli nic nie zrobimy, nic nie zyskamy. Będzie ciężko, ale to nie tak, że nie ma żadnych… poszlak, dowodów, wskazówek. Ostatecznie wypytamy panią Bustier, ale jeszcze może damy radę z innymi? Spróbuj z Natalie. Albo… z innymi znajomymi z czasów ich studiów. Przecież jest wiele możliwości…

— Naprawdę?

— Tak, naprawdę — powiedziała bez przekonania w głosie. — Wystarczy, że mi zaufasz…

— Ufam ci, Biedronko — odpowiedział, ale już po chwili żałował swoich słów. Za późno ugryzł się w język.

Bohaterka odsunęła się od niego.

— Marinette również możesz zaufać — dodała. Dotarł do niej sens zdania, które wypowiedział Adrien.

— Tak, wiem — podkreślił.

— Dobrze, bardzo… dobrze. — Uśmiechnęła się słabo. — Może wrócimy do klasy?

 

***

 

Przerzucił stronnice książki, na które zapisał drobne uwagi dotyczące jego matki i tego, co w zasadzie pamiętał z tamtego dnia. Wiele wspomnień się zatarło. Wiele nie miało znaczenia. Dzień był zwyczajny, nie zapowiadał nadchodzącej tragedii, która mimo wszystko się wydarzyła.

Poszedł wtedy na lekcje szermierki. Został dłużej, aby nadrobić zaległości po pokazach mody, przez które zrezygnował z zajęć. Jego nauczyciel nie ukrył rozczarowania jego postawą i nakazał poprawę. Adrien planował dopilnować tego.

Później minął paryską piekarnię, w której Natalie kupiła mu crossainta na pocieszenie, a potem nakazała poprawić wyniki z historii i chemii. Wrócił do domu, pozdrowił ojca i matkę, ale nikt mu nie odpowiedział.

Natalie poprosiła, aby poszedł do siebie. Obiecała, że zajmie się rodzicami, więc faktycznie zamknął się w pokoju ze stosem książek. Nie pamiętał, kiedy czas mu zleciał. Zjadł kolację u siebie, położył się, a gdy rano się obudził… mamy nie było.

Próbował w pamięci odszukać ich ostatnie spotkanie. Pożegnali się, kiedy mama wyszła z domu i nigdy więcej nie wróciła…

— Znam tę minę — zaczepił go Plagg.

— Jaka mina?

— Męczennika, który myśli. Nie możesz w ten piękny dzień zastanowić się na przykład nad grą komputerową, nad książką… Czymkolwiek?!

Adrien nie wiedział, jak postąpić. Sumienie już go gryzło, kiedy wspominał zbliżający się egzamin z gry na fortepianie, a do tej pory nie ćwiczył na poważnie. Jednak nie umiał zrezygnować z mamy.

Za każdym razem widział ją.

W odbiciu na szybie, na pulpicie ekranu, zdjęcia porozwieszał w kilku miejscach. Mama była w około obecna i czuł ją bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.

— Znowu ta mina…

Plagg przeleciał nad Adrienem. Złapał go za policzki, a potem skierował twarz na lustro.

— Tak wyglądasz. Tragicznie. Przyznaj, nie spałeś!

— Nie spałem — wyznał od razu.

Plagg znowu zmienił położenie jego głowy. Tym razem przysunął bliżej siebie, tak że dotknęli się nosami.

— Zwariowałeś?

— Nie — Adrien odparł mało przekonująco.

— Czyli zwariował. Nie ma szans. Mój młody chłopiec zatracił się w głupocie — ogłosił teatralnie Plagg, udając aktora wielkiego dramatu. Stanął w cieniu, wyłaniając zza niego tylko łapkę. A potem donośnym głosem dodał: — Oj, moje biedne dziecię, uratować cię tylko może camembert!

Adrien skrzywił się z bólu na samą myśl o obrzydliwym serze.

— Wolę umrzeć — zażartował, trochę głupio, ale chyba było warto.

— Świętokradztwo! — wysapał ciężko Plagg. — Jak możesz mi coś takiego mówić?

— Mogę, mogę. — Trącił kwami po uchu. — A teraz zbieraj się, idziemy porozmawiać z Marinette.

Plagg wydał z siebie dziwne „ehe”, a potem przewrócił oczami. Położył się na jednej z poduszek, niechętny aby gdziekolwiek iść. Adrien stanął przed oknem. Oparł się plecami o szybę i cierpliwie czekał, ale powoli tracił tę cierpliwość.

— Plagg — pogonił przyjaciela.

— No, dobra. — Wzniósł się w powietrze i zawisł nad sofą. — Jedno pytanie: co będziecie robić?

— No… Rozmawiać o mojej mamie i…

— NIE! — przerwał mu nagle przyjaciel. — Zwariowałeś? Raz na wieki masz okazję, by spotkać się z samicą, płeć przeciwna, a ty chcesz marnować taką szansę na szukanie matki?

— Przecież muszę…

— Nie. Nie. Nie — nie dał mu dokończyć. — Posłuchaj, prawda jest taka, że nie ma prawdy. Może faktycznie twoja mama wyszła. Może znalazła sobie kogoś innego, może zwyczajnie chciała uciec od wszystkiego. To tylko człowiek, różne rzeczy robią. Nie możesz stracić okazji na swoje życie, marnując go na czyimś. Musisz żyć pełnią swojego! Młody, ja naprawdę przeżyłem wielu Czarnych Kotów i uwierz mi… — podleciał do Adriena bliżej i dokończył szeptem: — większość z nich nie miała możliwości, które ty masz dziś.

Znajdziesz mnie tutaj:
Możesz mnie wesprzeć tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!