[BAEL] #11

Księga 1 ~ Byliśmy łgarzami

BARRY

Barry podbiegł do przyjaciela. Wyszarpał go z siedzenia i z całej siły wtulił do siebie. Ten coś stęknął, potem walnął Barry’ego w plecy, ale w końcu zaśmiał się i oddał uścisk.
— Martwiłem się — wyszeptał.
— Jasne, jasne, pewnie świętowałeś, gdy nie musiałeś słuchać mojego gadania? — Eliot zaśmiał się. — Nawet bym się wzruszył, ale przez noc chyba łzy całkowicie wyparowały.
Barry odsunął od siebie Eliota i spytał:
— Co się z tobą działo?
— Ej… — Zacmokał. — To trochę tajemnica i nie, ale powiedzmy w takim ogromnym i to wielkim skrócie, że… zgubiłem się w przepaści.
— Tej… przepaści? — upewnił się, czy dobrze usłyszał.
— Tak, tej przepaści.
— I…
— No i się zgubiłem?
— Jak?
— Skutecznie. Ej, zaraz… — Eliot pokręcił głową. — Coś mi nie pasuje w tym przesłuchaniu, ale nieważne. Proszę, na razie załóż, że zgubiłem się. Tyle ci wystarczy, przynajmniej mam taką nadzieję — dodał ciszej.
— Oczywiście, że wystarczy, Eliocie… — Barry uśmiechnął się ciepło. — Poczekam, aż będziesz gotowy.
— Dzięku... — nim dokończył, Barry mu przerwał:
— Chciałbyś, żebym ci tak powiedział, co nie? — Pacnął Eliota w tył głowy. — Ty idioto, martwiłem się, nawet poszedłem cię szukać. Gdzieś ty niby był?
— A ty? Słyszałem, że ci się zemdlało?
— Tak, zgadza się. Najpierw profesor Liliana wygoniła mnie z wykładu, potem wspaniałomyślnie dała pracę w Archiwum, gdy wyszedłem zobaczyłem śmierć kilku osób. Wybuchła panika, słyszałeś może. A no tak! — Złapał się za podbródek. — Usłyszałem, że zginął niejaki Eliot. Oczywiście poszedłem go szukać nad przepaść. Wspomniałem, że w trakcie tej wyprawy zabiłem policjanta? Nie?
— Że… Że jak cię proszę?
— A potem zemdlałem — mówił dalej, świadomie ignorując Eliota. — Chociaż to było dziwne, tak samo jak ten cień, który… — Pokazał na swoje oko. Cień. Wyraźnie widział jakiś kształt wyłaniający się z oka młodego. Wydawało się, że to dzięki niemu zdobył jakieś moce. — Jak się wydostałeś z przepaści?
— Skończyłem, kochanie — powiedział złośliwie.
— Kochanie, kochanie. Wałkiem do ciasta z przyjemnością mogę cię pobić, ko—cha—nie. — Pokazał mu język. — A teraz się spowiadaj.
— Nie jestem wierzący.
— Ja też nie, ale gadaj!
— Barry, zaufaj mi, teraz lepiej o tym nie rozmawiać, prawda? Ekrany się popsuły i te sprawy, więc nie mam sił na rozmowę.
— O czym ty…
Eliot przyłożył palec do ust.
— Milcz — odparł zaskakująco łagodnie. — Później porozmawiamy. A teraz… — Poskoczył z radości. — Mów, moja matka już zaczęła szykować przyjęcie na cześć mojej śmierci?
— Raczej nie, na razie w telewizji udawała, że przejmuje się twoją śmiercią.
— Były łzy?
— Najprawdziwsze.
Eliot zasłonił usta. Cieszył się, jak małe dziecko, które właśnie rozpakowało wymarzony prezent spod choinki.
— Może dostanie zawału na mój widok? Oj, jakie byłoby to pięknie. I zbyt nierealne. Pewnie się wścieknie, usłyszę kolejny wykład, jakim to jestem nieudacznikiem i… Zaraz! — krzyknął niespodziewanie. — Dostałeś pracę? W archiwum? Kogo przekupiłeś?
— Nikogo — zapewnił.
— No tak, to Alba kogoś przekupiła.
Barry przewrócił oczami.
— Wystarczyłoby, gdybyś cieszył się moim szczęściem.
Eliot uniósł wysoko rękę.
— Wiii. Hurra. Cudownie — powiedział obojętnie, bez żadnych emocji. — Wystarczy ci? Oj, Barry, Barry, kurczak Marianny by się nadawał lepiej do pracy niż ty. Pracujesz jak ślimak i ciągle coś odwraca twoją uwagę. Nie dasz rady.
— Motywujesz jak cholera, aż mam ci ochotę przywalić. — Zacisnął pięść przed twarzą Eliotami. — Uważaj.
— No i co ty mi zrobisz, konusie. — Pochylił się i złośliwie pogłaskał Barry’ego po głowie. — Niscy ludzie są słodcy, trzeba się nimi opiekować. Tak więc do walki się nie nadajesz. Możesz co najwyżej robić za dywan.
Barry chciał coś jeszcze dodać, ale ostatecznie machnął ręką. Z Eliotem nie dało się teraz rozmawiać, a skoro nie dowie się, co działo się z przyjacielem przez ostatnią dobę, to przynajmniej spędzą wspólnie czas. Trochę radości nikomu nie zaszkodziło. Poza tym Eliot przysporzył mu już wystarczająco zmartwień.
— W ramach przeprosin zróbmy sobie noc filmów — zaproponował Barry.
— Filmów? Tylko błagam, nie próbuj mnie znowu namówić na komedię romantyczną. To coś ostatnie było straszne.
— Są jeszcze dobre komedie romantyczne — przypomniał mu.
— Czyli rozumiem, że specjalnie puściłeś jedną z tych złych? — dopytał się, a kiedy nie dostał odpowiedzi, rzucił się na Barry’ego. Złapał go za szyję i zaczął prowadzić do pokoju. Oboje padli na łóżko i walnęli się tym głowy o ścianę.
Jęknęli równocześnie.
— Horror, dobry, krew i jakieś fajne zakończenie — wymienił wszystkie warunki Eliot. — Albo nie, niech będzie jakiś horror psychologiczny. Tak żeby był straszny straszny, a nie tylko krwawy.
Barry odczekał jeszcze chwilę, odliczając w myślach do trzech.
— Trochę straszny straszny, ale sprzed MURu, może nawet mający miejsce w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych? Wejdź znajdź coś w bazie filmów. Chyba udało ci się przedłużyć kodu Alby?
Barry uśmiechnął się i skinął. Eliot rozłożył się obok niego. Zdjął marynarkę, ale nie ten przeklęty krawat. Na pewno specjalnie dla niego go założył, nie było innej opcji. Dlatego kiedy Eliot zajął się wyszukiwaniem filmu w bazie, sięgnął do krawatu i zdjął go. Rzucił gdzieś w kąt. Sam Eliot rzucił mu tylko zawodzące spojrzenie, a potem wrócił do przeglądania filmów. Barry przysunął się bliżej i sam przyjrzał się propozycjom na dzisiejszy dzień.
— Weź ten. — Wskazał na pierwszy film od góry.
— Ten? — Eliot skrzywił się. — Będzie zły.
— Będzie dobry, zapewniam.
Eliot przewrócił oczami.
— Ostatni raz, gdy tak mówiłeś, to zapewniłeś mi najgorszą noc w życiu. Ten film był tak żałosny, że do rana nie mogłem się pozbierać.
— Uważam, że był całkiem interesujący — powiedział z pełną powagą w głosie.
— Ty... Oj, ty sobie ze mnie żartujesz! Padam ze śmiechu, a teraz wybieraj coś na poważnie, bo po całej nocy przygód mam ochotę teraz trochę odpocząć. I nie, nie pytaj — dodał szybko, nim Barry zdążył choćby otworzyć usta.
— Chyba wolałbym jednak jakieś wyjaśnienia — mruknął pod nosem.
— Wyjaśnienia, wyjaśnia, a ja chcę trochę spokoju i odpoczynku. Uwierz mi, przez moment ja naprawdę myślałem, że zginę. Chcę obejrzeć z tobą film. Tyle mi wystarcza.
Poklepał Barry’ego po ramieniu. Wybrał film na ekranie, ten sam, na który wcześniej wskazał Barry. Odczekał moment, ale zamiast odtwarzacza wyświetliło się powiadomienie o blokadzie. Eliot cofnął stronę i spróbował jeszcze raz, jednak nic się nie zmieniło. Kliknął na komunikat.
— Strony zostały zablokowane przez wzgląd na żałobę? — zdziwił się Eliot. — I o jakich zaginionych im chodzi? Barry, wiem, że beze mnie z trudem świat sobie radzi, ale jak to się stało, że tyle nieszczęść w tak krótkim czasie? Jakaś złowroga przepowiednia się sprawdziła czy jak?
Barry wzruszył ramionami.
— To drugie jest dla mnie nowe. Wiem tylko o tym, że córka naszego listonosza nie wróciła do domu.
— Nie wróciła?! To… — Zamyślił się na moment. — On miał w ogóle córkę?
— Na to wygląda. A teraz… Sam nie wiem, co się dzieje. — Zmarszczył czoło. — Ciekawe, co wydarzy się jutro?
— Mam nadzieję, że absolutnie, totalnie nic, bo mam ochotę się wyspać, ale znając życie matka już szykuje pieśń żałobną na moją część, więc z rana będzie mi truć dupę, jak tylko sama wstanie… No cóż… Mogę u ciebie nocować? — spytał nagle.
— Nie, w życiu — odpowiedział szybko i zdecydowanie. — Chrapiesz jak… sąsiad spod dwójki. Czasami go słychać nawet tutaj. Ten gość ma głos jak jakieś dzikie zwierzę.
— I ty właśnie porównałeś mnie do niego? — zdziwił się Eliot. — Ty chyba sobie jaja robisz?
— Szczerość to mój atut.
— Atut, sratut, ja nie chrapię! Dawaj, wyrwę ci te kłaki z łba.
Chwycił za włosy Barry’ego i pociągnął za nie. Barry odruchu krzyknął, ale potem zaśmiał się, gdy zrozumiał, że to nic nie boli. Przybliżył się do Eliota i walnął go w podbrzusze.
— Ty idioto! — wysyczał Eliot, puszczając włosy Barry’ego. — Zemsta będzie słodka. Nie uciekniesz przed moim wielkim gniewem. Poza tym według teorii profesora Beala każdy z nas może mieć dostęp do danych rządu, więc skoro nas śledzą, to zawsze i wszędzie cię znajdę!
Barry zmarszczył czoło. Wcześniej o tym nie pomyślał. Rząd faktycznie miał dostęp do wszystkich danych, a skoro Alba miała wtyki w rządzie, to musiała wiedzieć, że Eliot żyje… Okłamała go.
— Barry? — Elit pstryknął palcami. — Żyjesz? Wezwać doktora?
— Nie… To znaczy, żyję, wszystko w porządku, ale… Alba mnie okłamała.
Eliot wbił wzrok w sufit i zamyślił się na moment.
— Wyczuwam spisek. Wielki, wspaniały spisek, który w końcu ożywi tą martwą strefę — powiedział nagle. — Zaginięcia? Mówisz, że córka listonosza zaginęła?
Barry przewrócił oczami. Czasem miał ochotę palnąć Eliota w ten głupi łeb, żeby chociaż raz i na zawsze sobie zakodował, że ma go słuchać. Ale nie, zawsze znajdzie inny temat do rozmów, i zawsze zupełnie inny od tego, który wcześniej poruszali.
— Tak, zaginęła — potwierdził po chwili, kiedy Eliot zaczął już drgać nogą z niecierpliwości. — Ale skoro mają nasze rejestry, mogą nas śledzić, wszystko o nas wiedzą…
—… to dlaczego ich nie odnajdą? — dokończył Eliot, poprawiając muszkę. Wstał. — Jak napisał kiedyś doktor Bael: „myślimy, że rozumiemy świat, lecz świat sprytnie skrywa prawdę przed naszymi oczami”. Nie wiem, kim on był ani gdzie obecnie się znajduje, ale mamy… — wskazał na siebie kciukiem — mnie. Trochę umysłu, trochę dobrego pomysłu i trochę cierpliwości. Kawałek po kawałku, na razie nie mamy czasu myśleć, musimy działać, potem pomyślimy. Przyglądajmy się temu, co wokół nas się dzieje. Otoczenie to fascynujący obiekt badawczy. Dlatego też obserwujmy jedną, jedyną…
— Albę — Barry przerwał monolog. — Coś z nią nie tak.
— Zgadza się. — Eliot wskazał za okno. — Naprawdę dobrze mi szło. Naprawdę musiałeś się wtrącić?
— Tak, oczywiście, że tak. Dziesięć sekund tego da się słuchać, ale nie dłużej.
— Ej, to było wredne.
Eliot zaśmiał się, a potem szurnął Barry’ego w ramię. Oddał mu tym samym. I przestali… Nastała cisza, niepokojąca i z każdą chwilą coraz bardziej irytująca. Barry słyszał każdy brzdęk zabezpieczeń, które od momentu awarii informowały kilkukrotnie w ciągu godziny, że dom jest bezpieczny.
Ostry impuls przeszedł mu przez dłoń. Moment później rozbrzmiał sygnał nadawczy z kolejnym ogłoszeniem od rządu. Ani Eliot, ani Barry nie otworzyli wiadomości. Spojrzeli na siebie. Przez moment zamarli w bezruchu. Eliot otworzył usta, aby coś dodać, lecz ostatnie wydobył z siebie cichy jęk.
Barry nawet nie próbował. Słowa rzadko docierały Eliota. Zdecydowanie wolał sam gadać, a z innych robić słuchaczy. Barry’emu nie przeszkadzała ta rola, ale w tej chwili chciał coś przekazać Eliotowi. Wrócił zadowolony z siebie, od razu chciał oglądać film i ani przez moment nie zastanowił się nad tym, że ktoś mógł się martwić.
Wstał. Wyciągnął segregator z planami przygotowanymi przez ojca z obecnego roku i otworzył w miejscu, gdzie zostawił ostatnie notatki. Eliot niepewnie podszedł. Barry wskazał po kolei na nieodznaczone zadania. Dla przykładu dał plany z poprzednich tygodni. Robił wszystko, co ojciec mu kazał, ale nie ten jeden, jedyny raz…
— Naprawdę się martwiłeś — stwierdził w ogóle niezaskoczony Eliot. — Przepraszam, że tak wyszło. Następnym razem, jak zniknę, postaram zostawić za sobą jakąś kartkę czy coś…
— Ta… Tak będzie całkiem nieźle… Myślę, że w ten sposób…
Pokręcił głową. Nie, nie w ten sposób. Eliot i tak go nie usłyszy. A nawet jeśli, chwilę później zapomni. Wyjdzie z mieszkania, wróci do domu, by zirytować matkę, i znów ruszy w las. Nie zostawi kartki. Nie ostrzeże, że może nie wrócić w najbliższym czasie. Nic się nie zmieni i Barry nie miał prawa oczekiwać, że będzie inaczej.
Odchrząknął. Włożył segregatory na miejsce i w końcu wyburczał pod nosem:
— Cieszę się, że żyjesz…
— Ja też. — Poklepał Barry’ego w ramię, a potem westchnął ciężko. — To skoro z filmu nici, to polecę do mamy. Na pewno się ucieszy na mój widok.
W podskokach wyszedł z pokoju. Barry odwrócił wzrok. Powieki zacisnął, aby na moment się wyciszyć i pomyśleć. Z książkami było łatwiej — co napisali, to przeczytał. Nie zastanawiał się nad sensem, uznawał wszystko za prawdę, a teraz przyszło mu myśleć, wyrzucając każdy fragment nieprzydatnej wiedzy, którą posiadł.
Eliot ukrywał prawdę o tym, co się z nim działo przez ostatnią dobę. Ale dlaczego? Co tak naprawdę wydarzyło się w przepaści. I z jakiego powodu trzymał to w tajemnicy? Szczególnie przed nim…
Barry westchnął. Od momentu, w którym nastąpiło awaria, nic nie wydawało się takie, jakie powinno być. Z jednej strony uśmiechał się na samą myśl o nowych wyzwaniach, które czekają go i strefę OMEGA, z drugiej obawiał, że nie wszystkie zmiany okażą się pomyślne dla niego i Eliota.
— Barry! — usłyszał Eliota wrzeszczącego z korytarza. — Ktoś do ciebie…

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!