[Zmierzch bogów] ROZDZIAŁ 2. μουσική



Harry przystanął nad przepaścią, skąd dobiegł do niego złowrogi ryk — prosto z kuźni Hefajstosa, w której zapowiedziano przybycie małżonki. Afrodyta skuliła się na skraju ognistej góry i pochyliła się posłusznie przed mężem, nim z obrzydzenia zamknęła oczy. Eros wypiął złośliwie pośladki i zaśmiał się Hefajstosowi w twarz. Pozostali bogowie dołączyli do zabawy, wypominając brzydkiemu mężczyźnie, że nawet jego własna żona z trudem na niego patrzy.
Nie rozumiał ich. Hefajstos zawsze wyglądał inaczej, ale głos kutego metalu rozbrzmiewał od setek tysięcy lat z jego góry, i nigdy nie zamarł. Broń, którą nosili przy sobie, pancerze, które z dumą nakładami — wszystko pochodziło spod rąk boga kowali. Nawet gdy ostatnia wojna przeszła do historii, nie przestawał kuć, jakby szykował się na kolejną batalię. A ci nabijali się z niego, gdy Ares się zbuntował. Harry w myślach przeprosił bogów za złe słowa, ale widział w ich działaniach jedynie dziecinną bezmyślność i naiwność. Wierzyli, że śmierć ich nie dosięgnie, ale zapominali, że to w nich pokładano wiarę. Oni nie mieli się do kogo zwracać.
Obszedł krzew winny i zerwał jeden z owoców. Zgnił wprost na dłoni Harry’ego. Kraina bogów obumierała, jakby ktoś chciał, aby kolejne dowody na prawdziwość jego wizji się pojawiły.
Nie miał czasu.
Pokłonił się przed pierwszym z pałaców, który zajmowali niżsi bogowie i w myślach zaczął błagać, by otworzyli przed nim ścieżkę na sam szczyt Olimpu — do miejsca, w którym wznosił się najpiękniejszy i najcudowniejszy zamek ze wszystkich. Tam właśnie królował Zeus.
Wziął głęboki wdech i przymknął oczy. Głos Ateny rozbrzmiał gdzieś w jego głowie, a gdy rozchylił powieki, ścieżka ze schodów wyrosła z pierzyn chmur. Nefele posłała Harry’emu słodki uśmiech, po czym wróciła do układania włosów z chmur.
Harry dostał się na pierwszy poziom, gdzie pieśni Apolla rozbrzmiewały głośniej, gdy struny formingi poruszały się w nieprzerwanych aktach sztuki. Zatrzymał się. Nie umiał przejść obojętnie wobec dźwięków, które napawały go spokojem. Kochał muzykę, szczególnie klasyków wiedeńskich. Raz, w 1788 roku udało mu się dostać na premię poprawionego „Don Giovanniego”. W Pradze wypełniał misję w trakcie pierwszej premiery, ale spóźnił się o pół dnia na operę. Zachwytom nie było końca, a każde spotkanie z praskimi przedstawicielami boskich posłanników doprowadzało go tylko do szału. Nienawiść wzrosła, gdy wiedeńska publiczność nie uznała talentu Mozarta.
Dziwna melodia wydostała się spod palców Apollina. Otworzył usta, a słowa jakiegoś poematu zmieniły całkowicie przedstawienie boga. Harry zbliżył się, nasłuchując, w jakim języku został napisany utwór. Nie rozpoznawał poszczególnych słów, choć zwykle Apollo tworzył w starogrece.
— Piękny, prawda? — zwrócił się do Harry’ego, przerywając granie. — Śpieszysz się do naszej drogiej Ateny, by zanieść jej złe wieści, ale mimo to stajesz naprzeciw sztuki. Powiedz, co sądzisz?
— Pierwsza część cudowna, ale później dźwięki rozeszły się, a tekst…
— Tekst napisałem w języku, który sam dopiero co stworzyłem — przerwał mu bóg. — Sztuka to kombinacja talentu, ciężkiej pracy i oryginalności. A w tym przypadku raczej dziwaczności — dodał, naciągając cienkie struny. — Hades obiecał mi przyprowadzić na Olimp Beethovena. Uwielbiam jego grę na pianinie, a kiedy dowiedział się od Mozarta o mojej rywalizacji z Marsjaszem stał się wyjątkowo chętny do nauki.
Apollo poprawił złote loki, a potem zebrał je w jeden, prosty kucyk, choć niektóre z kosmyków i tak opadły bogu na twarz. Złota szarfa zsunęła się z jego ramion, lecz jej nie poprawił. Położył na materiale ukochanego forminga, a łuk wziął do rąk.
— Jeśli świat nie pogrąży się w chaosie, to na pewno spotkanie okaże się owocne.
— Nie wątpię… — W niebieskich oczach boga pojawił się blask. — Dlatego też ćwiczę nowy utwór.
— W takim razie dłużej nie przeszkadzam. Przepraszam, że przerwałem.
— Nie, nie przepraszaj. Doceniasz sztukę, prawdziwą sztukę. Niespotykane wśród członków twojej rodziny — pochwalił Harry’ego, choć równie dobrze mogło mu chodzić o obrazę całej rodziny.
— Dziękuję — odpowiedział.
— O, nie, nie, nie dziękuj. — Machnął ręką. — A teraz już idź, ale jak będziesz wracał od Ateny, wstąp. Może skomponuję kolejny utwór. Tym razem ku chwale… — zaciął się. Złapał za podbródek i przewrócił oczami. — O Dafne — mruknął.
Harry zamarł.
Oczy otworzyły mu się szeroko ze zdziwienia, kiedy Apollo naciągnął cięciwę łuku. Strzała leżała na stole obok, lecz bóg nie pochwycił jej. Skupił się na punkcie znajdującym się przed nim — na pustej, złotej ścianie, którą wypełniał nieziemski blask. Strzelił, wysyłając w powietrze nicość.
— Jeśli czegoś nie ma, nie może nas skrzywdzić — odparł Apollo, odkładając łuk i z powrotem zabierając formingę.
Mord i oczyszczenie, pomyślał, przypominając sobie dawne wierzenia greków i symboliczne znaczenie atrybutów boga. Odsunął się i skinięciem pożegnał Apolla, nasłuchując jeszcze przez chwilę smutnych dźwięków wygrywanych na instrumencie.
— Dafne — powtórzył imię, którego nikt nie powinien wypowiadać od tysiąca lat, szczególnie wśród bogów. Umarła i na tym jej historia się zakończyła. Ludzie pamiętali wciąż o jej czynach, wznieśli nawet modlitwy na tysięczną rocznicę jej śmierci, ale nic więcej.
Wkroczył na kolejny poziom pałaców, tym razem nie zatrzymał się po drodze. Szedł wprost na okalany diamentami i kością słoniową pałac, gdzie na złotym tronie zasiadał Zeus. Hera towarzyszyła tego dnia mężowi w doglądaniu świata ludzi. Ich pełne zawodu spojrzenia napotkały się, kiedy piorun wyrósł z dłoni Zeusa. Pochylił się nad śmiertelnikami, a potem cisnął grom między chmury. Sapnął żałośnie.
— Dlaczego? — spytał jedynie ciężkim, zmęczonym głosem.
Harry zadrżał. Sam zamierzał zadać to pytanie. Co właściwie działo się na Olimpie? Czy chłodny nastrój wśród bogów panował przez wzgląd na bunt Aresa czy jeszcze o czymś nie wiedział?
Przyspieszył kroku. Pałac, w którym sprawowała swe rządy Atena, wyrósł wśród białych skał, które lśniły w wysoko wiszącym słońcu. Nie iskrzyły się jednak jak dawnej. Niegdyś barwne, otulone kamieniami z całego świata ściany, teraz nosiły pustkę.
Przekroczył wschodnią bramę, po której obu stronach sfinksy sprawowały swą pieczę. Strażnicy podążyli za Harrym wzrokiem. Ich nienawistne spojrzenia denerwowały, ale zarazem potwierdzały przypuszczenia mężczyzny — coś się stało…
Ominął korytarz i bez pukania wparował do kwiecistego ogrodu. Atena stała przed białym płótnem, trzymając między palcami igłę z nawleczoną nicią. Białą. Ogród rozciągał się aż po same krańce pałacu, za którymi już tylko unosiły się jasne obłoki. Jedno drzewo wyrastało ze środka oazy Ateny. Była to jabłoń, jednak odkąd Harry pamiętał, nigdy nie urodziła choćby jednego owocu.
Atena wbiła igłę w płótno i tam ją zostawiła.
— Pani — zwrócił się do niej Harry, aby przerwać tę niezręczną ciszę.
Uniosła tylko dłoń na znak milczenia.
Rozczesała palcami krótkie, postrzępione włosy, które wystawały we wszystkie strony, jakby kobieta dopiero co wstała z łóżka. Nosiła jednak pełną zbroję, a swoją ukochaną włócznię trzymała blisko, niedaleko drewnianej altany.
— Nie pamiętam, bym cię wzywała — odezwała się w końcu, przewlekając nić przez płótno.
— Miałem wizję — wyjaśnił lakonicznie, powoli zbliżając się ku Atenie.
— Rzeczywiście, wizję. — Westchnęła. — A czy ta wizja została czymś potwierdzona? Czy tylko ujrzałeś to, co chciałeś, Harry?
— Ja…
— Wierzę ci. Oczywiście wierzę w twoje wizje i w twoją wiarę w nie, ale nie ufam obrazom. Nie jesteś wieszczką.
— Wiem.
— Ale za to widzisz inaczej — powiedziała, wyjmując zza zbroi czerwoną włóczkę. Wzrok skierowała ku pustej toni, która otaczała jej pałac. — Boisz się, że bunt Aresa i twoja wizja mają ze sobą coś wspólnego.
— Dafne — rzekł pospiesznie, by tym razem Atena nie mogła mu przerwać.
— Ach, tak… — Uśmiechnęła się blado. — Nadal snujecie puste słowa wobec kobiety, która już nie może się bronić. Nie mniej, wezmę twoją propozycję pod uwagę. Tylko głupi nie rozważyłby wszystkich możliwości. Część prawdy kryje się w miejscach, do których niekoniecznie chcemy zaglądać. Natomiast druga część jest nam znana.
Odwróciła się i podała Harry’emu zwinięty list. Rozwinął pergamin, kiedy wszedł do altanki. Usiadł na ławie i przeczytał dwa razy wiadomość. Przetarł oczy. Obawiał się, że ze zmęczenia wyobraża sobie tekst, który chce zobaczyć. Jednak nic się nie zmieniło. Ta sama informacja wciąż widniała na środku papieru, a pod nim podpis, który odebrał Harry’emu mowę.
— „Skradnę czas, który jest tak wam drogi” – przeczytał pierwszą i ostatnią linijkę wiaomości.
— „Dziecko Afrodyty i Hadesa” — powiedziała Atena, przewlekając czerwoną nić przez cienką igłę. — Słyszałam, że to samo dziecko ma zniszczyć świat według twojej przepowiedni.
— Tak — mruknął niewyraźnie.
— No właśnie, Harry. Załóżmy, że masz rację i należy się wystrzegać tego „dziecka”. Tylko, że kim ono jest? Jak należy interpretować twoje słowa? Kiedy tak naprawdę to wszystko się wydarzy? I co tak naprawdę się wydarzy? — pytała, ale nie oczekiwała usłyszeć odpowiedzi. — W historii nie raz, nie dwa, ludzie podążali naprzeciw przepowiedni, by się jej ustrzec, lecz i tak zawsze wracali na ścieżkę nieuchronnego losu. Więcej, to oni nieświadomie przyczyniali się do wypełnienia przepowiedni.
— Wszystko i tak jest zapisane w złotych niciach — przypomniał sobie ciemną jaskinię Mojr. Wszedł do niej, ale nigdy nie odważył się, by poznać własny los. — Jednak moje wizje zawsze się spełniały…
— Zawsze to bardzo niefortunne słowo. Zawsze interpretowałeś je tak, by się spełniły, Harry — zauważyła Atena. — Zawsze szukałeś odpowiedzi na pytania, które pojawiły się gdzieś w twojej głowie. Od kiedy tylko po raz pierwszy cię ujrzałam, wiedziałam, że jesteś wyjątkowy. Cieszę się, że zawsze przychodzisz do mnie i mnie wysłuchujesz. Nie możesz polegać tylko na swojej intuicji.
Bogini miała rację, zawsze miała rację. Jaką głupotę popełniłby, gdyby zaczął działać zaraz po ujrzeniu wizji? Może nawet sam doprowadziłby do końca świata.
— Przepraszam, wybacz mi, pani. — Pochylił nisko czoło przed Ateną. — Znowu prawie cię zawiodłem.
— Nie, Harry. — Odłożyła nić i zbliżyła się do mężczyzny. — Erik i Alicja mogą mnie zawieść, ale nie ty. Wierzę w ciebie. Zawsze wierzyłam. Nie pozwolę, by ktokolwiek sądził, że jest inaczej.
— Dziękuję.
— Wiem, dziękuj. Dziękuj, bo tylko dzięki mnie się tutaj znajdujesz. I ty sam wiesz o tym doskonale.
Pogładziła policzek Harry’ego, a potem podniosła jego głowę, nie pozwalając, by dłużej chylił przed nią czoło. Atena dumnie uderzyła się w napierśnik, aby dodać mu odwagi. Jedno uderzenie znaczyło więcej niż słowa. Nie poddawaj się, dopowiedziały myśli, gdy słowa przepowiedni jeszcze raz rozbrzmiały w jego głowie.
— Co teraz mam zrobić, pani? — zapytał.
— Oczywiście, że szukać dzieci Afrodyty i Hadesa.
— Dzieci jednego dziecka bogów. Tu nie chodzi o pierwszego, ale o jego potomstwo.
— I dalsze pokolenie — dokończyła myśl Harry’ego Atena. Uniosła dumnie podbródek i zmierzyła wzrokiem mężczyznę, gdy zbliżył się do niej. — Myśl, myśl, a w końcu dotrzesz do tego, co chcę usłyszeć. Nie lubię wyręczać, ale chętnie naprowadzę, więc mów dalej.
— Chcą ukraść… — zamrugał, powoli zdając sobie sprawę, co marzenia zrobić słynne „dziecko”. — Hefajstos uniósł swój młot żelazny, kując metal tak silny, że serce boga przebiłoby na wskroś, zabierając ze sobą jego życie. Aion oddał jeden ze złotych kluczy do wrót czasu, aby teraźniejszość mogła wrócić do przeszłości naprawić szkody wyrządzone przez bogów. Władcy mórz, jezior, gór i lasów, ziemi i jej plonów, wiatrów i natur wszelakich ze swych włosów spletli kobietę czystą. Jej białe jak śnieg skrzydła umarły wraz z jej śmiercią, a ostatnie pióro niewinności zakorzeniło się w krwi, aby wszelkie żywioły mogły naprawić szkody i obronić życia — wygłosił mit, który opowiadał o początkach strażników trzech broni — jedynych narzędzi, które umiały ręką ludzką powstrzymać bogów.
— Mów dalej — zachęciła.
— Jeśli chce zabrać czas, czyli jeden z kluczy do wrót czasu, to musi dostać się do nas. Ale dlaczego czas? — zdziwił się. — Dlaczego nie sztylety?
— Na to pytanie już trudniej odpowiedzieć.
— Chyba że sztylety zechce ukraść Ares…
— Oj, na pewno to zrobi. Mój brat zawsze był uparty. — Przewróciła oczami, a potem skrzywiła się na samo wspomnienie o Aresie. — Dziecko, a nie dorosły mężczyzna. Bawić mu się zachciało, by stal powinna się sprzymierzyć. Nie… — Pokręciła głową. — On woli udowadniać Wielkiemu Ojcu, że jest kimś. Nie wie tylko, że przegrał wraz z chwilą, gdy zdecydował się zdradzić Olimp.
— Od wiedzy zaczyna się wszystko…
— I na wiedzy też się wszystko kończy, Harry. Jeśli tylko wiedzę wykorzysta się we właściwy sposób — dodała szybko. — A ty jak ją zamierzasz wykorzystać?
Wyjęła zza zbroi niebieską nić. Podała ją Harry’emu. Rozwinął kawałek i oderwał, gdy Atena skinęła.
— Rozumiesz już? — spytała, wbijając igłę w płótno.  — Rozumiesz?
— Tak, pani.
Harry skłonił się z wdzięczności. Pojmował już, co chciała, żeby uczynił.
— Wrócę z wieściami jak najszybciej — obiecał.
— Nie, Harry. — Przerwała na chwilę pracę. — Nie spiesz się. Pracuj powoli. Z pośpiechu nic dobrego nie wyniknie. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
— Tak, tak, przepraszam.
— Kogo masz zabrać? — po raz kolejny rozpoczęła się wyliczanka.
— Erika i Alicję.
— Po co?
— Żeby mi pomogli zdobyć informacje?
— I…? — Zachęciła go machnięciem ręki, aby kontynuował.
— Wspomogli mnie w walce.
— I…?
— Żebym… — Zastanowił się przez moment. Istniał jeszcze trzeci powód, dla którego miał ze sobą zabrać przyjaciół. — Mam ich śledzić? — zapytał z niedowierzaniem w głosie. — Oni…
— Nie ufam im.
— Nie…
— Nie ufam — powtórzyła, żeby Harry nie miał żadnych wątpliwości. — Pilnuj ich, szczególności Erika, ale nie spuszczaj z oczu również Alicji. Buntują się trochę, tylko ty jesteś w pełni wierny bogom, a twoje… — uśmiechnęła się — „umiejętności” służą nam dobrze.
— Umiejętności Erika i Alicja również służą bogom — wstawił się za przyjaciółmi.
— Nie! — odparła stanowczo, głosem nieznoszącym sprzeciwów. — Dobrze, że ufasz im, ale w tym przypadku zaufanie stoi na cienkiej granicy. Jedna pomyłka i wszyscy będziemy zagrożeni.
Wiedziała o czymś. Nie podzieliła się tylko tą wiedzą z Harrym, a przynajmniej tak podejrzewał. Nigdy jeszcze, odkąd poznał po raz pierwszy Atenę, nie ukrywała przed nim tak wiele. A może po prostu wcześniej udawał, że niczego nie widzi?
Pokornie jednak przyjął radę bogini do serca, wierząc w jej mądrość.
— Dobrze, pani.
Odszedł.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!