[Pozory czasem mylą] Rozdział 51 Śmiej się, kiedy jesteś szczęśliwy


LUCY
Lucy wypakowała z torby wszystkie podręczniki i zeszyty, jakie tego dnia wzięła na zajęcia. Podniosła je wszystkie na raz, a potem rzuciła na biurko. Huk rozniósł się po całej sali. Pozostali uczniowie zamarli na moment, część spojrzeń skierowała się ku Lucy. Jakaś osoba fuknęła, inny zaśmiał się złośliwie, wskazując palcem w stronę Lucy, ale większość osób posłusznie wróciła na swoje miejsca.

Profesor Carla popatrzyła z dezaprobatą na Lucy, kręcąc z zawodu głową. A sama Lucy tylko siedziała prosto na krześle, trzymając wysunięty długopis i zeszyt. Carla tylko westchnęła.
— Musimy omówić dziś ważną sprawę. Ktoś zdewastował Lucy ławkę, kiedy tu wróciła — zaczęła i ponownie szmery rozeszły się po całej klasie.
Tym razem Carla walnęła ręką o stół, tak głośno, że w moment nastała cisza.
— Zamknijcie się chociaż na moment — syknęła zajadle. — Ktoś groził Lucy. Ktoś zniszczył jej ławkę i rzeczy osobiste. Czy ktokolwiek coś widział, wie?
Lucy wzięła głęboki wdech powietrza w oczekiwaniu na moment, w którym jakaś osoba z klasy się odezwie. Nikt nie zdobył się jednak na odwagę. Milczenie wciąż trwało, a Lucy pomału traciła cierpliwość.
— Dobrze — kontynuowała Carla. — Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z powagi sytuacji, prawda?
— Bo to wnuczka tego całego Acnologii? — ktoś rzucił z tyłu.
Lucy aż się wzdrygnęła. Nie podniosła się jednak, choć w odruchu napięła mięśnie nóg. Wytrzymała, wzięła trzy głębokie wdechy i nadal czekała.
— Nawet tak nie mów! — fuknęła Carla. Założyła ręce na piersi i zmierzyła wzrokiem całą klasę. — Nikogo nie można dręczyć.
— A szczególnie wnuczki Acnologii — dodała, tym razem inna osoba.
— Nie, i dobrze o tym wiecie. Czyli co? Mam rozumieć, że nikt się nie przyzna? — Postukała świeżo zrobionymi paznokciami o stół. — Proszę, nie bądźcie tacy, bo… — urwała, kiedy Lucy wstała z miejsca. Odwróciła się w kierunku klasy i pierwszy raz przyjrzała się twarzom własnych współrówieśników.
Widziała w nich tylko obrzydzenie, żadnego strachu czy niepewności. Zastanawiała się, czy ta odraza była skierowana w jej osobę czy może tylko dziadka, aczkolwiek obawiała się, że to ona jest znienawidzona.
— Nie zamierzam rozwiązywać sprawy z dziadkiem. Po prostu jest mi przykro, że chcę się zmienić, a ktoś mnie dręczy.
Papierowa kulka walnęła Lucy w czoło. Podniosła ją i rozprostowała kartkę, na której był narysowany jej karykaturalny portret.
— Ktoś lubi sztukę? — spytała poważnym tonem, pokazując wszystkim obraz, który otrzymała. — Czyli w naszej klasie rodzi się nowy artysta. Nie zmarnuj swojego talentu… — nim zdołała dokończyć, rzucono w nią kolejny papierek. Tym razem go złapała.
Mówiłam poważnie, pomyślała, kiedy chłopak za nią splunął na własną ławkę. W jego oczach widziała tylko pogardę. Naprawdę chwaliła rysunek, nie zamierzała nikogo obrazić, ale zyskała tylko większą nienawiść.
Zacisnęła usta w wąską linijkę. Jej wargi zadrżały, gdy w tej samej chwili usłyszała z oddali „dziwka”. Skinęła tylko głową. Wzięła swoją torbę i wyszła z klasy, mimo sprzeciwów profesor Carli.
— Starałam się — powiedziała, nie odwracając się ani razu w kierunku nauczycielki.
Zamknęła ostrożnie za sobą drzwi. Usiadła na ławce naprzeciwko, nasłuchując kolejnych krzyków dobiegających z sali lekcyjnych. Kurtyna jednak opadła, przedstawienie się skończyło, nic już nie miało sensu. Starania Lucy poszły na marne, ale z drugiej strony, czy mogła kogokolwiek winić. Nie znała nawet imion własnych kolegów z klasy.
— Wcześniej mnie tak nie dręczyli — zauważyła, kładąc obok siebie karykaturalny rysunek. „Kłamczucha” — ktoś napisał nad głową. Zaśmiała się odruchowo.
Lucy podniosła się z poskokiem, kilka razy obracając wokół własnej osi na korytarzu. Potem pomachała w kierunku sali lekcyjnej i uciekła, zanim profesor Carla zdążyła wyjść i zawołać za nią. Zignorowała nauczycielkę. Zaczęła przemierzać korytarze, nucąc pod nosem jakąś piosenkę, chyba ostatnio zaśpiewała ją i Lokiemu. Wydała się nostalgiczna. Nawet na sercu robiło jej się ciepłej, gdy zaczynała myśleć o kolejnych wersach piosenki. „Pies wszedł do budy, a kotek wypił mleko. Razem żyli, lecz osobno. Jeden wstydliwy, drugi odważny. Ach, kotku, kotku, zaprzyjaźnij się z pieskiem. Ach, piesku, piesku, nie uciekaj, kotek kocha cię” — zaczęła przypominać sobie tekst. Kot i pies, niekoniecznie widziała tę dwójkę jako przyjaciół. Poza tym kotek wcale nie kochał pieska, skoro w piosence autor prosił o zaprzyjaźnienie się z nim.
Lucy zrozumiała z tego tylko jeden morał — nie zaprzyjaźnisz się z nikim, jeśli druga osoba tego nie chce. Szkoda tylko że dzieci tego nie uczono. Nawet taką piosenką wpajano, że należy próbować przyjaźni z każdym, nawet jeśli sami tego nie chcemy. Poza tym jak łatwo uczono kłamstwa. Kotek nie kochał psa, pies nie chciał przyjaźni, ale dziecko nie potrafiło tego pojąć.
Pies wszedł do budy, a kotek wypił mleko. Razem żyli, lecz osobno. Jeden wstydliwy, drugi odważny. Ach, kotku, kotku, zaprzyjaźnij się z pieskiem. Ach, piesku, piesku, nie uciekaj, kotek kocha cię — zaczęła śpiewać na korytarzu, aż dotarła pod bibliotekę.
Zapukała i weszła do środka. Uśmiechnęła się ciepło do bibliotekarki, która zbyła ją fuknięciem.
— Witam, czy mogę wypożyczyć książkę? — spytała, wskazując na lekturę leżącą obok bibliotekarki, kolejnej osoby, której nie znała. Była kobietą w średnim wieku, wyjątkowo niską, ale za to o wydatnych piersiach. Poza tym nosiła ogromną perukę, której kosmyki uwiązała w gruby kok.
— A uaktualniła kartę na początku roku? — Tym razem nawet nie wyjrzała znad monitora.
— Mogę teraz?
— Nie. — Machnęła, próbując się jej pozbyć. — Już, idź sobie. Jestem zajęta.
— Proszę…
— Ech… — Westchnęła ciężko. — Lucy, posłuchaj mnie kochanie, dyrekcja mnie zwolni, jeśli cokolwiek ci wypożyczę.
— S…Słucham? — szczerze się zdziwiła. — Dlaczego? Czy coś zrobiłam?
— Ty? Oj, przepraszam, to przez ten stres. — Rozmasowała skronie. — Proszę, przyjdź aktywować kartę za dwa, trzy tygodnie. Może wtedy sprawa się wyjaśni.
— Sprawa? — mówiła dalej zdezorientowana.
— Ty naprawdę nic nie wiesz?
Lucy pokręciła głową, ku wielkim zaskoczeniu bibliotekarki, bo kobieta chwilę później otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nawet zdjęła okulary.
— Acnologia ściąga długi, znowu — wyszeptała mało wyraźnie. — Rozumiesz?
— Ja… D… A… On?
Lucy cofnęła się o kilka kroków. Wzrok wbiła najpierw w dywan, potem szafki, aż na samym końcu zaczęła szukać ratunku w kobiecie, która tylko na nią patrzyła z litością i zarazem pogardą, którą winna być skierowana wobec Acnologii, nie jej. Pot spłynął po jej czole. Na ustach zamarły słowa, które pragnęła z siebie wyrzucić, na własną obronę, na wytłumaczenie, że nigdy nie działała z dziadkiem. Jednak widząc te chłodne, nieprzymierające w nienawiści oczy kobiety, która straciły siły, by walczyć ze znienawidzeniem, ręce Lucy opadły z bezsilności.
Przymknęła powieki i wybiegła z biblioteki, łapiąc ciężkie wdechy. Dusiła się. Zimne dreszcze przebiegały po jej plecach, jedne za drugimi, aż dopadło ją gorąco. Uderzyło w twarz. Lucy wyskoczyła za świeże powietrze w samych spodniach i bluzce. Kurtkę zostawiła w szatki. Na zewnątrz było tak zimno. Wiał ostry, silny wiatr znad północy.
Lucy zadrżała, wolnymi krokami zmierzając w stronę składziku na sprzęt sportowy. Słyszała dobiegające z sali gimnastycznej krzyki nauczycielki, która jej klasę również przetrzymywała przez przerwę. Chuchnęła na zziębniecie dłonie i skryła się w między pozostawionymi matami. Skuliła się tuż przy samej ścianie, tuż pod małym okienkiem, które okazało się nieszczelnie. Gwizdało z niego nieprzyjemnym chłodem, prawie mrozem. Lucy jednak nie zamierzała się stąd ruszać.
Powoli już rozumiała, co klasa miała na myśli. Choć z drugiej strony nie umiała powstrzymać śmiechu, gdy docierało do niej, jak wiele osób zadłużyło się u jej dziadka. Nie słyszeli o bankach? Pożyczkach? Kredytach? Naprawdę wszyscy lgnęli do Acnologii z jakiegoś konkretnego powodu? Oferował niskie oprocentowanie? W gratisie dodawał kupon na zakupy w jego sieci sklepów? Nie, Lucy nie do końca rozumiała, z jakiego powodu ludzie tak bardzo zadłużyli się u jej dziadka. A tym bardziej nie pojmowała, dlaczego całą nienawiść, odpowiedzialność za wszystkie nieszczęścia tego świata, kierowali w stronę Lucy.
— Gdzie ona jest? — usłyszała za drzwiami.
Odruchowo skuliła się jeszcze mocniej, przyciągając kolana do piersi. Zatrzęsła się mocniej, kiedy głosy się nasiliły się. Zasłoniła dłonią usta, a potem przyłożyła ucho do cienkiej ściany.
— Na pewno jest w schowku — powiedział jeden z uczniów.
Podniosła się i szybko rozejrzała po pomieszczeniu. Nie było jednak, gdzie się ukryć. Drzwi otworzyły się z impetem, do środka weszło dwóch chłopaków — w tym jeden, który rzucił w nią wcześniej papierkiem.
— Nie… — wyszeptała. — Nie…
Pociągnęli ją za ręce i wywlekli na dwór, kiedy zaczęło padać.
— Blondyneczka ma śliczne włosy — rzekła ironicznym, strasznie irytującym tonem dziewczyna o ruch włosach, splecionych w gruby warkocz. Chłopcy popchnęli Lucy prosto w błoto. Twarzą upadła w kałużę. Przez usta przedostała się obrzydliwa maź, która w moment przyprawiła ją o odruchy wymiotne. Nie zdążyła się sama podnieść, bo ktoś zaraz szarpnął ją za włosy i uniósł na wysokość twarzy. Była to ta sama rudowłosa dziewczyna. Lucy odruchowo krzyknęła z bólu, gdy kilka kosmyków wyrwało się z jej głowy. Zaczęła machać rękoma, próbując się wyrwać, ale klasa tylko się śmiała.
— Blond… — nim dokończyła, Lucy splunęła na nią śliną i błotem, może i nawet wymiocinami, które podeszły jej do gardła.
Lucy wyprostowała dłoń i z całej siły spoliczkowała dziewczynę. Szarpnęła głową, wydostając się z mocnego uścisku. Część włosów została między palcami przeklętej dziewczyny. Lucy zaryczała, dotykając pustych przestrzeni na głowie, w których zaczęła zbierać się krew.
Nagle ktoś ją kopnął w plecy. Znów upadła w tę samą kałużę, tym razem jednak zdołała oprzeć się dłońmi, zanim jej twarz dotknęła tafli.
— Dlaczego? — wycedziła przez zęby. — Tak chcecie to zrobić? Ja… — Zacisnęła szczękę tak mocno, że aż jej zęby zazgrzytały. Pięść zacisnęła, mając ochotę walnął po kolei każdego z uczniów. — Zemszczę się — wysyczała groźbę, naprawdę życząc każdemu z tych przeklętych dzieciaków śmierci. — Nic nie zrobiłam…
— To przez ciebie Acnologia zaczął zbierać długi! — odezwał się ktoś z grupki.
— Przeze mnie? — Wyprostowała się i spojrzała na klasę z jeszcze większą pogardą niż oni ją darzyli. — Pieprzcie się wszyscy. Nic nie zrobiłam. NIC! — wykrzyknęła.
Rudowłosa dziewczyna walnęła ją w twarz. Przymierzyła się do drugiego ciosu, ale Lucy chwyciła ją za nadgarstek i oddała w policzek. Wstała i rzuciła się na dziewczynę, zasypując ją gradem ciosów. Nagle ktoś ją złapał i odciągnął do tyłu. Lucy gwałtownie wciągnęła powietrze, zachłystując się nim. Kilka razy zakaszlała, ku wielkiemu zadowoleniu klasy. Ścisnęła mocno szczękę i spojrzała zajadle na rudą dziewczynę, która śmiała się wraz z resztą, tylko inaczej… W jej oczach tkwiło niemierzalne szaleństwo, którego Lucy obawiała się najmocniej.
— Ładna fryzura, blondyneczko — powiedziała, gładząc policzek Lucy.
Nie zdołała nic z siebie wyrzucić.
Dziewczyna wyjęła z torby nożyczki, dwóch chłopaków jeszcze raz chwyciło Lucy od tyłu, tym razem przytrzymując mocno, boleśnie, aż chciała krzyczeć z rozdzierającego ją bólu. Wykręcili jej rękę, bała się, że za moment wyrwą ją ze stawów. Ale ci tylko się śmieli i coraz bardziej zaciskali dłonie na ramionach Lucy.
Ruda chwyciła za pierwsze pasmo włosów. Obcięła je i pokazała wszystkim. Chwilę później wiatr porwał włosy, gdy rozpoczęło się poklaskiwanie. Dziewczyna zabrała się do dalszej roboty, biorąc kolejne to partie włosów i wycinając je aż przy samej skórze głowy, czasem nawet do krwi.
Lucy przestała protestować. Zabrakło jej sił, chęci, a i tak nie zdołałaby siebie uratować. Zamknęła się w sobie, by myśleć, w jaki sposób zniszczy ich, pokona rozedrze na kawałki, zapominając o jakiekolwiek litości, tak samo jak oni.
— CO WY ROBICIE?! — rozległ się żałosny wrzask gdzieś z tyłu.

4 komentarze:

  1. Ranyyyy, ja się dziwię, że trafiłem tutaj dopiero teraz, szukając swoich starych opowiadań! (polecam wpisanie "Mard Geer opowiadania", to działa!) Naprawdę żałuję, że dopiero zaczynam śledzić twoją twórczość.
    Przeczytałem tylko kilka rozdziałów wstecz, ale niedługo zabiorę się za całość, więc jeżeli wpłynie jakiś komentarz na coś sprzed x czasu, naprawdę przepraszam. XD
    Masz mega przyjemny styl pisania, czyta się szybko i z przyjemnością, rozdziały gdzieś uciekają jak suchy piach przez paluchy. Życzę powodzenia i dużo weny!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wyszukiwarka naprawdę potrafi po dziwnych hasłach coś wyszukać. Świetnie, że tu jesteś. Naprawdę niesamowite kogoś spotkać nowego, raczej czytają mnie "stali bywalcy", więc WITAJ! Raczej lekko i przyjemnie powinno się czytać (wiele osób mi mówi, że mam taki styl), ale wiem, że wiele głupotek jest, trochę trzeba by poprawić, więc... ogólnie jeśli będziesz miał jakieś uwagi, to chętnie wysłucham. Komentuj kiedy i jak chcesz, cudownie że w ogóle zostawiłeś po sobie ślad.
      PS. Jeśli chcesz "więcej" Mard Geera, tutaj toi tylko postać poboczna, to zapraszam na zakańczoną opowieść : http://paranormalactivityclub.blogspot.com Nie jest on tam głownym bohaterem, a sama historia ma trochę lat, ale mimo wszystko dużo więcej występuje.
      Oczywiście w Pozory czasem mylą nie skończyła się jego rola ;)
      Jeszcze raz, wielkie dzięki za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Woah, jaka szybka odpowiedź!! Zaskoczyłem się, bardzo pozytywnie!
      Bardzo miło mi w takim razie być świeżakiem na twoim profilu, bo czuję, że zabawię tutaj na długo. Masz bardzo dużo tekstów, które koniecznie chcę przeczytać, nawet te z poprzedniego bloga, bo nie wiem czy przenosiłaś wszystko. Zawsze chętnie wniosę coś w komentarzu, więc no, gaduła ze mnie i czasem potrzebuję ekscytować się chociażby właśnie tutaj. XD
      Z chęcią na paranormalne zajrzę.~

      <3

      Usuń
    3. Akurat siedziałam, z odpowiedziamy to różnie bywa, bo ogólnie to pracuje itd, ale niedziela, więc się udało szybką odpowiedź!
      W takim razie, zapraszam! Jak coś, to pytaj! Pomogę, pokieruję itd, bo piszę ff z FT od... ponad 6 lat, więc jest tego sporo!

      Usuń

Obserwuj!