[Echo z zaświatów] ROZDZIAŁ 33. Łzy zamknięte w czterech ścianach


Pielęgniarka krzyknęła z korytarza. Lampy zamigotały kilkukrotnie, gdy czarne skrzydła okryły ciemnością oddział szpitalny, a potem nastała już tylko cisza. Rozległ się irytujący pisk — umarł ten sam pacjent, którego poznała przy pierwszej wizycie w szpitalu.
Pavor podrapał się po delikatnym zaroście. Ziewnął szeroko. Nawet nie kłopotał się, by zasłonić usta ręką. Zamlaskał i na końcu westchnął. Wydawał się zmęczony, jakby czekał na kogoś od jakiegoś czasu. Nie trudno było odgadnąć, że właśnie na Kornelię.
Zacisnęła pięść. Co planował? Nie rozumiała jego zachowania w żadnym wypadku, skoro bez najmniejszych przeszkód ostatnim razem uciekł ze szpitala. Nie potrzebował jej do tego. Brała pod uwagę możliwość, że chciał z nią porozmawiać. Jeśli tak, to o czym? W głowie kłębiły jej się pytania, a trwająca w pomieszczeniu cisza nie sprzyjała odpowiedziom.
— Znowu tu trafiłaś — stwierdził nagle Pavor, posyłając Kornelii delikatny uśmieszek. — Może w końcu przestaniesz? Umrzesz tak na dobre i zostaniesz w Hadesie? — zaproponował.
— Ja… — zawahała się. Najpierw na myśl przyszła jej ta sama śpiewka, którą częstowała każdego, kogo napotkała. Jednak tym razem historia zmieniła się. — Daniel umarł i dotarł do Hadesu.
— No i…? — pogonił ją.
— Powiedział, że musi zanieść Plutonowi wiadomość.
Mięśnie na twarzy Pavora spięły się.
— Mówisz, że chciał coś przekazać Hadesowi? — spytał, lecz nim Kornelia zdążyła odpowiedzieć, kontynuował: — Zwariował chłopak. Co on chce osiągnąć? I nie wyglądał na przygnębionego?
Pokręciła głową i podeszła do drzwi. Wyjrzała przez nie — policjanci wyszli z windy i zaczepili po drodze lekarza. Nie miała zbyt wiele czasu na rozmowę z Pavorem w tym miejscu.
— Lepiej uciekajmy. Zbliżają się detektywi — poinformowała mężczyznę.
Pavor szarpnął ręką, rozrywając kajdanki w łańcuchu. Pojedyncze ogniwa upadły na podłogę i przeturlały się aż pod same stopy zmarłej. Podążyła za nimi. Przykucnęła. Wyciągnęła dłoń, lecz w ostatnich chwili cofnęła ją, gdy zdała sobie sprawę, że i tak nie podniesie fragmentów.
— W tym samym miejscu? — Ciszę przerwał Pavor. — Ucieczka trochę mi zajmie.
— Dobrze — zgodziła się. Zadrżała na myśl o tym, co może planować mężczyzna.
Pavor wyskoczył łóżka, zabierając ze sobą kołdrę i poduszkę. Skrył się za ścianę, dosłownie wchodząc w ciało Kornelii. Odczekał moment, a gdy Marcin wparował do środka, krzycząc coś niezrozumiale, Pavor narzucił na niego pościel. Mężczyzna pisnął jak dziewczyna. Upadł na podłogę i przeturlał się po podłodze, machając zabawnie nogami. Pavor zaśmiał się pod nosem. Podniósł policjanta i wypchnął go za próg w momencie, gdy przybiegł Kamil.
— Co? — zdążył jedynie powiedzieć, gdy partner poleciał prosto na niego. Wpadli na wózek z lekami.
Pielęgniarka wrzasnęła. Uciekła do pomieszczenia obok i zamknęła się na klucz. Chwyciła za słuchawkę od telefonu, wzywając ochronę.
Pavor wyszedł na korytarz. Poprawił luźną koszulę. Ściągnął z siebie opatrunek, pod którym widniał ślad po kuli.Zasyczał cicho, rozmasowując pierś.
— Dziękuję za opiekę — wyszeptał.
Rzucił poduszką w Kamila. Pistolet wypadł z rąk policjanta i przeturlał się aż pod same nogi Pavora. Podniósł broń i obejrzał ze wszystkich stron, nim zgniótł ją w dłoni.
— Ty naprawdę nie wiesz, gdzie się znajdujemy? — zwrócił się do Kornelii.
Zamrugała kilkukrotnie ze zdziwienia.
— Ja…
— Zamknij oczy i spotykamy się u Aleksandra — odparł, a potem wskoczył do klatki schodowej.
Kornelia zamarła na moment. Odruchowo przetarła czoło, jakby oczekiwała, że znajdzie na skórze kropelki potu.
— Gdzie się znajdujemy? — powtórzyła pytanie Pavora i rozejrzała się po szpitalnym oddziale. Nie o taką odpowiedź mu chodziło.
Przeszła kawałek, przyglądając się policjantom, którzy wciąż nie mogli pozbierać się po krótkiej walce z podejrzanym o trzy zbrodnie mężczyzną. Jeden przez drugiego oskarżali się nawzajem o nieuwagę, aż pobiegli za Pavorem, choć ten pewnie już dawno uciekł ze szpitala.
Uśmiechnęła się delikatnie i w końcu przymknęła powieki, myślami przywołując kawiarnię i pana Aleksandra. Proszę, tym razem do kawiarni, tym razem do kawiarni, błagała.
— A myślałem, że już zmieniłaś zdanie — usłyszała za sobą głos.
Gwałtownie otworzyła oczy. Surowe, pełne zawodu spojrzenie wbiło się w nią. Cofnęła się aż pod sam stolik, wchodząc w jego środek. Pavor zaklaskał. Oparł się o ladę i obejrzał cały lokal, postukując palcami o szklaną witrynę.
Udało się, zrozumiała, rozglądając się po wnętrzu kawiarni.
— A więc Daniel chciał zanieść jakąś wiadomość do Hadesa? — zaczął.
— Tak.
— I nie wiesz, o co mu chodziło?
— Nie.
— Ale zachowywał się inaczej?
— Tak.
Westchnęła ze zmęczenia. Wyszła ze stołu i zbliżyła się do okna. Wskazała Pavorowi na zasłonki. W pierwszej chwili obejrzał materiał od góry do dołu, ale zaraz zrozumiał, o co jej chodziło. Zasłonił okna. Na zaś zamknął kawiarnię, a tabliczkę z napisem „otwarte” przekręcił na drugą stronę.
— Tak i nie, to twoje jedyne odpowiedzi? — spytał, wyjmując z kieszeni paczkę z gumami do żucia. — Penelopa była tak gadatliwa, że z trudem zamykała gębę na dłużej niż pięć minut. Jednak twoje milczenie też jest wkurzające.
— Przykro mi, że jestem taka wkurzająca — wydukała przez zęby. — Sama nie wiem zbyt wiele. Daniel pojawił się w Hadesie. Zachowywał się tak, jakby w końcu osiągnął jakiś cel. Uważał się za boga. Ostatecznie Cerber rozszarpał go na strzępy.
— Interesujące. — Pavor złapał się za podbródek. — Powoli to zaczyna mieć sens.
— Pavorze… — wzięła głęboki wdech i dokończyła: — wspaniale, że rozumiesz, ale ja nie.
— Bo jesteś głupia. Za bardzo komplikujesz sprawę.
— Mówisz jak Eleanor.
Cofnął się jak porażony. Zadrżał. Usta zacisnął wąską linijkę i odwrócił się, zasłaniając zaczerwienione ucho — z gniewu bądź wstydu.
— Przepraszam, nie będę o niej wspominać więcej — obiecała.
— Nie. Nie. Nie. Nie ważne. — Pokręcił głową. — Po pierwsze, nie otworzyłaś jeszcze drzwi? Po drugie, nie wiesz, co Daniel chciał przekazać Hadesowi? Po trzecie, dlaczego wszystko komplikujesz?
— Trzy razy na „nie”. Dlatego proszę, powiedz mi, co się dzieje?
Wstał. Poprawił kurtkę. Z kieszeni wyjął pomiętolony bilet miejski, który przełożył do drugiej wnęki. Zabrał kaszkietówkę z wieszaka i założył, równocześnie rozglądając się po całej kawiarni.
— Czy możemy odwiedzić tego całego Daniela?
— Słucham? — Niedowierzała temu, co własne padło z ust Pavora. — Do Daniela?
— Tak, musimy do niego zajrzeć. Niekoniecznie porozmawiać, ale zajrzeć. Przeszukać mieszkanie. Powiedziałaś, że zachowywał się tak, jakby w końcu osiągnął jakiś cel. Nie planuje się wycieczki do Hadesu tylko dla samej zabawy, a tym bardziej dla rozmowy z Hadesem. Ten dzieciak wplątał się w jakieś gówno i musiał je hodować długo. Musiał zostawić jakieś notatki. Zaprowadź mnie.
— Komputer — przypomniała sobie Kornelia. — Na komputerze musiało coś zostać.
— Komputer… — Zakaszlał. — A działa podobnie do mikrofalówki?
— Mikrofalówki? — powtórzyła uważnie.
— Tak. Może być też do odtwarzacza kaset VHS i telewizora. Słyszałem, że do komputera potrzebna jest myszka, ale nie taka prawdziwa — rzekł z pełną powagą w głosie. Uśmiechnął się łagodnie. Z oblicza bił blask zwycięscy, jakby tak oczywiste dla współczesnego człowieka stanowiły powód do dumy dla Pavora.
— Kiedyś… — Przełknęła głośno ślinę. — Kiedyś korzystałeś z komputera.
— Nie, ale szybko się uczę. Penelopa w kilka tygodni w pełni nauczyła mnie korzystać z mikrofalówki, a byłem wtedy prawdziwym laikiem sprzętów elektronicznych.
— Kilka tygodni?
Kornelia zasłoniła usta, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Wytrzymasz!, pomyślała, przechodząc przez Pavora.
— Zgadza się — potwierdził jeszcze raz, pokiwując dumnie głową. — Penelopa była najlepszą nauczycielką, jeśli chodzi o współczesne urządzenia. Nawet z telefonu nauczyła mnie korzystać. Przed śmiercią obiecała… — urwał. — Nieważne.
Wyminął Kornelię i wyszedł z lokalu, pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Sięgnęła do klamki, lecz w ostatecznej chwili powstrzymała się. Przybliżyła dłoń do piersi, w której nieprzyjemne ciepło rozeszło się we wszystkie strony, ogrzewając jej ciało płomieniem wciąż nie gasnącej pochodni.
— Zaczekaj! — krzyknęła za Pavorem, który znalazł się już przy przejściu dla pieszych.
Podbiegła do mężczyzny, który skrył twarz w cieniu kaszkietówki. Kornelia wychyliła się bokiem. Pojedyncze kropelki łez przemknęły przez jej ciało i opadły na chodnik, nim zdążyła ujrzeć twarz mężczyzny. Łagodny wiatr poruszył złotymi włosami mężczyzny, zabierając wraz z sobą kilka włosków, które wysunęły się pod czapki. Łzy przestały lecieć, choć z tych pięknych, złotych oczu nie zanikał ból.
— Jak na złość nie mogło teraz padać — szepnął. Przetarł twarz i przeszedł na drugą stronę ulicy, ponownie zostawiając Kornelię w tyle.
Ruszyła wolnym krokiem, trzymając się pleców mężczyzny przez całą drogę. Ani jedna kropelka nie spłynęła po policzku, ani jeden jęk nie przeszedł przez usta Pavora, ale tęsknota nie zanikła. Nie musiała widzieć, aby wiedzieć, jak cierpi. Nie musiała patrzeć, aby utwierdzić się w przekonaniu, że Penelopa była dla niego ważna. Nic nie musiała…
— Ona nie wróci, prawda? — zapytała, gdy zatrzymali się na kolejnym przejściu.
— Nie.
— Ja też już nie wrócę?
— Nie.
— Ty też już nie wrócisz?
— Masz na myśli Olimp?
— Tak.
— Nie — odpowiedział lakonicznie, a potem zaśmiał się żałośnie. — Śmieszne, prawda? Penelopa stała się częścią Olimpu, gdy ja zostałem z niego strącony. Nie zasługiwała na taki los.
Kornelia dotknęła otwartą ranę na szyi. Nie krwawiła, choć pod palcami czuła lepką ciesz, która oklejała jej szyję. Też nie zasługiwałam na taki los, pomyślała, nie zamierzając powiedzieć tego otwarcie. Wątpiła, by Pavor przejął się jej losem.
— Nie ma żadnego sposobu, żeby uratować Penelopę? — kontynuowała.
— Raczej nie.
Nagle zerwał się z miejsca. Podbiegł pod ścianę budynku — zupełnie w innym kierunku niż znajdowało się mieszkanie Daniela i Bożeny. Przykucnął na trawniku i zaczął przeszukiwać chaszcze, aż zatrzymał się przy fragmencie, na którym wybrzuszyło się coś w kształt wielkiego robala.
— Co się stało? — zaniepokoiła się. — Pavor! — krzyknęła.
Mężczyzna zignorował ją. Obmacał wybrzuszenie, które przestało się w tej samej chwili ruszać. Odsunął dłoń, a ono znów zaczęło wyłaniać się spod trawy.
— Robal chaosu? — zastanawiał się. — Odsuń się lepiej.
— Robal chaosu? — dopytała się, ale niczego w zamian nie usłyszała. Mimo to odsunęła się, jak poprosił ją mężczyzna.
Zasłonił jej widok plecami. Przyklęknął nad wystającym fragmentem ziemi, i gdy tylko czarne ślepia wyszły poza obszar trawy, złapał stworzenie w obie ręce. Wyciągnął je z kryjówki i podniósł się, wciąż zaciskając mocno dłonie na robalu. Iskrzył się. Wyglądał jak połączenie milionów kryształków o najróżniejszych kolorach, choć wciąż dominowały w nich ciemne barwy.
— Wprowadziłaś już zbyt dużo chaosu do tego mitu. — Pavor zgniótł robala. Cienista maź wylała się między jego palcami i spłynęła na ziemię. — Lepiej zakończmy to szybko — zdecydował.
Maź rozlazła się na trzy fragmenty, zbierając w stosy o kształcie podobnym do poprzedniego robala.
— Czym one są?
— Pozostałość chaosu, z którego wyłonił się świat — wyjaśnił krótko Pavor. — Nigdy nie znikną. Raz jest ich więcej, raz mniej, jednak zawsze gdzieś czekają. Jakby chaos miał znowu zawładnąć światem.
Nadepnął na trzy kupki mazi, z potem wytarł buta o trawę. Przeszedł przez Kornelię i ruszył ze właściwą stronę. Podążyła za nim, lecz nim dogoniła mężczyznę, po raz ostatni spojrzała za siebie. Sześć, może nawet siedem robali formowało się z pozostałości chaosu.
Pokręciła głową. Nie potrzebowała wiedzieć więcej. Zbyt wiele spraw miała teraz na głowie, by jeszcze myśleć o dodatkowym problemie.
— Jak zamierzasz wyciągnąć Daniela z mieszkania? — spytała, gdy powoli dochodzili na miejsce.
— W sensie?
— Żeby dostać się do jego komputera.
— Dalej nie rozumiem. — Wzruszył ramionami. — Żeby dostać się do komputera potrzebuję myszki i klawiatury.
— W zasadzie… — zastanowiła się przez moment — nie potrzebna jest myszka.
— Słuucham? — zająknął się. — Technologia jest niesamowita. A bogowie twierdzili, że ludzie nic nie osiągnęli.
— Umiemy więcej niż sądzicie.
— Oj, to prawda. Spędziłem piętnaście lat na niańczeniu Penelopy. Irytujący dzieciak, ale za to… — Zacisnął usta w wąską linijkę i zamilknął. — Nic takiego.
— Możesz dokończyć, naprawdę — zachęciła go.
Wyszła naprzeciw i uśmiechnęła się delikatnie. Rana na szyi otworzyła się. Cieniutka linia krwi spłynęła po jej szyi. Kaszlnęła, a gruda z krwi ugrzęzła w jej gardle. Jeszcze raz zakasłała, aż wydławiła na dłoń kulkę.
— Czas ci się kończy. Zgaś pochodnie i wracaj do Hadesu. Albo najpierw wróć do Hadesu. Cokolwiek. Daj ludziom rozwiązać sprawę ludzką, a sama się nie męcz.
— Myślałam, że potrzebujesz mojej pomocy — zauważyła.
— Niekoniecznie.
— Komputer?
— Ummiem korzystać — ponownie zająknął się.
— A Internet…
Zatrzymał się i spojrzał an Kornelię groźnym, zwierzęcym wzrokiem.
— Dobrze, ale potem wracasz — odfuknął niewyraźnie, gdy uciekł za blok. — A teraz powiedz mi, gdzie mam wejść! — krzyknął.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!