—
I co? — zapytał w końcu, kiedy z Lucy odeszli wystarczająco daleko od klubu
karaoke i zatrzymali się na kawę w taniej budce przy pomniku zapomnianego
żołnierza. — No wiesz…
Lucy
usiadła na murku. Złapała w obie dłonie kubek z kawą, ostrzegając sobie ręce.
Smutny wzrok wbiła w wierzch napoju, po którym pływały nierozpuszczone granulki
kawy. Potrząsnęła kubeczkiem i wypiła na raz połowę, nie śpiesząc się z
odpowiedzią. Rozmyślała, to mógł światło stwierdzić, kiedy machała nogami do
przodu i do tyłu, jak kiedyś, gdy zastanawiali się, w jaką to grę zagrać.
—
To nie Levy — odparła po chwili ociężałym głosem. — Myślałam, że to ona, ale
nie. Kto? Kto mnie dręczy, ja… Ja nie wiem, czy sobie z tym poradzę. — Objęła
się za ramiona, kiedy zawiał chłodny wiatr. Zaciągnęła mocniej czapkę na głowę.
Loki
dosiadł się do Lucy i przytulił ją do siebie, kiedy nie wiedział, co jeszcze
może dla niej zrobić. Centrum było tego dnia takie piękne, kolorowe i żywe,
czego się nie spodziewał po ostatnich atakach. Ludzie chętnie odwiedzali kluby,
tłumy stały przed barami, a policja pilnowała porządku. To właśnie była ta
różnica, która sprawiała, że czuł się otoczony niechcianymi spojrzeniami.
Funkcjonariusze byli zainteresowali Lucy, siedzieli centralnie naprzeciw
jednego z patroli, ale póki co nikt do nich nie podszedł.
—
Czy ja wariuję? — spytała, a potem dopiła kawę do końca. Loki nawet jej jeszcze
nie ruszył.
Zaśmiał
się cicho.
—
Oczywiście, że nie — pocieszył ją, jednak jego słowa wydawały się nie docierać
do Lucy.
Kiwnęła
na znak, że go zrozumiała, ale poza tym nie doczekał się innej reakcji. Lucy
trwała w niepokojącym milczeniu, które powoli irytowało Lokiego. Mimo wszystko
obiecała mu randkę i nie zamierzał zmarnować możliwie jedynej okazji na to, by
spróbować z Lucy…
—
Jesteśmy… Jesteśmy na randce — przypomniał jej.
Loki
aż zarumienił się ze wstydu i wtedy akurat Lucy popatrzyła się na niego,
przegryzając dolną wargę.
—
Randka — powtórzyła, drapiąc się po bliźnie. — Tak, tak, randka… Przepraszam,
znowu zawaliłam?
Tak, odpowiedział w myślach,
ale jakkolwiek się starał, nie dał rady wypowiedzieć tej odpowiedzi na głos.
—
Nie, co coś ty… — wydukał z trudem, a jego głos brzmiał sztucznie, jakby
próbował bardziej oszukać siebie, aniżeli Lucy.
—
Naprawdę? — zdziwiła się, niekoniecznie dlatego że usłyszała najgorsze kłamstwo
na świecie, raczej powodem było to, że wierzyła Lokiemu.
Opuścił
głowę, chowając zawstydzoną twarz za rudymi włosami. Spiął mięśnie na twarzy,
usta zaczęły drżeć w nierównych odstępach, a od płaczu powstrzymywała go tylko
myśl, że Lucy wciąż na niego patrzy. Spojrzenie miała łagodne, uspokoiła się,
ale wciąż tkwiło w ich swego rodzaju oszustwo. Czy Lucy oszukiwała siebie, czy
może otoczenie? Trudno było Lokiemu znaleźć rozwiązanie tej zagadki, skoro
wzrok miała nieobecny i może przede wszystkim inny od tego, który poznał dwa
tygodnie temu. Wtedy uciekała od prawdy i od matki, dziś nie znał powodu, dla
którego miałaby ukrywać… coś…
Dlatego
to bolało jeszcze mocniej. Zrobił wszystko, żeby ją uchronić przed Fairy Tail,
Igneelem, matką, ojcem, a wciąż spotykał się z brakiem zaufania. Czy tam mocno
go nienawidziła? Czy znalazła kogoś innego? Czy zmieniła się po tym jednym
razie, gdy uciekła z Natsu? Pamiętał, że to od tamtego momentu zaczął czuć się
przy niej nieswojo.
—
Mam ciebie dosyć — wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Nie, nie, nie, nie mów tego, zaczął
powtarzać sobie w myślach, ale nie zdołał się powstrzymać:
—
Mam ciebie dosyć. Zależy mi na tobie. Chcę cię ochronić, ale nie dam rady,
kiedy mnie okłamujesz. Lucy, spójrz mi prosto w oczy i… — złapał ją za ramiona,
a głos załamał mu się, gdy dokończył zdanie: — powiedz, że jeszcze coś dla
ciebie znaczę…
Lucy
przysunęła się do Lokiego. Złapał go za policzki, niemal szczypnęła za nie, a
potem pocałowała go — delikatnie, krótko, czuł, że robiła to po raz pierwszy. W
jej ruchach było coś nieśmiałego, szybko się również odsunęła, odwracając
zawstydzony wzrok.
—
Zależy — mruknęła. — Bardzo zależy.
—
Słucham? — wyszeptał z niedowierzaniem.
—
Bardzo — powtórzyła, aby nie miał żadnych wątpliwości. — Troszkę… Daj mi
troszkę czasu. Parę dni, ja potrzebuję twojej pomocy, ale jeszcze sama… Nie… —
Pokręciła głową. — Kiedy… Loki… — mówiła niezrozumiale, przerywała, potem
jeszcze coś dodała, ale Loki nie zdołał jej pojąć. W końcu poddała się i
powiedziała tylko: — Ufam ci, ale nie ufam sobie. Tylko dlaczego?
Loki
położył dłoń na jej bliźnie. Musnął nierówne krawędzie, analizując inną w
dotyku skórę. Była troszkę szorstka. W końcu się uśmiechnął. Dobrze, da jej
czas, ale tylko kilka dni. Potem odejdzie, jeśli nie otrzyma tego, o co
walczył.
—
Lucy, jesteś strasznie samolubna. — Pstryknął ją w czoło. — Cholernie
samolubna.
—
Mimo wszystko jestem wnuczką Acnologii — przyznała, chyba po raz pierwszy w
całym w życiu, a na dodatek w pełni świadoma wagi tego oświadczenia. — Loki, ja
myślałam wiele o wszystkim. O Natsu, ostatnich atakach, o szkole, Lisannie,
ojcu, matce, Acnologii, Zerefie i… doszłam do wniosku, że chyba sama muszę
zacząć walczyć. Czy… czy nauczysz mnie, jak strzelać?
Loki
odruchowo zabrał od Lucy dłoń. Zacisnął ją w pięść i delikatnie stuknął o mur,
na którym siedzieli. Wzrok wbił w policjantów. Bał się, że przypadkowo mogli
usłyszeć jej prośbę, aczkolwiek czy kogokolwiek powinno dziwić, że młoda
dziewczyna chce się nauczyć bronić? Pewnie na ten moment nie…
—
Sam nie do końca potrafię — przyznał po chwili. — Ale znam kogoś, kto ci
pomoże.
Skinęła
głową.
—
Dziękuję. A teraz… — zeskoczyła z murku — chyba obiecałam ci jakąś randkę? —
Zaśmiała się słodko. — Może do kina? Może na horror? Nie lubię ich, ale
przynajmniej pokrzyczę i nikt nie uzna mnie za wariatkę.
—
A ja myślę, że wygonią nas z kina.
Loki
ruszył za Lucy, która wyraźnie przyspieszyła, mając jakąś nagłą potrzebę, by
iść przed nim. Wciąż jednak oglądała się co jakiś czas do tyłu, sprawdzając,
czy przypadkiem go nie zgubiła. W pewnym momencie w końcu przystanęła. Wzięła
Lokiego pod ramię i razem zaczęli iść, tym razem na równi, w kierunku kina.
Centrum handlowe było o tej porze zapchane, ale wkrótce je zamykali,
pozostawiając do dyspozycji jedynie kino i jakiś bar całodobowy. Lucy wybrała
sobie maślany popcorn.
Wybrali
film razem, oczywiście horror, bo ani Lucy nie zamierzała odstąpić, ani Loki
nie czuł potrzeby, by uratować jej tyłek. Usiedli w swoich miejscach i dopiero
zorientował się, że w sali znajduje się tylko kilka osób. Seans jeszcze się nie
zaczął, ale już wątpił w to, że wybrali właściwy film.
—
Będę krzyczeć — ostrzegł jeszcze raz Lucy.
Chwyciła
Lokiego za rękę. Między nimi położyła popcorn, a po kilku minutach w końcu
zgasili światła i zaczęli wyświetlać reklamy…
***
Loki
przeciągnął się mocno, chwiejnym krokiem przemierzając korytarz, po którym
zebrała się kolejna grupa widzów, która czekała na seans w pomieszczeniu obok.
Przepchnął się między nimi i podparł ścianę przy łazience, czekając, aż z Lucy
z niej wyjdzie, a że kolejki do kibla damskiego wydawały się nieskończone, to
wątpił, że wyjdą stąd szybko.
W
tym czasie postanowił przejrzeć Internet. Zapomniał również o tym, że w trakcie
seansu wyłączył dźwięk. Nikt w tym czasie się do niego nie dobijał, ale niekoniecznie
był pewien czy to dobrze czy to jednak źle. Nie dostał żadnych wiadomości na
pocztę, oprócz wypowiedzenia umowy o zatrudnienie, tylko że tego maila po
prostu nie przeczytał.
—
Loki, już. — Lucy wyszła z toalety, otrzepując mokre ręce. — Gdzie teraz
idziemy? Może…
—
No, gdzie jest to „może”? — fuknął zniecierpliwiony.
—
Może spotkam się znowu z… No, wami…
Telefon
wypadł Lokiemu z ręki. Szybko udało mu się go kopnąć, nim upadł na podłogę,
potem jeszcze raz, aż szybko przykucnął i go złapał. Odetchnął z ulgą, kiedy
odkrył, że nic mu się nie stało.
—
Masz na myśli zodiaki? — dopytał się, nie będąc pewien, czy Lucy ma na pewno
ich na myśli.
—
Tak.
—
Kurde, ty to tak po tym horrorze? — zażartował, wciąż drżąc na myśl o tym
tragicznym filmie.
—
Nie, w zasadzie w trakcie pomyślałam, że fajnie byłoby odwiedzić dawnych
przyjaciół. A wracając do filmu, to ty krzyczałeś, nie ja — przypomniała
Lokiemu.
Odwrócił
się, udając, że ją nie słyszy, i ruszył w kierunku wyjścia. Nie wiedział, co ma
sądzić o pomyśle Lucy. Z jednej strony wierzył, że dawni służący domu
Heartfiliów na pewno ucieszą się na widok Lucy, z drugiej, obawiał, że
spotkanie źle się skończy.
—
Damy rady, proszę.
Loki
nie odpowiedział jej.
—
No proszę. — Dźgnęła go w bok. — Loki, Loki, Loki.
—
Nie — odparł w końcu, powoli tracąc na nią siły. — Co ty tak nagle zaczęłaś na
to nalegać? Zmieniłaś się. Nie poznaję cię. To straszne. Lucy, od kiedy
uciekłaś wtedy z Natsu, coś… — Ugryzł się w język, ale za późno.
Lucy
posmutniała, nie wyszła jednak przed Lokiego, jak ostatnim razem. Po chwili
chwyciła go nawet za rękę.
—
Potrzebuję sprzymierzeńców. Pomocy — wyznała nagle, kiedy znaleźli się w tłumie
ludzi. — A wierzę, że wy mnie nie zostawicie.
—
Próbujesz… — zaczął, ale nie zdołał przełknąć tego, co zamierzał powiedzieć.
Lucy próbowała ich wykorzystać — fakt był prosty, nieskomplikowany, a
jednocześnie bolał mocniej niż cokolwiek innego.
—
Przepraszam, że przesadziłam. Oczekuję chyba zbyt wiele. Poza tym, tak jak już
powiedziałeś, oczekuję zbyt wiele. Przepraszam cię.
—
Nie przepraszaj mnie już, Lucy!
Zatrzymał
ją i szarpnął za ramiona. Potrząsnął Lucy jeszcze kilka razy, ale przestał, gdy
zaczął słyszeć niepokojące szepty. Kilka osób przystanęło obok nich na moment.
Loki przełknął głośno ślinę, ostrożnie odsuwając się od Lucy. Dziewczyna jednak
złapała go za rękę i wyciągnęła z tłumu, kierując się w stronę starej części
miasta, gdzie mieszkały zodiaki.
—
Loki, zostaw mnie! — wykrzyczała, ściskając jeszcze mocniej jego nadgarstek.
—
Sł… Słucham? — spytał, gdy dalej przemierzali kolejne ulice. — Lucy, co ty…
—
Najpierw mówisz o obowiązku, że chcesz mnie ochronić, a potem, kiedy chcę
naprawdę cię wykorzystać, masz do mnie pretensje. Skoro tak, to…
—
Nie… — wyszeptał, ale nim zdołał wyjaśnić, Lucy mówiła dalej:
—…
odejdź. Wyjedź. Spełnij swoje marzenia, a mnie tu zostaw. Nie jesteś mi nic
winny, pamiętaj.
—
Ale…
—
Loki, nie ma żadnych „ale”. Po prostu zostawmy przeszłość za sobą i żyjmy
teraźniejszością. Nie wiem, czy znaczę dla ciebie więcej, czy jestem kimś
więcej niż tylko tą dziewczynką, której nie udało ci się uratować, ale JA
jestem kimś więcej. Jestem Lucy, Lucy Heartfilia. Wiem, gdzie mieszkałeś. Pójdę
tam sama. Jeśli chcesz, możesz odejść. Nie zatrzymam cię…
Chwyciła
Lokiego za palec.
—
Lucy…
—
Nie odchodź — powiedziała przez łzy. — Nie zmuszę cię, ale nie chcę też żebyś
odszedł. Loki, nie Lew, pamiętaj, a ja jestem Lucy. Lucy. Lucy — powtórzyła
trzykrotnie.
Wyrwał
palca z jej uścisku. Cofnął się o dwa kroki i pochylił, chwytając za dłoń Lucy.
Ucałował delikatnie jej wierzch.
—
Pięknej kobiecie nie potrafię odmówić. W takim razie, moja cudowna Lucy, niech
cały świat padnie u naszych stóp! Mogę być nawet królem, a co tam! I chcę być
bogaty, by już nigdy nie martwić się, czy jutro będę miał co zjeść na
śniadanie. A jako że jesteś wnuczką Acnologii, to chętnie cię poślubię, by
położyć swe łapska na fortunie.
0 Comments:
Prześlij komentarz