Ostatnią
piosenkę zaśpiewała poprzedniej jesieni. Wśród żółtych liści, wśród
zeschniętych kwiatów. Na ustach zamarła jej nuta. W sercu wyryło wspomnienie.
Krwawe. Bolesne. Cierpkie. Troszkę interesujące.
Lilian
zabrała ostatnią paczuszkę z bandażami z podłogi i przeszła z jednego pokoju do
drugiego, gdzie czekała ukochana matka. Wkładała właśnie ubrania do szafy
Lilian.
—
Zawsze ci powtarzałam. Dom to dom, trzeba do niego wracać, nie uciekać.
Lilian
opuściła wzrok. Położyła pudło na stole i postukała matkę w plecy.
— Co
tam, kochanie? — Uszczypnęła Lilianę w zasiniony policzek. — Nie pracuj tyle,
niedawno wypisali cię ze szpitala. Poza tym rana...
Matka
zatrzymała dłoń na bandażach, które owijały szyję Lilian. Dziewczyna odsunęła
się od matki. Zamknęła oczy, mocno ściskając powieki, aby tylko się nie
rozpłakać.
— Oj,
kochanie. — Matka pogłaskała Lilian po włosach. — Już nikt cię nie skrzywdzi,
jesteś już w domu.
Nie,
Lilian wiedziała, że nie jest w domu. Domem miało być nowe mieszkanie w
Toronto, Bill, ich przyszłe dziecko i tymczasowa praca w sklepie ogrodniczym.
Nie te cztery przeklęte pokoje wraz z matką obok.
—
Wciąż tęsknisz za Billem?
Zakręciło
się w jej głowie. Krew. Wszędzie widziała krew, tę samą, która tego poranka
spływała z poderżniętego gardła ukochanego.
— Za
dzieckiem? — mówiła dalej matka.
Złapała
się za brzuch. Upadła. Poroniła. Nie zdążyli uratować jej maleństwa. Nie dali
po raz ostatni się pożegnać. Matka skremowała nienarodzone maleństwo, aby
"oszczędzić jej bólu", jak sama twierdziła.
— Za
śpiewem?
Kochała
śpiewać. Marzyła o tym, by pewnego dnia zaśpiewać swojemu dziecku kołysankę,
przy całej rodzinie, przy wszystkich gościach, a potem spróbować swoich sił w
jakimś konkursie. Nieważne jakim, aby tylko wystąpić przed publicznością. I to
straciła.
Wzięła
spokojny wdech. Odwróciła się w stronę matki i posłała jej pełne goryczy
spojrzenie. Kobieta skrzywiła się.
—
Kocham cię — zapewniła.
Lilian
uśmiechnęła się opornie, pewnie sztucznie, ale matka odwzajemniła uśmiech.
—
Kocham cię — powtórzyła jeszcze raz matka, a potem wróciła do układania ubrań.
Lilian
zacisnęła pięść.
Matka
nigdy jej nie kochała. Kochała siebie. Kochała wszystko, co należało do niej. A
Lilian uważała tylko za swoją własność. Gdy postanowiła pójść na studia, nie
puściła jej. Gdy pragnęła wyjechać za granicę, zatrzymała ją. Gdy znalazła
miłość... odebrała jej wszystko.
Lilian
pamiętała człowieka, który zabił jej męża.
Lilian
znała zapach człowieka, który odebrał jej głos.
Lilian
kojarzyła chód człowieka, który uciekał, zostawiając ją, by wykrwawiła się na
śmierć.
Tak...
Lilian nie powinna się teraz uśmiechać, ale kiedy widziała zadowoloną minę
matki, która sądziła, że wszystko idzie po jej myśli, nie umiała się
powstrzymać. Odsunęła ostrożnie bandaże leżące w pudle. Wyjęła z niego nóż.
"Odebrałaś mi wszystko, więc i ja odbiorę tobie" — pragnęła
powiedzieć, ale jedyne, co zdołała zrobić, to stuknąć w blat. Matka odwróciła
się gwałtownie.
—
Kochanie? — Otworzyła szeroko oczy. — Nie zabijesz mnie chyba?
Pokręciła
ostrożnie głową.
Zacisnęła
mocniej dłoń na rączce. Przysunęła do gardła i przecięła je wzdłuż. Usłyszała
wrzask matki, a potem zamknęła już oczy. Dławiła się. Krew powoli spływała po
jej piersiach... Była ciepła...
0 Comments:
Prześlij komentarz