[Pozory czasem mylą] Rozdział 55 Narzekaj, to nic się nie zmieni



Nie był przywiązany. Siedział właściwie w przytulnym, ciepłym pokoju z szeroko otwartymi drzwiami, które mimo oczekiwań Graya, wykonano z lekkiego drewna. Wstał i wykonał pierwszy krok, kiedy uznał, że zawroty głowy minęły. Nałożył na siebie koc, którym ktoś go wcześniej okrył, i ruszył wzdłuż ściany, przytrzymując się jej, gdyby miał zaraz upaść.
— Pieprzony Jellal – wysyczał z trudem.

Chwycił się za usta. Żółć podeszła mu do gardła. Myślał, że za moment zwymiotuje, ale pokonał słabość, gdy w końcu dotarł do drzwi. Chwycił za klamkę i wyszedł kawałek za pokój. Jednak natrafił po drugiej stronie tylko na puste pomieszczenie – nie było w nim pudeł, nawet kurzu, a same gołe ściany. Cofnął się o krok. Wyjście znajdowało się po drugiej, ale na samą myśl, że musi przejść przez cały pokój, zalewał go pot, a serce łomotało jak oszalałe w piersi. Tracił siły.
W moment, całkowicie nieświadomie, zwymiotował na podłogę. Poleciał na kolana i walnął nimi wprost we własne wymiociny, obryzgując nimi całe spodnie.
Drzwi po drugiej stronie rozwarły się. Gray zebrał w sobie resztki sił i chwycił za klamkę od drzwi, próbując wstać. Nie dał rady. Osunął się znów na podłogę i jęknął z zażenowania.
— Zostaw... Mnie... — wysapał.
— Gray – usłyszał nad sobą ciepły głos, który wydawał się bardzo znajomy... przypominał mu o Erzie, ale nie rozumiał powodu, dla którego miałaby się tu znaleźć, więc zignorował myśl.
Odepchnął rękę nieznajomego. Jednak nim zdołał uciec, poczuł, jak ktoś znowu pomaga mu wstać. Świat zbyt mocno wirował wokół niego, by mógł znów odrzucić pomoc. Ktoś złapał go i zaprowadził do łóżka. Usiadł na skraju, ale chwilę później opadł ze zmęczenia na sam środek kołdry. Zamrugał kilka razy. Obraz był niewyraźny, brakowało mu sił, by dalej patrzeć na jasny, choć trochę pobrudzony, sufit.
— Gray, to ja, Erza.
Spojrzał na kobietę — przypominała Erzę, włosy koloru szkarłatu, wąską twarz i charakterystyczny pieprzyk na policzku.
— Co tu robisz? — wydukał, choć jego głos brzmiał raczej jak plątanina przypadkowych słów, a nie konkretne zdanie. Sam siebie nie rozumiał, ale wyglądało na to, że Erza domyśliła się, o co mu chodzi, bo odpowiedziała:
— Zauważyłam płonącą kawiarnię. Chciałam tam pójść, ale ktoś mnie porwał. Obudziłam się z godzinę temu.
— Godzinę? — powtórzył, analizując, co mu właśnie powiedziała kobieta. — Jellal — wypowiedział imię, aby dać Erzie zalążka informacji, której potrzebowała.
— Jellal... Jellal... — imię z trudem przeszło przez jej gardło.
Erza zeszła z łóżka i usiadła obok, przy ścianie. Zaczęła w nią drapać, na początku powoli, cicho, ale potem coraz mocniej i mocniej, aż Gray zaczął słyszeć drażniący dźwięk, przez który dostał dreszczy.
— Przestań — wyszeptał.
— Nie — odpowiedziała mu ostrym tonem. Splunęła na podłogę. — Jellal, niech mnie od razu zabije. Po tylu latach sobie o mnie przypomniał... i nawet nie próbuję pytać, skąd go znasz — dodała szybko, nim Gray zdążył wytłumaczyć się. Teraz już było za późno. Mówił na Natsu, ale chyba sam wziął zły przykład i zaczął popełniać te same błędy.
— Przepraszam — odparł zawstydzony. Rozmasował sobie obolały kart i odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, aby tylko nie spojrzeć na Erzę. Nie wyszło, jak planował, a możliwe że przez złe decyzję, doprowadził do większego nieszczęścia od tego, które próbował zwalczyć.
— Natsu, Lisanna, Mirajane, teraz ty... — Westchnęła ciężko. — Za bardzo się starałam.
— Nie, to nie twoja wina — zaprzeczył od razu, by Erza pozbyła się poczucia winy.
— Naprawdę?! — oburzyła się. — To dlaczego, Gray? Odpowiedz mi, dlaczego w ogóle rozmawiałeś z Jellalem?!
— Porwał mnie.
— To nic nie zmienia. A co ze mną? Nie kojarzę, bym czegokolwiek od ciebie się dowiedziała?
Zbyt ją milczeniem.
— Odpowiedz!
Nadal w pomieszczeniu panowała cisza.
Gray nie umiał odpowiedzieć Erzie, bo nie potrafił.
— Gray... — jej głos załamał się. — Myślałam, że już gorzej być nie może.
— Może — zapewnił ją, śmiejąc się cicho.
— Co masz na myśli?
— Mam na myśli Fairy Tail, kawiarnię... Całkowicie zniszczona.
— Zniszczona? Gray... — Pobłądziła wzrokiem po podłodze. — Kłamiesz. Ten dym... O Boże... Nie... Przecież...
— Tak, nasz dom niedawno spłonął — potwierdził jej obawy. — Mogę się mylić, ale wątpię. Amelia to zrobiła i tyle. Przed wyjściem znalazłem w jej rzeczach wiadomość.
— Jaką... wiadomość? Przeszukiwałeś jej rzeczy?! — krzyknęła, jakby bardziej się martwiła o własność Amelii, aniżeli o to, że tylko ta kartka uratowała Grayowi życie.
— Tak! — wrzasnął, nagle odzyskując siły. Nie było czasu na nudności i słabość. — Bo od początku ta chora baba wydała mi się podejrzana. Cholera, Igneel wychodzi na wolność, a w mieście jakby rozpoczęła się nowa apokalipsa. Nie czujesz tego? Nie widzisz? Amelia wraca, Acnologia zaczyna działać, ktoś jeszcze próbuje się włączyć pomiędzy, a między tym wszystkim jesteśmy jeszcze my i Lucy. Bałem się o nas... — zniżył ton. — Gdybym nie znalazł tej wiadomości, gdybym się nie wystraszył, nie wyszedł... Umarłabym tam...
— Nie... — Pokręciła głową. — To matka Natsu.
— Matka, która najpierw sfingowała samobójstwo, pozwalając przez lata własnemu dziecku wierzyć, że nie żyje, a potem wróciła po latach, aby tylko dorwać się do gardła Acnologii.... Co to za matka? — zapytał Erzę.
— To już decyzja Natsu.
— Nie. Nigdy nie była. Natsu stracił matkę lata temu, ta kobieta nie zasługiwała na niego. Jeśli uważasz, że argument "to już decyzja Natsu" jest wystarczający, to szczerze współczuję. —Prychnął. — Bo przez ostatnie lata dobitnie przekonywałaś Natsu, że to nigdy nie jest tylko jego decyzja, a szczególnie przez ostatnie dni...
— To nie to...
— I idąc dalej tym tropem, jeśli ona ma prawo do decyzji, to ja już nie? Podjąłem decyzję o współpracy z Jellalem, bo bałem się o ciebie. Jesteś dla mnie jak siostra. Nie mogę cię stracić. Czy ty w ogóle wiesz, co ja ostatnio przeżywam?
— Nie...
— Kryzys — podpowiedział jej. — Bo nie wiem już, co mam robić, by wszystkich zadowolić. Każdy z nas się chyba starał jak mógł, ale chyba w odpowiednim momencie Fairy Tail spłonęło. Przynajmniej teraz możemy pogodzić się z naszymi staraniami i... w końcu odejść — dokończył, choć miał wrażenie, że za moment jego serce pęknie, tak samo jak Erzy, która już płakała.
— Ja nie chcę odejść — wyznała. — Ja mam tylko was.
— A my mamy tylko ciebie, ale jeśli zbyt długo będziemy w tym trwać, to nikt nie zostanie.
— Nikt nie zostanie, jeśli ciągle będziemy się okłamywać, Gray! — ryknęła z wściekłości, a potem walnęła pięścią o materac. — To nie jest takie proste, by wszystkich zadowolić.
— Nikt tego od ciebie nie oczekuje.
— Wszyscy! — Zacisnęła usta w wąską linijkę w momencie, kiedy po jej policzkach spłynęły łzy. — Mam dosyć. Nie śpię po nocach, bo martwię się, jak spłacimy długi. Oglądam wiadomości w obawie, że Natsu z Lisanną zrobili coś głupiego, a mi o tym nie powiedzą. Pilnuję stanu Mirajane, ale nie umiem przewidzieć, kiedy znowu zacznie krzyczeć. Mam dosyć... — wydusiła z trudem przez gardło. — A teraz jeszcze i ty... Jellal. Nie, tylko nie on.
Gray wyciągnął rękę, ale zaraz ją cofnął, ponownie odwracając się od Erzy. Nie miał odwagi nawet jej pocieszyć.
— Musimy stąd uciec — zmienił szybko temat.
— Próbowałam. Tylko do pewnego drzwi są otwarte. Natrafiłam na zamknięte trzy pomieszczenia dalej. — Wskazała palcem kierunek. — Okna zaryglowane. Tylko to pomieszczenie jest wyposażone, reszta pusta.
Gray uznał, że jednak się pomylił. Wydawało się to za piękne, by dali im wolną rękę — czy chcą wyjść czy nie — więc teraz w zasadzie pozostało im czekanie, aż zajrzy do środka.
Przeszukał kieszenie — nie znalazł telefonu. Nie zdążył zapytać Erzy, kiedy pokręciła przecząco głową, oznajmiając, że i swojego nie ma przy sobie. Gray zazgrzytał zębami ze złości. Żaden zegar nie wisiał w pomieszczeniu, więc czas mógł upływać, a oni w żaden sposób nie potrafili określić, ile właściwie minęło od momentu, w którym zostali porwani.
— Pewnie nikt nie zaglądał? — upewnił sie Gray.
— Nie, a przynajmniej nie zauważyłam.
— A.... — zaczął niepewnie — spotkałaś się z Jellalem?
— Nie. Dopiero kiedy wspomniałeś imię, powiązałam go z tą sprawą. Nic więcej.
— Rozumiem...
Westchnął. Po co ich tu trzymali? Nie umiał znaleźć żadnego wyjaśnienia na to, że siedzieli w zamknięciu, choć strażacy już dawno musieli poradzić sobie z ogniem, a Amelia... z Lucy. Bał się o dziewczynę, nie życzył jej źle, a tym bardziej nie zamierzał tolerować morderstwa. Teraz jednak było już za późno. Pozostało im tylko poznać prawdę, nic więcej.
Nagle usłyszeli czyjeś kroki. Gray i Erza popatrzyli na siebie wymownie. Skinęli równocześnie, jakby zgadzając się na to, że muszą teraz uważać. Gray chwycił za lampkę, wyszarpując ją z kontaktu. Erza złapała za wiadro.
— Proszę, przestańcie — powiedział Jellal, zatrzymując się w progu. Oparł się o framugę drzwi i założył ręce na piersi, z zawodu kręcąc głową. — Dzieci — skomentował.
— Dzieci? — fuknęła Erza. — Sam jesteś gówniarzem. W porywanie ludzi się teraz bawisz? Myślałam, że zmądrzejesz po domu dla dziecka.
— Zmądrzeję? Przykro mi, ale rodzina zastępcza nie dała mi tyle miłości, ile chciałbym.
— Za biedni byli? — Zaśmiała się złośliwie. — A może dziewczyna cię rzuciła?
Wyraz twarzy Jellala nie zmienił się. Słuchał Erzy uważnie, akceptując każde słowo, które wypowiedziała w jego kierunku. Nawet nie zaczął się bronić, tylko stał, patrzył i uważnie słuchał.
— Nic nie powiesz? — w końcu i Erza nie wytrzymała jego milczenia. — MÓW! — rozkazała.
— Potrzebowali dziecka, nie chcieli dziecka — zaczął tłumaczyć na spokojnie. — Słyszałaś może o zwierzątku, które staje się prezentem pod choinkę? Na początku jest idealnie. Wszyscy są zadowoleni, szczególnie dziecko, które ma nową zabawkę. Tylko że w pewnym momencie pojawia się obowiązek, Erzo, i już nie jest tak idealnie. Zwierzątko zaczyna gryźć, domagać się jedzenia, trzeba pojechać do weterynarza... Brakuje czasu, pieniędzy, chęci, sił — wymieniał szybko. — Porzuca się takie zwierzątko, więc nie... Nie było idealnie, Erzo...
— Przynajmniej pozbyłeś się długów — odparła ostro, jakby w ogóle nie dopuszczała do siebie myśli, że życie Jellala nie było usłane aksamitami.
Jellal zaśmiał się.
— Wierzysz tylko w to, co chcesz wierzyć — mówił, kiwając głową. — Nie zmieniłaś nic a nic. Dalej jesteś tą samą Erzą, która robi z siebie ofiarę.
Podniosła się i zmierzyła Jellala wściekłym spojrzeniem.
— Ofiarą? — powtórzyła z niedowierzaniem w głosie. — Ofiarą....
Erza podbiegła do Jellala i chwyciła go za kurtkę. Kilka razy potrząsnęła.
— Odszczekaj to! — krzyknęła. — Odszczekaj ty... ty... psie! Nienawidzę cię! Zabawiłeś się moim kosztem!
— Ja twoim, ty moim — odpowiedział, nadal zaskakująco opanowanym tonem. — Stało się, nie zmienimy przeszłości...
Erza zacisnęła pięść i z całej siły walnęła Jellala prosto w prawy policzek. Mężczyzna zatoczył się, po pewnym czasie upadł. Splunął na gołe podłe. Z rozwalonej wargi zebrała się krew, którą zaraz starł rękawem kurtki. Zaśmiał się złośliwie, podnosząc. Nic mu nie było, więc Erza jeszcze raz zaatakowała. Tym razem kopnęła go w piszczel — zawył z bólu. Przyklęknął, a Erza nie zaprzestała. Chwyciła go za kołnierz i jeszcze raz zdzieliła otwartą dłonią.
— Odszczekaj, odszczekaj, odszczekaj to!!! — wrzeszczała jak opętana. — Odszczekaj!
Wystarczyło... Gray nie mógł powstrzymać drgawek, które pojawiły się w momencie, gdy zrozumiał, że Erza przekroczyła już granicę. Przesadzała, a Jellal uparcie dążył do tego, by nie odwołać swoich słów. Gray musiał ich powstrzymać, lecz zdołał tylko wstać. Szedł wciąż powoli, nogi miał zwiotczałe, bez sił.
— Wystarczy! — błagał, ale nie rozumieli.
Erza położyła Jellala na podłodze i zaczęła go okładać pięściami. Gray widział jak słabnie, jak z każdym uderzeniem wali coraz słabiej i słabiej, aż Jellal złapał ją w nadgarstku i spoliczkował — najpierw w prawą, potem lewą stronę. Erza zamarła, całkowicie zaskoczona — równie mocno jak Gray. Chwyciła się za obolały policzek.
— Ty potworze — wysyczała. — Ile jeszcze...
— To ty zaczęłaś mnie bić — przypomniał jej. — Nie pozwolę... — jego dłoń zacisnęła się na nadgarstku Erzy tak mocno, że dziewczyna jęknęła — żebyś znowu zniszczyła mi życie. Nie zgwałciłem cię wtedy!
— Zgwałcił? — zdziwił się Gray. Oparł o ścianę i odsapnął przez moment, zbierając siły na kolejne kroki. — O czym on mówi?
— Chodziliśmy z Erzą. To prawda, jako gówniarze uprawialiśmy seks, ale skończyło się na tym, że siostra zakonna oskarżyła mnie o gwałt.
Erza milczała, choć Gray oczekiwał, że i tym razem zacznie krzyczeć, bronić się, ale spotkał się tylko z zawodem.
— Gwałt? — spróbował jeszcze raz, ale Erza nadal mu nie odpowiedziała.
Nad nimi rozległo się stukanie. Cała trójka jednocześnie spojrzała w górę, ale w tym samym momencie dźwięk ustał.
Jellal zrzucił z siebie Erzę. Otrzepał tylko ramiona z kurzu, udając, że nic się nie stało, i podszedł do Graya. Chwycił go od ramię i zaprowadził do Erzy. Usadził obok, po czym odparł:
— Zaakceptowałem przeszłość i błędy, może też spróbujesz.
— Spaliliście Fairy Tail — wysyczała kolejne oskarżenie, choć Gray wcześniej jej wyznał, że to Amelia była odpowiedzialna za podpalenie. Chociaż kiedy tak myślał... zaczynał powoli obawiać się. Jellal mógł kłamać.
— Nie — odpowiedział krótko Jellal.
— To stąd Amelia...
— Amelia to Amelia. Nie pamiętasz Crocus? Zakonnicy, która nas wychowała?
— A jaką w tym wszystkim ona ma rolę?! — wykrzyczała, obrzucając Jellala znienawidzonym spojrzeniem.
— Ma największą, bo to przez nią trafiłaś do Magnolii. Długi... Czy naprawdę twoi rodzice mieli długi?
— S... Słucham?
Jellal odszedł na chwilę. Zapukał trzy razy w drzwi, które prowadziły do kolejne pomieszczenia. Były zamknięte, ale po chwili ktoś przekręcił w zamku kluczyć. Rozchyliły się i tablet wyłonił się zza drzwi. Jellal podziękował skinięciem. Uśmiechnął się podejrzanie, kiedy zaczął przeglądać jakiś plik na tablecie.
Wrócił i przykucnął nad Erzą oraz Grayem.
— Lista dłużników jest oficjalna — zaczął Jellal. — Można nawet sprawdzić na odpowiedniej stronie. Acnologia dba o swoje interesy. Ma dobrych prawników i poniekąd kieruje się uczciwością. Jeśli wykona się kilka telefonów, dostanie się informację o kwocie, która pozostała do spłaty.
— Żartujesz? — przerwał mu Gray, powoli tracąc wyczucie, kiedy Jellal kłamie, żartuje i mówi prawdę. W tym momencie wszystko wydawało mu się tylko chorym żartem.
Jednak Jellal nie zaśmiał się tym razem. Zamiast tego włączył przeglądarkę i z tego poziomu przeszedł do strony, na której powitał ich tańczący ludzik. Jellal wpisał imię i nazwisko Graya do wyszukiwarki. Nie minęło nawet kilka sekund, kiedy pojawiła się zakładka z informacją o długach — kiedy zostały zaciągnięte, przez kogo, w jakiej kwocie i o spłatach.
— Niewiele... zostało... — wyszeptała Erza.
Gray pokręcił głową. Przyjrzał się jeszcze raz podsumowaniu i wtedy zdał sobie sprawę, że faktycznie wystarczą mu dwie raty miesięczne, by pozbyć się wszystkich długów wraz z odsetkami... Ciężar spadł mu z serca. Odetchnął kilka razy, a potem krzyknął z radości. Jego głos odbił się echem w pustym pomieszczeniu, ale nie przestał się cieszyć. Nie wierzył, liczba wydawała mu się tylko słabym żartem, ale im dłużej analizował spłaty, tym więcej się zgadzało. Kwoty pasowały...
— A reszta? — zapytał zaciekawiony, ile zostało jeszcze Natsu i Lisannie.
— Różnie, ale maksymalnie rok. Tak więc... — odsunął tablet — naprawdę Acnologii nie zależało, by się was pozbyć. Płaciliście regularnie, w przeciwieństwie do większości dłużników. Poza tym Acnologia nie dokładał do waszej edukacji, w przeciwieństwie do Zerefa, Gajeela czy Juvii.
— A Erza? — Gray wskazał jeszcze na dziewczynę, która otwierała i zamykała usta, nie mogąc się zdecydować, co ma powiedzieć. — Erza...
— Ona nie ma żadnych długów... — obwieścił Jellal.
Erza od razu wstała. Gray, gdyby tylko mógł, dołączyłby do niej. Otworzył szeroko oczy ze dziwienia. Nawet wyszarpał Jellalowi tablet i sprawdził, czy przypadkiem nie kłamie. Jednak nie odnalazł na liście dłużników Erzy... Wpisał nazwisko — nic. Wklepał imię — zero wyników. Sprawdził nawet po nazwie "Fairy Tail", ale między ich nazwiskami, nie było Erzy.
— Co... Co to ma znaczyć? — jego głos zadrżał. — Za kogo Erza płaciła? Te długi....
— Zakonnica, którą tak kochałaś, okłamała cię — zwrócił się do Erzy Jellal. — Zabrała większość pieniędzy ze sobą i zniknęła. Okłamała cię — powtórzył, gdyby jeszcze prawda do niej nie dotarła.
Erza oparła się o ścianę plecami. Zjechała aż do samej podłogi i upadła. Dwa razy walnęła się tyłem głowy o ścianę, ale o dziwo, nie płakała. Wyglądała na... zawiedzioną, ale nie złą czy wściekłą.
— Myślałam, że będę komuś potrzebna. Myślałam, że to długi rodziców, ale... — Uderzyła się w czoło. — Przecież nigdy nie miałam rodziców. Przez tyle lat... Przez tyle... pracowałam i płaciłam za nią, ale... ale... dlaczego?
Jellal odetchnął spokojnie. Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia, wcześniej zabierając Grayowi tablet.
— Dlaczego? — zwróciła pytanie tym razem w stronę Graya.
Zacisnął usta w wąską linijkę. Niezależnie od tego, jak mocno pragnął dać jej odpowiedź, nie znał jej. Dlatego zdołał jedynie pokręcić przecząco głową.
— Nie zostawiajcie mnie — wyszeptała po raz kolejny prośbę.
— Rozmawialiśmy już o tym.
— Nie chcę zostać sama — mówiła dalej.
— Nie zostaniesz.
— Zostanę, Gray.
— To... — zaczął niepewnie. — To... — spojrzał prosto w jej oczy — wyjedźmy razem — zaproponował dziewczynie.
— Razem? — Ożywiła się nagle. — Ale... jak... "razem"?
— Razem czyli razem, zostawmy to wszystko za sobą. Mówiłem ci, że chcę pójść na studia, rozpocząć nowe życie. Nikt ci nie broni zrobić tego samego.
— A długi?
— To już nie jest wymówka, Erzo. — Wskazał na drzwi. — Jellal przed chwilą nam powiedział. Nie ma długów. Ty nie masz swoich, ja mogę na spokojnie spłacić te dwie raty i... koniec.
— Acnologia nas nie puści.
Gray załamał ręce. Wciąż tylko słyszał wymówki, które Erza tworzyła na poczekaniu. Naprawdę zaszli daleko. Niewiele im zostało do nowego życia, więc nie zamierzał przegapić możliwie, że jedynej szansy, by... odejść.
— Nie wiem, jak ty, ale kiedy tylko stąd wyjdę, wypłacę pieniądze, dam je Acnologii i wyjeżdżam. Kawiarnia już nie istnieje, więc nawet nie mam czego ze sobą zabierać. Pracę w Crocus na pewno jakąś znajdę.
— Nie, przecież...
— Odejdę — powtórzył nieznoszącym sprzeciwu głosem. — Odejdę, nawet jeśli te drzwi... — wstał, tym razem stanął na nogach bardziej stabilnie — są zamknięte.
Chwycił za klamkę i pociągnął za nie. Drzwi otworzyły się zaskakująco łatwo. Za nimi czekał go już tylko długi korytarz.
— Zabierz ją — usłyszał obok siebie szept.
— Postaram się — obiecał Gray. Obejrzał się przez ramię. Erza jeszcze nie ruszyła się z miejsca. — Tylko to trudny przeciwnik.
— Zaraz do ciebie przyjdzie. Drugiej takiej upartej osoby na tym świecie nie ma. — Jellal ruszył wgłąb korytarza. — A tak przy okazji... — rzucił Grayowi pęk kluczy — zostaw je na progu. Jesteś wolny — wyznał. — Wszystkie twoje długi wygasły, gratulacje.
Jellal jeszcze zaklaskał, nim zniknął za kolejnymi drzwiami.
— Idę — zadeklarowała Erza, pełna determinacji i sił, które pojawiły się wraz chwilą, kiedy Jellal odszedł. — Idę i... skończę. Muszę znaleźć... Muszę jeszcze uratować Natsu, Lisannę, Mirajane, Fairy Tail!
Odepchnęła Graya na bok.
— Idziemy! — rozkazała i podążyła w tę samą stronę, co wcześniej Jellal.
— Łatwo się rządzisz — odparł złośliwie.
— Oj, ty lepiej się zamknij! — Trzepnęła go w tył głowy. — Tylko przy nim... jestem słaba. Wam się tak nie dam!
Przełożyła rękę przez ramię Graya i ścisnęła go mocno. Nawet uśmiechnęła się, ale widział, że w tym uśmiechu tkwił cień niepewności. Nie pokonała wszystkich demonów z przeszłości, ale przynajmniej... walczyła z nimi.
Gray zabrzęczał kluczami. Musieli się spieszyć, jeśli mieli jeszcze powstrzymać Amelię i uratować Lucy. Może i minęło kilka godzin, ale wierzył, że jeszcze mają szansę, by zmienić plany matki Natsu...
Nagle usłyszeli strzał, a po nim zapadła głucha cisza, którą przerwał dopiero donośny głos Lucy:
— To koniec!

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!