Pielęgniarka krzyknęła z korytarza.
Lampy zamigotały kilkukrotnie, gdy czarne skrzydła okryły ciemnością oddział
szpitalny, a potem nastała już tylko cisza. Rozległ się irytujący pisk — umarł
ten sam pacjent, którego poznała przy pierwszej wizycie w szpitalu.
Pavor podrapał się po delikatnym
zaroście. Ziewnął szeroko. Nawet nie kłopotał się, by zasłonić usta ręką.
Zamlaskał i na końcu westchnął. Wydawał się zmęczony, jakby czekał na kogoś od
jakiegoś czasu. Nie trudno było odgadnąć, że właśnie na Kornelię.
Zacisnęła pięść. Co planował? Nie
rozumiała jego zachowania w żadnym wypadku, skoro bez najmniejszych przeszkód
ostatnim razem uciekł ze szpitala. Nie potrzebował jej do tego. Brała pod uwagę
możliwość, że chciał z nią porozmawiać. Jeśli tak, to o czym? W głowie kłębiły
jej się pytania, a trwająca w pomieszczeniu cisza nie sprzyjała odpowiedziom.
— Znowu tu trafiłaś — stwierdził nagle
Pavor, posyłając Kornelii delikatny uśmieszek. — Może w końcu przestaniesz?
Umrzesz tak na dobre i zostaniesz w Hadesie? — zaproponował.
— Ja… — zawahała się. Najpierw na myśl
przyszła jej ta sama śpiewka, którą częstowała każdego, kogo napotkała. Jednak
tym razem historia zmieniła się. — Daniel umarł i dotarł do Hadesu.
— No i…? — pogonił ją.
— Powiedział, że musi zanieść Plutonowi
wiadomość.
Mięśnie na twarzy Pavora spięły się.
— Mówisz, że chciał coś przekazać
Hadesowi? — spytał, lecz nim Kornelia zdążyła odpowiedzieć, kontynuował: —
Zwariował chłopak. Co on chce osiągnąć? I nie wyglądał na przygnębionego?
Pokręciła głową i podeszła do drzwi. Wyjrzała
przez nie — policjanci wyszli z windy i zaczepili po drodze lekarza. Nie miała
zbyt wiele czasu na rozmowę z Pavorem w tym miejscu.
— Lepiej uciekajmy. Zbliżają się
detektywi — poinformowała mężczyznę.
Pavor szarpnął ręką, rozrywając
kajdanki w łańcuchu. Pojedyncze ogniwa upadły na podłogę i przeturlały się aż
pod same stopy zmarłej. Podążyła za nimi. Przykucnęła. Wyciągnęła dłoń, lecz w
ostatnich chwili cofnęła ją, gdy zdała sobie sprawę, że i tak nie podniesie
fragmentów.
— W tym samym miejscu? — Ciszę przerwał
Pavor. — Ucieczka trochę mi zajmie.
— Dobrze — zgodziła się. Zadrżała na
myśl o tym, co może planować mężczyzna.
Pavor wyskoczył łóżka, zabierając ze
sobą kołdrę i poduszkę. Skrył się za ścianę, dosłownie wchodząc w ciało
Kornelii. Odczekał moment, a gdy Marcin wparował do środka, krzycząc coś
niezrozumiale, Pavor narzucił na niego pościel. Mężczyzna pisnął jak dziewczyna.
Upadł na podłogę i przeturlał się po podłodze, machając zabawnie nogami. Pavor
zaśmiał się pod nosem. Podniósł policjanta i wypchnął go za próg w momencie,
gdy przybiegł Kamil.
— Co? — zdążył jedynie powiedzieć, gdy
partner poleciał prosto na niego. Wpadli na wózek z lekami.
Pielęgniarka wrzasnęła. Uciekła do
pomieszczenia obok i zamknęła się na klucz. Chwyciła za słuchawkę od telefonu,
wzywając ochronę.
Pavor wyszedł na korytarz. Poprawił
luźną koszulę. Ściągnął z siebie opatrunek, pod którym widniał ślad po kuli.Zasyczał
cicho, rozmasowując pierś.
— Dziękuję za opiekę — wyszeptał.
Rzucił poduszką w Kamila. Pistolet
wypadł z rąk policjanta i przeturlał się aż pod same nogi Pavora. Podniósł broń
i obejrzał ze wszystkich stron, nim zgniótł ją w dłoni.
— Ty naprawdę nie wiesz, gdzie się
znajdujemy? — zwrócił się do Kornelii.
Zamrugała kilkukrotnie ze zdziwienia.
— Ja…
— Zamknij oczy i spotykamy się u
Aleksandra — odparł, a potem wskoczył do klatki schodowej.
Kornelia zamarła na moment. Odruchowo
przetarła czoło, jakby oczekiwała, że znajdzie na skórze kropelki potu.
— Gdzie się znajdujemy? — powtórzyła
pytanie Pavora i rozejrzała się po szpitalnym oddziale. Nie o taką odpowiedź mu
chodziło.
Przeszła kawałek, przyglądając się
policjantom, którzy wciąż nie mogli pozbierać się po krótkiej walce z
podejrzanym o trzy zbrodnie mężczyzną. Jeden przez drugiego oskarżali się
nawzajem o nieuwagę, aż pobiegli za Pavorem, choć ten pewnie już dawno uciekł
ze szpitala.
Uśmiechnęła się delikatnie i w końcu
przymknęła powieki, myślami przywołując kawiarnię i pana Aleksandra. Proszę, tym razem do kawiarni, tym razem do
kawiarni, błagała.
— A myślałem, że już zmieniłaś zdanie —
usłyszała za sobą głos.
Gwałtownie otworzyła oczy. Surowe,
pełne zawodu spojrzenie wbiło się w nią. Cofnęła się aż pod sam stolik,
wchodząc w jego środek. Pavor zaklaskał. Oparł się o ladę i obejrzał cały
lokal, postukując palcami o szklaną witrynę.
Udało
się, zrozumiała,
rozglądając się po wnętrzu kawiarni.
— A więc Daniel chciał zanieść jakąś
wiadomość do Hadesa? — zaczął.
— Tak.
— I nie wiesz, o co mu chodziło?
— Nie.
— Ale zachowywał się inaczej?
— Tak.
Westchnęła ze zmęczenia. Wyszła ze
stołu i zbliżyła się do okna. Wskazała Pavorowi na zasłonki. W pierwszej chwili
obejrzał materiał od góry do dołu, ale zaraz zrozumiał, o co jej chodziło.
Zasłonił okna. Na zaś zamknął kawiarnię, a tabliczkę z napisem „otwarte”
przekręcił na drugą stronę.
— Tak i nie, to twoje jedyne
odpowiedzi? — spytał, wyjmując z kieszeni paczkę z gumami do żucia. — Penelopa
była tak gadatliwa, że z trudem zamykała gębę na dłużej niż pięć minut. Jednak
twoje milczenie też jest wkurzające.
— Przykro mi, że jestem taka wkurzająca
— wydukała przez zęby. — Sama nie wiem zbyt wiele. Daniel pojawił się w
Hadesie. Zachowywał się tak, jakby w końcu osiągnął jakiś cel. Uważał się za
boga. Ostatecznie Cerber rozszarpał go na strzępy.
— Interesujące. — Pavor złapał się za
podbródek. — Powoli to zaczyna mieć sens.
— Pavorze… — wzięła głęboki wdech i
dokończyła: — wspaniale, że rozumiesz, ale ja nie.
— Bo jesteś głupia. Za bardzo
komplikujesz sprawę.
— Mówisz jak Eleanor.
Cofnął się jak porażony. Zadrżał. Usta
zacisnął wąską linijkę i odwrócił się, zasłaniając zaczerwienione ucho — z
gniewu bądź wstydu.
— Przepraszam, nie będę o niej
wspominać więcej — obiecała.
— Nie. Nie. Nie. Nie ważne. — Pokręcił
głową. — Po pierwsze, nie otworzyłaś jeszcze drzwi? Po drugie, nie wiesz, co
Daniel chciał przekazać Hadesowi? Po trzecie, dlaczego wszystko komplikujesz?
— Trzy razy na „nie”. Dlatego proszę,
powiedz mi, co się dzieje?
Wstał. Poprawił kurtkę. Z kieszeni
wyjął pomiętolony bilet miejski, który przełożył do drugiej wnęki. Zabrał
kaszkietówkę z wieszaka i założył, równocześnie rozglądając się po całej
kawiarni.
— Czy możemy odwiedzić tego całego
Daniela?
— Słucham? — Niedowierzała temu, co
własne padło z ust Pavora. — Do Daniela?
— Tak, musimy do niego zajrzeć.
Niekoniecznie porozmawiać, ale zajrzeć. Przeszukać mieszkanie. Powiedziałaś, że
zachowywał się tak, jakby w końcu osiągnął jakiś cel. Nie planuje się wycieczki
do Hadesu tylko dla samej zabawy, a tym bardziej dla rozmowy z Hadesem. Ten
dzieciak wplątał się w jakieś gówno i musiał je hodować długo. Musiał zostawić
jakieś notatki. Zaprowadź mnie.
— Komputer — przypomniała sobie
Kornelia. — Na komputerze musiało coś zostać.
— Komputer… — Zakaszlał. — A działa podobnie
do mikrofalówki?
— Mikrofalówki? — powtórzyła uważnie.
— Tak. Może być też do odtwarzacza
kaset VHS i telewizora. Słyszałem, że do komputera potrzebna jest myszka, ale
nie taka prawdziwa — rzekł z pełną powagą w głosie. Uśmiechnął się łagodnie. Z
oblicza bił blask zwycięscy, jakby tak oczywiste dla współczesnego człowieka
stanowiły powód do dumy dla Pavora.
— Kiedyś… — Przełknęła głośno ślinę. —
Kiedyś korzystałeś z komputera.
— Nie, ale szybko się uczę. Penelopa w
kilka tygodni w pełni nauczyła mnie korzystać z mikrofalówki, a byłem wtedy
prawdziwym laikiem sprzętów elektronicznych.
— Kilka tygodni?
Kornelia zasłoniła usta, z trudem
powstrzymując się od śmiechu. Wytrzymasz!,
pomyślała, przechodząc przez Pavora.
— Zgadza się — potwierdził jeszcze raz,
pokiwując dumnie głową. — Penelopa była najlepszą nauczycielką, jeśli chodzi o
współczesne urządzenia. Nawet z telefonu nauczyła mnie korzystać. Przed
śmiercią obiecała… — urwał. — Nieważne.
Wyminął Kornelię i wyszedł z lokalu,
pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Sięgnęła do klamki, lecz w ostatecznej
chwili powstrzymała się. Przybliżyła dłoń do piersi, w której nieprzyjemne
ciepło rozeszło się we wszystkie strony, ogrzewając jej ciało płomieniem wciąż
nie gasnącej pochodni.
— Zaczekaj! — krzyknęła za Pavorem,
który znalazł się już przy przejściu dla pieszych.
Podbiegła do mężczyzny, który skrył
twarz w cieniu kaszkietówki. Kornelia wychyliła się bokiem. Pojedyncze kropelki
łez przemknęły przez jej ciało i opadły na chodnik, nim zdążyła ujrzeć twarz
mężczyzny. Łagodny wiatr poruszył złotymi włosami mężczyzny, zabierając wraz z
sobą kilka włosków, które wysunęły się pod czapki. Łzy przestały lecieć, choć z
tych pięknych, złotych oczu nie zanikał ból.
— Jak na złość nie mogło teraz padać —
szepnął. Przetarł twarz i przeszedł na drugą stronę ulicy, ponownie zostawiając
Kornelię w tyle.
Ruszyła wolnym krokiem, trzymając się
pleców mężczyzny przez całą drogę. Ani jedna kropelka nie spłynęła po policzku,
ani jeden jęk nie przeszedł przez usta Pavora, ale tęsknota nie zanikła. Nie
musiała widzieć, aby wiedzieć, jak cierpi. Nie musiała patrzeć, aby utwierdzić
się w przekonaniu, że Penelopa była dla niego ważna. Nic nie musiała…
— Ona nie wróci, prawda? — zapytała,
gdy zatrzymali się na kolejnym przejściu.
— Nie.
— Ja też już nie wrócę?
— Nie.
— Ty też już nie wrócisz?
— Masz na myśli Olimp?
— Tak.
— Nie — odpowiedział lakonicznie, a
potem zaśmiał się żałośnie. — Śmieszne, prawda? Penelopa stała się częścią
Olimpu, gdy ja zostałem z niego strącony. Nie zasługiwała na taki los.
Kornelia dotknęła otwartą ranę na szyi.
Nie krwawiła, choć pod palcami czuła lepką ciesz, która oklejała jej szyję. Też nie zasługiwałam na taki los, pomyślała,
nie zamierzając powiedzieć tego otwarcie. Wątpiła, by Pavor przejął się jej
losem.
— Nie ma żadnego sposobu, żeby uratować
Penelopę? — kontynuowała.
— Raczej nie.
Nagle zerwał się z miejsca. Podbiegł
pod ścianę budynku — zupełnie w innym kierunku niż znajdowało się mieszkanie
Daniela i Bożeny. Przykucnął na trawniku i zaczął przeszukiwać chaszcze, aż
zatrzymał się przy fragmencie, na którym wybrzuszyło się coś w kształt
wielkiego robala.
— Co się stało? — zaniepokoiła się. —
Pavor! — krzyknęła.
Mężczyzna zignorował ją. Obmacał
wybrzuszenie, które przestało się w tej samej chwili ruszać. Odsunął dłoń, a
ono znów zaczęło wyłaniać się spod trawy.
— Robal chaosu? — zastanawiał się. —
Odsuń się lepiej.
— Robal chaosu? — dopytała się, ale
niczego w zamian nie usłyszała. Mimo to odsunęła się, jak poprosił ją
mężczyzna.
Zasłonił jej widok plecami. Przyklęknął
nad wystającym fragmentem ziemi, i gdy tylko czarne ślepia wyszły poza obszar
trawy, złapał stworzenie w obie ręce. Wyciągnął je z kryjówki i podniósł się,
wciąż zaciskając mocno dłonie na robalu. Iskrzył się. Wyglądał jak połączenie
milionów kryształków o najróżniejszych kolorach, choć wciąż dominowały w nich
ciemne barwy.
— Wprowadziłaś już zbyt dużo chaosu do
tego mitu. — Pavor zgniótł robala. Cienista maź wylała się między jego palcami
i spłynęła na ziemię. — Lepiej zakończmy to szybko — zdecydował.
Maź rozlazła się na trzy fragmenty,
zbierając w stosy o kształcie podobnym do poprzedniego robala.
— Czym one są?
— Pozostałość chaosu, z którego wyłonił
się świat — wyjaśnił krótko Pavor. — Nigdy nie znikną. Raz jest ich więcej, raz
mniej, jednak zawsze gdzieś czekają. Jakby chaos miał znowu zawładnąć światem.
Nadepnął na trzy kupki mazi, z potem
wytarł buta o trawę. Przeszedł przez Kornelię i ruszył ze właściwą stronę.
Podążyła za nim, lecz nim dogoniła mężczyznę, po raz ostatni spojrzała za
siebie. Sześć, może nawet siedem robali formowało się z pozostałości chaosu.
Pokręciła głową. Nie potrzebowała
wiedzieć więcej. Zbyt wiele spraw miała teraz na głowie, by jeszcze myśleć o
dodatkowym problemie.
— Jak zamierzasz wyciągnąć Daniela z
mieszkania? — spytała, gdy powoli dochodzili na miejsce.
— W sensie?
— Żeby dostać się do jego komputera.
— Dalej nie rozumiem. — Wzruszył
ramionami. — Żeby dostać się do komputera potrzebuję myszki i klawiatury.
— W zasadzie… — zastanowiła się przez
moment — nie potrzebna jest myszka.
— Słuucham? — zająknął się. —
Technologia jest niesamowita. A bogowie twierdzili, że ludzie nic nie osiągnęli.
— Umiemy więcej niż sądzicie.
— Oj, to prawda. Spędziłem piętnaście
lat na niańczeniu Penelopy. Irytujący dzieciak, ale za to… — Zacisnął usta w
wąską linijkę i zamilknął. — Nic takiego.
— Możesz dokończyć, naprawdę —
zachęciła go.
Wyszła naprzeciw i uśmiechnęła się
delikatnie. Rana na szyi otworzyła się. Cieniutka linia krwi spłynęła po jej
szyi. Kaszlnęła, a gruda z krwi ugrzęzła w jej gardle. Jeszcze raz zakasłała,
aż wydławiła na dłoń kulkę.
— Czas ci się kończy. Zgaś pochodnie i
wracaj do Hadesu. Albo najpierw wróć do Hadesu. Cokolwiek. Daj ludziom
rozwiązać sprawę ludzką, a sama się nie męcz.
— Myślałam, że potrzebujesz mojej
pomocy — zauważyła.
— Niekoniecznie.
— Komputer?
— Ummiem korzystać — ponownie zająknął
się.
— A Internet…
Zatrzymał się i spojrzał an Kornelię
groźnym, zwierzęcym wzrokiem.
— Dobrze, ale potem wracasz — odfuknął
niewyraźnie, gdy uciekł za blok. — A teraz powiedz mi, gdzie mam wejść! —
krzyknął.
0 Comments:
Prześlij komentarz