[Pozory czasem mylą] Rozdział 48 Uciekaj, póki nie jest za późno


 LOKI
— I co? — zapytał w końcu, kiedy z Lucy odeszli wystarczająco daleko od klubu karaoke i zatrzymali się na kawę w taniej budce przy pomniku zapomnianego żołnierza. — No wiesz…

Lucy usiadła na murku. Złapała w obie dłonie kubek z kawą, ostrzegając sobie ręce. Smutny wzrok wbiła w wierzch napoju, po którym pływały nierozpuszczone granulki kawy. Potrząsnęła kubeczkiem i wypiła na raz połowę, nie śpiesząc się z odpowiedzią. Rozmyślała, to mógł światło stwierdzić, kiedy machała nogami do przodu i do tyłu, jak kiedyś, gdy zastanawiali się, w jaką to grę zagrać.
— To nie Levy — odparła po chwili ociężałym głosem. — Myślałam, że to ona, ale nie. Kto? Kto mnie dręczy, ja… Ja nie wiem, czy sobie z tym poradzę. — Objęła się za ramiona, kiedy zawiał chłodny wiatr. Zaciągnęła mocniej czapkę na głowę.
Loki dosiadł się do Lucy i przytulił ją do siebie, kiedy nie wiedział, co jeszcze może dla niej zrobić. Centrum było tego dnia takie piękne, kolorowe i żywe, czego się nie spodziewał po ostatnich atakach. Ludzie chętnie odwiedzali kluby, tłumy stały przed barami, a policja pilnowała porządku. To właśnie była ta różnica, która sprawiała, że czuł się otoczony niechcianymi spojrzeniami. Funkcjonariusze byli zainteresowali Lucy, siedzieli centralnie naprzeciw jednego z patroli, ale póki co nikt do nich nie podszedł.
— Czy ja wariuję? — spytała, a potem dopiła kawę do końca. Loki nawet jej jeszcze nie ruszył.
Zaśmiał się cicho.
— Oczywiście, że nie — pocieszył ją, jednak jego słowa wydawały się nie docierać do Lucy.
Kiwnęła na znak, że go zrozumiała, ale poza tym nie doczekał się innej reakcji. Lucy trwała w niepokojącym milczeniu, które powoli irytowało Lokiego. Mimo wszystko obiecała mu randkę i nie zamierzał zmarnować możliwie jedynej okazji na to, by spróbować z Lucy…
— Jesteśmy… Jesteśmy na randce — przypomniał jej.
Loki aż zarumienił się ze wstydu i wtedy akurat Lucy popatrzyła się na niego, przegryzając dolną wargę.
— Randka — powtórzyła, drapiąc się po bliźnie. — Tak, tak, randka… Przepraszam, znowu zawaliłam?
Tak, odpowiedział w myślach, ale jakkolwiek się starał, nie dał rady wypowiedzieć tej odpowiedzi na głos.
— Nie, co coś ty… — wydukał z trudem, a jego głos brzmiał sztucznie, jakby próbował bardziej oszukać siebie, aniżeli Lucy.
— Naprawdę? — zdziwiła się, niekoniecznie dlatego że usłyszała najgorsze kłamstwo na świecie, raczej powodem było to, że wierzyła Lokiemu.
Opuścił głowę, chowając zawstydzoną twarz za rudymi włosami. Spiął mięśnie na twarzy, usta zaczęły drżeć w nierównych odstępach, a od płaczu powstrzymywała go tylko myśl, że Lucy wciąż na niego patrzy. Spojrzenie miała łagodne, uspokoiła się, ale wciąż tkwiło w ich swego rodzaju oszustwo. Czy Lucy oszukiwała siebie, czy może otoczenie? Trudno było Lokiemu znaleźć rozwiązanie tej zagadki, skoro wzrok miała nieobecny i może przede wszystkim inny od tego, który poznał dwa tygodnie temu. Wtedy uciekała od prawdy i od matki, dziś nie znał powodu, dla którego miałaby ukrywać… coś…
Dlatego to bolało jeszcze mocniej. Zrobił wszystko, żeby ją uchronić przed Fairy Tail, Igneelem, matką, ojcem, a wciąż spotykał się z brakiem zaufania. Czy tam mocno go nienawidziła? Czy znalazła kogoś innego? Czy zmieniła się po tym jednym razie, gdy uciekła z Natsu? Pamiętał, że to od tamtego momentu zaczął czuć się przy niej nieswojo.
— Mam ciebie dosyć — wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Nie, nie, nie, nie mów tego, zaczął powtarzać sobie w myślach, ale nie zdołał się powstrzymać:
— Mam ciebie dosyć. Zależy mi na tobie. Chcę cię ochronić, ale nie dam rady, kiedy mnie okłamujesz. Lucy, spójrz mi prosto w oczy i… — złapał ją za ramiona, a głos załamał mu się, gdy dokończył zdanie: — powiedz, że jeszcze coś dla ciebie znaczę…
Lucy przysunęła się do Lokiego. Złapał go za policzki, niemal szczypnęła za nie, a potem pocałowała go — delikatnie, krótko, czuł, że robiła to po raz pierwszy. W jej ruchach było coś nieśmiałego, szybko się również odsunęła, odwracając zawstydzony wzrok.
— Zależy — mruknęła. — Bardzo zależy.
— Słucham? — wyszeptał z niedowierzaniem.
— Bardzo — powtórzyła, aby nie miał żadnych wątpliwości. — Troszkę… Daj mi troszkę czasu. Parę dni, ja potrzebuję twojej pomocy, ale jeszcze sama… Nie… — Pokręciła głową. — Kiedy… Loki… — mówiła niezrozumiale, przerywała, potem jeszcze coś dodała, ale Loki nie zdołał jej pojąć. W końcu poddała się i powiedziała tylko: — Ufam ci, ale nie ufam sobie. Tylko dlaczego?
Loki położył dłoń na jej bliźnie. Musnął nierówne krawędzie, analizując inną w dotyku skórę. Była troszkę szorstka. W końcu się uśmiechnął. Dobrze, da jej czas, ale tylko kilka dni. Potem odejdzie, jeśli nie otrzyma tego, o co walczył.
— Lucy, jesteś strasznie samolubna. — Pstryknął ją w czoło. — Cholernie samolubna.
— Mimo wszystko jestem wnuczką Acnologii — przyznała, chyba po raz pierwszy w całym w życiu, a na dodatek w pełni świadoma wagi tego oświadczenia. — Loki, ja myślałam wiele o wszystkim. O Natsu, ostatnich atakach, o szkole, Lisannie, ojcu, matce, Acnologii, Zerefie i… doszłam do wniosku, że chyba sama muszę zacząć walczyć. Czy… czy nauczysz mnie, jak strzelać?
Loki odruchowo zabrał od Lucy dłoń. Zacisnął ją w pięść i delikatnie stuknął o mur, na którym siedzieli. Wzrok wbił w policjantów. Bał się, że przypadkowo mogli usłyszeć jej prośbę, aczkolwiek czy kogokolwiek powinno dziwić, że młoda dziewczyna chce się nauczyć bronić? Pewnie na ten moment nie…
— Sam nie do końca potrafię — przyznał po chwili. — Ale znam kogoś, kto ci pomoże.
Skinęła głową.
— Dziękuję. A teraz… — zeskoczyła z murku — chyba obiecałam ci jakąś randkę? — Zaśmiała się słodko. — Może do kina? Może na horror? Nie lubię ich, ale przynajmniej pokrzyczę i nikt nie uzna mnie za wariatkę.
— A ja myślę, że wygonią nas z kina.
Loki ruszył za Lucy, która wyraźnie przyspieszyła, mając jakąś nagłą potrzebę, by iść przed nim. Wciąż jednak oglądała się co jakiś czas do tyłu, sprawdzając, czy przypadkiem go nie zgubiła. W pewnym momencie w końcu przystanęła. Wzięła Lokiego pod ramię i razem zaczęli iść, tym razem na równi, w kierunku kina. Centrum handlowe było o tej porze zapchane, ale wkrótce je zamykali, pozostawiając do dyspozycji jedynie kino i jakiś bar całodobowy. Lucy wybrała sobie maślany popcorn.
Wybrali film razem, oczywiście horror, bo ani Lucy nie zamierzała odstąpić, ani Loki nie czuł potrzeby, by uratować jej tyłek. Usiedli w swoich miejscach i dopiero zorientował się, że w sali znajduje się tylko kilka osób. Seans jeszcze się nie zaczął, ale już wątpił w to, że wybrali właściwy film.
— Będę krzyczeć — ostrzegł jeszcze raz Lucy.
Chwyciła Lokiego za rękę. Między nimi położyła popcorn, a po kilku minutach w końcu zgasili światła i zaczęli wyświetlać reklamy…

***

Loki przeciągnął się mocno, chwiejnym krokiem przemierzając korytarz, po którym zebrała się kolejna grupa widzów, która czekała na seans w pomieszczeniu obok. Przepchnął się między nimi i podparł ścianę przy łazience, czekając, aż z Lucy z niej wyjdzie, a że kolejki do kibla damskiego wydawały się nieskończone, to wątpił, że wyjdą stąd szybko.
W tym czasie postanowił przejrzeć Internet. Zapomniał również o tym, że w trakcie seansu wyłączył dźwięk. Nikt w tym czasie się do niego nie dobijał, ale niekoniecznie był pewien czy to dobrze czy to jednak źle. Nie dostał żadnych wiadomości na pocztę, oprócz wypowiedzenia umowy o zatrudnienie, tylko że tego maila po prostu nie przeczytał.
— Loki, już. — Lucy wyszła z toalety, otrzepując mokre ręce. — Gdzie teraz idziemy? Może…
— No, gdzie jest to „może”? — fuknął zniecierpliwiony.
— Może spotkam się znowu z… No, wami…
Telefon wypadł Lokiemu z ręki. Szybko udało mu się go kopnąć, nim upadł na podłogę, potem jeszcze raz, aż szybko przykucnął i go złapał. Odetchnął z ulgą, kiedy odkrył, że nic mu się nie stało.
— Masz na myśli zodiaki? — dopytał się, nie będąc pewien, czy Lucy ma na pewno ich na myśli.
— Tak.
— Kurde, ty to tak po tym horrorze? — zażartował, wciąż drżąc na myśl o tym tragicznym filmie.
— Nie, w zasadzie w trakcie pomyślałam, że fajnie byłoby odwiedzić dawnych przyjaciół. A wracając do filmu, to ty krzyczałeś, nie ja — przypomniała Lokiemu.
Odwrócił się, udając, że ją nie słyszy, i ruszył w kierunku wyjścia. Nie wiedział, co ma sądzić o pomyśle Lucy. Z jednej strony wierzył, że dawni służący domu Heartfiliów na pewno ucieszą się na widok Lucy, z drugiej, obawiał, że spotkanie źle się skończy.
— Damy rady, proszę.
Loki nie odpowiedział jej.
— No proszę. — Dźgnęła go w bok. — Loki, Loki, Loki.
— Nie — odparł w końcu, powoli tracąc na nią siły. — Co ty tak nagle zaczęłaś na to nalegać? Zmieniłaś się. Nie poznaję cię. To straszne. Lucy, od kiedy uciekłaś wtedy z Natsu, coś… — Ugryzł się w język, ale za późno.
Lucy posmutniała, nie wyszła jednak przed Lokiego, jak ostatnim razem. Po chwili chwyciła go nawet za rękę.
— Potrzebuję sprzymierzeńców. Pomocy — wyznała nagle, kiedy znaleźli się w tłumie ludzi. — A wierzę, że wy mnie nie zostawicie.
— Próbujesz… — zaczął, ale nie zdołał przełknąć tego, co zamierzał powiedzieć. Lucy próbowała ich wykorzystać — fakt był prosty, nieskomplikowany, a jednocześnie bolał mocniej niż cokolwiek innego.
— Przepraszam, że przesadziłam. Oczekuję chyba zbyt wiele. Poza tym, tak jak już powiedziałeś, oczekuję zbyt wiele. Przepraszam cię.
— Nie przepraszaj mnie już, Lucy!
Zatrzymał ją i szarpnął za ramiona. Potrząsnął Lucy jeszcze kilka razy, ale przestał, gdy zaczął słyszeć niepokojące szepty. Kilka osób przystanęło obok nich na moment. Loki przełknął głośno ślinę, ostrożnie odsuwając się od Lucy. Dziewczyna jednak złapała go za rękę i wyciągnęła z tłumu, kierując się w stronę starej części miasta, gdzie mieszkały zodiaki.
— Loki, zostaw mnie! — wykrzyczała, ściskając jeszcze mocniej jego nadgarstek.
— Sł… Słucham? — spytał, gdy dalej przemierzali kolejne ulice. — Lucy, co ty…
— Najpierw mówisz o obowiązku, że chcesz mnie ochronić, a potem, kiedy chcę naprawdę cię wykorzystać, masz do mnie pretensje. Skoro tak, to…
— Nie… — wyszeptał, ale nim zdołał wyjaśnić, Lucy mówiła dalej:
—… odejdź. Wyjedź. Spełnij swoje marzenia, a mnie tu zostaw. Nie jesteś mi nic winny, pamiętaj.
— Ale…
— Loki, nie ma żadnych „ale”. Po prostu zostawmy przeszłość za sobą i żyjmy teraźniejszością. Nie wiem, czy znaczę dla ciebie więcej, czy jestem kimś więcej niż tylko tą dziewczynką, której nie udało ci się uratować, ale JA jestem kimś więcej. Jestem Lucy, Lucy Heartfilia. Wiem, gdzie mieszkałeś. Pójdę tam sama. Jeśli chcesz, możesz odejść. Nie zatrzymam cię…
Chwyciła Lokiego za palec.
— Lucy…
— Nie odchodź — powiedziała przez łzy. — Nie zmuszę cię, ale nie chcę też żebyś odszedł. Loki, nie Lew, pamiętaj, a ja jestem Lucy. Lucy. Lucy — powtórzyła trzykrotnie.
Wyrwał palca z jej uścisku. Cofnął się o dwa kroki i pochylił, chwytając za dłoń Lucy. Ucałował delikatnie jej wierzch.
— Pięknej kobiecie nie potrafię odmówić. W takim razie, moja cudowna Lucy, niech cały świat padnie u naszych stóp! Mogę być nawet królem, a co tam! I chcę być bogaty, by już nigdy nie martwić się, czy jutro będę miał co zjeść na śniadanie. A jako że jesteś wnuczką Acnologii, to chętnie cię poślubię, by położyć swe łapska na fortunie.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!