Harry przystanął nad przepaścią, skąd
dobiegł do niego złowrogi ryk — prosto z kuźni Hefajstosa, w której
zapowiedziano przybycie małżonki. Afrodyta skuliła się na skraju ognistej góry
i pochyliła się posłusznie przed mężem, nim z obrzydzenia zamknęła oczy. Eros
wypiął złośliwie pośladki i zaśmiał się Hefajstosowi w twarz. Pozostali bogowie
dołączyli do zabawy, wypominając brzydkiemu mężczyźnie, że nawet jego własna
żona z trudem na niego patrzy.
Nie rozumiał ich. Hefajstos zawsze
wyglądał inaczej, ale głos kutego metalu rozbrzmiewał od setek tysięcy lat z
jego góry, i nigdy nie zamarł. Broń, którą nosili przy sobie, pancerze, które z
dumą nakładami — wszystko pochodziło spod rąk boga kowali. Nawet gdy ostatnia
wojna przeszła do historii, nie przestawał kuć, jakby szykował się na kolejną
batalię. A ci nabijali się z niego, gdy Ares się zbuntował. Harry w myślach
przeprosił bogów za złe słowa, ale widział w ich działaniach jedynie dziecinną
bezmyślność i naiwność. Wierzyli, że śmierć ich nie dosięgnie, ale zapominali,
że to w nich pokładano wiarę. Oni nie mieli się do kogo zwracać.
Obszedł krzew winny i zerwał jeden z
owoców. Zgnił wprost na dłoni Harry’ego. Kraina bogów obumierała, jakby ktoś
chciał, aby kolejne dowody na prawdziwość jego wizji się pojawiły.
Nie miał czasu.
Pokłonił się przed pierwszym z pałaców,
który zajmowali niżsi bogowie i w myślach zaczął błagać, by otworzyli przed nim
ścieżkę na sam szczyt Olimpu — do miejsca, w którym wznosił się najpiękniejszy
i najcudowniejszy zamek ze wszystkich. Tam właśnie królował Zeus.
Wziął głęboki wdech i przymknął oczy.
Głos Ateny rozbrzmiał gdzieś w jego głowie, a gdy rozchylił powieki, ścieżka ze
schodów wyrosła z pierzyn chmur. Nefele posłała Harry’emu słodki uśmiech, po
czym wróciła do układania włosów z chmur.
Harry dostał się na pierwszy poziom,
gdzie pieśni Apolla rozbrzmiewały głośniej, gdy struny formingi poruszały się w
nieprzerwanych aktach sztuki. Zatrzymał się. Nie umiał przejść obojętnie wobec
dźwięków, które napawały go spokojem. Kochał muzykę, szczególnie klasyków
wiedeńskich. Raz, w 1788 roku udało mu się dostać na premię poprawionego „Don
Giovanniego”. W Pradze wypełniał misję w trakcie pierwszej premiery, ale
spóźnił się o pół dnia na operę. Zachwytom nie było końca, a każde spotkanie z
praskimi przedstawicielami boskich posłanników doprowadzało go tylko do szału.
Nienawiść wzrosła, gdy wiedeńska publiczność nie uznała talentu Mozarta.
Dziwna melodia wydostała się spod
palców Apollina. Otworzył usta, a słowa jakiegoś poematu zmieniły całkowicie
przedstawienie boga. Harry zbliżył się, nasłuchując, w jakim języku został
napisany utwór. Nie rozpoznawał poszczególnych słów, choć zwykle Apollo tworzył
w starogrece.
— Piękny, prawda? — zwrócił się do
Harry’ego, przerywając granie. — Śpieszysz się do naszej drogiej Ateny, by
zanieść jej złe wieści, ale mimo to stajesz naprzeciw sztuki. Powiedz, co
sądzisz?
— Pierwsza część cudowna, ale później
dźwięki rozeszły się, a tekst…
— Tekst napisałem w języku, który sam
dopiero co stworzyłem — przerwał mu bóg. — Sztuka to kombinacja talentu,
ciężkiej pracy i oryginalności. A w tym przypadku raczej dziwaczności — dodał,
naciągając cienkie struny. — Hades obiecał mi przyprowadzić na Olimp
Beethovena. Uwielbiam jego grę na pianinie, a kiedy dowiedział się od Mozarta o
mojej rywalizacji z Marsjaszem stał się wyjątkowo chętny do nauki.
Apollo poprawił złote loki, a potem
zebrał je w jeden, prosty kucyk, choć niektóre z kosmyków i tak opadły bogu na
twarz. Złota szarfa zsunęła się z jego ramion, lecz jej nie poprawił. Położył
na materiale ukochanego forminga, a łuk wziął do rąk.
— Jeśli świat nie pogrąży się w
chaosie, to na pewno spotkanie okaże się owocne.
— Nie wątpię… — W niebieskich oczach
boga pojawił się blask. — Dlatego też ćwiczę nowy utwór.
— W takim razie dłużej nie
przeszkadzam. Przepraszam, że przerwałem.
— Nie, nie przepraszaj. Doceniasz
sztukę, prawdziwą sztukę. Niespotykane wśród członków twojej rodziny —
pochwalił Harry’ego, choć równie dobrze mogło mu chodzić o obrazę całej
rodziny.
— Dziękuję — odpowiedział.
— O, nie, nie, nie dziękuj. — Machnął
ręką. — A teraz już idź, ale jak będziesz wracał od Ateny, wstąp. Może
skomponuję kolejny utwór. Tym razem ku chwale… — zaciął się. Złapał za
podbródek i przewrócił oczami. — O Dafne — mruknął.
Harry zamarł.
Oczy otworzyły mu się szeroko ze
zdziwienia, kiedy Apollo naciągnął cięciwę łuku. Strzała leżała na stole obok,
lecz bóg nie pochwycił jej. Skupił się na punkcie znajdującym się przed nim —
na pustej, złotej ścianie, którą wypełniał nieziemski blask. Strzelił, wysyłając
w powietrze nicość.
— Jeśli czegoś nie ma, nie może nas
skrzywdzić — odparł Apollo, odkładając łuk i z powrotem zabierając formingę.
Mord
i oczyszczenie, pomyślał,
przypominając sobie dawne wierzenia greków i symboliczne znaczenie atrybutów
boga. Odsunął się i skinięciem pożegnał Apolla, nasłuchując jeszcze przez
chwilę smutnych dźwięków wygrywanych na instrumencie.
— Dafne — powtórzył imię, którego nikt
nie powinien wypowiadać od tysiąca lat, szczególnie wśród bogów. Umarła i na
tym jej historia się zakończyła. Ludzie pamiętali wciąż o jej czynach, wznieśli
nawet modlitwy na tysięczną rocznicę jej śmierci, ale nic więcej.
Wkroczył na kolejny poziom pałaców, tym
razem nie zatrzymał się po drodze. Szedł wprost na okalany diamentami i kością
słoniową pałac, gdzie na złotym tronie zasiadał Zeus. Hera towarzyszyła tego
dnia mężowi w doglądaniu świata ludzi. Ich pełne zawodu spojrzenia napotkały
się, kiedy piorun wyrósł z dłoni Zeusa. Pochylił się nad śmiertelnikami, a
potem cisnął grom między chmury. Sapnął żałośnie.
— Dlaczego? — spytał jedynie ciężkim,
zmęczonym głosem.
Harry zadrżał. Sam zamierzał zadać to
pytanie. Co właściwie działo się na Olimpie? Czy chłodny nastrój wśród bogów
panował przez wzgląd na bunt Aresa czy jeszcze o czymś nie wiedział?
Przyspieszył kroku. Pałac, w którym
sprawowała swe rządy Atena, wyrósł wśród białych skał, które lśniły w wysoko
wiszącym słońcu. Nie iskrzyły się jednak jak dawnej. Niegdyś barwne, otulone
kamieniami z całego świata ściany, teraz nosiły pustkę.
Przekroczył wschodnią bramę, po której
obu stronach sfinksy sprawowały swą pieczę. Strażnicy podążyli za Harrym
wzrokiem. Ich nienawistne spojrzenia denerwowały, ale zarazem potwierdzały
przypuszczenia mężczyzny — coś się stało…
Ominął korytarz i bez pukania wparował
do kwiecistego ogrodu. Atena stała przed białym płótnem, trzymając między
palcami igłę z nawleczoną nicią. Białą. Ogród rozciągał się aż po same krańce
pałacu, za którymi już tylko unosiły się jasne obłoki. Jedno drzewo wyrastało
ze środka oazy Ateny. Była to jabłoń, jednak odkąd Harry pamiętał, nigdy nie
urodziła choćby jednego owocu.
Atena wbiła igłę w płótno i tam ją
zostawiła.
— Pani — zwrócił się do niej Harry, aby
przerwać tę niezręczną ciszę.
Uniosła tylko dłoń na znak milczenia.
Rozczesała palcami krótkie,
postrzępione włosy, które wystawały we wszystkie strony, jakby kobieta dopiero
co wstała z łóżka. Nosiła jednak pełną zbroję, a swoją ukochaną włócznię
trzymała blisko, niedaleko drewnianej altany.
— Nie pamiętam, bym cię wzywała —
odezwała się w końcu, przewlekając nić przez płótno.
— Miałem wizję — wyjaśnił lakonicznie,
powoli zbliżając się ku Atenie.
— Rzeczywiście, wizję. — Westchnęła. —
A czy ta wizja została czymś potwierdzona? Czy tylko ujrzałeś to, co chciałeś,
Harry?
— Ja…
— Wierzę ci. Oczywiście wierzę w twoje
wizje i w twoją wiarę w nie, ale nie ufam obrazom. Nie jesteś wieszczką.
— Wiem.
— Ale za to widzisz inaczej —
powiedziała, wyjmując zza zbroi czerwoną włóczkę. Wzrok skierowała ku pustej
toni, która otaczała jej pałac. — Boisz się, że bunt Aresa i twoja wizja mają
ze sobą coś wspólnego.
— Dafne — rzekł pospiesznie, by tym
razem Atena nie mogła mu przerwać.
— Ach, tak… — Uśmiechnęła się blado. —
Nadal snujecie puste słowa wobec kobiety, która już nie może się bronić. Nie
mniej, wezmę twoją propozycję pod uwagę. Tylko głupi nie rozważyłby wszystkich
możliwości. Część prawdy kryje się w miejscach, do których niekoniecznie chcemy
zaglądać. Natomiast druga część jest nam znana.
Odwróciła się i podała Harry’emu
zwinięty list. Rozwinął pergamin, kiedy wszedł do altanki. Usiadł na ławie i
przeczytał dwa razy wiadomość. Przetarł oczy. Obawiał się, że ze zmęczenia
wyobraża sobie tekst, który chce zobaczyć. Jednak nic się nie zmieniło. Ta sama
informacja wciąż widniała na środku papieru, a pod nim podpis, który odebrał
Harry’emu mowę.
— „Skradnę czas, który jest tak wam
drogi” – przeczytał pierwszą i ostatnią linijkę wiaomości.
— „Dziecko Afrodyty i Hadesa” —
powiedziała Atena, przewlekając czerwoną nić przez cienką igłę. — Słyszałam, że
to samo dziecko ma zniszczyć świat według twojej przepowiedni.
— Tak — mruknął niewyraźnie.
— No właśnie, Harry. Załóżmy, że masz
rację i należy się wystrzegać tego „dziecka”. Tylko, że kim ono jest? Jak
należy interpretować twoje słowa? Kiedy tak naprawdę to wszystko się wydarzy? I
co tak naprawdę się wydarzy? — pytała, ale nie oczekiwała usłyszeć odpowiedzi.
— W historii nie raz, nie dwa, ludzie podążali naprzeciw przepowiedni, by się
jej ustrzec, lecz i tak zawsze wracali na ścieżkę nieuchronnego losu. Więcej, to
oni nieświadomie przyczyniali się do wypełnienia przepowiedni.
— Wszystko i tak jest zapisane w
złotych niciach — przypomniał sobie ciemną jaskinię Mojr. Wszedł do niej, ale
nigdy nie odważył się, by poznać własny los. — Jednak moje wizje zawsze się
spełniały…
— Zawsze to bardzo niefortunne słowo.
Zawsze interpretowałeś je tak, by się spełniły, Harry — zauważyła Atena. —
Zawsze szukałeś odpowiedzi na pytania, które pojawiły się gdzieś w twojej
głowie. Od kiedy tylko po raz pierwszy cię ujrzałam, wiedziałam, że jesteś
wyjątkowy. Cieszę się, że zawsze przychodzisz do mnie i mnie wysłuchujesz. Nie
możesz polegać tylko na swojej intuicji.
Bogini miała rację, zawsze miała rację.
Jaką głupotę popełniłby, gdyby zaczął działać zaraz po ujrzeniu wizji? Może
nawet sam doprowadziłby do końca świata.
— Przepraszam, wybacz mi, pani. —
Pochylił nisko czoło przed Ateną. — Znowu prawie cię zawiodłem.
— Nie, Harry. — Odłożyła nić i zbliżyła
się do mężczyzny. — Erik i Alicja mogą mnie zawieść, ale nie ty. Wierzę w
ciebie. Zawsze wierzyłam. Nie pozwolę, by ktokolwiek sądził, że jest inaczej.
— Dziękuję.
— Wiem, dziękuj. Dziękuj, bo tylko
dzięki mnie się tutaj znajdujesz. I ty sam wiesz o tym doskonale.
Pogładziła policzek Harry’ego, a potem
podniosła jego głowę, nie pozwalając, by dłużej chylił przed nią czoło. Atena
dumnie uderzyła się w napierśnik, aby dodać mu odwagi. Jedno uderzenie znaczyło
więcej niż słowa. Nie poddawaj się, dopowiedziały
myśli, gdy słowa przepowiedni jeszcze raz rozbrzmiały w jego głowie.
— Co teraz mam zrobić, pani? — zapytał.
— Oczywiście, że szukać dzieci Afrodyty
i Hadesa.
— Dzieci jednego dziecka bogów. Tu nie
chodzi o pierwszego, ale o jego potomstwo.
— I dalsze pokolenie — dokończyła myśl
Harry’ego Atena. Uniosła dumnie podbródek i zmierzyła wzrokiem mężczyznę, gdy
zbliżył się do niej. — Myśl, myśl, a w końcu dotrzesz do tego, co chcę
usłyszeć. Nie lubię wyręczać, ale chętnie naprowadzę, więc mów dalej.
— Chcą ukraść… — zamrugał, powoli
zdając sobie sprawę, co marzenia zrobić słynne „dziecko”. — Hefajstos uniósł
swój młot żelazny, kując metal tak silny, że serce boga przebiłoby na wskroś,
zabierając ze sobą jego życie. Aion oddał jeden ze złotych kluczy do wrót
czasu, aby teraźniejszość mogła wrócić do przeszłości naprawić szkody
wyrządzone przez bogów. Władcy mórz, jezior, gór i lasów, ziemi i jej plonów,
wiatrów i natur wszelakich ze swych włosów spletli kobietę czystą. Jej białe
jak śnieg skrzydła umarły wraz z jej śmiercią, a ostatnie pióro niewinności
zakorzeniło się w krwi, aby wszelkie żywioły mogły naprawić szkody i obronić
życia — wygłosił mit, który opowiadał o początkach strażników trzech broni —
jedynych narzędzi, które umiały ręką ludzką powstrzymać bogów.
— Mów dalej — zachęciła.
— Jeśli chce zabrać czas, czyli jeden z
kluczy do wrót czasu, to musi dostać się do nas. Ale dlaczego czas? — zdziwił
się. — Dlaczego nie sztylety?
— Na to pytanie już trudniej
odpowiedzieć.
— Chyba że sztylety zechce ukraść Ares…
— Oj, na pewno to zrobi. Mój brat
zawsze był uparty. — Przewróciła oczami, a potem skrzywiła się na samo
wspomnienie o Aresie. — Dziecko, a nie dorosły mężczyzna. Bawić mu się
zachciało, by stal powinna się sprzymierzyć. Nie… — Pokręciła głową. — On woli
udowadniać Wielkiemu Ojcu, że jest kimś. Nie wie tylko, że przegrał wraz z chwilą,
gdy zdecydował się zdradzić Olimp.
— Od wiedzy zaczyna się wszystko…
— I na wiedzy też się wszystko kończy,
Harry. Jeśli tylko wiedzę wykorzysta się we właściwy sposób — dodała szybko. —
A ty jak ją zamierzasz wykorzystać?
Wyjęła zza zbroi niebieską nić. Podała
ją Harry’emu. Rozwinął kawałek i oderwał, gdy Atena skinęła.
— Rozumiesz już? — spytała, wbijając
igłę w płótno. — Rozumiesz?
— Tak, pani.
Harry skłonił się z wdzięczności.
Pojmował już, co chciała, żeby uczynił.
— Wrócę z wieściami jak najszybciej —
obiecał.
— Nie, Harry. — Przerwała na chwilę
pracę. — Nie spiesz się. Pracuj powoli. Z pośpiechu nic dobrego nie wyniknie.
Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
— Tak, tak, przepraszam.
— Kogo masz zabrać? — po raz kolejny
rozpoczęła się wyliczanka.
— Erika i Alicję.
— Po co?
— Żeby mi pomogli zdobyć informacje?
— I…? — Zachęciła go machnięciem ręki,
aby kontynuował.
— Wspomogli mnie w walce.
— I…?
— Żebym… — Zastanowił się przez moment.
Istniał jeszcze trzeci powód, dla którego miał ze sobą zabrać przyjaciół. — Mam
ich śledzić? — zapytał z niedowierzaniem w głosie. — Oni…
— Nie ufam im.
— Nie…
— Nie ufam — powtórzyła, żeby Harry nie
miał żadnych wątpliwości. — Pilnuj ich, szczególności Erika, ale nie spuszczaj
z oczu również Alicji. Buntują się trochę, tylko ty jesteś w pełni wierny
bogom, a twoje… — uśmiechnęła się — „umiejętności” służą nam dobrze.
— Umiejętności Erika i Alicja również
służą bogom — wstawił się za przyjaciółmi.
— Nie! — odparła stanowczo, głosem
nieznoszącym sprzeciwów. — Dobrze, że ufasz im, ale w tym przypadku zaufanie
stoi na cienkiej granicy. Jedna pomyłka i wszyscy będziemy zagrożeni.
Wiedziała o czymś. Nie podzieliła się
tylko tą wiedzą z Harrym, a przynajmniej tak podejrzewał. Nigdy jeszcze, odkąd
poznał po raz pierwszy Atenę, nie ukrywała przed nim tak wiele. A może po
prostu wcześniej udawał, że niczego nie widzi?
Pokornie jednak przyjął radę bogini do
serca, wierząc w jej mądrość.
— Dobrze, pani.
Odszedł.
0 Comments:
Prześlij komentarz