Lucy
nie zaśmiała się, gdy usłyszała tanie podrywy Lokiego. Zamiast tego zrobiła
poważną minę i się zbliżyła. Ujęła jego policzek, po czym uśmiechnęła się
łagodnie, a tym uśmiechu dostrzegł władczy gest. Stanęła na palcach i
pocałowała Lokiego, tym razem pewniej, choć nadal nieumiejętnie.
—
Dobrze, ale muszę przyznać, że nie umiesz się oświadczać! — Klepnęła go w pierś.
— Całkowity amator, nie amant.
—
Jak już dorobię się fortuny, to kupię ci pierścionek zaręczynowy! — obiecał,
choć sam się zastanawiał, na ile poważnie to mówi, i na ile poważnie Lucy
bierze jego oświadczyny. Nie miało to jednak większego znaczenia. Bo zaraz
chwycił ją w pasie i zaczął prowadzić w kierunku mieszkania zodiaków.
W
tym jednym Lucy miała rację, póki nie spotkał jej po dziesięciu latach, był
wolny. Nieświadomie uwięziła go, a może i sam pozwolić nałożyć na siebie
łańcuchy. Teraz jednak nastąpił koniec udawania. Lucy dobrze to określiła. Nie
był Lwem, tylko Lokim. Lew dawno umarł wraz z dniem, w którym odprowadził ojca
na miejsce wiecznego spoczynku.
—
To jaki masz plan, piękna? — Ucałował Lucy w policzek. — Czy jeszcze myślisz?
—
Przede wszystkim, zebrać siły i znaleźć sprzymierzeńców. Mam kilka pomysłów,
ale jeszcze muszę poczekać. Na razie nikt więcej mnie nie zaatakuje, więc…
—
A skąd to możesz wiedzieć?
Przejeżdżający
obok nich samochód zatrąbił, gdy uliczny kot wbiegł na ulicę. Zwierzę rozdarło
się i wskoczyło na najbliższe drzewo, wydając z siebie chrapliwy głos. Auto
pojechało dalej, a Loki dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że trąbienie
zagłuszyło odpowiedź Lucy. Posłał jej wymowne spojrzenie, aby tylko jeszcze raz
powiedziała, dlaczego jest tak pewna, że nikt jej nie zaatakuje.
—
Wiem to… — zaczęła niepewnie. — Wiem to, bo odkryłam, kto stał za ostatnim
atakiem. Raczej, domyślam się, ale jestem prawie pewna.
—
Żeby tylko cię ta pewność nie zgubiła — fuknął ostrym tonem. — Oj, przepraszam —
dodał szybko, gdy uznał, że jednak przesadził.
—
Nie, nie, masz rację, narzeczony.
Odwróciła
się i ruszyła w kierunku bloków. Loki dogonił ją szybko, wcześniej sprawnie
nakładając okulary przeciwsłoneczne. Lucy poprawiła je dla niego, nucąc pod
nosem jakąś piosenkę. Rozpoznał utwór — była to kołysanka, którą dawniej
śpiewała dla niej służąca, Panna, jak ją wszyscy zwali. Loki zacisnął pięść,
szukając wokoło punktu zaczepienia — czegoś, co odwróciłoby jego uwagę od
słodkiej, niewinnej piosenki, która nigdy nie padła z ust Layli.
—
Zawsze się mną opiekowaliście — wyszeptała Lucy, ocierając łzy z policzków. —
Nie byłam sama tylko dzięki wam. A teraz znów…
Loki
otworzył drzwi. Weszli na starą klatkę schodową, na której śmierdziało zdechłym
psem. Lucy jednak nie przejęła się zapachem, bo od razu weszła na schody,
kierując się na trzecie piętro.
—…
wracam do domu — dokończyła dopiero wtedy, gdy stanęła przed drzwi do
mieszkania.
—
Wejdę pierwszy, zrobię im niespodziankę — zaproponował Loki, odsuwając Lucy na
bok. Poprawił okulary i uśmiechnął się złośliwie, na co zaśmiała się
delikatnie.
Loki
rozwarł szeroko drzwi i gdy tylko usłyszał zamieszanie wywołane swoim
przybyciem, krzyknął donośnie:
—
Wrócił synek!
Oparł
się o futrynę i pomachał Strzelcowi, który stanął na środku przedpokoju w samym
szlafroku, jedząc bułeczkę z serkiem. Przełknął pierwszy gryz, a potem zaczął
kiwać głową, aż zamarł, gdy wyszedł Koziorożec.
—
Kim jesteś? — zapytał, łapiąc za parasol. — Złodziej?
—
Zostaw, zostaw, to tylko lwiątko wróciło do domu. — Strzelec zabrał
Koziorożcowi parasolkę i z powrotem włożył ją do kosza. — Po coś tu przyszedł?
W odwiedziny? Miałeś pilnować Lucy, poza tym… — zachwiał się, zwierzając do
salonu — co ty taki radosny?
—
Powiedzmy, że się zaręczyłem — wymamrotał nieśmiało Loki.
—
Gratulujemy, kim jest ta… — wyjął z kieszeni ciasteczko i przegryzł nim
bułeczkę — nieszczęśliwa wybranka? Że też ktoś cię zechciał…
—
Jest piękna, trochę tajemnicza, ale da się z nią dogadać, jeśli człowiek się
postara. Poza tym zawsze trzeba pilnować, by zjadła porządne śniadanie.
Totalnie nie umie się zachować w gościach, ale za to bardzo ładnie śpiewa i
niezła by była z niej tancerka. A te oczy? Jak tu się w nich nie zakochać?
Strzelec
wypuścił rąk ciasteczko i bułkę. Wrócił do przedpokoju, po drodze poprawiając
osuwający się z jego chudego ciała szlafrok. Nawet zaczesał włosy do tyłu, ale
najwięcej niepokoju zdradzało jego spojrzenie, które wbił w oczekiwaniu na
drzwi. Lucy wyszła z ukrycia. Szła powoli, Loki rzekłby nawet, że z gracją.
Pochyliła się i przywitała cicho, na co Strzelec i Koziorożec odpowiedzieli
wymownym milczeniem.
—
Lucy… — wydukał w końcu Strzelec.
Mężczyzna
podbiegł i wtulił się w Lucy mocno, kilka razy całując w policzek i mówiąc, na
jak piękną dziewczynę wyrosła. Aż w końcu podniósł ją i razem okręcili się
wokół własnej osi. Nie szczędzili przy tym krzyków, więc Loki zamknął drzwi i
zasunął zamek, aby nikt się do nich nie dobijał.
—
Boże, kiedy, co, jak… Zaręczyliście się? — zapytał najgłośniej. — Kiedy niby?
—
Przed chwilą, ale pierścionka nie dał — pochwaliła się Lucy, pokazując Lokiemu
język.
—
Patrzcie, jaka wredna. Byłem nieprzygotowany i tyle. Piękność Lucy absolutnie
mnie oślepiła!
—
Ta, jasne, piękność, po prostu wypaliłeś jakąś głupotę, a Lucy i tak cię
chwyciła w swoje szpony — fuknął Strzelec, prowadzając Lucy do salonu. — Kawa?
Herbata? Może… coś do jedzenia?
—
Nie, nie. — Pomachała dłonią. — Jadłam. Piłam. Przeszłam raczej… spotkać się.
—
Kim jesteś? — odezwał się po raz pierwszy, odkąd Lucy weszła do mieszkania,
Koziorożec.
—
Witam, proszę p… pana — przywitała się nieśmiało.
—
Lucy… Lucy była malutką dziewczynką, którą pozwoliłem porwać. Ty jesteś za
duża! Lucy to taka malutka… I ma długie włosy, a ty krótkie. Kim jesteś?
Wyciągnął
przed siebie drżące ręce, idąc chwiejnym krokiem ku Lucy. Zachwiał się. Loki i
Strzelec ruszyli mu na pomoc, lecz zdołał sam odzyskać równowagę, tuż przy
Lucy. Ujęła jego dłonie i pomogła wyprostować się. Koziorożec jednak od razu
pochylił się, by móc spojrzeć Lucy prosto w oczy. W jego mieniło się tylko
zwątpienie. Wszystko ustąpiło, kiedy łzy spłynęły po jego policzkach. Złapał
Lucy w mocne objęcie i krzyknął radosnym głosem:
—
Moja mała Lucy!
—
Kurde, aż mi się ocz zaczęły pocić od tego wysiłku — wtrącił się Strzelec,
teatralnie wycierając łzy.
—
Tak, ty się dużo pocisz — kontynuował żart Loki, podśmiewując się, gdy Lucy
nadal obejmowała Koziorożca.
—
Wróciłam — szepnęła delikatnie. — Wróciłam do domu…
—
Panienko, jak zdrowie? Dobrze się panienka odżywia? A jak szkoła? Dobrze się
panienka uczy? — Koziorożec zasypał Lucy gradem pytań. — Czy jest panienka… —
zawahał się — szczęśliwa?
Lucy
otworzyła usta, ale nie odpowiedziała. Położyła głowę an ramieniu Koziorożca i
coś szepnęła mu na ucho. Loki nie zrozumiał jej słów. Podszedł bliżej, by
usłyszeć choćby końcówkę zdania, ale w tym samym momencie Lucy odsunęła się od
Koziorożca. Okręciła się wokoło i rozejrzała po pokoju, uśmiechając, ale trochę
smutno.
—
I zaraz, naprawdę się zaręczyliście? — wrócił do poprzedniego tematu Strzelec. —
Aż nie chce mi się uwierzyć, że ten wabić na baby… Kurcze, on przecież
rozkochał w sobie…
Loki
zasłonił Strzelcowi usta. Odsunął go kawałek od Lucy i posłał jej krzywy
uśmiech, po czym spojrzał ostro na Strzelca, który śmiał się cicho.
—
Milcz — wysyczał Loki.
—
Nope! — Strzelec wyrwał się. Szlafrok trochę mu się rozsunął, więc poprawił go,
nim minął się z Lucy. — Pracował jako żigolak. Wiedziałaś? Mógłby napisać
książkę „Tysiąc podrywów na każdą babę”. Sprzedałaby się w milionach
egzemplarzy…
Loki
przykucnął. Zasłonił zawstydzoną, zaczerwienioną twarz, żeby tylko Lucy nie
mogła dłużej na niego patrzeć. Jednak usłyszał tylko radosny śmiech, który
dobiegł z miejsca, w którym stała dziewczyna. Podniósł się i zauważył, że Lucy
śmiała się w najlepsze, nie była ani trochę na niego zła.
—
To jakoś kiepsko ci poszło ze mną — zażartowała, przez co dołączył do niej
również Koziorożec.
—
Panienka ma poczucie humoru.
—
I do tego jest złośliwa — dodał jeszcze Strzelec. — A więc w pełni możemy już
cię adoptować! — przyznał.
Lucy
zamarła na moment. Potem wyprostowała się i spojrzała wprost na Strzelca, kiedy
zaczęły zbierać się jej łzy. Przegryzła wargę. Loki nie dał rady dłużej stać
daleko od niej. Podbiegł i chwycił narzeczoną w swoje objęcia, kiedy rozpłakała
się już na dobre.
—
Wszyscy cię kochamy, pamiętaj — wyszeptał jej na ucho. — A dla mnie jesteś aż
za piękna.
—
Zamknij się, bo cię uderzę — ostrzegła stosunkowo łagodnie. — I też was kocham,
bardzo was kocham. Dlatego… — zawiesiła głos. Odsunęła się kawałek od Lokiego, w
zasadzie nawet odsunęła się od wszystkich.
Usiadła
na fotelu i kilka razy westchnęła ciężko przy dźwiękach dobiegających z
włączonego telewizora. Nastała pora na wiadomości. Policja ostrzegała przed
samotnym wychodzeniem z domów i coś napomknęli o postępie w sprawie podpaleń.
Loki przestał zwracać uwagę na wiadomości, tak samo jak Strzelec i Koziorożec,
kiedy Lucy w końcu przemówiła:
—
Muszę was wykorzystać, by posłać Acnologię do więzienia — powiedziała ku
zaskoczeniu wszystkich zebranych.
Loki,
Strzelec i Koziorożec wymienili niepewne spojrzenia.
—
Panienko, a co z Igneelem?
—
Z Igneelem? — zdziwiła się. — Nie wiem. Ale jeśli Acnologia pójdzie do
więzienia, to może zostawi mnie w spokoju. A jeśli nie… to ucieknę stąd. Może
nawet za granicę. Bo wiecie… Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego Layla mnie tak
pilnowała, dlaczego mnie tak traktowała. Ona… — znów zawahała się — wiedziała,
że przez Acnologię znów będę cierpieć. Cieszę się, że spotkałam was po tylu
latach, ale sami wiecie, że to nie tego chcieliśmy. To nie jest najszczęśliwszy
moment w życiu. Radzę sobie w szkole źle, dręczą mnie, niby Natsu… — pokręciła
głową — nie, nawet on, mam tak wrażenie, że koniec końców stanie po stronie
ojca.
—
Panienko… — przerwał jej Koziorożec.
—
Wiem, wymagam zbyt wiele, ale tylko na was mogę liczyć. Ja…
—
Lucy, czego w zasadzie od nas oczekujesz? — wszedł jej w słowo Strzelec.
Okrążył pokój wokół, trzymając splecione ręce za plecami. Kilka razy wyciągnął
się, a potem dokończył wypowiedź: — Mamy go zabić? Zniszczyć? Wsadzić do
więzienia? Pobić? Lucy, czego chcesz?
—
Chcę, żeby… — odetchnęła spokojnie — stracił to, co dla niego najcenniejsze.
Wskazała
na siebie palcem, lekko się uśmiechając, jakby w jej słowach tkwił niewinny
plan. Jednak Loki zdawał sobie sprawę, czego tak naprawdę od nich oczekuje.
Najcenniejsza była dla Acnologii tylko Lucy, więc to ją musiał stracić — w
najbardziej dotkliwy, bolesny sposób, na jaki zasługiwał.
—
Chcesz, żebyśmy cię zabili? — wydukał Strzelec, również niedowierzając prośbie
Lucy.
Lucy
w odpowiedzi skinęła głową.
0 Comments:
Prześlij komentarz