[Faux pas] Rozdział 19

 

Trwali w milczeniu. W wymownym, jednoznacznym milczeniu, które Adrien poniekąd zapamiętał z dzieciństwa. Obiad przy cichym stole, przy którym nikt ani razu nie wydobył z siebie ani jednego zdania. Jedli w ciszy, a Adrien obawiał się, że z jego powodu rodzicom zrobiło się przykro.

Zaśmiał się w myślach. Dlaczego całe zło tego świata przypisywał tylko sobie? Co takiego uczynił, że uznawał siebie za tego gorszego?

Pomylił się.

Adrien westchnął cicho i okręcił się na paluszkach, aby wrócić do pomieszczenia przed rodzicami.

 — Adrien, gdzie idziesz? — odezwała się nagle Natalie.

Zamarł z przerażenia. Przełknął ostrożnie ślinę, po twarzy spłynął mu pot. Wystarczyło udawać dziecko? Może niczego nie zauważą?

 — Ja… Ja… — próbował z siebie wydusić. — Zobaczyłem motyla! — krzyknął. — Motyl leciał i wtedy… wtedy… zniknął.

 — Oj, kochanie!

Emilie stanęła nad Adrienem. Pogłaskała syna po głowie, włosy od tego stanęły mu dęba. Przygładził je do głowy, ale te rozeszły się we wszystkie strony jeszcze mocniej.

 — Wracajmy na obiad. Pewnie już wszystko wystygło! — pisnęła mama, zwracając się do wszystkich w pomieszczeniu.

Znowu przez twarz Natalie przemknął wyraz pełen bólu.

 — Ja zostanę u siebie — obwieściła.

 — Nie. Nie. Nie. — Emilie złapała Natalie za ramię. — Odpuściłam ci ostatnim razem, ale nie tym. Jesteś moją rodziną. Najdroższą przyjaciółką! Na pewno Adrien się ucieszy, prawda? Hy? Prawda?

Przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się szeroko. Wymuszała na Adrienie odpowiedź.

 — Tak — odpowiedział nieprzekonywująco. — To znaczy, ja…

 — Jak wyglądał ten motyl? — przerwał mu gwałtownie ojciec.

Motyl? Adrien otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Nie takiego pytania spodziewał się od ojca, szczególnie w porze obiadowej.

 — On… — Jak opisać coś, czego nigdy nie widział.

Ojciec nie odpuścił. Przyklęknął przed Adrienem i położył dłoń na jego ramieniu. Zacisnął palce, tak może że z ust Adriena wydobył się pisk pełen bólu. Ojciec dalej nie puścił. Ściskał go mocniej i mocniej, aż w końcu Adrien szarpnął drobnym, słabym ciałem.

Nie uciekł od ojca. Mama mu nie pomagała, Natalie stała na uboczu, nie patrzyła na nich.

 — Tato, puść! — krzyknął w końcu Adrien.

Bał się. Wszystkie lęki skumulowały się w jednym momencie w ciele dziecka, którego ojciec nagle zachował się inaczej. Nie kojarzył, by kiedykolwiek coś podobnego miało miejsce. Dlaczego? Przecież przed zniknięciem mamy było wszystko dobrze, nie działo się nic niepokojącego, więc co się zmieniło? Dlaczego inaczej wyglądał ten dzień.

Bolało.

Bolało.

Bolało.

Twarz ojca zaczerwieniała ze złości. Szarpnął Adrienem i potrząsnął nim, by mówił, odpowiedział na jego pytanie, zrobił cokolwiek. Zamiast tego… Adrien rozpłakał się. Łzy odruchowo popłynęły po jego policzkach i skapnęły na ręce Gabriela.

Uścisk się zwolnił, choć ojciec nadal nie puścił Adriena. Czekał uparcie na odpowiedź, której Adrien nie umiał mu dać.

Otaczały go obce twarze. Otaczali go obcy ludzie.

Czuł się, jakby ktoś zanurzył go w zimnej wodzie. Przytrzymał za głowę. Nie pozwalał zaznać oddechu. A go tracił. Robiło się Adrienowi coraz słabiej.

 — Puść go! — Natalie złapała ojca za rękę i pociągnęła go w swoją stronę, wyswobadzając Adriena.

Upadł na podłogę i zakaszlał, z trudem łapiąc kolejne wdechy. Natalie odsunęła ojca, po czym przyklęknęła przed Adrienem i poklepała go troskliwie po plecach. Mama nic nie zrobiła. Stała nadal wpatrzona w Adriena jak w obcą osobę, której los jej nie obchodził.

 — Adrien, musisz następnym razem uważać — zwróciła mu uwagę.

Uważać? Czy ona sobie żartowała?

Ten obraz mamy był fałszywy. Nie wierzył w to kłamstwo. Ktoś go oszukał i nadal próbował wmówić nieprawdę, zamazać prawdziwie wspomnienia i zastąpić je tym… czymś.

Niech go ktoś uratuje! Dłużej tego nie wytrzyma. Nie tak wyglądała mama w jego wspomnieniach, tata nie był taki okrutny.

 — Przepraszam, przesadziłem — odezwał się w końcu Gabriel. Poprawił muszkę i zakaszlał, nim dodał: — To pomyłka.

 — Gabriel! — skarciła go Natalie.

Ojciec zmierzył kobietę ostrym wzrokiem.

 — Nie powinnaś się w to mieszać. To sprawa rodzinna.

Czara goryczy się przelała.

Adrien odepchnął Natalie. Zebrał w sobie wszystkie siły, jakie pozostały w tym małym ciele, i wykrzyczał:

 — Natalie to rodzina!

Wszyscy znieruchomieli, nawet mama, która twierdziła, że faktycznie Natalie jest członkiem ich rodziny. Teraz milczała, rozglądając się nerwowo po holu. Ojciec stał jak zawsze wyprostowany, pełny chłodu i stoicyzmu, zero emocji, zero bólu. A Natalie płakała… Jej oczy zaczerwieniały już od pierwszych łez. Szukała wyjaśnień w oczach Adriena. Znajdowała w nich pewnie tylko więcej pytań. W końcu się poddała.

— Nie zasługuję na to — wymamrotała.

Adrien nie zgadzał się z jej stanowiskiem.

Wstał i natarł na ojca, uderzając go drobną piąstką w kostkę. Zabolało. Pewnie jego mocniej niż ojca kiedykolwiek, ale spróbował jeszcze jednej raz, tym razem celując w łydkę. Mam powstrzymała go od tyłu. Podniosła i zaczęła nieść w stronę pokoju, coś krzycząc.

Nie słuchaj jej.

Dlaczego miał słuchać?

Emilie przycisnęła Adriena mocniej do swojej piersi. Pogładziła jego głowę, chyba chciała, by się uspokoił, ale chłopak szarpał się bez ustanku. Walczył zaciekle. Wiedział już, że to nie jest prawdziwy świat. Musiał się stąd wydostać, ostrzec Biedronkę, ale jak? Zabrakło mu pomysłów. Ech… Był od działania, ale myślenie zostawiał zawsze Biedronce.

Wierzył, że Marinette po drugiej stronie znajdzie rozwiązanie, ale to nie znaczyło, że miał nie walczyć.

W końcu matka wrzuciła go do pokoju. Zabrała konsolę do gry i ruszyła w stronę wyjścia. Zatrzymała się tylko na chwilę w progu, rzucając Adrienowi krótkie, choć pełne wyrzutów spojrzenie.

— Przemyśl swoje postępowanie — powiedziała i zatrzasnęła drzwi.

Usłyszał, jak przekręca klucz w zamku. Odczekał chwilę, przysłuchując się oddalającym się krokom i dopiero wtedy kiedy umilkły, ruszył. Sprawdził drzwi, faktycznie mam zamknęła go od zewnątrz. Rozejrzał się więc po pokoju, aby znaleźć inne możliwe wyjście.

Nie istniało.

Nie otworzy tymi rączkami tych drzwi, nawet jeśli spróbuje w tym wszystkich swoich sił. Dlaczego tak głupio myślał? Że mu się uda? Że może magicznie przemieni się w dziecięcą wersję Czarnego Kota i uratuje świat?

Był głupi i naiwny. Chyba bardziej naiwny.

Wziął głęboki wdech i rzucił się na sofę.

Fortepian, biurko, kolejny stolik, szafka z książkami, garderoba…

Pokój wydawał się pusty. Dowcipne uwagi Plagga zanikały w czterech ścianach, które milczały. Nie słyszał już dłużej swojego własnego śmiechu, a zapach camemberta odszedł z zapomnienie. Nic. Cisza. Doceniał przyjaciela, ale dopiero w tych okolicznościach zrozumiał, jak ważny jest dla niego mały kot. Przynajmniej było zabawnie, ktoś przy nim trwał.

Nie do tego świata przynależał.

Podniósł się. Podbiegł do okna i wyjrzał za nie w poszukiwaniu pani Bustier. Przecież nie odjechała.

Nie mylił się.

Kobieta tam stała, wciąż wpatrzona w rezydencję z tym samym niepokojem w oczach, jak wtedy gdy rozmawiała z jego rodzicami. Otworzył raptownie okno i krzyknął:

— Pani Bustier!

Spojrzała na Adriena.

— Że… co? — powiedziała na tyle głośno, by mógł usłyszeć.

— Proszę mnie stąd zabrać! I się obudzić!

— Adrien, ja… — Rozejrzała się dookoła. — Wracaj do środka, uważaj, bo coś ci się stanie.

Nie, nie, nie… Żadnych wymówek.

— Proszę pokonać akumę! — próbował dalej.

— Akumę, ale… co? — zdziwiła się, choć przez moment zdawało się, że coś do kobiety dotarło. Obejrzała się za siebie. — Akuma… — wypowiedziała słowo, jakby przypomniała sobie. — Adrien, ja…

— Proszę tylko nas uwolnić, nic więcej! — krzyknął.

— Nie dam rady — wyznała kobieta. — To dla mnie za wiele, okłamałam cię i chyba nie mogę uwolnić ciebie. Nie mogę nawet uwolnić siebie. Ja… Ja…

Urwała.

Odwróciła się i ruszyła w kierunku bramy, zostawiając za sobą Adriena.

— Proszę nie uciekać! — Nie chciał wypominać tego nauczycielce, ale nie pozostawiła mu innego wyboru.

Zatrzymała się. Obejrzała przez ramię. Czekała. Na nic i chyba na wszystko. Przechyliła głowę na bok, włosy opadły jej na czoło. Pełen nostalgii wzrok podążył za wspomnieniami, aż odchyliła głowę i spojrzała w kierunku nieba.

Pękło w pół. Magiczne jojo przedarło się przez chmury i wylądowało na panią Bustier. Potem wyłoniła się sylwetka Biedronki. Bohaterka odepchnęła nauczycielkę. W pierwszej chwili zamierzała z nią walczyć, ale wtedy dostrzegła, że kobieta wcale nie jest superzłoczyńcą.

Cofnęła się.

— Tutaj! — Adrien pomachał w jej stronę. — Biedronko!

— Adrien? — Skrzywiła się ze zdziwienia. — Jesteś… Jakiś mały?

— Urosnę, poza tym chyba cofnęło mnie w czasie, nie wiem!

— Dobra, czekaj tam na mnie!

Przewrócił oczami. A gdzie miał się ruszać?

Odsunął się tylko kawałek, aby Biedronka zahaczyła jojem o ramę okiennic. Zwinęła je i przyciągnęła siebie do chłopaka. Wyciągnęła go z pokoju, po czym skoczyła. Jojo skierowała na chmury.

— Tam jest wyjście? — spytał zaskoczony.

— Tak, w zasadzie tak. Oj, to skomplikowane! — wrzasnęła, przyciągając się w kierunku chmur.

Minęli puch, minęli mokre warstwy. To, co widział, mijało się z rzeczywistością, ocierało się raczej o fantazję, której nie umiał pojąć. Nie wystarczały słowa, by opisać minięte miejsca. Piękny uśmiech jakiejś kobiety. Płacz dziecka. Zakrwawione schody. Piszczącą dziewczynę. Kraty więzienne. Ale na końcu i tak otworzył oczy.

Klęczeli przed nim Luka i Biedronka.

— Co tam? — zapytał słabym, zachrypłym głosem.

— Potrzebujemy Czarnego Kota — odezwał się jako pierwszy Luka.

Zamarli, nie sam Adrien, ale także i Biedronka. Zamrugała kilka razy, a na końcu nawet otworzyła szeroko usta. Adrien zrobił tak samo, a potem popatrzyli na siebie.

Luka obu zamknął buzie.

— Nie czas na to. Przecież łatwo się domyślić, że jesteście bohaterami. — Puścił im oczko. — Powodzenia. I spokojnie, nikomu nie powiem. Mari wie o tym.

Kiwnęła kilka razy, aby potwierdzić. Adriena wcale to nie przekonało. Mimo to zaufał Luce. Skoro już domyślił, nie warto dłużej ukrywać prawdę.

Rozsunął koszulę. Z kieszeni wyleciał lekko zaspany Plagg. Kwami rozciągnęło się i rozejrzało po kuchni.

— Chyba za dużo osób o tym wie — zwrócił się do Adriena. — A poza tym jestem Plagg, miło poznać. — Podał Luce łapkę.

— Luka — przedstawił się również. — Słyszałem, że lubisz ser?

Sięgnął w kierunku blatu kuchennego i zdjął z niego kawałek świeżego camemberta. Adrien nie widział sera, ale umiał wyczuć ten smród z kilometra. Po pobudce wydawał się jeszcze gorszy, aż zrobiło mu się niedobrze. Oczywiście w przeciwieństwie do Plagga, który z przyjemnością przyjął prezent i zjadł go na jeden kęs.

— Od dziś jesteś moim drugim najlepszym przyjacielem — ogłosił Plagg.

— Dobrze, że nadal jestem pierwszym — mruknął pod nosem Adrien z zadowoleniem.

— Eee, tam. — Plagg machnął łapką. — Pierwsza jest Marinette.

Nastała cisza, a po chwili Luka i Marinette zaśmiali się pod nosem.

Adrien spojrzał krzywo na przyjaciela. Naprawdę musiał? Na pięć minut nie mógł zrezygnować ze złośliwości? Nawet jeśli tylko żartował, nadal bolało…

— W takim razie Marinette i Luka będą dostarczali ci camemberta, a ja przy okazji pozbędę się wszystkich śmierdzących zapasów z domu. — Adrien fuknął, udając obrażonego.

— Oj, przepraszam — zaczął od razu Plagg. — Nie znasz się na żartach, młody? Jestem stary, musisz mi wybaczyć.

Plagg nie skończyłby swojej przemowy, gdyby za kuchnią nie rozległ się hałas. Marinette stanęła, gotowa do walki. Osłoniła Lukę i Adriena. Nie było czasu na kłótnie.

— Plagg, wysuń pazury!

Przemienił się. Magia przepłynęła przez Adriena ze zdwojoną siłą. Rzadko czuł taką potrzebę, by walczyć przeciwko zakumanizowanej osobie, ale teraz miał powód. Musiał za wszelką cenę odwrócić proces i zwrócić pani Bustier wolność.

— Prawda — wyszeptał w postaci Czarnego Kota.

— Co? — zdziwiła się Marinette.

— Później ci opowiem, a teraz…

Kiwnęli do siebie, a potem kopnęli drzwi i wyskoczyli w tym samym momencie z kuchni. Pani Bustier skierowała na nich swoje puste, złote oczy. Mrugnęła. Bardzo powoli i na spokojnie, jakby w ogóle się ich nie obawiała.

Kolejne kwiaty rozrastały się po jej ciele. Pył wydobywał się z płatków, zatruwając wszystko wokoło. Trwała dlatego cisza. Uczniowie leżeli na ławkach uśpieni, jakby moc złoczyńcy pochwyciła ich coś w rodzaju snu.

— Nie oddychaj — zwróciła mu uwagę Biedronka.

Zamrugał ze zdziwienia.

— Technicznie rzecz biorąc, oddychanie jest dość ważne, aby żyć — przypomniał dziewczynie, gdyby przypadkiem zapomniała.

Przewróciła oczami.

— Wiem — powiedziała bez wyrazu. — Ale ten pył przenosi się podczas oddychania.

— Prawie jak alergia — zauważył. — Gdyby tylko padało…

Oboje popatrzyli się w górę. Zraszacze. Marinette sięgnęła do kieszeni i wyjęła zapalniczkę w kropki. Wyglądało jak jeden z przedmiotów Szczęśliwego Trafu, ale mógł się mylić, więc pytająco spojrzał na Biedronkę.

— Tak, to to…

Adrien sięgnął po leżącą na blacie gazetę. W tym samym momencie pani Bustier ruszyła. Wolnym, dostojnym krokiem, który niekoniecznie przerażał. Bardziej fascynował. Był nieodłącznym elementem jej pięknej aparycji. Naprawdę miała potencjał do zostania modelką.

— Nie gap się tak na naszą nauczycielkę — zwróciła mu uwagę Biedronka.

Uśmiechnął się chytrze.

— Zazdrosna?

Palnęła go w tył głowy.

— Do roboty! — rozkazała, a potem przyłożyła zapalniczkę do gazety. Zajęła się ogniem. Adrien odsunął od siebie dziewczynę. Wyjął koci kij i okręcił go w rękach. Stanął na drodze pani Bustier. Zapach kwiatów stał się intensywny. Może to był właśnie ten moment, żeby wstrzymać oddech, ale… zapomniał.

Zamroczyło go. Zakręciło się w głowie.

Pani Bustier wysunęła dłoń. Kwiat zakwitł na jego oczach. Płatki rozsunęły się, a potem zostały porwane w powietrze, niby przez wiatr. Rozpadały się, lecąc w kierunku Adriena.

Zatoczył się. Zacisnął mocniej rączkę od kociego kija, zdeterminowany, by tym razem nie poddać się magii Władcy Ciem.

Zaczął kręcić kijem, wytwarzając pęd powietrza, który spowolnił płatki. Pył nie dostawał się do niego, a przy okazji zyskał na czasie. Dla Marinette. Dla Biedronki.

Dziewczyna stanęła na stole i przyłożyła kilka płonących gazet do czujników dymu.

— No dalej — powtarzała, co chwilę zerkając na Adriena.

— Możesz się pospieszyć? — zachęcił ją.

— Nie widzisz, że się staram?

— Widzę, ale…

Zapach przechodził przez koci kij. Nie umiał dłużej go powstrzymać. Cofnął jeszcze kawałek z nadzieją, że uda mu się zyskać jeszcze troszkę na czasie.

Nagle rozbrzmiał alarm. Woda spłynęła z góry, rozpraszając zbliżające się pyły. Kwiaty opadły na ciele pani Bustier. Płatki zamieniły się w obrzydliwą, czarną maź, która spłynęła po złotym ciele kobiety. Przywołały na myśl zgrozę, a nie piękno, które wcześniej dostrzegli.

Adrien aż zadrżał na ten widok.

— Szybko! — krzyknęła Biedronka.

— Co „szybko”? — zdziwił się. Szukał przedmiotu, w którym mogła znajdować się akuma, ale nie znalazł niczego.

— Kwiat! — Wskazała palcem na ostatni kwiat. Pani Bustier ściskała go w zamkniętej dłoni.

Adrien zrozumiał.

Skoczył, odbijając się kijem od podłogi. Wylądował przed nauczycielką i wbił koniec kociego kija w nadgarstek. Odruchowo otworzyła go, pozwalając roślinie wydostać się z uścisku.

— Kotaklizm! — przywołał moc, a potem złapał kwiat, unieszkodliwiając go.

Fioletowy motyl wyleciał ze środka w kierunku Biedronki.

Misja zakończona, wszystko potoczyło się idealnie, więc skąd przeczucia, że nie tak powinna wyglądać ich walka z Władcą Ciem. Pani Bustier nie żałowała swojego czynu, nie ogłosiła, jaki jej jest plan unicestwienia bohaterów, nie zażądała Miraculous w zamian za wolność uczniów.

Nic… nie zrobiła. I tak samo się stało, gdy czar minął, a szkoła została uwolniona spod mocy Władcy Ciem. Pani Bustier nadal klęczała przed Czarnym Kotem. Wzrok trzymała odwrócony, jakby bała się spojrzeć w oczy bohatera.

Nie pasowało Adrienowi już nic…

— Mogę… z powrotem? — spytała słabym głosem.

Domyślił się, że chodziło o kwiat. Podał go kobiecie. Była nim złota róża, na dodatek sztuczna i zniszczona przez czas. Mimo to pani Bustier wzięła ją i przyciągnęła do piersi, troskliwie gładząc płatki.

— Przepraszam, Adrien, okłamałam cię — wyznała.

Adrien w postaci Czarnego Kota zasłabł. Nie wiedział, czy faktycznie zwracała się do niego, czy do róży, której przypisała imię.

Znajdziesz mnie tutaj:
Możesz mnie wesprzeć tutaj:

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!