Złapała się za ramiona i przetarła je.
Jakoś zrobiło się jej zimno. Próbowała sobie wmówić, że odejście Natsu nic nie
zmieni. Nie zacznie się nagle bać. Przecież zagrożenie minęło. Ci, którzy ich
zaatakowali, uciekli, a mimo to drżała. Obejrzała się wokoło. Pustka… Nikogo
obok nie było. Ani wroga, ani przyjaciela, ani zupełnie obcej osoby.
Kilka razy odetchnęła ciężko, a potem
powoli zaczęła kierować się w stronę ulicy, ze wzrokiem skierowanym na chodnik.
Serce biło jej ciężko. Słyszała każde uderzenie, głośniejsze od dźwięku
przejeżdżających samochodów.
Parsknęła śmiechem. Przy Natsu była
odważniejsza, a teraz? Samotna owieczka wśród wilków, choć żaden z nich jeszcze
się nie ukazał.
— Lucy? — usłyszała za sobą lekko zachrypnięty
głos.
Odwróciła się.
— Loki… — wyszeptała z ulgą. Podbiegła
do chłopaka i rzuciła mu się na szyję. — O Boże, o jejku, Loki… — Rozpłakała
się jak głupia. — Loki, dzięk… Loki… Znalazłeś mnie.
—
Tak, tak, ale gdzie jest Natsu? — Spojrzał w telefon. — Przecież obiecał cię
chronić, co się stało? Był tu przed chwilą i... — urwał. — On cię zostawił? —
zapytał z niedowierzaniem.
—
Sama kazałam mu odejść, więc spokojnie — zapewniła go. — Wiele się wydarzyło. Poza
tym Lisanna… Później ci opowiem — w końcu zdecydowała. — A jak mnie znalazłeś?
Przecież uciekliśmy z Natsu.
Loki
pokazał na telefon. Na środku ekranu poruszała się czerwona strzałka. Lucy
zamrugała kilka razy w niedowierzaniu. Potem jednak dostrzegła nazwę widniejącą
w prawym, górnym rogu.
—
Natsu — przeczytała na głos. — Śledziłeś mnie od…
—
To Zerefa — nie dał jej dokończyć. — Acnologia kazał cię pilnować, a raczej
tych, którzy mogą ci zagrażać.
—
Jjak? — Przymknęła oczy i pokręciła głową. Nie, coś było nie tak. Nie tak
działał jej dziadek. — On nigdy nikogo nie kazał śledzić.
Loki
włożył komórkę z powrotem do kieszeni.
—
Nie wiem. Mogę tylko zgadywać, dlaczego się stało tak a nie inaczej. Możliwe,
że boi się bardziej niż kiedykolwiek.
—
Nie — zaprzeczyła od razu. — Nie pasuje mi to.
Założyła
ręce na piersi. Wiele razy zbyt mocno wierzyła w dziadka, może i tym razem
złudnie pokrywała się w nim nadzieje. A może jej obawy nie były bezpodstawne.
—
Ale jak je zainstalowano? Przecież oni zawsze mają przy sobie telefony.
Przecież nie da się czegoś takiego zrobić…
—…
na odległość? — Zaśmiał się, po czym pogłaskał Lucy po głowie. — Oj, da się,
kochanie, i nawet nie wiesz, jak prosto się włamać do czyjegoś telefonu. —
Przwrócił oczami. — Ogólnie jak człowiek coś stworzy, to zawsze wynajdzie do
tego coś, co to obejdzie.
Lucy
westchnęła. Faktycznie była trochę naiwna, ale nie głupia. Poradzi sobie. Jeden
wdech, potem drugi i w końcu się uspokoi. Mimo wszystko nadal niepokoiło ją, że
dziadek kazał kogokolwiek śledzić. Natsu nie stanowił zagrożenia, tak samo pozostali
z Fairy Tail… No chyba że podpadła już Lisannie wystarczająco, by rozpocząć
zemstę.
Martwiła
się…
Coraz
bardziej. I to coraz bardziej dalej i mocniej ją niepokoiło, bo gdzie to
wszystko zmierzało? Próbują ją zabić, porywają, okłamują, śledzą i tylko Bóg
wie, co jeszcze…
Loki
przytulił Lucy.
—
Wszystko będzie dobrze — próbował ją pocieszyć. — Przecież… — pochylił się i
ucałował Lucy w dłoń — nadal mamy przed sobą cudowną randkę.
Zaśmiała
się odruchowo.
—
Faktycznie ci ją obiecałam. — Uśmiechnęła się. — Dotrzymam słowa, tylko już
teraz wracajmy.
—
No tak. — Westchnął ciężko. — Acnologia pewnie się niepokoi.
—
Nie.
Nie
tam chciała wracać. Nie do podziemi, w których jedyne, co robiła, to się
ukrywała.
—
Od momentu… — złapała się za ramiona — w którym uciekłam, ani razu nie
spotkałam się z matką. Wiem, że źle postąpiłam. Popełniłam błąd.
—
Layla…
—
Tu nie chodzi o moją matkę, a o mnie, Loki. Mam wrażenie, że poniekąd ona miała
rację. Świat jest niebezpieczny i nawet po tylu latach wciąż ktoś czyha na moje
życie. To się nie skończy… Nie wiem, kto i dlaczego. Przecież nie jestem tyle
warta. — Obejrzała się w kierunku starówki. — Tu naprawdę zginęli ludzie i w
imieniu czego? Mojej głupoty? Pomyłki? Niesubordynacji? Czy dlaczego że po
prostu istnieję?
Loki
jeszcze raz pogładził ją po własach. W jego oczach widziała smutek, poniekąd
rozczarowanie. Na pewno nie takie tłumaczenie chciał usłyszeć. Nie miała tu
tego za złe. Jednak chyba nadszedł czas, by spojrzeć prawdzie w oczy — była
źródłem wszystkich możliwych kłopotów.
—
Proszę, Loki — poprosiła łagodnym tonem. — Nie zmuszę cię, nie ucieknę, siłą
cię tam nie zaciągnę, ale póki mam okazję daj mi ją odwiedzić. Może ona mi
powie inaczej… Może coś się okaże… Może…Ja już sama nie wiem, Loki, co to
wszystko znaczy. Czasami gubię się we własnych myślach. Błądzę gdzieś, gdzie
nie powinnam, ale… ale… — Załamała ręce. — Boję się. Cholernie się boję. Oni
zabili. Mnie chcieli… Kim oni byli? Jeszcze jacyś rządni zemsty rodzice? Natsu
mnie uratował, ale odszedł, bo Lisanna…
—
Lisanna? — przerwał jej nagle.
—
Tak — zdziwiła się. — Wyszła ze sklepu. Uciekła, kiedy… nas zobaczyła —
wymrukała pod nosem.
—
A masz jakąś wskazówkę, kto chciał cię zabić?
Pokręciła
głową.
—
Wiem tylko, że to był kobiecy głos i że go znam.
Loki
chwycił się za tył głowy.
—
O Boże — wyszeptał. — Mam nadzieję, że się mylę.
—
W jakiej kwestii dokładnie?
Rozejrzał
się.
—
Nie tutaj, faktycznie odwiedźmy Laylę. Dawaj telefon.
Lucy
wyciągnęła komórkę i podała ją chłopakowi. Niewiele się nacieszyła nowym
nabytkiem, a miała złe przeczucia.
—
Wiem, że mój urok w większości przypadków wystarczy, ale teraz naprawdę muszę
mieć pewność… — pochylił się nad Lucy, złapał za ramiona i spojrzał prosto w
oczy, kończąc zdanie: — że mi zaufasz.
Uśmiechnęła
się łagodnie.
—
Oczywiście, że tak. Nawet jeśli mnie okłamiesz, to ciężko mi będzie ci nie
zaufać.
—
Jesteś strasznie naiwna.
—
Tak. — Podskoczyła na palcach. — Ale chyba za to właśnie mnie tak kochasz?
Loki
spoważniał. Zacisnął usta w wąską linijkę i przez moment się zamyślił. W końcu
powiedział niewyraźnie:
—
Tak.
Lucy
otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
—
Dokładnie tak — powtórzył.
Dotknął
blizny Lucy. Odruchowo odsunęła się. Zakaszlała.
—
Powinniśmy iść — przypomniała mu. — Miałeś coś zrobić z moim telefonem.
—
A… Tak — przypomniał sobie. — Chodźmy do sklepu. Stamtąd wyszła… Lisanna… —
stwierdził, nie zapytał, jakby domyślił się miejsca, z którego Lucy dojrzała
Lucy.
Pobiegł
tam. Lucy zmarszczyła czoło, ale ostatecznie podążyła za Lokim. Niepewnie
weszła do pomieszczenia. Uderzył w nią ostry, nieprzyjemny zapach sztucznego
materiału. Aż zrobiło jej się niedobrze. Zasłoniła nos i podeszła do kasy, przy
której stał już Loki.
—
Witam, ten telefon znaleźliśmy przez państwa sklepem. Ktoś był tu może chwilę
temu? Może jeszcze wróci po zgubę?
Ekspedientka
na chwilę się zamyśliła.
—
Faktycznie torba z zakupami jej wypadła, może wtedy… — Złapała się za
podbródek. — Proszę w takim razie zostawić. Znam ją, to nasza stała klientka.
—
Stała klientka? — powtórzyła za nią Lucy, a potem ugryzła się w język. Nie
powinna tego mówić.
—
Tak, dokładnie. Proszę się nie martwić, zwrócę jej telefon.
Zabrała
komórkę od Lokiego.
Lucy
zadrżała. Niby specjalnie zabezpieczyła telefon, ale jeśli Lisanna zbyt szybko
wróci, to zabierze jej własnościach. Niekoniecznie czuła się dobrze z tym, że
wróg będzie trzymał jej komórkę.
—
Dziękujemy — powiedział radośnie Loki, a potem chwycił Lucy w pasie i
wyprowadził ją. — Nie martw się, odbierzemy ją — szepnął, kiedy tylko znaleźli
się na zewnątrz.
—
Martwię.
—
Jesteś śledzona, tak będzie łatwiej dostać się do Layli.
—
Domyśliłam się, ale i tak.. Martwię się. Skąd Lisanna ma na to pieniądze? —
spytała Lokiego.
Zatrzymał
się pośrodku drogi. Otworzył usta i nagle zamknął je.
—
Masz rację — wydukał. — Lisanna nie powinna… Przecież oni klepią biedę. Stała
klientka? Nie, coś tu jest nie tak.
—
Pamiętasz… Pamiętasz, jak w trakcie rozmowy z Natsu poruszyliśmy temat
zaginionych pieniędzy z porwania? Dziadek zapłacił okup, oni także mieli swoje
oszczędności z pożyczki, więc gdzie? Gdzie one są?
—
Nie mam pojęcia. Na pewno z kawiarni nie kasy, żeby utrzymać tyle osób. Coś w
tym wszystkim śmierdzi. I nie tylko w kwestii Lisanny, Natsu, Zeref… Nie mogę
pozbyć się wrażenia, że coś pasuje w tym wszystkim.
—
Zeref i Natsu to bracia.
—
Natsu nie zna go.
—
Zeref nienawidzi Natsu.
—
Ale mimo wszystko to bracia… — dokończył Loki i westchnął. — Porozmawiamy z
Laylą, może będzie inaczej szczera…
0 Comments:
Prześlij komentarz