Loki odwrócił się,
lecz w tym czasie Lucy zdążyła osunąć się z ławki. Padł strzał. Loki sięgnął po
broń. Nagle ból go sparaliżował. Chwycił się za ramię i przyklęknął. Samochodów
z lodami podjechał pod nich. Rozległ się z kolejny wystrzał.
Natsu złapał Lucy za
rękę i przyciągnął do siebie. Snajper spudłował. Pocisk wbił się w drewnianą
ławkę. Loki próbował podbiec i odciągnąć Lucy od Natsu, lecz w tym samym
momencie padł kolejny strzał. Zeref odepchnął Lokiego, sam zostając ranny w
ramię. Chwycił się za nie i wrzasnął z bólu.
— Uciekajmy! —
wrzasnął Natsu.
Lucy, chyba
odruchowo, skinęła głową. Loki nie miał sił ani też czasu, żeby ją powstrzymać,
bo nim udało mu się zrozumieć, że Natsu ją zabierze ze sobą, oboje zniknęli za
bramą parku. Wyciągnął dłoń, potem ruszył za nimi, ale kolejny strzał
powstrzymał go. Snajper nie zamierzał go przepuścić.
Furgonetka z lodami
przejechała po schodach, goniąc Natsu i Lucy, a Loki był bezsilny.
Ścisnął usta, a oczy
zamknął, żeby tylko się nie popłakać. Znów zawiódł, na całej linii. Acnologia
tym razem mu nie wybaczy…
— Mógłbyś… pomóc… —
usłyszał głos Zerefa.
Otrząsnął się i
zbliżył do rannego chłopaka. Zdjął z siebie bluzę, przyłożył ją do rany,
wcześniej wyciągając z kieszeni telefon. Rozejrzał się wokoło. Nie zdołał
dojrzeć snajpera. Nie padł kolejny strzał.
— Będzie dobrze —
pocieszył Zerefa.
— Dzięki — wycedził
przez zęby. — Myślałem, że mnie tu zostawisz.
Loki skinął.
— Mam ochotę — odparł
szczerze. — Na razie nie myśl o tym, Lucy zajmiemy się później. Nie wierć się.
Uważaj. Lepiej żebyś przeżył.
— Ok. — zgodził się
niewyraźnie Zeref, powoli przymykając oczy. — To boli.
— A czego się
spodziewałeś? I będzie bolało jeszcze przez dobrych parę tygodni. Ta cholerna
pani doktor zadba o to, byś poczuł ranę. Z doświadczenia ci to mówię. Gdyby
jeszcze była ładną lekarką w kusej spódniczce, ale z jej zmarszczkami, dzięki
Bogu, że nogi spodnie.
Zeref zaśmiał się
słabo.
— Przynajmniej jest
dobra.
— Przynajmniej jest
dobra — przyznał Loki. — Kiedyś… — urwał na moment, w ostatniej chwili
powstrzymując się od zdradzenia Zerefowi zbyt wielu informacji.
Zadzwonił po karetkę,
a potem już tylko czekał w milczeniu, co jakiś czas poklepując Zerefa w
policzek, żeby tylko nie stracił przytomności.
Teraz go już nie
słuchał, ale gdyby chwilę wcześniej nie ugryzł się w język, to powiedziałby
prawdę, część prawdy o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat. Część pamiętał
przelotnie, inne ulotniły się jak bańka mydlana, ale były też i takie, które
wyryły się bardzo, bardzo głęboko.
Kiedy wszyscy poszukiwali
Lucy, on siedział skulony w pokoju, po tym jak ojciec kilka razy trzepnął go
pasem w krótkiej przerwie między poszukiwaniami. Ślady nadal mu pozostały na
plecach. Krwawił długo, nikt nie zjawił się, by przemyć krwawiące rany. Inni
służący nie zwracali na niego uwagi, nie miał im tego za złe. Przecież porwano
Lucy, jej dobro było najważniejsze. Jednak siedział tak i siedział kącie i
płakał i pierwszy i ostatni raz w życiu zaczął nienawidzić Lucy.
Miała wszystko, on
nic.
Miała przyszłość, a
on tkwił w popiołach, które sypał na niego ojciec, kierując ścieżkę życia.
Miała uśmiech,
którego jemu brakowało.
Przez moment życzył
jej najgorszego. Tylko że kiedy wróciła, i ona straciła wszystko. Zabrali
uśmiechniętą dziewczynkę, oddali jedynie skorupę. Skoro wzięli pieniądze,
dlaczego nie dotrzymali słowa? A teraz oddał tę samą dziewczynkę w ręce
chłopca, którego rodzice odebrali jej wszystko — całą radość i smutek,
przeszłość i przyszłość…
— Trzeba było
zainstalować mu jakiś nadajnik — pomyślał dopiero teraz.
Zeref wskazał na
kieszeń od spodni.
— Kod to: 1234,
oczywiście, że mogę go namierzyć — wyszeptał.
Loki zamrugał ze
zdziwienia. Szybko chwycił za telefon i faktycznie odblokował go za pomocą
słabego kodu, który zdradził mu Zeref. Na pulpicie wyświetliły się ikony na
wzór aplikacji, każda z nich miała tytuł „nadajnik” i dopisane imię osoby,
której dotyczyło. Znajdował się tam nawet Loki.
— Śledziłeś mnie.
— Nie, szef —
poprawił go Zeref.
Loki przełknął ślinę.
Powinien się domyślić, że Acnologia tak łatwo nie odpuści, a tym bardziej nie
zaufa Lucy czy jemu.
— Dziękuję —
powiedział i włączył namierzanie Natsu. Kierowali się w stronę centrum. W
jakimś stopniu odetchnął z ulgą. Nie wyglądało na to, że Natsu próbuje porwać
Lucy czy coś. Chyba prawdę zamierzał ją uratować. Tylko… chyba…
0 Comments:
Prześlij komentarz