Kochał maski. Pierwszą przywiódł mu
ojciec z podróży, drugą podarował dziadek, trzecią matka włożyła pod choinkę,
czwartą kupił i tak samo piątą, szóstą i pozostałe dwieście sześćdziesiąt
osiem. Jednak nadal nie trzysta sześćdziesiąt pięć — tak, aby każda przypadała
na jeden dzień w roku.
Kiedy wychodził na ulicę, zakładał wybraną.
Dopiero wtedy czuł, że posiada twarz. Bez nich był tylko pustą warstwą, która
czekała na przybycie tej właściwej.
Maska kochała jego.
Otwory na oczy wycinała idealnie, usta
kształtowały się na wzór warg mężczyzny, ale brakowało uszu. Maski z uszami
nigdy nie zdobył, ale źle szukał. Tylko u mężczyzn, nigdy u kobiet.
0 Comments:
Prześlij komentarz