[Ałtoreczka gada] Dlaczego tylko dwa rozdziały w tygodniu?


Czasami zdarza się, że nachodzą mnie znienacka tematy, na które po prostu chcę pogadać, a jako że jestem z natury osobą cholernie gadatliwą (może czas spróbować z podcastami?) to muszę wyrzucić z siebie myśli, aby oczyścić umysł przed kolejnym dniem pracy.

I wracając do tematu dzisiejszej gadaniny, często tak sobie w pracy myślę, kiedy już księguję dwusetną fakturę danego dnia, dlaczego w zasadzie nie publikuję częściej. Czy naprawdę kosztowałoby mnie tak wiele wysiłku, żeby siąść i przez godzinę codziennie pisać i publikować znacznie częściej?

Jedna godzina? Co to jest?! Podejrzewam, że przynajmniej ze dwie godziny dziennie marnuję na zwyczajne gapienie się w ścianę. Jedna godzinka? To przecież ponad 1000 słów dziennie, a jeszcze jak się dobrze człowiek zbierze, to i dobije niemal do 2000 słów, więc kurka... Ile to jest tekstu! W miesiącu wychodzi prawie 50 tys słów. Wow! Cudo! W zasadzie cała książka. Niesamowite, a jednak nie widzicie tych rozdziałów...

Co się dzieje?

Jak?

Dlaczego?

Strona czytelnika to strona czytelnika. Strona pisarza z kolei to temat, który ogarnie dopiero ktoś, kto faktycznie siądzie i przynajmniej przez rok będzie regularnie pisał. Nie przez tydzień, dwa, bo wtedy "wena" na serio da mu kopa, ale potem to mija...

Strona pisarza to strona, której czytelnik nie widzi. To nie tylko czynnik ludzki, tj. zmęczenie, niewyspanie, zły dzień w pracy, choroba czy zwykły kobiecy okres, ale również czynnik pisarski. Czasem zdarza się, że w głowie nie masz nic. Siadasz i tylko klikasz w tę cholerną klawiaturę, marząc, by wyszło ci chociaż jedno, cholerne zdanie, ale koniec końców zostajesz z niczym. Czasem to właśnie nadmiar pomysłów sprawia, że aż nie jesteś w stanie na serio zebrać się i napisać tego, co chcesz.



Dobra organizacja to podstawa, więc kiedy wyznaczam sobie czas na pisanie, załóżmy fanfiction, to staram się tylko za nie brać, ale wtedy wpada do głowy jakiś super, hiper pomysł. Chcesz to wykorzystać, ale wiesz, że nie możesz. To nie jest ta historia. Więc co? Założysz nowego bloga? No nie! Bo wiesz, że i tak z tym, co masz, nie dajesz rady. To co? One-shot? Ale przecież to nie jest pomysł na one-shot.

Moim największym problem pomysłów jest nadmiar w niedomiarze pomysłów. Znam ogólny zarys, wiem, o czym chcę napisać, często sceny aż walą mnie w głowę, wszystko widzę przed sobą, ale wtedy siadam i... nie znajduję słów. Gdzieś uciekają. I klikam w klawiaturę. Kasuję tekst czasem po dziesięć razy, a czasem się poddaję.

Tak więc łatwo jest mówić o codziennym pisaniu, publikowaniu, ale gdy przychodzi co do czego, to jest jak z odchudzaniem. Znacie to, prawda? Wydaje się, że co ci szkodzi ćwiczyć codziennie po pół godziny i zrezygnować z kilku smakołyków? Przecież to przyjemność dbać o swoje zdrowie! Ta... Wszyscy wiedzą, jak ta historia się kończy...


Możecie teraz zapytać, jaka jest w ogóle moja receptura na codzienne pisanie. Wiele osób mi zazdrości, że tyle piszę (Seriously?) To trochę temat na oddzielny wpis, ale mogę już w tym momencie podpowiedzieć, że sporym kluczem do sukcesu jest zwyczajna zmiana nawyków i odkrycie, w jakich warunkach musicie pisać, żeby to robić regularnie. To jak z odchudzaniem - ktoś lubi ćwiczyć na siłowni, drugi w domu, jeden woli jeść własne obiadki, drugi gotowe. A z pisaniem? Popatrz, na czym lubisz pisać. Telefon? Laptop? Komputer? Gdzie siądziecie? Łóżko? Fotel? Krzesło? Musisz znaleźć własne miejsce, czas i zasady, które będziesz przestrzegał. Tu nawet muzyka wpływa na pisanie. Raz wolę pisać przy łagodnych piosenkach, innym razem tylko soundtracki bez śpiewu, innym razem battle music. To wszystko zależy od tonu tekstu, tego, co akurat mi się podoba albo w jakim jestem nastroju. Tak więc ogrom czynników wpływa na nasze pisarstwo. To że piszę często na laptopie, na którym nie działa mi Internet, sprawia, że potrafię napisać dwukrotnie więcej niż zaplanowałam. Ale zdarza się, że wolę komputer, bo wtedy muszę często robić research czy coś sprawdzać.

Czyli tak, częste pisanie i publikacja nie są takie proste. Raczej są proste, ale tylko jak się o tym myśli, jak przychodzi co do czego, to jest gorzej. Tak więc też nie martwcie się, jak piszecie tylko raz w tygodniu. Na samym początku właśnie tak robiłam. Nie pisałam codziennie. Zazwyczaj siadałam w pt/sb i na tym się kończyło. Jeszcze dwa lata temu jak koleżanka zrobiła sobie wyzwanie "10 tys. słów w miesiąc" to ja nie mogłam uwierzyć, jak ona zamierza to zrobić! Teraz? Piszę spokojnie powyżej 20 tys. słów miesięcznie. W tym miesiącu (trochę dzięki wyzwaniu Nanowrimo) zbliżam się do 35 tys!, ale to wymaga poznania i wykształtowania pewnych nawyków.

A najważniejsze podsumowanie: Piszcie i miejcie z tego przyjemność!

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!