NATSU
Natsu
sprawdził ze trzy razy, czy kawiarnia jest na pewno zamknięta, po czym zasunął
zasłony. W pomieszczeniu zapanował całkowity mrok. Gray zapalił światło dopiero
po około minucie, kiedy w końcu zapadła w środku absolutna cisza.
Lisanna
podała Mirajane torbę z kostkami lodu, żeby sobie przyłożył do fioletowych
siniaków, które wyszły jej na połowie twarzy. Kobieta jednak uderzyła w
nadgarstek Lisanny. Torba rozwaliła się, a lód rozsypał po całej podłodze,
docierając nawet pod spoty Natsu. Podniósł kilka kostek, widząc, że Lisanna
zaczyna je zbierać. Włosy upięła w mały kok. Nigdy wcześniej nie ukazała się w
takim upięciu, w kucykach, warkoczu czy w rozpuszczonych owszem, ale nigdy w
koku, który miała w zwyczaju nosić jej matka. Jej oczy przepełniał ból. Co rusz
spoglądała na siostrę, ale ta zbywała ją tylko fuknięciem, aż ostatecznie się
poddała.
Erza
w tym czasie tylko siedziała w kącie, postukując obitym palcem o ścianę. Gray
przyniósł apteczkę. Wyjął kilka maści i już zamierzał opatrzyć Erzę, gdy ta
wyszarpnęła leki od niego i sama zaczęła o siebie dbać.
—
Co tu się wydarzyło? — spytał w końcu Natsu, mając dosyć tej ciszy.
—
Ta suka zaatakowała mnie! — wykrzyczała Mirajane, wskazując na Erzę.
—
Suka? A wypchaj się! To ty mnie wyrzuciłaś z kawiarni na to cholerne zimno!
—
Bo zasłużyłaś! — podniosła głos jeszcze raz. — Oskarżałaś bezpodstawnie
Lisannę.
—
Bezpodstawnie? Ty…
—
SPOKÓJ! — ryknął Gray. Zabrał od Erzy apteczkę i z hukiem postawił ją na stole.
— Ile macie lat? Pięć? Dziesięć? Cholera, dorosłe baby, a biją się jak dzieci!
Mam wszystkiego po dziurki w nosie.
—
Przypominam, że zostawi… — zaczęła Mirajane, ale Gray zaraz uciszył ją
donośnym:
—
Milcz! A miałem nie być zły? Skąd miała te pieniądze?
—
Od Elfmana — burknęła niewyraźnie Lisanna, nadal klęcząc na podłodze i
zbierając kawałki lodu. — Przepraszam — powiedziała cicho, wycierając policzki
z łez. — Też chciałam czegoś dla siebie, zapomniałam o długach. Przepraszam,
ja…
Natsu
podbiegł do Lisanny i szybko przytulił ją do siebie. Owinęła się wokół jego
torsu ramionami. Palce zacisnęła an jego koszuli, dlatego zaczął trzymać ją
jeszcze mocniej.
—
Przepraszam, to też moja wina — mruknął jej do ucha. — Was też przepraszam.
Oddam część swoich oszczędności na spłatę raty długu. Ewentualnie poproszę Lucy
o pomoc.
—
Też się z tym zgadzam — wtrącił się jeszcze Gray. — Lucy nie jest zła. Pomoże
nam jak potrzeba.
Natsu
zgodził się z nim kiwnięciem. Nie tylko była dobrą osobą, ale również wciąż
miała wobec niego dług wdzięczności po ostatnim ataku. A nawet jeśli dołoży do
listy kolejny dług, wolał spłacać go całe życie Lucy niż Acnologii. Jednak na
początek spróbuje coś zrobić z oszczędnościami. Wolał nie wydawać wszystkiego
na raz, ale jeśli starczy na miesięczną ratę, to przynajmniej nie narażą się na
gniew Acnologii i cała rodzina będzie bezpieczna.
Erza
fuknęła, odwracając głowę. Nie mniej, skinęła nią delikatnie, zgadzając się z
pomysłem Natsu. Mirajane w ogóle go nie skomentowała. Zabrała jedynie Lisannie
kilka kosek lodu i przyłożyła je do siniaków.
—
Nie możemy się teraz tak kłócić. Dobrze wszyscy o tym wiecie — mówił dalej
Gray. — Tak, sam zawiniłem, pomyliłem się, ale byłem wściekły.
—
Wszyscy byliśmy — włączyła się Erza. — Wiem, tak wyszło, niczego nie zmienimy
już, rozumem. Możemy tylko… próbować dalej, ale to kłamstwo. Nie damy rady.
Wszyscy się zmieniliśmy. Musimy zamknąć kawiarnię. Dzisiejsza akcja tylko
zabrała nam ostatnich klientów. Nie dajemy rady ze spłatami. Poza tym wkrótce
Igneel wychodzi na wolność. Dobrze wiemy, że Natsu wróci do ojca.
—
Ja… — próbował powiedzieć coś na swoją obronę, ale Erza kontynuowała, ignorując
go:
—
Mam tylko nadzieję, że przez niego nie wtrącą cię do więzienia. Nie bądź głupi,
Natsu. On… Dla niego nic nie znaczysz. Tylko zemsta mu została. Gdyby rodzice
naprawdę nas kochali, nigdy nie doprowadziliby do tego, co się stało. A sami
widzicie, gdzie skończyli. W grobie. A my? W zasranych długach po śmierć.
—
Erza, ja na serio… — podjął próbę wytłumaczenia się jeszcze raz.
—
Nie, Natsu. — Pokręciła głową. — Ja już wam nie ufam. Nikomu nie ufam,
rozumiesz? Nawet sobie… — dodała ciszej. — Straciłam już nad wszystkim
kontrolę. Wszyscy straciliśmy… Nie damy rady ciągnąć tej farsy dalej. To
koniec. Próbowałam. Próbowaliśmy — poprawiła się po chwili.
W
pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza. Wszyscy opuścili ze wstydu głowę,
choć Natsu bał się spojrzeć Erzie w oczy. Kiedy już sądził, że zdoła dotrzymać
obietnicy, kiedy naprawdę starał się zmienić swoje postępowanie, stosunek wobec
Lucy, kiedy zdołał wytrzymać śmierć Szczęściarza, Erza uznała, że i tak ją
zawiódł. Nie zamierzał pomagać ojcu, ale skoro tutaj nikt go nie chciał, to
gdzie miał szukać rodziny?
Erza
była głową rodziny — tą, która wszystkich trzymała w ryzach. Nie, była
kręgosłupem, ale kiedy on zawiódł, nikt nie potrafił ustać o własnych siłach.
—
Przepraszam, że jesteśmy nikim — odezwał się niespodziewanie Gray, zabierając
ze stołu niedopitą kawę klienta. Za jednym oddechem wypił całość, a potem
skrzywił się z niesmakiem.
—
Nie powiedziałam tego — podkreśliła na swoją obronę Erza.
—
Naprawdę? — Prychnął. — Nie udawaj głupią, bo my też nie jesteśmy idiotami. —
Naprawdę staraliśmy się również, ale wyszło co wyszło. Jasne, to Natsu i
Lisanna zaczęli od tych ataków, ale czy w jakikolwiek sposób my też nie
zawiniliśmy? Wiesz, co powinniśmy zrobić wtedy? Pójść na policję! Od początku
pójść na policję i nie tylko w sprawie Natsu, ale i Acnologii. Cholera, Erza,
on jest już słaby. Nie ma takiej władzy, jak kiedyś. Wszyscy o tym wiemy.
—
W takim razie idź — fuknęła, a potem podniosła się i wróciła na górę.
Zatrzasnęła za sobą drzwi.
Gray
chwycił za kolejną filiżankę i również dopił resztkę kawy, tym razem z większym
smakiem. Usiadł przy jednym ze stołów i stęknął ciężko. Natsu zrozumiał, co
miał na myśli. Nie chodziło o pójście w tym momencie na policję, ale
zaakceptowanie własnym błędów i stanięcie na równe nogi.
Zaśmiał
się cicho. Nic nie mówiąc, chwycił Lisannę za ramiona i ją podniósł. Usadził ją
na fotelu, a potem sam usiadł naprzeciwko. Uśmiechnął się słodko.
—
Kawę? Herbatę? Coś zimnego? — zaproponował.
—
Kawę — wymamrotała.
—
A czy może ktoś chce coś jeszcze? — zapytał reszty.
Gray
spojrzał na pozostawione filiżanki, a potem zrobił kwaśną minę.
—
Chyba wolę resztki od twojego tworu — przyznał szczerze.
—
Oj, tak, tak, a niby ty jesteś najlepszym baristą w Fiore? Prędzej wypiję napar
ze swoich skarpetek niż herbatę zrobioną przez ciebie.
Gray
parsknął gromkim śmiechem.
—
Muszę to zobaczyć! — wykrzyczał.
—
Ej, przestańcie — skarciła ich Mirajane.
Natsu
wzruszył tylko ramionami i poszedł w stronę kuchni. Opłukał dwa kubki,
wcześniej nastawiając czajnik pod gazem. Prawdziwą kawę lubił, ale teraz
wyjątkowo miał ochotę na rozpuszczalną z dodatkiem cynamonu i bitą śmietaną.
Nagle
rozległo się donośnie pukanie. Ktoś raz za razem zaczął walić w drzwi. Natsu
niekoniecznie się tym przejął. Uznał, że inni się tym zajmą, a w tym czasie
przygotuje kawę dla siebie i Lisanny.
Po
chwili usłyszał, że drzwi się otwierają. Do środka weszły chyba dwie osoby, ale
nie rozpoznał głosów. Wziął ze sobą kubki, zapominając nawet o cukrze, a już
nie wspominając o cynamonie czy bitej śmietanie. Kiedy wrócił do lokalu,
zobaczył, że po środku pokoju stoi Levy — była cała zdyszana, wciąż wskazywała
palcem na kobietę, która stała bok niej, ale nic nie mówiła. Natsu chyba ją
znał, nie pamiętał skąd, ale wydawała się mu bliska.
—
Cześć, Natsu — powiedziała, a wraz wypowiedzeniem tych słów, rozpłakała się. —
Nie wiem, czy mnie… Ale… Ja… To ja, mama…
Wypuścił
kubki i te rąbnęły o podłogę, o dziwo nie roztrzaskały się, ale kawa rozlała
się po podłodze.
Natsu
zrobił kilka kroków do tyłu, kręcąc głową w zaprzeczeniu. Kobieta jednak
uśmiechnęła się, a wraz z tym uśmiechem pozbył się wszystkich wątpliwości…
Mirajane
po raz trzeci przemyła podłogę, po czym odstawiła wiadro z wodą i spojrzała
krzywo na Natsu, w ciszy sugerując, żeby kolejny raz nie próbował ufajdać jej
podłogi. Odeszła, a wraz z nią Lisanna wróciła na górę. Pomachała tylko do
Natsu na pożegnanie.
—
To cześć, do… kiedyś — powiedziała Levy, również żegnając się z pozostałymi.
Gray
zamknął za dziewczyną drzwi i jako jedyny został z Natsu i jego mamą.
Nastała
bardzo niezręczna cisza. Natsu przysunął się bliżej do stołu, powoli siorbiąc
jeszcze gorącą kawę, a Amelia tylko przyglądała mu się, nucąc pod nosem
kołysankę fiorską.
—
Śpiewałaś mi to, gdy byłem mały — odezwał się w końcu Natsu.
—
A wiec pamiętasz… — Stuknęła paznokciem o blat. — Ładne miejsce.
Natsu
zacisnął pięść ze złości. Wziął kilka głębokich wdech, próbując się uspokoić,
ale Amelia tego nie zrozumiała. Dalej rozglądała się po pomieszczeniu, w ogóle
nie zwracała uwagi na Natsu i na to, że cierpi.
—
Myślałem, że umarłaś, że…
—…
popełniłam samobójstwo? — dokończyła za niego, z wyczuwalną nuty irytacji w
głosie. — Da się oszukać nawet śmierć, poza tym…
—
Ja cię widziałem! — wykrzyczał, nie umiejąc dłużej trzymać w sobie całego bólu,
który gromadził się i gromadził przez lata od momentu, kiedy zobaczył dyndającą
matkę na tym przeklętym sznurze. A jednak ona teraz przed nim siedziała i
jeszcze była zła o to, że pragnie poznać odpowiedzi? Nie, to nie była jego
matka…
—
Oczywiście, że tak. Potwierdziłeś moją śmierć, tak było najprościej. Oj, Natsu…
— ujęła go za dłoń — nie żyj przeszłością. Przepraszam za całą traumę, ale
musiałam to zrobić. Inaczej Acnologia nigdy by mi nie wybaczył. Poza tym
chroniłam i ciebie, mój synku. — Uszczypnęła Natsu w policzek. — Kochanie, tak
było najprościej.
—
Może i dla ciebie, ale nie dla mnie — wycharczał przez ochrypnięte gardło. —
Czy ty kiedykolwiek pomyślałaś o mnie?
—
Zawsze i wszędzie — wycedziła przez zęby.
Amelia
odepchnęła rękę Natsu. Wstała, nawet nie kosztując kawy przygotowanej przez
Natsu. Zaczęła chodził wokoło lokalu, w milczeniu przyglądając się kolejnym
partiom pomieszczenia. Nawet zajrzała do kuchni, ale na krótko. Potem wróciła
do Natsu i w końcu napiła się. Czekał z wyczekiwaniem na jej reakcję. Zrobił
kawę, jak pamiętał: prawdziwa, z bitą śmietaną i posypane na wierzchu
cynamonem. On pił tylko rozpuszczalną, ale dla matki specjalnie przygotował
oddzielną, postarał się, ale kiedy zobaczył, że Amelia się krzywi, łzy znów
podeszły mu do oczu.
—
Wy naprawdę podajecie to gościom? Obrzydliwe — powiedziała i odstawiła kubek na
bok. — Możecie mi dać coś innego, wodę? Albo coś zamkniętego…
Gray
zabrał od kobiety kubek i zawartość wylał do kwiatka stojącego obok. Potem
rąbnął min o stół, posyłając Amelii ostre, prawie znienawidzone spojrzenie.
Natsu złapał go. Pokręcił głową, w ciszy błagając, by nie robił więcej scen.
Choć w sercu był mu bardzo wdzięczny za pomoc.
—
Po co teraz wróciłaś? Ojciec jeszcze nie wyszedł z więzienia — wyszeptał słabym
głosem.
—
Po co? — zdziwiła się. — Natsu, żartujesz, prawda?
Natsu
splótł palce u dłoni, aby tylko powstrzymać drżenie rąk, które potęgowało się
wraz z każdym, mocniejszym uderzeniem serca. Zimny dreszcz przebiegł po jego
plecach., Odruchowo złapał się za ramiona i potarł je, czując, że w
pomieszczeniu zaczyna się rozbić się coraz zimniej. Nagle światło zgasło.
—
Co się stało? — spytała zirytowana Amelia.
Znowu
zrobiło się jasno. Przy wyłączniku stał Gray. W jednej ręce trzymał długopis, w
drugim jakąś torbę. Rzucił ją przed Amelię. Ta tylko wzdrygnęła się w momencie,
gdy wylądowała tuż przed nią. Otworzyła ją. W środku znajdowały się trzy cegły.
Wyjęła jedną, potem drugą i trzecią, aż nagle podniosła się i zaczęła
wytrzepywać torbę, gorączkowo czegoś szukając. W końcu cisnęła nią o podłogę i
wściekła zwróciła się do Graya:
—
Gdzie moje rzeczy?!
—
Wyrzuciłem — odpowiedział, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Zapalił
jednego. Natsu nie pamiętał, by kiedykolwiek widział palącego Graya,
szczególnie w lokalu. W innych okolicznościach Erza już by go zabiła, ale teraz
kiedy byli tylko we trójkę w kawiarni, mógł swobodnie palić. Jednego skończył,
od razu wziął drugiego i zaciągnął się.
Amelia
tylko stała w osłupieniu.
—
Do śmietnika? — spytała z niedowierzaniem.
—
Dokładnie. — Skinął głową. — Jeśli chcesz, to możesz szukać swojej broni.
—
Broni? — wtrącił się Natsu. — Po co ci…
—
Po co?! — ryknęła. — Natsu, oczywiście, że zamierzam zabić Lucy.
—
Lu… Lucy? — wydukał niewyraźnie. — Nie, nie, nie, ona jest nie…
—
Niewinna? He! Dobre sobie. — Prychnęła. Położyła ręce na biodrach i zdecydowanym
krokiem ruszyła w stronę Natsu. — Może kiedy miała dziesięć lat, to nie
zasłużyła na to, co ją spotkało, ale teraz? Natsu, nie chcę cię niepokoić, ale
to nie jest mała dziewczynka. Ona nie tylko wie, co robi, ona jest wnuczką
Acnologii i nas zniszczy.
—
Nie, nie Lucy.
—
Nie? To jak wytłumaczysz fakt że ostatnio ktoś ją zaatakował.
—
No właśnie, ją, nie mnie! — bronił Lucy nadal i będzie stał po jej stronie aż
do samego końca. Lucy zbyt bardzo skrzywdzono, żeby teraz próbowała skrzywdzić
kogoś innego.
—
Natsu, Natsu, ty głupi synku — wyśmiała Natsu, wzruszając ramionami. — Naiwny
jak zawsze. Kochanie, ona chciała tylko, żebyś tak sądził. Nie sądzisz, że to
dziwne, że w takich okolicznościach ktoś ją chciał zabić. Nie, synku, ona tylko
grała. Chciała, żebyś uwierzył jej, a nie matce i ojcu, i… — zawahała się na
moment.
Czekał,
by dokończyła, ale kiedy tak się nie stało, wbił zmęczony wzrok w podłogę.
Mroczki pojawiły się przed jego oczami, widział niewyraźnie, miał nawet
wrażenie, że za moment zemdleje. Jak wielkimi kłamstwami matka próbowała go
jeszcze nakarmić? Nie, to nawet nie była ta kobieta, którą znał. Szczególnie
jej żal… Nigdy nie wymierzała to w kierunku Lucy, zawsze za wroga uznawała
Acnologię, nawet w pewnym momencie zaczęła nienawidzić Igneela za decyzje,
które podjął, ale nie Lucy…
—…brata
— dokończyła niespodziewanie.
—
Brata? — Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. — Jakiego „brata”?
—
Zerefa Dragneela… — zwiesiła głos, niezdolna, by mówić dalej. Wbiła zawstydzone
spojrzenie w podłogę.
—
Jakiego… Zeref? O Boże… Lucy, ona… Nie… — mówił bez sensu, ale dopiero teraz
wszystko zaczęło się układać w jedną całość.
Pamiętał
rozmowę z Lucy, tuż przed atakiem na nią, kiedy razem z Lokim wspomniała o
Zerefie, czy go zna, ale wtedy mógł odpowiedzieć tylko zdziwieniem. Rozumiał,
dlaczego się zezłościli na niego tego dnia. Nie wiedział jednak, że ma brata.
Nie pamiętał go. Nie zachował w pamięci ani jednego wspomnienia z nim
związanego. Wysilał się i wysilał, ale kończył porażką.
—
Przepraszam, że się wtrącę, ale… — odezwał się Gray — Natsu ma brata, o którym
nie wiedział, a na dodatek… — zaśmiał się — pracuje dla Acnologii. Coś
pominąłem? Źle zrozumiałem? Czy to może jakiś śmieszny żart? Coś jest w tym nie
tak?
—
Nie. — Amelia wyciągnęła z kieszeni złożone na cztery części zdjęcie.
Rozprostowała jego , po czym podała Natsu. — To my, cała rodzina.
Natsu
odruchowo odsunął się. Rękę schował za plecami ze strachu przed spojrzeniem po
raz pierwszy od lat na ojca — tego, którego znał, który trzymał go na baranach
i biegał po ogródku babci. Dojrzałe słonecznik zabujały się na wietrze przed
jego oczami. Ojciec zawsze mu powtarzał, że każde ziarenko jest równie cenne,
wiec należy wybrać wszystkie, nie zostawiać ani jednego za sobą, bo poczuje się
samotne. Więc łuskał słoneczniki, a babcia dumnie kiwała głową, wyszywając na
bujanym fotelu szalik. Obiecała, że za każdy pojemniczek dokończy kolejny
kawałek szalika. Natsu nie był na tyle cierpliwy. Błagał ją i błagał, plewiąc
nieudolnie w ogródku. Jak mocno oberwał za to, że wyrwał jej marchewki, bo
myślał, że to chwasty. Przynajmniej babcia miała porządek…
Dokończyła
szalik i parę dni później zasnęła w domu. Następnym razem odwiedził ją w
święta, gdy śnieg przykrył grubą warstwą Fiore — padły wtedy rekordowe opady od
ponad stu lat. Stał przy przykrytym śniegiem grobie i płakał, opatulony w
szalik, który dla niego zrobiła… Tylko że na tym zdjęciu nie miał go.
Igneel
trzymał go na baranach, śmiejąc się radośnie w stronę fotografa, a mam
próbowała uspokoić niemowlę, które spoczywało w jej ramionach, gdy siedziała na
krześle.
Natsu
wstrzymał na moment oddech. Przymknął powieki mocno, żeby sobie przypomnieć ten
moment. Na zdjęciu nie wyglądał na małego. Miał wtedy pewnie z pięć, sześć lat,
a jednak nic nie pozwalało mu powrócić do tamtej chwili. Pierwsza łza spłynęła
po jego policzku, a potem kolejne podążyły za pierwszą w żałosnym płaczu. Natsu
opadł na kolana. Przeturlał się do matki i chwycił ją za dłoń, niewyraźnie
mówiąc jej, że nic nie pamięta.
Amelia
przyklęknęła tuż obok Natsu. Ujęła jego dłonie, całując wierzch skóry, a potem
musnęła kciukiem jego policzek. Szepnęła „synku”, uśmiechając się ciepło, ale
inaczej niż pamiętał. Mimo to widział w niej drogą matkę, którą przez tyle lat
wypłakiwał. Nie dyndała już na sznurze, nie zostawiła go samego samolubnie na
tym świecie, by dźwigał za nią problemy, tylko odeszła na moment, a teraz
wróciła…
Wróciła,
żeby zabić Lucy. Jedna myśl przywróciła go do rzeczywistości. Rzucił się na matkę,
ściskając ją w mocnym uścisku, aby nie widziała wyrazu jego twarzy. Gray jednak
go dostrzegł. Z początku skrzywił się z obrzydzeniem, ale moment później kiwnął
trzy razy.
Obaj
nie dopuszczą, by coś się stało Lucy…
0 Comments:
Prześlij komentarz