LUCY
Lucy
wypakowała z torby wszystkie podręczniki i zeszyty, jakie tego dnia wzięła na
zajęcia. Podniosła je wszystkie na raz, a potem rzuciła na biurko. Huk rozniósł
się po całej sali. Pozostali uczniowie zamarli na moment, część spojrzeń
skierowała się ku Lucy. Jakaś osoba fuknęła, inny zaśmiał się złośliwie,
wskazując palcem w stronę Lucy, ale większość osób posłusznie wróciła na swoje
miejsca.
Profesor
Carla popatrzyła z dezaprobatą na Lucy, kręcąc z zawodu głową. A sama Lucy
tylko siedziała prosto na krześle, trzymając wysunięty długopis i zeszyt. Carla
tylko westchnęła.
—
Musimy omówić dziś ważną sprawę. Ktoś zdewastował Lucy ławkę, kiedy tu wróciła —
zaczęła i ponownie szmery rozeszły się po całej klasie.
Tym
razem Carla walnęła ręką o stół, tak głośno, że w moment nastała cisza.
—
Zamknijcie się chociaż na moment — syknęła zajadle. — Ktoś groził Lucy. Ktoś
zniszczył jej ławkę i rzeczy osobiste. Czy ktokolwiek coś widział, wie?
Lucy
wzięła głęboki wdech powietrza w oczekiwaniu na moment, w którym jakaś osoba z
klasy się odezwie. Nikt nie zdobył się jednak na odwagę. Milczenie wciąż
trwało, a Lucy pomału traciła cierpliwość.
—
Dobrze — kontynuowała Carla. — Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z powagi
sytuacji, prawda?
—
Bo to wnuczka tego całego Acnologii? — ktoś rzucił z tyłu.
Lucy
aż się wzdrygnęła. Nie podniosła się jednak, choć w odruchu napięła mięśnie
nóg. Wytrzymała, wzięła trzy głębokie wdechy i nadal czekała.
—
Nawet tak nie mów! — fuknęła Carla. Założyła ręce na piersi i zmierzyła
wzrokiem całą klasę. — Nikogo nie można dręczyć.
—
A szczególnie wnuczki Acnologii — dodała, tym razem inna osoba.
—
Nie, i dobrze o tym wiecie. Czyli co? Mam rozumieć, że nikt się nie przyzna? —
Postukała świeżo zrobionymi paznokciami o stół. — Proszę, nie bądźcie tacy, bo…
— urwała, kiedy Lucy wstała z miejsca. Odwróciła się w kierunku klasy i
pierwszy raz przyjrzała się twarzom własnych współrówieśników.
Widziała
w nich tylko obrzydzenie, żadnego strachu czy niepewności. Zastanawiała się,
czy ta odraza była skierowana w jej osobę czy może tylko dziadka, aczkolwiek
obawiała się, że to ona jest znienawidzona.
—
Nie zamierzam rozwiązywać sprawy z dziadkiem. Po prostu jest mi przykro, że
chcę się zmienić, a ktoś mnie dręczy.
Papierowa
kulka walnęła Lucy w czoło. Podniosła ją i rozprostowała kartkę, na której był
narysowany jej karykaturalny portret.
—
Ktoś lubi sztukę? — spytała poważnym tonem, pokazując wszystkim obraz, który
otrzymała. — Czyli w naszej klasie rodzi się nowy artysta. Nie zmarnuj swojego
talentu… — nim zdołała dokończyć, rzucono w nią kolejny papierek. Tym razem go
złapała.
Mówiłam poważnie, pomyślała,
kiedy chłopak za nią splunął na własną ławkę. W jego oczach widziała tylko
pogardę. Naprawdę chwaliła rysunek, nie zamierzała nikogo obrazić, ale zyskała
tylko większą nienawiść.
Zacisnęła
usta w wąską linijkę. Jej wargi zadrżały, gdy w tej samej chwili usłyszała z
oddali „dziwka”. Skinęła tylko głową. Wzięła swoją torbę i wyszła z klasy, mimo
sprzeciwów profesor Carli.
—
Starałam się — powiedziała, nie odwracając się ani razu w kierunku
nauczycielki.
Zamknęła
ostrożnie za sobą drzwi. Usiadła na ławce naprzeciwko, nasłuchując kolejnych
krzyków dobiegających z sali lekcyjnych. Kurtyna jednak opadła, przedstawienie
się skończyło, nic już nie miało sensu. Starania Lucy poszły na marne, ale z
drugiej strony, czy mogła kogokolwiek winić. Nie znała nawet imion własnych
kolegów z klasy.
—
Wcześniej mnie tak nie dręczyli — zauważyła, kładąc obok siebie karykaturalny
rysunek. „Kłamczucha” — ktoś napisał nad głową. Zaśmiała się odruchowo.
Lucy
podniosła się z poskokiem, kilka razy obracając wokół własnej osi na korytarzu.
Potem pomachała w kierunku sali lekcyjnej i uciekła, zanim profesor Carla
zdążyła wyjść i zawołać za nią. Zignorowała nauczycielkę. Zaczęła przemierzać
korytarze, nucąc pod nosem jakąś piosenkę, chyba ostatnio zaśpiewała ją i
Lokiemu. Wydała się nostalgiczna. Nawet na sercu robiło jej się ciepłej, gdy
zaczynała myśleć o kolejnych wersach piosenki. „Pies wszedł do budy, a kotek wypił mleko. Razem żyli, lecz osobno.
Jeden wstydliwy, drugi odważny. Ach, kotku, kotku, zaprzyjaźnij się z pieskiem.
Ach, piesku, piesku, nie uciekaj, kotek kocha cię” — zaczęła przypominać
sobie tekst. Kot i pies, niekoniecznie widziała tę dwójkę jako przyjaciół. Poza
tym kotek wcale nie kochał pieska, skoro w piosence autor prosił o
zaprzyjaźnienie się z nim.
Lucy
zrozumiała z tego tylko jeden morał — nie zaprzyjaźnisz się z nikim, jeśli
druga osoba tego nie chce. Szkoda tylko że dzieci tego nie uczono. Nawet taką
piosenką wpajano, że należy próbować przyjaźni z każdym, nawet jeśli sami tego
nie chcemy. Poza tym jak łatwo uczono kłamstwa. Kotek nie kochał psa, pies nie
chciał przyjaźni, ale dziecko nie potrafiło tego pojąć.
—
Pies wszedł do budy, a kotek wypił mleko.
Razem żyli, lecz osobno. Jeden wstydliwy, drugi odważny. Ach, kotku, kotku,
zaprzyjaźnij się z pieskiem. Ach, piesku, piesku, nie uciekaj, kotek kocha cię —
zaczęła śpiewać na korytarzu, aż dotarła pod bibliotekę.
Zapukała
i weszła do środka. Uśmiechnęła się ciepło do bibliotekarki, która zbyła ją
fuknięciem.
—
Witam, czy mogę wypożyczyć książkę? — spytała, wskazując na lekturę leżącą obok
bibliotekarki, kolejnej osoby, której nie znała. Była kobietą w średnim wieku,
wyjątkowo niską, ale za to o wydatnych piersiach. Poza tym nosiła ogromną
perukę, której kosmyki uwiązała w gruby kok.
—
A uaktualniła kartę na początku roku? — Tym razem nawet nie wyjrzała znad
monitora.
—
Mogę teraz?
—
Nie. — Machnęła, próbując się jej pozbyć. — Już, idź sobie. Jestem zajęta.
—
Proszę…
—
Ech… — Westchnęła ciężko. — Lucy, posłuchaj mnie kochanie, dyrekcja mnie
zwolni, jeśli cokolwiek ci wypożyczę.
—
S…Słucham? — szczerze się zdziwiła. — Dlaczego? Czy coś zrobiłam?
—
Ty? Oj, przepraszam, to przez ten stres. — Rozmasowała skronie. — Proszę,
przyjdź aktywować kartę za dwa, trzy tygodnie. Może wtedy sprawa się wyjaśni.
—
Sprawa? — mówiła dalej zdezorientowana.
—
Ty naprawdę nic nie wiesz?
Lucy
pokręciła głową, ku wielkim zaskoczeniu bibliotekarki, bo kobieta chwilę później
otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nawet zdjęła okulary.
—
Acnologia ściąga długi, znowu — wyszeptała mało wyraźnie. — Rozumiesz?
—
Ja… D… A… On?
Lucy
cofnęła się o kilka kroków. Wzrok wbiła najpierw w dywan, potem szafki, aż na
samym końcu zaczęła szukać ratunku w kobiecie, która tylko na nią patrzyła z
litością i zarazem pogardą, którą winna być skierowana wobec Acnologii, nie
jej. Pot spłynął po jej czole. Na ustach zamarły słowa, które pragnęła z siebie
wyrzucić, na własną obronę, na wytłumaczenie, że nigdy nie działała z
dziadkiem. Jednak widząc te chłodne, nieprzymierające w nienawiści oczy
kobiety, która straciły siły, by walczyć ze znienawidzeniem, ręce Lucy opadły z
bezsilności.
Przymknęła
powieki i wybiegła z biblioteki, łapiąc ciężkie wdechy. Dusiła się. Zimne
dreszcze przebiegały po jej plecach, jedne za drugimi, aż dopadło ją gorąco.
Uderzyło w twarz. Lucy wyskoczyła za świeże powietrze w samych spodniach i
bluzce. Kurtkę zostawiła w szatki. Na zewnątrz było tak zimno. Wiał ostry,
silny wiatr znad północy.
Lucy
zadrżała, wolnymi krokami zmierzając w stronę składziku na sprzęt sportowy.
Słyszała dobiegające z sali gimnastycznej krzyki nauczycielki, która jej klasę
również przetrzymywała przez przerwę. Chuchnęła na zziębniecie dłonie i skryła
się w między pozostawionymi matami. Skuliła się tuż przy samej ścianie, tuż pod
małym okienkiem, które okazało się nieszczelnie. Gwizdało z niego nieprzyjemnym
chłodem, prawie mrozem. Lucy jednak nie zamierzała się stąd ruszać.
Powoli
już rozumiała, co klasa miała na myśli. Choć z drugiej strony nie umiała
powstrzymać śmiechu, gdy docierało do niej, jak wiele osób zadłużyło się u jej
dziadka. Nie słyszeli o bankach? Pożyczkach? Kredytach? Naprawdę wszyscy lgnęli
do Acnologii z jakiegoś konkretnego powodu? Oferował niskie oprocentowanie? W
gratisie dodawał kupon na zakupy w jego sieci sklepów? Nie, Lucy nie do końca
rozumiała, z jakiego powodu ludzie tak bardzo zadłużyli się u jej dziadka. A
tym bardziej nie pojmowała, dlaczego całą nienawiść, odpowiedzialność za
wszystkie nieszczęścia tego świata, kierowali w stronę Lucy.
—
Gdzie ona jest? — usłyszała za drzwiami.
Odruchowo
skuliła się jeszcze mocniej, przyciągając kolana do piersi. Zatrzęsła się
mocniej, kiedy głosy się nasiliły się. Zasłoniła dłonią usta, a potem
przyłożyła ucho do cienkiej ściany.
—
Na pewno jest w schowku — powiedział jeden z uczniów.
Podniosła
się i szybko rozejrzała po pomieszczeniu. Nie było jednak, gdzie się ukryć.
Drzwi otworzyły się z impetem, do środka weszło dwóch chłopaków — w tym jeden,
który rzucił w nią wcześniej papierkiem.
—
Nie… — wyszeptała. — Nie…
Pociągnęli
ją za ręce i wywlekli na dwór, kiedy zaczęło padać.
—
Blondyneczka ma śliczne włosy — rzekła ironicznym, strasznie irytującym tonem
dziewczyna o ruch włosach, splecionych w gruby warkocz. Chłopcy popchnęli Lucy
prosto w błoto. Twarzą upadła w kałużę. Przez usta przedostała się obrzydliwa
maź, która w moment przyprawiła ją o odruchy wymiotne. Nie zdążyła się sama
podnieść, bo ktoś zaraz szarpnął ją za włosy i uniósł na wysokość twarzy. Była
to ta sama rudowłosa dziewczyna. Lucy odruchowo krzyknęła z bólu, gdy kilka kosmyków
wyrwało się z jej głowy. Zaczęła machać rękoma, próbując się wyrwać, ale klasa
tylko się śmiała.
—
Blond… — nim dokończyła, Lucy splunęła na nią śliną i błotem, może i nawet
wymiocinami, które podeszły jej do gardła.
Lucy
wyprostowała dłoń i z całej siły spoliczkowała dziewczynę. Szarpnęła głową,
wydostając się z mocnego uścisku. Część włosów została między palcami
przeklętej dziewczyny. Lucy zaryczała, dotykając pustych przestrzeni na głowie,
w których zaczęła zbierać się krew.
Nagle
ktoś ją kopnął w plecy. Znów upadła w tę samą kałużę, tym razem jednak zdołała
oprzeć się dłońmi, zanim jej twarz dotknęła tafli.
—
Dlaczego? — wycedziła przez zęby. — Tak chcecie to zrobić? Ja… — Zacisnęła
szczękę tak mocno, że aż jej zęby zazgrzytały. Pięść zacisnęła, mając ochotę
walnął po kolei każdego z uczniów. — Zemszczę się — wysyczała groźbę, naprawdę
życząc każdemu z tych przeklętych dzieciaków śmierci. — Nic nie zrobiłam…
—
To przez ciebie Acnologia zaczął zbierać długi! — odezwał się ktoś z grupki.
—
Przeze mnie? — Wyprostowała się i spojrzała na klasę z jeszcze większą pogardą
niż oni ją darzyli. — Pieprzcie się wszyscy. Nic nie zrobiłam. NIC! —
wykrzyknęła.
Rudowłosa
dziewczyna walnęła ją w twarz. Przymierzyła się do drugiego ciosu, ale Lucy
chwyciła ją za nadgarstek i oddała w policzek. Wstała i rzuciła się na
dziewczynę, zasypując ją gradem ciosów. Nagle ktoś ją złapał i odciągnął do
tyłu. Lucy gwałtownie wciągnęła powietrze, zachłystując się nim. Kilka razy
zakaszlała, ku wielkiemu zadowoleniu klasy. Ścisnęła mocno szczękę i spojrzała
zajadle na rudą dziewczynę, która śmiała się wraz z resztą, tylko inaczej… W
jej oczach tkwiło niemierzalne szaleństwo, którego Lucy obawiała się
najmocniej.
—
Ładna fryzura, blondyneczko — powiedziała, gładząc policzek Lucy.
Nie
zdołała nic z siebie wyrzucić.
Dziewczyna
wyjęła z torby nożyczki, dwóch chłopaków jeszcze raz chwyciło Lucy od tyłu, tym
razem przytrzymując mocno, boleśnie, aż chciała krzyczeć z rozdzierającego ją
bólu. Wykręcili jej rękę, bała się, że za moment wyrwą ją ze stawów. Ale ci
tylko się śmieli i coraz bardziej zaciskali dłonie na ramionach Lucy.
Ruda
chwyciła za pierwsze pasmo włosów. Obcięła je i pokazała wszystkim. Chwilę
później wiatr porwał włosy, gdy rozpoczęło się poklaskiwanie. Dziewczyna zabrała
się do dalszej roboty, biorąc kolejne to partie włosów i wycinając je aż przy
samej skórze głowy, czasem nawet do krwi.
Lucy
przestała protestować. Zabrakło jej sił, chęci, a i tak nie zdołałaby siebie
uratować. Zamknęła się w sobie, by myśleć, w jaki sposób zniszczy ich, pokona
rozedrze na kawałki, zapominając o jakiekolwiek litości, tak samo jak oni.
—
CO WY ROBICIE?! — rozległ się żałosny wrzask gdzieś z tyłu.
Ranyyyy, ja się dziwię, że trafiłem tutaj dopiero teraz, szukając swoich starych opowiadań! (polecam wpisanie "Mard Geer opowiadania", to działa!) Naprawdę żałuję, że dopiero zaczynam śledzić twoją twórczość.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem tylko kilka rozdziałów wstecz, ale niedługo zabiorę się za całość, więc jeżeli wpłynie jakiś komentarz na coś sprzed x czasu, naprawdę przepraszam. XD
Masz mega przyjemny styl pisania, czyta się szybko i z przyjemnością, rozdziały gdzieś uciekają jak suchy piach przez paluchy. Życzę powodzenia i dużo weny!! <3
Tak, wyszukiwarka naprawdę potrafi po dziwnych hasłach coś wyszukać. Świetnie, że tu jesteś. Naprawdę niesamowite kogoś spotkać nowego, raczej czytają mnie "stali bywalcy", więc WITAJ! Raczej lekko i przyjemnie powinno się czytać (wiele osób mi mówi, że mam taki styl), ale wiem, że wiele głupotek jest, trochę trzeba by poprawić, więc... ogólnie jeśli będziesz miał jakieś uwagi, to chętnie wysłucham. Komentuj kiedy i jak chcesz, cudownie że w ogóle zostawiłeś po sobie ślad.
UsuńPS. Jeśli chcesz "więcej" Mard Geera, tutaj toi tylko postać poboczna, to zapraszam na zakańczoną opowieść : http://paranormalactivityclub.blogspot.com Nie jest on tam głownym bohaterem, a sama historia ma trochę lat, ale mimo wszystko dużo więcej występuje.
Oczywiście w Pozory czasem mylą nie skończyła się jego rola ;)
Jeszcze raz, wielkie dzięki za komentarz i również pozdrawiam!
Woah, jaka szybka odpowiedź!! Zaskoczyłem się, bardzo pozytywnie!
UsuńBardzo miło mi w takim razie być świeżakiem na twoim profilu, bo czuję, że zabawię tutaj na długo. Masz bardzo dużo tekstów, które koniecznie chcę przeczytać, nawet te z poprzedniego bloga, bo nie wiem czy przenosiłaś wszystko. Zawsze chętnie wniosę coś w komentarzu, więc no, gaduła ze mnie i czasem potrzebuję ekscytować się chociażby właśnie tutaj. XD
Z chęcią na paranormalne zajrzę.~
<3
Akurat siedziałam, z odpowiedziamy to różnie bywa, bo ogólnie to pracuje itd, ale niedziela, więc się udało szybką odpowiedź!
UsuńW takim razie, zapraszam! Jak coś, to pytaj! Pomogę, pokieruję itd, bo piszę ff z FT od... ponad 6 lat, więc jest tego sporo!