Barry odsunął dłoń. Kluczył
nikł nawet w jego małej dłoni. Miał krótkie palce, czasami Eliot nabijał się,
że wyglądały jak u kobiety. Zaśmiał się na myśl, co przyjaciel powiedziałby w
tej sytuacji. Jednak w tym momencie jego tutaj nie było. Mógł oddać klucz,
pozbyć się problemu, ale… wtedy zrezygnowałby z jedynej szansy na poznanie Alby
lepiej.
Zacisnął klucz w pięści.
Odwrócił się i otworzył drzwi.
W momencie w którym rozchylił wejście, odór gnijącym zwłok uderzył w jego
nozdrza. Odruchowo cofnął się, osłaniając twarz, lecz nim zdążył uspokoić
żołądek, wymiotował na podłogę.
— Mówiłam, że pokażę ci coś
ciekawego. — Alba zaśmiała się złośliwie. — Widzę, że już powoli się domyślasz?
Barry przyklęknął. Zrobiło mu
się słabo. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i zemdleje na własne wymiociny.
Odór wciąż wydobywał się z rozchylonych drzwi sama myśl o wkroczeniu do tego
miejsca przerażała bardziej Barry’ego niż fakt, co za nimi się znajduje.
Usłyszał pipczenie na ręce. Otworzył
klapę na nadgarstku. Rozwarł szeroko oczy w niedowierzaniu, gdy zobaczył
powiadomienie od Alby.
— Ochronna maseczka — odparła
krótko.
Minęła Barry’ego i weszła do
środka, wypuszczając z pomieszczenia cały smród, który uderzył prosto w
Barry’ego. Bez chwili zawahania, odczytał powiadomienie i zgodził się na
wprowadzenie zmian w swoim organizmie.
Nie minęła nawet sekunda, kiedy
mógł znów normalnie oddychać. Maseczka zniwelowała wszystkie zapachy.
Technologia wciąż zadziwiała Barry’ego, ale w tych okolicznościach był
niesamowicie wdzięczny za jej rozwój.
Alba nałożyła w tym czasie
biały kitel lekarski. O dziwo, był na nią za duży. Koniec ubioru ciągnęła za
sobą po podłodze, zbierając wszystkie brudy. Dopiero po kilkunastu krokach,
kiedy doszła do samego końca pomieszczenia, podniosła kitel i przywiązała go w
pasie.
Barry zabrał z wieszaka drugi.
W tym czasie światła się włączyły. Wbrew wszystkim przewidywaniom, Barry nie
znalazł tam rozkładającym się ciał. Przyrządy chirurgiczne wisiały na prawej
ścianie w trzech rzędach, równo obok siebie. Wszystkie wyglądały na starannie
doczyszczone. Trzy kosze stały pod nimi. Dalej czekały na Barry’ego tylko
kolejne drzwi i pustka.
— Zawiodłem się — powiedział na
głos.
— Oczywiście, że tak. Lubię
działać wbrew oczekiwaniom innym, to ciekawsze od bycia oczywistym.
— Podłoga jest brudna — mówił
nadal, sprawdzając czystość nawierzchni. Na palcu został mu bordowy ślad — nie
z kurzu, nie z krwi, raczej z czegoś przypominającego rdzę.
— Niestety, ale tego nie dam
rady doczyścić.
— Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
— Ponieważ za mocno wsiąknęło.
Barry, ja naprawdę się tu nudzę. Świat jest interesujący, można wiele odkryć,
wiele z niego wydobyć, ale jeśli… — urwała. Spojrzała na własną dłoń, jakby na
linię życia. — Jest strasznie długa. Myślałam, że dożyję momentu, w którym
zacznę się śpieszyć, ale chyba muszę się pogodzić z tym, że nic się nie zmieni.
— Zmieni? — zainteresował się
jeszcze bardziej.
— Nic — mruknęła. — Tak to już
bywa. Nic na to nie poradzę. I dlatego podłoga jest brudna. Zbyt wiele nudy
wsiąknęło w te betony. Na początku jeszcze je szorowałam. Nawet do krwi. A
potem coraz mniej i mniej, aż… przestałam, bo i to mnie znudziło.
Przesunęła się w prawo o dwa
kroki i nadepnęła na wybrzuszenie w betonie. Podłoga zadrżała. Dokładnie przed
stopą Alby pojawiła się wyrwa, z której wyłonił się stół okryty białą płachtą.
Podjechał na wysokość pasa kobiety i się obrócił. Biała płachta opadła. Z linii
stołu wysunęła się czarna, gnijąca ręka, którą Alba ułożyła znów na stole.
Przykryła twarz ciała czarną chustą, by później odsłonić klatkę piersiową —
poruszała się. Nierówno, z odstępami i może na dwa, trzy milimetry w górę, ale
mimo wszystko zwłoki jakby żyły… a przynajmniej oddychały.
Alba machnęła dłonią,
zapraszając Barry’ego, by podszedł.
— Wybierz coś sobie. — Wskazała
na wiszące na ścianie przyrządy lekarskie. — Tyle razy ćwiczyłam z sobą
krojenie zwierząt. Oczywiście wszystkie były sztuczne. To jest coś prawdziwego.
Nieśmiertelne i cudowne. Jeszcze mi się nie znudziło. Ludzki organizm skrywa w
sobie tak wiele tajemnic. Kiedy byłam młoda, bardzo chciałam być patologiem
sądowym. Jak ja chciałam odkrywać, co się kryje za śmiercią dalej osoby. Poznać
ją w ten sposób. Z ciała da się wydobyć tyle tajemnic, ile tylko się chce.
Potrzeba jedynie umiejętności i dobrej woli.
Barry wybrał ze wszystkich
narzędzi cienki skalpel.
— Dobrze leży w twojej dłoni —
mówiła dalej Alba. — Nie bój się. Widziałam od dawien dawna, że fascynuje cię
śmierć. Bardzo mnie w tym przypominasz. I wiem, że tego chcesz. Poznać tę
kobietę. Zapytać ją, dlaczego umarła.
— Nie… żyje? — zapytał
ostrożnie, wciąż przyglądając się unoszącej się i opadającej klatce piersiowej.
— Poniekąd. Jest sztucznie
utrzymywana przy życiu. Organy w miarę normalnie pracują, żeby lepiej przyjrzeć
się temu, co zawiodło. A wiele zawiodło… Oj, wiele… — dodała ciszej.
— Nie można… — zawahał się na
moment. Jednak po chwili zrozumiał, że i tak nie ma nic do stracenia. — Nie
można jej zbadać w szpitalu.
— Można odkryć tylko to, co już
zostało odkryte, Barry. Technologia jest sprytna, inteligentka, ale i zawodna,
bo pracuje na tym, jak zaprogramował ją człowiek. Nie może odnaleźć w bazie
tego, czego człowiek nie wprowadził.
— To nowa choroba? Wada? —
dopytał się dalej, ściskając między palcami skalpel. Do Alby jeszcze nie
podszedł.
— Nie wiem — odpowiedziała
niskim tonem.
— A gdzie dokładnie…
— Nie wiem — wysyczała przez
zęby.
— Jak mam pomóc?
— Nie wiem! — krzyknęła w
końcu. — Po prostu tu chodź i mi pomóż! Mam dość szukania w samotności. Nudzę
się. Cisza i cisza, i cisza, cisza, cisza, cisza — powtórzyła szybko, bez
wytchnienia. — Masz mi pomóc, to rozkaz.
Alba walnęła w stół. Ręką
kobiety znów zawisła w powietrzu. Tym razem Alba jej nie poprawiła.
Barry skinął trzy razy i
podszedł. Rozchylił koszulę kobiety. Powierzchnia jej skóry była nieskazitelnie
gładka, nie widział żadnych defektów, co nie pasowało do obumarłej ręki. Musnął
palcem przez całą klatkę piersiową kobiety, poszukując jakichkolwiek śladów po
szwach, bliznach czy pozostałościach po otwarciach. Niczego jednak nie znalazł.
Przyłożył skalpel do piersi
kobiety, rozcinając ją nieznacznie, tak aby tylko zranić. Ciało zadrżało. Barry
odruchowo cofnął się, kiedy usta kobiety poruszyły się delikatnie.
— Mówiłam, ona jest sztucznie
utrzymywana przy życiu — powtórzyła Barry’emu, żeby nie miał żadnych
wątpliwości. Aczkolwiek jej słowa ani odrobinę go nie uspokoiły, co więcej,
przez nie bał się po raz kolejny dotknąć ciała.
Alba popchnęła go.
— Zobacz — powiedziała,
wskazując palcem na klatkę piersiową kobiety.
Rana zabliźniła się, a po
chwili sekundach całkowicie zanikła.
— J… Jak? — zapytał, ale po
chwili pewna myśl zapukała do jego głowy. To
ta moc, pomyślał, wspominając swoje Dies
irae.
— Tego też nie wiem, ale oprócz
rąk i stóp, wszystko jej się goi.
— Ona… — Nie znał jej imienia
kobiety. — Jak się nazywa?
— Jane — przedstawiła ją Alba.
— Od zawsze?
— Tak. Od kiedy po raz pierwszy
ją pokroiłam, zawsze te rany goiły się samoistnie. Czas ten sam. Skóra ta sama.
Nic się nie zmieniało. Możesz spróbować.
Barry zawahał się na moment.
Podejrzewał, że Albie chodziło o głębsze zbadanie ciała, może nawet oderwała
kawałka skóra bądź mięśnia na próbę.
Przełknął głośno ślinię.
Położył dłoń na klatce piersiowej Jane — znów uniosła się i opadła, jakby w
oddechu. Barry przybliżył skalpel do jej skóry. Oczekiwał jakiekolwiek reakcji
ze strony Jane, ale nie poruszyła się tym razem. Nabrał pewności, że nie żyje,
choć nadal nie czuł się swojo z badaniem tego ciała.
Powoli rozumiał, w czym leżał
problem — Alba poniekąd się pomyliła. Śmierć zawsze była fascynująca, ale
Barry’ego jeszcze nie znudziła. Władza, którą dał mu skalpel, nic nie znaczyła.
Nie odebrał życia Jane, nie patrzył na ostatnie chwile jej życie. Poza tym
teraz tylko milczała…
Barry rozciął fragment skóry od
szyi aż po lewą pierś. Jane delikatnie zadrżała, lecz drgawki ustały
momentalnie, gdy rana się zagoiła. Spróbował jeszcze raz, głębiej, aby dotrzeć
aż do mięśni. Ponownie chwyciły ciałem drgania, które minęły po tym samym
czasie, co płytsza rana.
Na skalpelu nie została choćby
kropla krwi. Był równie czysty, jak wtedy gdy zabrał go z wieszaka.
— I jak, Barry? — wyszeptała mu
do ucha Alba. — Cudowne uczucie, prawda?
— Niesamowite — odparł
przekonująco — a przynajmniej na tyle, na ile umiał.
Jane nie fascynowała go — nie
cięcie jej, nie przyglądanie się gojącym ranom. Włosy miała delikatne. Kiedy
owinął wokół palca jeden z jasnych kosmyków, poczuł, że są gładkie i zdrowe.
Grzywka zasłaniała wysokie czoło. Barry odgarnął włosy i musnął delikatny
policzek. Jane wyglądała jakby spała, bardzo głęboko i długo.
Kto
to zrobił, moja mała Jane?, zapytał w myślach, lustrując
wszystkie sprawy, które do tej pory zdążył poznać. Śmierć Jane była
fascynująca, ale po niej zasługiwała na spoczynek, nie na los, który zgotowała
jej Alba.
— Dlaczego jej nie pochowamy? —
zapytał w końcu.
Alba zabrała jego dłoń z
policzka Jane.
— Ponieważ jest bezcenna. Nikt
jej nie może poznać, Barry. Musi tu zostać. Jest interesującym obiektem, za
którym śmierć się skrywa bardzo sprytnie. Dalej nie chce mi odpowiedzieć na
kilka moich pytań, ale z twoją pomocą… — uśmiechnęła się skrycie — dam radę.
Wyszarpnął się z uścisku. Ujął
czarną dłoń Jane i odłożył ją na stół, ostrożnie przykrywając białą płachtą.
Musiało być jej zimno…
— Dlatego nie chcesz… — zaczęła
Alba, ale szybko jej przerwał:
— Nie chcę. Nie taka śmierć. —
Wziął kilka wdechów na uspokojenie. — Ponieważ nie została zamordowana. Nikt
nie odebrał jej życia. Ona… zwyczajnie odeszła.
— Odeszła — powtórzyła
ostrożnie Alba, a potem wybuchła gromkim śmiechem. — Dziecko drogie, ty w ogóle
się nie znasz. Oczywiście, że cię zainteresuje. Pomyśl, ile przed śmiercią
wycierpiała. Jej rany goiły się…
— Znałaś ją, gdy jeszcze żyła? —
spytał nieuważnie, nie zdążył się powstrzymać. — Przepraszam, ja…
Alba odsunęła się od stołu.
Zabrała jedno z narzędzi wiszących na ścianie. Barry nie zdążył się jemu
przyjrzeć, kiedy Alba wróciła do Jane i wbiła długi szpikulec w ciało kobiety,
aż przebiła się na drugi koniec. Jane pochłonęły drgawki, które nie ustały
nawet po tym, jak Alba zabrała narzędzie.
Krew ściekła z kolca, wracając
do ciała, kiedy Alba otrzepywała rękawy — mimo że były czyste.
— Masz jeszcze jakieś pytania,
Barry?
Pokręcił głową.
— Od początku żadnych nie
miałem — odpowiedział, tym razem uważnie dobierając słowa, aby nie ze zezłościć
Alby po raz drugi. — Mogę już wrócić?
— Nie, nie, nie. — Położyła
palec na ustach Jane. — Jeszcze nie przetestowałeś wszystkiego. Otwórzmy ją,
żeby sprawdzić, co jest w środku. Może coś zauważysz, może coś przeoczyłam, kto
tam wie! Poza tym dzisiaj jest taka spokojna. Też przydałoby się odkryć
przyczynę tego zjawiska. Pomożesz mi?
Barry ścisnął usta w wąską
linijkę.
— Tak, ale nie dziś — odparł po
chwili, zabierając od Alby szpikulec. — Jestem zmęczony, poza tym muszę się
przygotować.
— Przygotować? — zdziwiła się. —
Barry, kochanie ty moje, ty się po to narodziłeś. — Alba ujęła jego policzki. —
Jesteś tak podobny. Jesteś tak inny, cudowny dzieciaku. Wciąż masz coś z siebie
i z kogoś innego. Wybaczę dziś, jutro już nie będzie odwrotu. Pamiętaj, że
jestem dobra dla przyjaciół, ale wrogów…
—… zniszczysz — dokończył za
nią. — Wiem. Jutro się tu zjawię. Obiecuję. Dzisiaj naprawdę jestem zmęczony i
chcę porozmawiać z Eliotem.
—Z Eliotem… — Przewróciła
oczami. — Uważaj tylko co przy nim mówisz. Jedno słowo źle i jutro jego
będziesz kroił, a z tego, co wiem… — urwała, przybliżając twarz do Barry’ego —
to też z niego ciekawy okaz do badań — skończyła zdanie szeptem. — Teraz możesz
odejść…
Szpikulec wysunął się spod jego
palców i upadł z brzdękiem na podłogę. Barry cofnął się o kilka kroków, a potem
nagle uciekł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Znalazł wyjście,
jedynie drzwi, których nie widział otwartych. Szarpnął szybko za klamkę i
wbiegł z długi korytarz, który oświetlały stare lampy. Bez zastanowienia zaczął
przed siebie biec, aż w połowie drogi zamarł. Dostrzegł schody, ale chwyciły
nim nagłe duszności. Oparł się o ścianę plecami i przykucnął, gdy dotarło do
niego w pełni, jak brzmiała groźba.
— Nic nie powiem Eliotowi —
obiecał, bijąc się trzy razy w pierś. — Nigdy.
Możesz mnie wesprzeć tutaj:
Paypal – https://paypal.me/pools/c/8bkOu9wTfD
Ko-fi – https://ko-fi.com/rolaka
Znajdziesz mnie tutaj:
Blogger - https://rolaka-fiction.blogspot.com
Wattpad – https://www.wattpad.com/user/OlaRi9
Tumblr – https://rolaka.tumblr.com
Facebook – https://www.facebook.com/PisarkaRolaka/
Twitter – https://twitter.com/Rolaka1995
0 Comments:
Prześlij komentarz