[Pozory czasem mylą] Rozdział 49 Ratuj, nim odejdzie


Lucy nie zaśmiała się, gdy usłyszała tanie podrywy Lokiego. Zamiast tego zrobiła poważną minę i się zbliżyła. Ujęła jego policzek, po czym uśmiechnęła się łagodnie, a tym uśmiechu dostrzegł władczy gest. Stanęła na palcach i pocałowała Lokiego, tym razem pewniej, choć nadal nieumiejętnie.

— Dobrze, ale muszę przyznać, że nie umiesz się oświadczać! — Klepnęła go w pierś. — Całkowity amator, nie amant.
— Jak już dorobię się fortuny, to kupię ci pierścionek zaręczynowy! — obiecał, choć sam się zastanawiał, na ile poważnie to mówi, i na ile poważnie Lucy bierze jego oświadczyny. Nie miało to jednak większego znaczenia. Bo zaraz chwycił ją w pasie i zaczął prowadzić w kierunku mieszkania zodiaków.
W tym jednym Lucy miała rację, póki nie spotkał jej po dziesięciu latach, był wolny. Nieświadomie uwięziła go, a może i sam pozwolić nałożyć na siebie łańcuchy. Teraz jednak nastąpił koniec udawania. Lucy dobrze to określiła. Nie był Lwem, tylko Lokim. Lew dawno umarł wraz z dniem, w którym odprowadził ojca na miejsce wiecznego spoczynku.
— To jaki masz plan, piękna? — Ucałował Lucy w policzek. — Czy jeszcze myślisz?
— Przede wszystkim, zebrać siły i znaleźć sprzymierzeńców. Mam kilka pomysłów, ale jeszcze muszę poczekać. Na razie nikt więcej mnie nie zaatakuje, więc…
— A skąd to możesz wiedzieć?
Przejeżdżający obok nich samochód zatrąbił, gdy uliczny kot wbiegł na ulicę. Zwierzę rozdarło się i wskoczyło na najbliższe drzewo, wydając z siebie chrapliwy głos. Auto pojechało dalej, a Loki dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że trąbienie zagłuszyło odpowiedź Lucy. Posłał jej wymowne spojrzenie, aby tylko jeszcze raz powiedziała, dlaczego jest tak pewna, że nikt jej nie zaatakuje.
— Wiem to… — zaczęła niepewnie. — Wiem to, bo odkryłam, kto stał za ostatnim atakiem. Raczej, domyślam się, ale jestem prawie pewna.
— Żeby tylko cię ta pewność nie zgubiła — fuknął ostrym tonem. — Oj, przepraszam — dodał szybko, gdy uznał, że jednak przesadził.
— Nie, nie, masz rację, narzeczony.
Odwróciła się i ruszyła w kierunku bloków. Loki dogonił ją szybko, wcześniej sprawnie nakładając okulary przeciwsłoneczne. Lucy poprawiła je dla niego, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Rozpoznał utwór — była to kołysanka, którą dawniej śpiewała dla niej służąca, Panna, jak ją wszyscy zwali. Loki zacisnął pięść, szukając wokoło punktu zaczepienia — czegoś, co odwróciłoby jego uwagę od słodkiej, niewinnej piosenki, która nigdy nie padła z ust Layli.
— Zawsze się mną opiekowaliście — wyszeptała Lucy, ocierając łzy z policzków. — Nie byłam sama tylko dzięki wam. A teraz znów…
Loki otworzył drzwi. Weszli na starą klatkę schodową, na której śmierdziało zdechłym psem. Lucy jednak nie przejęła się zapachem, bo od razu weszła na schody, kierując się na trzecie piętro.
—… wracam do domu — dokończyła dopiero wtedy, gdy stanęła przed drzwi do mieszkania.
— Wejdę pierwszy, zrobię im niespodziankę — zaproponował Loki, odsuwając Lucy na bok. Poprawił okulary i uśmiechnął się złośliwie, na co zaśmiała się delikatnie.
Loki rozwarł szeroko drzwi i gdy tylko usłyszał zamieszanie wywołane swoim przybyciem, krzyknął donośnie:
— Wrócił synek!
Oparł się o futrynę i pomachał Strzelcowi, który stanął na środku przedpokoju w samym szlafroku, jedząc bułeczkę z serkiem. Przełknął pierwszy gryz, a potem zaczął kiwać głową, aż zamarł, gdy wyszedł Koziorożec.
— Kim jesteś? — zapytał, łapiąc za parasol. — Złodziej?
— Zostaw, zostaw, to tylko lwiątko wróciło do domu. — Strzelec zabrał Koziorożcowi parasolkę i z powrotem włożył ją do kosza. — Po coś tu przyszedł? W odwiedziny? Miałeś pilnować Lucy, poza tym… — zachwiał się, zwierzając do salonu — co ty taki radosny?
— Powiedzmy, że się zaręczyłem — wymamrotał nieśmiało Loki.
— Gratulujemy, kim jest ta… — wyjął z kieszeni ciasteczko i przegryzł nim bułeczkę — nieszczęśliwa wybranka? Że też ktoś cię zechciał…
— Jest piękna, trochę tajemnicza, ale da się z nią dogadać, jeśli człowiek się postara. Poza tym zawsze trzeba pilnować, by zjadła porządne śniadanie. Totalnie nie umie się zachować w gościach, ale za to bardzo ładnie śpiewa i niezła by była z niej tancerka. A te oczy? Jak tu się w nich nie zakochać?
Strzelec wypuścił rąk ciasteczko i bułkę. Wrócił do przedpokoju, po drodze poprawiając osuwający się z jego chudego ciała szlafrok. Nawet zaczesał włosy do tyłu, ale najwięcej niepokoju zdradzało jego spojrzenie, które wbił w oczekiwaniu na drzwi. Lucy wyszła z ukrycia. Szła powoli, Loki rzekłby nawet, że z gracją. Pochyliła się i przywitała cicho, na co Strzelec i Koziorożec odpowiedzieli wymownym milczeniem.
— Lucy… — wydukał w końcu Strzelec.
Mężczyzna podbiegł i wtulił się w Lucy mocno, kilka razy całując w policzek i mówiąc, na jak piękną dziewczynę wyrosła. Aż w końcu podniósł ją i razem okręcili się wokół własnej osi. Nie szczędzili przy tym krzyków, więc Loki zamknął drzwi i zasunął zamek, aby nikt się do nich nie dobijał.
— Boże, kiedy, co, jak… Zaręczyliście się? — zapytał najgłośniej. — Kiedy niby?
— Przed chwilą, ale pierścionka nie dał — pochwaliła się Lucy, pokazując Lokiemu język.
— Patrzcie, jaka wredna. Byłem nieprzygotowany i tyle. Piękność Lucy absolutnie mnie oślepiła!
— Ta, jasne, piękność, po prostu wypaliłeś jakąś głupotę, a Lucy i tak cię chwyciła w swoje szpony — fuknął Strzelec, prowadzając Lucy do salonu. — Kawa? Herbata? Może… coś do jedzenia?
— Nie, nie. — Pomachała dłonią. — Jadłam. Piłam. Przeszłam raczej… spotkać się.
— Kim jesteś? — odezwał się po raz pierwszy, odkąd Lucy weszła do mieszkania, Koziorożec.
— Witam, proszę p… pana — przywitała się nieśmiało.
— Lucy… Lucy była malutką dziewczynką, którą pozwoliłem porwać. Ty jesteś za duża! Lucy to taka malutka… I ma długie włosy, a ty krótkie. Kim jesteś?
Wyciągnął przed siebie drżące ręce, idąc chwiejnym krokiem ku Lucy. Zachwiał się. Loki i Strzelec ruszyli mu na pomoc, lecz zdołał sam odzyskać równowagę, tuż przy Lucy. Ujęła jego dłonie i pomogła wyprostować się. Koziorożec jednak od razu pochylił się, by móc spojrzeć Lucy prosto w oczy. W jego mieniło się tylko zwątpienie. Wszystko ustąpiło, kiedy łzy spłynęły po jego policzkach. Złapał Lucy w mocne objęcie i krzyknął radosnym głosem:
— Moja mała Lucy!
— Kurde, aż mi się ocz zaczęły pocić od tego wysiłku — wtrącił się Strzelec, teatralnie wycierając łzy.
— Tak, ty się dużo pocisz — kontynuował żart Loki, podśmiewując się, gdy Lucy nadal obejmowała Koziorożca.
— Wróciłam — szepnęła delikatnie. — Wróciłam do domu…
— Panienko, jak zdrowie? Dobrze się panienka odżywia? A jak szkoła? Dobrze się panienka uczy? — Koziorożec zasypał Lucy gradem pytań. — Czy jest panienka… — zawahał się — szczęśliwa?
Lucy otworzyła usta, ale nie odpowiedziała. Położyła głowę an ramieniu Koziorożca i coś szepnęła mu na ucho. Loki nie zrozumiał jej słów. Podszedł bliżej, by usłyszeć choćby końcówkę zdania, ale w tym samym momencie Lucy odsunęła się od Koziorożca. Okręciła się wokoło i rozejrzała po pokoju, uśmiechając, ale trochę smutno.
— I zaraz, naprawdę się zaręczyliście? — wrócił do poprzedniego tematu Strzelec. — Aż nie chce mi się uwierzyć, że ten wabić na baby… Kurcze, on przecież rozkochał w sobie…
Loki zasłonił Strzelcowi usta. Odsunął go kawałek od Lucy i posłał jej krzywy uśmiech, po czym spojrzał ostro na Strzelca, który śmiał się cicho.
— Milcz — wysyczał Loki.
— Nope! — Strzelec wyrwał się. Szlafrok trochę mu się rozsunął, więc poprawił go, nim minął się z Lucy. — Pracował jako żigolak. Wiedziałaś? Mógłby napisać książkę „Tysiąc podrywów na każdą babę”. Sprzedałaby się w milionach egzemplarzy…
Loki przykucnął. Zasłonił zawstydzoną, zaczerwienioną twarz, żeby tylko Lucy nie mogła dłużej na niego patrzeć. Jednak usłyszał tylko radosny śmiech, który dobiegł z miejsca, w którym stała dziewczyna. Podniósł się i zauważył, że Lucy śmiała się w najlepsze, nie była ani trochę na niego zła.
— To jakoś kiepsko ci poszło ze mną — zażartowała, przez co dołączył do niej również Koziorożec.
— Panienka ma poczucie humoru.
— I do tego jest złośliwa — dodał jeszcze Strzelec. — A więc w pełni możemy już cię adoptować! — przyznał.
Lucy zamarła na moment. Potem wyprostowała się i spojrzała wprost na Strzelca, kiedy zaczęły zbierać się jej łzy. Przegryzła wargę. Loki nie dał rady dłużej stać daleko od niej. Podbiegł i chwycił narzeczoną w swoje objęcia, kiedy rozpłakała się już na dobre.
— Wszyscy cię kochamy, pamiętaj — wyszeptał jej na ucho. — A dla mnie jesteś aż za piękna.
— Zamknij się, bo cię uderzę — ostrzegła stosunkowo łagodnie. — I też was kocham, bardzo was kocham. Dlatego… — zawiesiła głos. Odsunęła się kawałek od Lokiego, w zasadzie nawet odsunęła się od wszystkich.
Usiadła na fotelu i kilka razy westchnęła ciężko przy dźwiękach dobiegających z włączonego telewizora. Nastała pora na wiadomości. Policja ostrzegała przed samotnym wychodzeniem z domów i coś napomknęli o postępie w sprawie podpaleń. Loki przestał zwracać uwagę na wiadomości, tak samo jak Strzelec i Koziorożec, kiedy Lucy w końcu przemówiła:
— Muszę was wykorzystać, by posłać Acnologię do więzienia — powiedziała ku zaskoczeniu wszystkich zebranych.
Loki, Strzelec i Koziorożec wymienili niepewne spojrzenia.
— Panienko, a co z Igneelem?
— Z Igneelem? — zdziwiła się. — Nie wiem. Ale jeśli Acnologia pójdzie do więzienia, to może zostawi mnie w spokoju. A jeśli nie… to ucieknę stąd. Może nawet za granicę. Bo wiecie… Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego Layla mnie tak pilnowała, dlaczego mnie tak traktowała. Ona… — znów zawahała się — wiedziała, że przez Acnologię znów będę cierpieć. Cieszę się, że spotkałam was po tylu latach, ale sami wiecie, że to nie tego chcieliśmy. To nie jest najszczęśliwszy moment w życiu. Radzę sobie w szkole źle, dręczą mnie, niby Natsu… — pokręciła głową — nie, nawet on, mam tak wrażenie, że koniec końców stanie po stronie ojca.
— Panienko… — przerwał jej Koziorożec.
— Wiem, wymagam zbyt wiele, ale tylko na was mogę liczyć. Ja…
— Lucy, czego w zasadzie od nas oczekujesz? — wszedł jej w słowo Strzelec. Okrążył pokój wokół, trzymając splecione ręce za plecami. Kilka razy wyciągnął się, a potem dokończył wypowiedź: — Mamy go zabić? Zniszczyć? Wsadzić do więzienia? Pobić? Lucy, czego chcesz?
— Chcę, żeby… — odetchnęła spokojnie — stracił to, co dla niego najcenniejsze.
Wskazała na siebie palcem, lekko się uśmiechając, jakby w jej słowach tkwił niewinny plan. Jednak Loki zdawał sobie sprawę, czego tak naprawdę od nich oczekuje. Najcenniejsza była dla Acnologii tylko Lucy, więc to ją musiał stracić — w najbardziej dotkliwy, bolesny sposób, na jaki zasługiwał.
— Chcesz, żebyśmy cię zabili? — wydukał Strzelec, również niedowierzając prośbie Lucy.
Lucy w odpowiedzi skinęła głową.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!