Natsu pochwycił Lucy w swoje szpony i nim
zdążyła zaoponować wzbił się w powietrze. Jej krzyk zagłuszył podmuch wiatru,
który świsnął wraz z chwilą, gdy Natsu przebił się przez powietrze. Leciał
okrutnie szybko, trzymając Lucy w zamkniętej łapie, by ochronić ją przed własną
siłą.
— Przepraszam — mruknął niewyraźnie.
Wylądował łagodnie wśród traw królestwa
zachodniego i wypuścił Lucy. Trawy zagwizdały na jej widok — w jednym, łagodnym
rytmie, który poruszył jej nogami w tańcu. Nie rozumiała, dlatego jej ciało
reaguje na dźwięki — działo sie tak jakby za dotknięciem różdżki, jakby
nieznane zaklęcie porwało ją w niezwykłym tańcu i nie chciało puścić. Kręciła
się wokół własnej osi, śmiejąc, jak mała, niewinna dziewczynka, którą kiedyś
była, a którą już dawno zostawiła zamkniętą w szafie. Odrzuconą. Niepotrzebną.
Tu jednak nikt nie zdołał jej powstrzymać... Wyrwała się z szarego świata. Tu
nikt jej niczego nie zabraniał, niczego nie kazał. Tańczyła swobodnie, nie
bacząc na etykietę dworską, na to by się w odpowiednim momencie skłonić przed
gośćmi. Świat wirował wraz z nią, poruszał się jak chciała. Nikt tu nie
postawił murów, które wyznaczałyby jakiekolwiek granice.
— Według legend... — zaczął opowiadać Natsu
— to tutaj pierwsza królowa smoków ognia odtańczyła swój lot z ukochanym, a z
moim praprapra... i kilka dalej pra dziadkiem. Trawa zapamiętała ich taniec i
po dziś dzień porywa do niego każdego, kto postawi nogi na tej ziemi.
Lucy zrzuciła z wąskich stóp trzewiki i
stanęła na trawie pokrytej poranną rosą. Zadrżała z zimna, więc Natsu zbliżył
się. Ogień ogrzał ją. Ciepło rozniosło się po ciele Lucy. Było niepojęte,
rozkoszne i jednocześnie jej obce. Pragnęła je poznać, zaznać czegoś więcej, a
przede wszystkim... zaprosić Natsu do tańca.
— Czy chcesz zatańczyć? — Podała Natsu
dłoń. Drugą zdjęła resztę upięć, które trzymały jej włosy. Sztuczny kok opadł w
błoto.
Natsu ujął jej dłoń i przyciągnął do
siebie. Uśmiechnął się słodko, po czym zagwizdał. Trawy podążyły za rytmem,
który im nadał. Był bardziej skoczny od poprzedniego, ale Lucy nadał umiała za
nim nadążyć. Jeden krok w prawo, drugi krok w lewo. Natsu prowadził ją
ostrożnie, choć wcześniej tańczył tylko raz i nigdy z człowiekiem. Taniec
smoków był inny — zawsze brutalniejszy, przypominał raczej walkę bestii. Taniec
z Lucy przypominał mu pierwszą podróż w nieznane. Zaczyna się niewinnie,
wszystkie ścieżki, marzenia są na ciebie otwarte i z czasem dowiadujesz się, że
to tylko twoje wyobrażenia. Tak samo było z tą dziewczyną. Każdy kolejny krok
rodził potrzebę, by szarpnąć Lucy i wziąć w taniec smoków, którego za młodu nauczył
go ojciec. Jednak Lucy nie była smokiem, a słabą ludzką istotą, którą zabiłby
jednym szarpnięciem.
Dlatego tańczyli razem w tym samym rytmie,
pochylając się w prawo, potem w lewo; zmieniając kierunek tańca.
Nagle melodia ustała. Trawy upadły ze
zmęczenia. Lucy i Natsu popatrzyli na siebie tym samym zlęknionym spojrzeniem.
Co ja zrobiłam/em?, pomyśleli w tym samym czasie, gwałtownie się od siebie
odsuwając.
— Jak na wielką bestię, dobrze tańczysz...
— Dziękuję. — Skinął nieśmiało głową. —
Pierwszy raz tańczyłem z człowiekiem.
— Tak, czułam. Jak na bestię, mówiłam.
Ludzie tańczą cudownie w porównaniu do ciebie.
Popatrzyli się na siebie, a potem ryknęli
śmiechem na krainę traw. Położyli sie na ziemi obok siebie i wtedy przestali
się śmiać... Cisza dotarła do traw, unoszona przez łagodny, poranny wiatr.
Natsu zamrugał kilka razy. Niebo było
błękitne, zupełnie niepodobne do czerwonokrwistego sklepienia, które wisiało
nad królestwem smoków ognia. Codzienne wulkany buchały lawą, wylewając je na
kamieniste polany, na których wylegiwały się młode smoki. Ogień dawał im siłę,
muskał jeszcze słabe łuski, a starszyzna pilnowała młode bestie przed
wygłupianiem się, choć i tak zawsze znaleźli sposób, by się wymknąć. I w ten
sposób znalazł się wśród ludzi — w świecie wypełnionym kolorami i śmiechem,
łzami i uśmiechami, ziemią, ogniem, wiatrem i wodą. Nie dominował jeden żywioł,
jedna barwa. Mieniły się w nim tysiące różności, przez które do jego oczu
napłynęły łzy.
Lucy dostrzegła płacz Natsu, ale nie
odezwała się. Położyła się bokiem i zaczęła bacznie się mu przyglądać. Może
gdyby oddała mu się, stała silniejszą kobietą, to może wtedy... niemożliwe, ale
raz się zdarzyło, że ludzka kobieta poślubiła smoka. Zostałaby zapamiętana. W
księgach wypisywaliby jej imię, ich dzieci stałyby się sławne przez pokolenia,
ale czy...
— Nienawidzisz ludzi? — spytała nagle.
— A ty nie nienawidzisz smoków?
Pokręciła głową, Natsu tak samo uczynił.
— Nie znam za bardzo ludzi — rozwinął
wypowiedź.
— A ja smoków.
Natsu położył się do Lucy bokiem.
— Jacy są ludzie?
Lucy wzruszyła ramionami.
— Tak samo jak smoki, różni. Mam wyjść za
jakiegoś ważniaka, dać mu dzieci i być dumna z tego powodu. Zostanę zamknięta w
zamku, by ładnie wyglądać, kiedy trzeba, świecić oczami i... — urwała, nie
potrafiąc dokończyć zdania. Życie miała z góry zaplanowane. Nawet jeśli Natsu
pojawił się w nim na chwilę, zupełnie przypadkiem, to ta chwila minie i zostaną
obok tylko miłe wspomnienia.
Natsu chwycił za jej dłoń. Ludzkie uczucia
były mu obce, ale rozumiał, co oznaczą łzy. Przyciągnął do siebie Lucy i
przycisnął do swojej piersi, uwalniając delikatne, kojące ciepło. Pogłaskał ją
po głowie, szepcząc do ucha "cii", ale to nie pomogło. Mimo wszystko objęła
Natsu, aby chociaż teraz zaznać tego ciepła i zapamiętać je w chłodne noce,
kiedy to wszystko się już skończy...
Jednak Natsu nie chciał takiego
zakończenia.
Wziął głęboki oddech, a potem zionął ogniem
na trawę, która zaczęła piszczeć wraz z chwilą, gdy języki płomieni dotknęły
ich.
— Mój pradziadek przyniósł kiedyś do naszego
królestwa opowieść. O smoku i o księżniczce. Ludzie uwielbiali ją sobie
przekazywać. Mój ojciec, kiedy o niej usłyszał, od razu pobiegł z innymi
dziećmi i usiadł, by się w je słuchać. — Zaśmiał się słabo. — Tylko to nie była
szczęśliwa opowieść. Smok porywał księżniczkę, ale na końcu zawsze ginął, bo ta
została uratowana przez przystojnego księcia. Ojciec krzyczał najgłośniej, bo
myślał, że to tylko żart, że księżniczka musiała pokochać smoka. Dziadek
parsknął śmiechem i pogłaskał wszystkie dzieci po głowie, mówiąc: "hej,
moje małe smoki smoczyce, nie widzicie, że to kłamstwo. Oczywiście, że nie tak
było". Zamilknął na chwilę, by emocje urosły i wtedy krzyknął: "A bo
zjadłem i księżniczkę, i księcia!". Wszyscy się śmiali. Wszyscy, ale kiedy
mi o tym opowiedział tata, popłakałem się.
— Dlaczego? — wtrąciła się Lucy, do tej
pory uważnie słuchając opowieści.
— Ponieważ księżniczka nie była w stanie
pokochać smoka.
— Miłość? — Lucy prychnęła. — Coś takiego
nie istnieje. To złudzenie, którym próbują omamić małe dziewczynki. Kochamy
bajki, wierzymy w nie, ale tak naprawdę kończymy same. Mam wyjść za tego
człowieka. Mam dam mu dziecko. Mam troszczyć się o męża, nie przynieść mu
wstydu. Nic więcej tutaj nie potrzeba. Nie ma innej prawdy. Dlatego cieszę się,
że wcześniej to wszystko dotarło do mnie, bo inaczej... — pogładziła się po
policzku — prawdziwe życie wrzuciłoby mnie do piekła bez żadnego ostrzeżenia...
— Lucy... — Ujął ją za dłoń. — Jesteś za
wredna na takie życie.
— Wiem. — Uśmiechnęła się odruchowo. —
Dlatego planuję wykorzystać tę szkaradę. Klejnoty. Drogi suknie. Przepyszne
jedzenie. Najlepsza służba. Wyduszę z niego ostatni grosz, nie dam się tak
łatwo.
Natsu prychnął.
— Jesteś cudowna! — wrzasnął, podnosząc
ręce do góry. Wciąż trzymał Lucy za dłoń, więc pociągnął ją za sobą. — Może
zostaniesz moją żoną? Ze mnie pewnie też dałoby się wiele "wydoić".
— To niemożliwe — odpowiedziała szybko,
zdecydowanie za szybko. Upadła na ziemię.
Serce zakołatało jej w piersi, nadając
trawom nowy rytm, do którego zaczęły grać. Natsu obrócił się i przyklęknął nad
Lucy. Pochylił się. Jego ucho położyło się na jej piersi, wsłuchując w nierówne
uderzenia. Ciało dziewczyny się rozgrzało, dostała gorączki, policzki zapłonęły
niewinną czerwienią, ale czy powodem tych wszystkich zmian był Natsu? Smok
ognia, z którego wydzielało się nieograniczone, magiczne ciepło? Nie, w to
wątpiła. Przez całe życie nie zaznała bliskości mężczyzny. Wkrótce miała wyjść
za mąż, dzielić łoże ze swym małżonkiem, ale dopiero teraz zaczęła pojmować
prawdziwą naturę bliskości. Ciało dotykało ciała, nawzajem się nagrzewając.
Otulała ją przyjemna aura męskiego ciała, połączona już z mniej przyjemną wonią
potu. Jednak najcudowniejsze w tym uczuciu było to, że się nie bała. Gdyby
Natsu zdjął jej ubrania i zabrał niewinność, nie zabroniłaby mu — czerpałaby z
każdej sekundy rozkoszy płynącej ze zbliżenia.
Jednak Natsu tego nie chciał. Odsunął się,
wbijając w Lucy ostre, pełne zawodu spojrzenie. Nie była smoczycą, a ludzką
kobietą, która po raz pierwszy w życiu nie tylko spotkała smoka, ale i
mężczyznę. Jego urok kusił. Smoki kusiły, dlatego trzymały się z dala od ludzi,
by nie rozsiewać po świecie mieszanek — niechcianych potomków.
— Przepraszam, jestem smokiem — wytłumaczył
się krótko.
— A ja człowiekiem, już ci mówiłam. Nasze
światy różnią się i nie potrafią się zrozumieć.
— Tylko czy kiedykolwiek próbowaliśmy?
Lucy otworzyła usta — ani jedno słowo nie
zdołało się przez nie przedostać w reakcji na stwierdzenie Natsu, co do którego
ani trochę się nie mylił. Smoki i ludzie zawsze żyli w separacji. Te dwa świata
nigdy nie powinny sie połączyć przez dzielące ich różnice, ale z drugiej strony
Lucy chętnie zobaczyłaby dokąd zaprowadziłaby ludzkość polityka i styl życia
smoków. Tylko że to wciąż była nierealna bajka.
— Wiesz dobrze, że próby nic by nie dały.
Gdzie wyznaczylibyśmy granice? Kto miałby rządzić, kiedy każdy potrzebuje
władzy? Dlatego jedna rasa miałaby oddawać drugiej? — pytała dalej. — Nie
wytrzymalibyśmy ze sobą.
— Szkoda — mruknął z zawodem w głosie. —
Świat na pewno stałby się ciekawszy.
— Możliwe, ale czy bezpieczny? Smoki
chciałyby władzy.
— A ludzie kosztowności — dodał w obronie
własnej rasy.
— Smoki uważają się za najmądrzejsze.
— Ludzie im w tym nie ustępują.
— Jesteście potężniejsi od nas.
— Co nie oznacza że zdołalibyśmy zawsze z
wami wygrać, Lucy. — Trącił jej nos własnym. — Ładnie pachniesz.
Wziął głęboki wdech. Wyczuł słodko kwaśny
zapach, który już w trakcie ich pierwszego spotkania, zachwycił go. Miał w
sobie cos podniecającego. Przyciągającego i gdyby tylko Lucy była smoczycą, bez
chwili zawahania zabrałby ją w pierwszy lot miłosny, ale wciąż pamiętał,
dziewczyna była tylko człowiekiem.
Odsunął się, drapiąc po nosie. Spróbował
pochwycić inny zapach, aby jak najdalej oddalić cudowną woń Lucy. Nienawidził
zakładu — momentu, w którym zgodził sie na bezmyślny pomysł, a chwilę później
przystąpił do jego realizacji. Nic by się nie stało, gdyby przez chwilę posłuchał
głosu rozsądku. Wciąż nie było na to za późno, jeśli tylko odstawi Lucy z
powrotem do domu.
— Lepiej będzie, jeśli wrócisz — obwieścił
księżniczce, nie szczędząc jej prawdy — jakakolwiek by nie była. — Pomyliłem
się. Błąd. — Wzruszył ramionami. — Bardzo duży błąd, ale mogę go jeszcze
naprawić.
Lucy zmarszczyła czoło, nic więcej.
Zabrakło jej sił na krzyk, złość, wyżywanie się. Wystarczyło jej parę godzin
spędzonych w towarzystwie Natsu, niczego więcej nie miała prawa wymagać.
Po raz ostatni wstała i rozejrzała się
wokół pola traw, które przestały grać. Wiatr ustał, rośliny przestały się
poruszać, jakby zabrakło kogoś, kto pokieruje ich grą. Przedstawienie dobiegło
końca, należało zejść ze sceny i nawet jeśli spektakl trwał chwilę, to nie
żałowała. Uśmiechnęła się delikatnie w podzięce za niezwykłą przygodę, za
wyjście poza granice zamku i zaznanie czegoś nowego.
Natsu zamrugał kilka razy ze zdziwienia,
nie wierząc, że Lucy tak po prostu odejdzie — zostawi go choćby bez słowa
podziękowania albo żalu. Nie zamierzała mu nic zostawiać. Postanowiła ruszyć
dalej, jak już obiecała ojcu i całemu narodowi, który w niepokoju serc
oczekiwał powrotu drogiej księżniczki.
Zostań, pomyśleli równocześnie, spoglądając
na siebie. Żadne nie znalazło w sobie odwagi, by wypowiedzieć jedno słowo na
głos.
Trawy westchnęły zawodząco, kiedy Natsu
przemienił się smoka. Wystawił przed siebie łapę. Gdyby był w tej chwili
człowiekiem, wyglądałby jak młody panicz proszący panienkę do tańca, ale nie
znajdowali się na balu. Natsu nie był również człowiekiem. Mimo to Lucy
położyła na jego łapie dłoń i przykucnęła, zgadzając się na ostatni taniec.
Natsu pochwycił ją i poszybował ku czystemu
niebu, naznaczając na nim tor z ognia. Zapalił skrzydła. Ptaki zamarły z
przerażenia, które przybyło wraz z gorącem nie z tego świata. Pochwyciło całe
niebiosa, wylewając żar na ziemski świat. Trawy wyschły, a Lucy trzymała się
kurczowo pazura bestii, przyglądając się ognistym językom tańczącym wokół jej
twarzy.
Gdybym nie była człowiekiem, to byłby mój
pierwszy lot, zdanie przecięło jej myśli, zanurzając dziewczynę w świecie
prostych marzeń. To do nich przynależała, ale przyszedł i czas, żeby się
obudzić.
Puściła się pazura. Rozprostowała ręce i
przyjęła na siebie żywioł ognia, który otoczył ją gorejącymi jęzorami. Lizał
ją, muskał, trochę parzył, ale w tym doznaniu tkwiła jeszcze nieokiełznana
namiętność. Płonęła jako kobieta. Żar wlewał się z nią, doprowadzając proste
ciało człowieka do ekstazy. Jej pierś napinała się i uwalniała wraz z każdym
podmuchem, a ciepły dotyk pod suknią doprowadzał do szaleństwa. Jęknęła z
podniecenia i upadła na łapę Natsu, aby ją ucałować. Ramiączko sukni opadło na
bok wraz z chwilą, gdy nabrzmiały jej piersi. Ten ogień tylko ją dotykał. Nie
czynił nic więcej, więc nie potrafiła sobie wyobrazić, jak cudowne musiało być
zbliżenie ze smokiem — to prawdziwe.
Zostań ze mną, ponownie pomyśleli razem i
znów żadne z nich nie wypowiedziało tych słów na głos. Zamknęli je w sobie, nie
wierząc, że drugie mogło myśleć podobnie.
Natsu zebrał w sobie ogień, kiedy zawisnęli
nad głośnym miastem. Pochwycił go w swoją paszczę, wraz z żądzami, które
pochłaniały jego wielkie ciało. Zakład dobiegł końca, wygrał, więc należało
zakończyć przygodę.
Tylko oboje zapomnieli... że smok wybiera
partnerkę na całe życie...
CZEŚĆ CZWARTA - kiedyś będzie...
Podobało się i chcesz wesprzeć autora, stawiając mu dobrą kawusię? To KLIKNIJ TUTAJ!
0 Comments:
Prześlij komentarz