Biedronka nałożyła koc na plecy pani Bustier. Nieśmiało poprawiła materiał na ramionach, choć nadal drżała. Z zimna i ze strachu, ale nikt nie pytał o konkretny powód jej stanu.
Atak
Władcy Ciem był tym razem inny.
Adrien
zdążył nakarmić Plagga i przemienić się z powrotem w Czarnego Kota. Nie
zamierzał marnować więcej czasu tego dnia. Przykucnął przed panią Bustier i
wtedy dał czas Biedronce, by odzyskała siły wraz z Tiki i wróciła tu, nim
ktokolwiek zdąży zauważyć coś podejrzanego.
Dyrektor
wszedł z hukiem do stołówki. Jego wzrok najpierw padł na Czarnego Kota, potem
zauważył dopiero skuloną nauczycielkę.
— Tak
mi wstyd — oznajmiła.
—
Niech nie będzie pani wstyd. To Władca Ciem wykorzystuje chwilę słabości u
ludzi. A jak wiadomo, każdy ma jakąś chwilę słabości. Proszę się tym nie przejmować
— pocieszył kobietę, choć nadal podszedł do tego stanowczo, lekko sugerując, by
następnym razem uważała. — Czy uczniom nic nie jest? — zwrócił się tym razem do
Czarnego Kota.
Adrien
nie odszedł od pani Bustier. Wolał z nią zostać do przybycia Biedronki.
—
Nikomu nic się nie stało — odparł. — Był to nowy rodzaj ataku Władcy Ciem. Nie
spowodowałby niczego poważnego. Niektórzy tylko musieli przeżyć na nowo
nieprzyjemne wspomnienia.
Dyrektor
skinął głową.
—
Dziękujemy za ratunek — mówił dalej do bohatera. — Nie wiem, jak poradzilibyśmy
sobie bez znakomitych bohaterów!
Kilkoro
uczniów wstało i zaczęło bić brawa na cześć Czarnego Kota i Biedronki.
Adrien
aż się zarumienił.
— No
już, już. Wiem, że jestem wspaniały, ale poczekajcie na Biedronkę. Też
zasłużyła na brawa. — Wszedł w role Czarnego Kota.
Przed
jego twarzą błysną flesz telefonu. Alya skierowała aparat prosto na Czarnego
Kota, wykonując mu kilka zdjęć. Po chwili wszystkie trafiły na jego bloga.
—
Kiedy wróci Biedronka? — zaciekawiła się.
—
Zaraz… — Obejrzał się przez ramię. W tym samym momencie drzwi od kuchni się
otworzyły. — Już jest. — Wskazał na bohaterkę.
Stanęła
obok Czarnego Kota i położyła mu dłoń na ramię, sugerując, że teraz ona załatwi
sprawę.
—
Pani Bustier, czy może pamięta pani coś, co mogłoby nam pomóc zidentyfikować
Władcę Ciem?
Kobieta
uniosła głowę. Otarła twarz z łez i wtedy odpowiedziała:
—
Niewiele. Wiem tylko, że miałam wam nie zabierać miraculum.
—
Naprawdę? — zdziwił się Adrien. — Zazwyczaj to było celem Władcy Ciem.
— Nie
wiem — mówiła dalej. — Już raz poddałam się władzy akumy. Nie wygrałam. Teraz
nawet nie walczyłam, tak mi wstyd. Myślałam, że dam sobie radę, ale… Nie dałam.
Wykorzystał moją słabość.
—
Tylko czego chciał? — pytała Biedronka.
—
Żebym w tym miejscu zaczarowała uczniów i zamknęła ich w różnych wspomnieniach.
Nie chodziło o zakładników. Raczej o… wspominanie. Przepraszam, że nie
pomogłam.
—
Pomogła nam pani bardzo — pocieszyła kobietę bohaterka. — Kocie, musimy
porozmawiać…
—
Możecie użyć mojego dawnego gabinetu — zaproponował dyrektor szkoły. — Jest tam
taka… rupieciarnia, ale można usiąść i porozmawiać. Pokój jest zamykany również
od wewnątrz.
—
Dziękujemy bardzo.
Adrienowi
nie podobał się ten pomysł. Wcześniej nie dyskutowali podobnych spraw. Misja
się skończyła, zagrożenie minęło i ruszali dalej w swoje strony. Dziś Biedronka
postanowiła inaczej.
Nie
zakwestionował jej decyzji. Posłusznie ruszył za nią i dyrektorem, który
zaprowadził ich do kanciapy na wszystko. Pachniało tam woźnym i wilgocią, choć
znajdowali się na parterze budynku.
Dyrektor
otworzył im drzwi. Nieprzyjemny zapach uderzył w nozdrza Adriena ze zdwojoną
siłą, a naprawdę węch miał lepszy w tej postaci.
Przytkał
nos i wszedł do środka. Wyglądało lepiej niż się spodziewał. Stare fotele i
kanapa były wepchane w kąt pomieszczenia i przykryte plastikową narzutą, w
około porozstawiano szafy, w których woźny upchał swoje rzeczy — od drobnych
pamiątek, po przybory kuchenne, a nawet radio. Zastanawiał się, czy aby na
pewno nikt z tego pomieszczenia nie korzystał…
—
Możecie zdjąć narzuty — poinformował ich. — Proszę korzystać, ile to możliwe.
Mam nadzieję, że w ten sposób pomogę złapać tego przebrzydłego złoczyńcę i
oddać go w ręce sprawiedliwości.
Zatrzasnął
za sobą drzwi, nim cokolwiek zdążyli powiedzieć.
—
Mogę się założyć, że z tego „przebrzydłego” przestępcy to niezły przystojniak —
zażartował sobie Adrien, a potem parsknął śmiechem.
Biedronka
palnęła go w brzuch.
—
Uspokój się. Miło, że chce nam pomóc.
—
Tak, tak i „oddać go w ręce sprawiedliwości” — przedrzeźnił dyrektora. —
Całkiem niezły pomysł…
Odsunął
narzutę. Nie zebrała się na niej nawet drobinka kurzu. Sofa również wyglądała
na zadbaną, bez plam czy rozdarć, ewentualnie momentami przetartą.
Usiadł
pośrodku i zaprosił do siebie Biedronkę, poklepując poduszki. Nie dołączyła do
niego. Zaczęła tylko coraz bardziej krążyć po pomieszczeniu w poszukiwaniu
niewiadomego.
Adrien
wzruszył ramionami.
Zdjął
z półki figurkę przedstawiającą Sailor Moon. Wyglądała jak tani zakup z
chińskiego sklepu, podobnie jak reszta figurek, ale musiał przyznać, że
kolekcja woźnego wyglądała na ciekawą.
— To…
— zawahał się. — Po co tu przyszliśmy?
Biedronka
rozmasowała skronie. Myślała i to naprawdę intensywnie, skoro bez ustanku
chodziła po pokoju.
— Mam
złe przeczucia — wyznała w końcu.
— Nic
dziwnego, te wszystkie…
— Nie
— przerwała mu. — Mam na myśli to, że ostatnie ataki akumy są zbyt mocno
skoncentrowane na ciebie. Nie zauważyłeś, jak wiele „przypadkowych zdarzeń”
miało ostatnio miejsce. Najpierw twoja wyprawa do umysłu, a teraz to i na
dodatek po twojej rozmowie z panią Bustier.
—
Ogólnie to za bardzo jest związane z moją rodziną i zaginięciem mamy…
—
Adrien, ja… Ach… — Złapała się za głowę. Oparła o jedną z szaf i zsunęła aż na
podłogę. Na szczęście nie była brudna. — Czy nie sądzisz, że… Jeśli jest taka
możliwość… Chyba… Czy twoja mama nie jest przypadkiem Władcą Ciem?
Sofa
stała się… niewygodna. Uwierała go w plecy, choć wcześniej odczuł wygodę z
rozmowy na siedząco. Coś go kłuło z tyłu, a może z przodu? Serce dziwnie mu
przyspieszyło w piersi, ale chyba to nic złego?
Adrien
błądził we własnych myślach. Jedne zdawały nakierowywać go na prawdę, na
rozwiązania, które faktycznie miały sens. A inne? Przecież to była jego mama.
On nigdy…
— Nie
— wycedził przez zęby jedyną odpowiedź, na jaką się w tym momencie zdobył.
—
Adrien, ja…
—
Nie, nie, nie. — Gwałtownie wstał. — Po prostu nie. Znałem ją. Ona… Ona… Ona
nigdy nikogo by nie skrzywdziła. To moja mama. Może to ma jakiś związek, nie
ukrywam, ale ona na pewno nie jest Władcą Ciem.
— W
takim razie to przypadek? — zauważyła.
Powtarzał
sobie, by myśleć trzeźwo. Przecież niedawno ujrzał prawdziwą twarz matki, na
którą spojrzał oczami nastolatka, nie dziecka. Zamazane oblicze, zniszczone…
Ukrywała przed nim wiele, nawet to kim była, ale nie umiał zaakceptować, że
mogłaby stać za cały złem spadającym na Paryż. Nie umiał…
— A
co dokładnie? — zapytał Biedronki.
— To
że niedługo po jej zaginięciu zostałeś Czarnym Kotem, a ja Biedronką. O tym, że
Władca Ciem pojawił się przypadkowo zaraz po tym, jak ona zniknęła. A na
dodatek… — Odwróciła wzrok i zacisnęła mocno powieki. — Sam powiedziałeś, że
nie była taka jak pamiętałeś. Że nie znałeś jej.
— Ale
nigdy nie uwierzę, że byłaby zdolna do takiej potworności! — wykrzyczał,
niepotrzebnie, to wiedział, ale umiał zatrzymać napadu złości. Dlaczego
Biedronka musiała w tym go uświadamiać? Dlaczego sam… nie miał podejrzeń? A
może miał?
Za
każdym razem wątpliwości wobec zachowania mamy i ojca narastały. Wspomnienia,
które wydawały się prawdziwe, nieskalane, okazywały się jednym, wielkim
kłamstwem.
— Przepraszam
— wyszeptała.
Biedronka
podeszła do niego. Ujęła w pasie i przysunęła do siebie. Wolną rękę położyła na
jego głowie, gładząc sterczące włosy.
— Nie
mam dowodów, nie powinnam oskarżać twojej mamy — przyznała, choć niepotrzebnie.
— To
ja przepraszam — dodał szybko, aby samodzielnie nie nosiła tego ciężaru. — Nie
zastanowiłem się. Raczej, zastanowiłem, ale nie mogę tego zaakceptować. Nie
chcę. To moja ja mama, choć wiem, że nie była idealna. Ona… Ja… Nie…
— Cii
— wyszeptała mu przy uchu. — Będzie dobrze — próbowała go pocieszyć.
Wtulił
się w dziewczynę.
—
Zaraz ci wszystko opowiem, tylko… tylko…
—
Tak, przez moment.
I
przez moment trwali w ciszy, ale tylko przez chwilę. Adrien i tak zmarnował
zbyt wiele czasu na płacz. Należało działać i odkryć tajemnicę, jaka kryła się
za zaginięciem jego matki i wydarzeniami z czasów ich studiów.
Adrien
zaprowadził Marientte na sofę. Usiedli i wtedy opowiedział jej o rozmowie z
panią Bustier i o wydarzeniach ze zmodyfikowanych wspomnień. Wysłuchała go
uważnie. Pilnował, by nie pominąć żadnych znaczących faktów i przy okazji
wspomnieć o paru szczegółach. A gdy dotarł do końca historii, Marinette doszła
do konkretnego wniosku:
—
Pani Bustier zna prawdę, ale nie chce ci jej wyznać.
— Też
tak pomyślałem — zgodził się z dziewczyną.
Oparła
się o jego ramię i westchnęła.
—
Kocie?
— Hm…
— A
ojciec?
Parsknął
śmiechem.
—
Ciężko mi usłyszeć od niego „smacznego”, a ty myślisz, że wyznał mi
przypadkowo, jak to coś się stało w trakcie studiów? — zażartował, choć żadnemu
z nich nie było do śmiechu.
— A
jeśli go zapytasz?
— Nie
odpowie mi — od razu znał odpowiedź.
— Tak
sądziłam… — Westchnęła. — A może pójdziemy… Nie wiem, do biblioteki? Archiwum?
Pod pretekstem pisania pracy na temat Gabriela Agresta, przecież to słynny
projektant. A może coś innego? Nie wiem. Przecież możesz zapytać Natalii.
—
Prędzej kamień więcej by mi opowiedział — odparł ironicznie.
Biedronka
znów go palnęła.
—
Bądź poważny — ostrzegła chłopaka. — Poza tym, jeśli nic nie zrobimy, nic nie
zyskamy. Będzie ciężko, ale to nie tak, że nie ma żadnych… poszlak, dowodów,
wskazówek. Ostatecznie wypytamy panią Bustier, ale jeszcze może damy radę z
innymi? Spróbuj z Natalie. Albo… z innymi znajomymi z czasów ich studiów.
Przecież jest wiele możliwości…
—
Naprawdę?
— Tak,
naprawdę — powiedziała bez przekonania w głosie. — Wystarczy, że mi zaufasz…
—
Ufam ci, Biedronko — odpowiedział, ale już po chwili żałował swoich słów. Za
późno ugryzł się w język.
Bohaterka
odsunęła się od niego.
—
Marinette również możesz zaufać — dodała. Dotarł do niej sens zdania, które
wypowiedział Adrien.
—
Tak, wiem — podkreślił.
—
Dobrze, bardzo… dobrze. — Uśmiechnęła się słabo. — Może wrócimy do klasy?
***
Przerzucił
stronnice książki, na które zapisał drobne uwagi dotyczące jego matki i tego,
co w zasadzie pamiętał z tamtego dnia. Wiele wspomnień się zatarło. Wiele nie
miało znaczenia. Dzień był zwyczajny, nie zapowiadał nadchodzącej tragedii,
która mimo wszystko się wydarzyła.
Poszedł
wtedy na lekcje szermierki. Został dłużej, aby nadrobić zaległości po pokazach
mody, przez które zrezygnował z zajęć. Jego nauczyciel nie ukrył rozczarowania
jego postawą i nakazał poprawę. Adrien planował dopilnować tego.
Później
minął paryską piekarnię, w której Natalie kupiła mu crossainta na pocieszenie,
a potem nakazała poprawić wyniki z historii i chemii. Wrócił do domu, pozdrowił
ojca i matkę, ale nikt mu nie odpowiedział.
Natalie
poprosiła, aby poszedł do siebie. Obiecała, że zajmie się rodzicami, więc
faktycznie zamknął się w pokoju ze stosem książek. Nie pamiętał, kiedy czas mu
zleciał. Zjadł kolację u siebie, położył się, a gdy rano się obudził… mamy nie
było.
Próbował
w pamięci odszukać ich ostatnie spotkanie. Pożegnali się, kiedy mama wyszła z
domu i nigdy więcej nie wróciła…
—
Znam tę minę — zaczepił go Plagg.
—
Jaka mina?
—
Męczennika, który myśli. Nie możesz w ten piękny dzień zastanowić się na
przykład nad grą komputerową, nad książką… Czymkolwiek?!
Adrien
nie wiedział, jak postąpić. Sumienie już go gryzło, kiedy wspominał zbliżający
się egzamin z gry na fortepianie, a do tej pory nie ćwiczył na poważnie. Jednak
nie umiał zrezygnować z mamy.
Za
każdym razem widział ją.
W
odbiciu na szybie, na pulpicie ekranu, zdjęcia porozwieszał w kilku miejscach.
Mama była w około obecna i czuł ją bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.
—
Znowu ta mina…
Plagg
przeleciał nad Adrienem. Złapał go za policzki, a potem skierował twarz na
lustro.
— Tak
wyglądasz. Tragicznie. Przyznaj, nie spałeś!
— Nie
spałem — wyznał od razu.
Plagg
znowu zmienił położenie jego głowy. Tym razem przysunął bliżej siebie, tak że
dotknęli się nosami.
—
Zwariowałeś?
— Nie
— Adrien odparł mało przekonująco.
—
Czyli zwariował. Nie ma szans. Mój młody chłopiec zatracił się w głupocie —
ogłosił teatralnie Plagg, udając aktora wielkiego dramatu. Stanął w cieniu,
wyłaniając zza niego tylko łapkę. A potem donośnym głosem dodał: — Oj, moje
biedne dziecię, uratować cię tylko może camembert!
Adrien
skrzywił się z bólu na samą myśl o obrzydliwym serze.
—
Wolę umrzeć — zażartował, trochę głupio, ale chyba było warto.
—
Świętokradztwo! — wysapał ciężko Plagg. — Jak możesz mi coś takiego mówić?
—
Mogę, mogę. — Trącił kwami po uchu. — A teraz zbieraj się, idziemy porozmawiać
z Marinette.
Plagg
wydał z siebie dziwne „ehe”, a potem przewrócił oczami. Położył się na jednej z
poduszek, niechętny aby gdziekolwiek iść. Adrien stanął przed oknem. Oparł się
plecami o szybę i cierpliwie czekał, ale powoli tracił tę cierpliwość.
—
Plagg — pogonił przyjaciela.
— No,
dobra. — Wzniósł się w powietrze i zawisł nad sofą. — Jedno pytanie: co
będziecie robić?
— No…
Rozmawiać o mojej mamie i…
—
NIE! — przerwał mu nagle przyjaciel. — Zwariowałeś? Raz na wieki masz okazję,
by spotkać się z samicą, płeć przeciwna, a ty chcesz marnować taką szansę na
szukanie matki?
—
Przecież muszę…
—
Nie. Nie. Nie — nie dał mu dokończyć. — Posłuchaj, prawda jest taka, że nie ma
prawdy. Może faktycznie twoja mama wyszła. Może znalazła sobie kogoś innego,
może zwyczajnie chciała uciec od wszystkiego. To tylko człowiek, różne rzeczy
robią. Nie możesz stracić okazji na swoje życie, marnując go na czyimś. Musisz
żyć pełnią swojego! Młody, ja naprawdę przeżyłem wielu Czarnych Kotów i uwierz
mi… — podleciał do Adriena bliżej i dokończył szeptem: — większość z nich nie
miała możliwości, które ty masz dziś.
0 Comments:
Prześlij komentarz