Loki niemal kipiał wewnątrz ze złości.
Jak miał się nie domyślić, że dzwoni Natsu? Pewnie znów szykował jakiś chory
plan, żeby porwać Lucy. O nie, tym razem nie pozwoli. Już raz prawie nabrał się
na to sztuczne poczucie winy, skruchę. Nic jednak nie zostało w Natsu. Nawet
jeśli posiadał resztki godności, to sama wiadomość budziła w nim potwora,
którym nie powinien być. Dlatego Loki wstał gwałtownie z łóżka. Wyrwał telefon
z dłoni Lucy i powiedział:
— Nawet nie próbuj znowu ją w cokolwiek
mieszać.
Nastała cisza.
— Loki
— stwierdził cichym, melancholijnym głosem Natsu. — Wiedziałem, że dla niego pracujesz. Wiesz, że ci zaufaliśmy.
— Natsu, przestań pierniczyć i weź
chociaż raz pomyśl. W życiu bym nie pracował dla Anologii. Mam na uwadze tylko
dobro Lucy, a chyba dobrze mi się zdaje, że właśnie próbujesz znowu wmieszać ją
w jakieś gówno.
— Szczęściarza
zamordowali.
— Kto?
— Domyśl
się…
Loki pomyślał przez chwilę. Nie, to nie
miało sensu. Acnologia nigdy nie zabiłby jakiegoś kota. Skąd w ogóle wiedziałby
o tym, jak Natsu troszczy się o zwierzaka. Poza tym… obiecał coś Lucy.
— To nie dziadek — odezwała się
dziewczyna. — Przecież obiecał mi, że… — urwała. Smutny wzrok wbiła w podłogę. —
Nie raz mi wiele rzeczy obiecał, prawda? Chyba znowu nie udało mu się dotrzymać
słowa…
Nie, Anocnologia tak nie działał. Loki
znał sposoby jego postępowania. Nigdy nie zaczynał od zabijania. Kochał dawać
ludziom drugą szansę, a przede wszystkim stawiać przed ich wyborem. Loki
pamiętał, jak jako dziecko oglądał te przeklęte egzekucje na rodzinach
zamieszanych w porwanie Lucy. I uśmiech Anologii, gdy kolejni rodzice
decydowali się zginąć za ukochane dzieci. Dlatego nie wierzył w jego winę, ale
przynajmniej na razie, nie zamierzał się tym dzielić, szczególnie z Natsu.
— Czego od nas oczekujesz? — spytał
Loki.
— Spotkajmy
się w parku.
— To niemożliwe — odpowiedział wprost. —
Pilnują Lucy. Nie wyjdzie bez straży.
— To
niech z nimi przyjdzie.
Loki zamrugał kilka razy z zaskoczenia.
Wielu rzeczy mógł się spodziewać, ale nie tego, że Natsu zgodzi się na takie
spotkanie. Zastanawiało go tylko, czy faktycznie chłopak zdaje sobie z tego,
kto faktycznie pilnuje Lucy.
— Zeref przyjdzie — dał mu do
zrozumienia.
Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy.
— Kim
jest Zeref?
Loki zamarł na moment. Czy Natsu tylko
żartował? Nie, w tych okolicznościach na pewno nie.
— Zeref… Nie znasz go?
— A
powinienem? Już wystarczy. Znam wielu sługusów Acnologii, więcej mi nie
potrzeba — fuknął.
Odłożył na moment telefon. Przycisnął
głośnik do piersi i obejrzał się w kierunku Lucy. Pokręcił głową. Pewnie nie
zrozumiała, co miał na myśli, ale wystarczyło, że zareagował. Później jej
wszystko wytłumaczy. Na razie miało znaczenie to, że poznał jeden z sekretów
Natsu… On nie znał swojego brata.
— Spotkamy się za dwie godziny w parku,
ten Zeref też przyjdzie. W innym wypadku Lucy nie wyjdzie z domu.
Natsu westchnął ciężko.
— Niech
będzie — odparł po chwili. — Poproś
Lucy byśmy się spotkali w tym samym miejscu, co wcześniej. Może tym razem ode
mnie nie ucieknie. — Zaśmiał się, jakoś tak żałośnie w mniemaniu Lokiego.
Rozłączył się i oddał Lucy telefon.
— Dlaczego podjąłeś decyzję za mnie? —
zapytała, ściskając komórkę w obu dłoniach.
— Cco? — Obejrzał się w kierunku
dziewczyny. Z początku zdziwiło go pytanie Lucy, lecz cisza trwała, powoli
docierało do niego, co zrobił. — Pprzepraszam… Ja nie chciałem, by w cokolwiek
cię wplątał.
— Loki! — krzyknęła. — Wiem, że jeszcze
nie dam sobie sama rady, ale nie możesz zachowywać się jak moja matka. Loki,
błagam, przynajmniej ty próbuj być kimś innym dla mnie…
— Przepraszam. Chciałem cię po prostu
przed nim ochronić.
— Nie musisz — dodała pospiesznie. —
Umiem o siebie zadbać.
Zacisnął szczękę. Umiała sobie radzić…
Prędzej Acnologia zostanie świętym niż Lucy poradzi sobie w świecie, który nie
zna, a który chce ją dopaść. Nie potrafił jednak powiedzieć jej tego wprost.
Zbyt mocno by ją to zabolało.
— Jeszcze za wcześnie — zwrócił jej
uwagę łagodnie.
— Za wcześnie?
— Lucy, ty… Dobrze wiesz, że nie
poradzisz sobie sama. Uwierz mi. Ledwo wyszłaś z ciemnego pokoju, za jasno dla
ciebie jest na zewnątrz.
— Powiedz mi wprost. Błagam, powiedz mi
wprost — wysyczała przez zęby.
Tego właśnie próbował uniknąć, a
niestety, do tego doszło…
— Nie poradzisz sobie. Prędzej
Acnologia zostanie świętym, niż ty odnajdziesz się w prawdziwym świecie. Jak
niby zamierzać żyć? Kobiety, ty przez ostatnie dziesięć lat żyłaś pod pięścią
matki. Sama nie podjęłaś pewnie żadnej decyzji i teraz chcesz zgrywać wielkiego
bohatera? — Pokręcił głową. — Wychylisz czubek nosa za drzwi, a już ci go
odstrzelają. Potrafisz załatwić sprawy w urzędzie? A jak ci idzie w szkole?
Same piątki? Szóstki? A może na testach masz sto procent? Lucy, przykro mi, ale
ty zginiesz w tym świecie, jeśli zostaniesz sama…
Usiadła i nic nie odpowiedziała.
Zacisnęła tylko dłoń na przedramieniu, wbijając paznokcie głęboko w skórę.
— Postaram się oczywiście… — urwał na
moment. Jak łatwo mu było składać obietnice, kiedy nie miał żadnej gwarancji,
że je dotrzyma. No nic, postara się. — Pomogę ci. Powolutku. Zaczniemy od
najprostszych spraw, potem przejdziemy do trudniejszych. Na pewno damy sobie
razem radę, tylko mi uwierz, proszę cię.
Przyklęknął i ujął dłoń Lucy. Ucałował
jej wierzch.
— Pamiętam, że jestem najbardziej
czarującym facetem w całym mieście. Trudno mi się oprzeć.
Zaśmiała się mimowolnie, choć wciąż
była smutna.
— Może… Może faktycznie masz rację.
— Na pewno mam, to nie ulega
wątpliwości. — Podniósł się troszkę i pocałował Lucy w czoło. — A teraz
chodźmy. Natsu pewnie już na nas czeka.
— On… — zaczęła niepewnie. — On nie
wie, kim jest Zeref?
— Wydaje się, że nie.
— Szkoda. — Wzięła głęboki wdech. — Tak
pomyślałam, że może skoro są rodziną, to odciągną się nawzajem od tego…
wszystkiego…
— Będzie ciężko. Igneel wkrótce
wychodzi. Nie wiem, na ile to zmieni sytuację w Magnolii, ale mogę się założyć,
że spowoduje to niemałe zamieszanie.
— Gorzej, jeśli to się przeniesie na
mnie.
— Na ciebie, na nas, na Fairy Tail… Już
się wiele zaczęło. A jak coś się zaczyna, to trudniej to skończyć. Mam tylko
nadzieję, że przetrwamy to. — Chwycił za dłoń Lucy. — Oboje.
— Oboje — powtórzyła po Lokim. — I
przestań już tak czarować, bo naprawdę za moment się w tobie zakocham.
— Na to liczę, na to liczę.
Drzwi od pomieszczenia otworzyły się. W
progu stanął Zeref. Trzymał tacę pełną jedzenia, grzaneczek i pieczonego
kurczaka z warzywami, które Lucy tak uwielbiała. Wyłożył talerze na stół, a
potem zwrócił się do Lucy:
— Natsu chce się z tobą widzieć?
— Ta… Tak — odpowiedziała nieśmiało,
lekko zdezorientowana. — Pójdziesz z nami? Loki zgodził się, a ja nie mam
zakazu wychodzenia, więc…
— Pójdę — przerwał jej, a potem wziął
trochę kurczaka z talerza i zjadł. — Jesteście tacy samolubni — powiedział z
pełną buzią. — Już sam nie wiem, kto jest gorszy. Wy czy mój brat, który ma
mnie w dupie.
— On cię nie zna — wyjaśniła szybko
Lucy.
— Loki — zwrócił się do chłopaka — czy
naprawdę wierzysz, że ten idiota w ogóle by się przejął, gdyby jednak o mnie
wiedział. Błagam, szczerze. Wystarczy już kłamstw na tę dekadę. Zostawmy je na
kolejną.
Loki nie był pewien. Z jednej strony
Natsu bardzo troszczył się o rodzinę, w ojca to już ślepo wierzył, ale czy
gdyby znał prawdę o Zerefie, o tym, że ma brata, to naprawdę coś by to
zmieniło. Przecież Zeref pracował dla Acnologii. To wznieciłoby tylko większą
nienawiść wobec brata.
— Nie — odpowiedział cicho. — A jeśli
tak, to tylko na gorsze. Lucy, nie mówmy mu.
— Ale… — ręce opadły jej bezwładnie —
ja bym wolała poznać prawdę — przyznała. — Tę o dziadku jakoś przyjęłam.
Zniosłam.
— Zniosłaś, a to dobre. — Zeref
parsknął śmiechem. — Lucy do ciebie jeszcze wiele, ale to wiele nie dotarło.
Gorzej, uważam, że nie dostałaś porządnej nauczki.
— Chyba… Ccchyba — zająknęła się. — Co
masz na myśli? Oj, dobrze, już nie mów — dodała szybko, a potem zasłoniła
fragment czoła grzywką. Jednak nie dosięgła blizny. Wciąż pozostała na widoku.
Lucy nie zdołała jej zakryć, choć kilka razy próbowała zgarnąć włosy. Ani razu
jej się nie udało. Pochyliła nisko czoło i westchnęła.
Zeref uśmiechnął się smutno.
— Pójdę z wami. Obiecałem Acnologii, że
zaopiekuję się jego jedyną wnuczką — zwrócił się do Lucy. — Przeprasza za to,
co wcześniej powiedzie działem. Pewnie nie powinienem był. Pewnie trochę przegiąłem,
ale tak wyszło. — Przymknął oczy. — Nie zawsze potrafię się powstrzymać. Rozumiesz,
prawda?
— Tak. — Skinęła niepewnie. — Rozumiem,
ale to nie znaczy, że zapomnę. Coś… Nieważne.
Pokręciła głową. Przez moment Loki
zaczął się zastanawiać, o co jej mogło chodzić. Zachowanie Zerefa było dziwne,
nie znał go zbyt dobrze, ale od początku wydawało mu się, że nie jest on osobą,
którą można łatwo poznać. Co gorsza, jak pewnie każdy w otoczeniu Lucy coś
chował za plecami. A skoro był dzieckiem Dragneelów to jego gówno śmierdziało
bardziej niż kogokolwiek. Obawiał się, że wyjdzie z tego coś jeszcze gorszego,
ale na razie… pozwoli mu za sobą iść. Jeśli jednak dojdzie do nieszczęścia,
Zeref będzie pierwszym z podejrzanych.
0 Comments:
Prześlij komentarz