[Pozory czasem mylą] Rozdział 35 Jeśli celujesz, możesz spudłować



Loki odwrócił się, lecz w tym czasie Lucy zdążyła osunąć się z ławki. Padł strzał. Loki sięgnął po broń. Nagle ból go sparaliżował. Chwycił się za ramię i przyklęknął. Samochodów z lodami podjechał pod nich. Rozległ się z kolejny wystrzał.
Natsu złapał Lucy za rękę i przyciągnął do siebie. Snajper spudłował. Pocisk wbił się w drewnianą ławkę. Loki próbował podbiec i odciągnąć Lucy od Natsu, lecz w tym samym momencie padł kolejny strzał. Zeref odepchnął Lokiego, sam zostając ranny w ramię. Chwycił się za nie i wrzasnął z bólu.
— Uciekajmy! — wrzasnął Natsu.
Lucy, chyba odruchowo, skinęła głową. Loki nie miał sił ani też czasu, żeby ją powstrzymać, bo nim udało mu się zrozumieć, że Natsu ją zabierze ze sobą, oboje zniknęli za bramą parku. Wyciągnął dłoń, potem ruszył za nimi, ale kolejny strzał powstrzymał go. Snajper nie zamierzał go przepuścić.
Furgonetka z lodami przejechała po schodach, goniąc Natsu i Lucy, a Loki był bezsilny.
Ścisnął usta, a oczy zamknął, żeby tylko się nie popłakać. Znów zawiódł, na całej linii. Acnologia tym razem mu nie wybaczy…
— Mógłbyś… pomóc… — usłyszał głos Zerefa.
Otrząsnął się i zbliżył do rannego chłopaka. Zdjął z siebie bluzę, przyłożył ją do rany, wcześniej wyciągając z kieszeni telefon. Rozejrzał się wokoło. Nie zdołał dojrzeć snajpera. Nie padł kolejny strzał.
— Będzie dobrze — pocieszył Zerefa.
— Dzięki — wycedził przez zęby. — Myślałem, że mnie tu zostawisz.
Loki skinął.
— Mam ochotę — odparł szczerze. — Na razie nie myśl o tym, Lucy zajmiemy się później. Nie wierć się. Uważaj. Lepiej żebyś przeżył.
— Ok. — zgodził się niewyraźnie Zeref, powoli przymykając oczy. — To boli.
— A czego się spodziewałeś? I będzie bolało jeszcze przez dobrych parę tygodni. Ta cholerna pani doktor zadba o to, byś poczuł ranę. Z doświadczenia ci to mówię. Gdyby jeszcze była ładną lekarką w kusej spódniczce, ale z jej zmarszczkami, dzięki Bogu, że nogi spodnie.
Zeref zaśmiał się słabo.
— Przynajmniej jest dobra.
— Przynajmniej jest dobra — przyznał Loki. — Kiedyś… — urwał na moment, w ostatniej chwili powstrzymując się od zdradzenia Zerefowi zbyt wielu informacji.
Zadzwonił po karetkę, a potem już tylko czekał w milczeniu, co jakiś czas poklepując Zerefa w policzek, żeby tylko nie stracił przytomności.
Teraz go już nie słuchał, ale gdyby chwilę wcześniej nie ugryzł się w język, to powiedziałby prawdę, część prawdy o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat. Część pamiętał przelotnie, inne ulotniły się jak bańka mydlana, ale były też i takie, które wyryły się bardzo, bardzo głęboko.
Kiedy wszyscy poszukiwali Lucy, on siedział skulony w pokoju, po tym jak ojciec kilka razy trzepnął go pasem w krótkiej przerwie między poszukiwaniami. Ślady nadal mu pozostały na plecach. Krwawił długo, nikt nie zjawił się, by przemyć krwawiące rany. Inni służący nie zwracali na niego uwagi, nie miał im tego za złe. Przecież porwano Lucy, jej dobro było najważniejsze. Jednak siedział tak i siedział kącie i płakał i pierwszy i ostatni raz w życiu zaczął nienawidzić Lucy.
Miała wszystko, on nic.
Miała przyszłość, a on tkwił w popiołach, które sypał na niego ojciec, kierując ścieżkę życia.
Miała uśmiech, którego jemu brakowało.
Przez moment życzył jej najgorszego. Tylko że kiedy wróciła, i ona straciła wszystko. Zabrali uśmiechniętą dziewczynkę, oddali jedynie skorupę. Skoro wzięli pieniądze, dlaczego nie dotrzymali słowa? A teraz oddał tę samą dziewczynkę w ręce chłopca, którego rodzice odebrali jej wszystko — całą radość i smutek, przeszłość i przyszłość…
— Trzeba było zainstalować mu jakiś nadajnik — pomyślał dopiero teraz.
Zeref wskazał na kieszeń od spodni.
— Kod to: 1234, oczywiście, że mogę go namierzyć — wyszeptał.
Loki zamrugał ze zdziwienia. Szybko chwycił za telefon i faktycznie odblokował go za pomocą słabego kodu, który zdradził mu Zeref. Na pulpicie wyświetliły się ikony na wzór aplikacji, każda z nich miała tytuł „nadajnik” i dopisane imię osoby, której dotyczyło. Znajdował się tam nawet Loki.
— Śledziłeś mnie.
— Nie, szef — poprawił go Zeref.
Loki przełknął ślinę. Powinien się domyślić, że Acnologia tak łatwo nie odpuści, a tym bardziej nie zaufa Lucy czy jemu.
— Dziękuję — powiedział i włączył namierzanie Natsu. Kierowali się w stronę centrum. W jakimś stopniu odetchnął z ulgą. Nie wyglądało na to, że Natsu próbuje porwać Lucy czy coś. Chyba prawdę zamierzał ją uratować. Tylko… chyba…

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!