Nóż
upadł z hukiem na podłogę. Lucy podskoczyła w miejscu, lecz nie wydała z siebie
choćby najmniejszego dźwięku. Schowała się za szafkę w kuchni. Wychyliła się na
moment i znów skryła, odliczając w myślach kolejne sekundy, które mijały w
nieustannej ciszy.
Zauważyła
nóż. Leżał niedaleko, ale nie na wyciągnięcie ręki. Musiała się przesunąć
kawałek, a przecież w każdej chwili kroki mogły znów rozbrzmieć między
korytarzami rezydencji.
Wzięła
głęboki, choć cichy wdech, po czym przyklęknęła. W tej pozycji zaczęła
ostrożnie czołgać się ku nożowi.Serce nie waliło jej, raczej było spokojne, to
pot ją zdradzał. Była mokra, a dreszcze nieustannie przebiegały po jej plecach.
Zatrzymała
się. Otarła twarz i sięgnęła po broń, lecz nim ją wzięła spojrzała w kierunku
korytarza. Był pusty, niepokojąco pusty i cichy, ciągnął się niemal w
nieskończoność, tylko że gdzieś na jego końcu stał cień.
Przekręciła
głowę, bardzo powoli, myśląc i powoli zdając sobie sprawę, że nie powinna była
się ruszać.
Cień
stanął nad nią.
Cień
zaśmiał się z niej.
Cień
zabrał nóż.
0 Comments:
Prześlij komentarz