[Echo z zaświatów] ROZDZIAŁ 15. Błahostka rodzi problem



Przedostatnia z pochodni zgasła, zanim zdążyła ją minąć. Kolejna zamigotała łagodnym, wygasającym płomieniem, który nakazywał jej pospieszyć się i wyjść, zanim i on zakończy swój żywot. Uniosła sukienkę i pognała na kraniec korytarza. Jasność powitała ja z otwartymi rękoma. Nie był to jednak blask, który wydobywał się ze słońca. Równina, na którą wyszła, przypominała pochmurny, deszczowy dzień w krainie żywych. Słońce chowało się, a szarość spowijała świat, tak samo jak w tej równinie. Tylko bez chmur zawieszonych na sklepieniu. Niebo okrywały szare, jednorodne pustki, których sam widok niepokoił. Ponure myśli przychodziły, błagając, aby odejść z tego miejsca.
Kornelia ruszyła zgodnie z ich wolą, zmierzając na równicę porośniętą z rzadka płaczącymi wierzbami i topolami przyobleczonymi czarną korą. Pozostali zmarli dołączyli do niej, idąc w milczeniu i smutku. Kobieta niosła dziecko na rękach, kołysząc je i usypiając. Starsi czy młodsi szli w jednej linii, nie wymieniając się choćby słowem. Aż jeden z mężczyzn — ten, który wcześniej uzyskał od Kimeryjczyków monetę — wyszedł naprzeciw wszystkich.
— Dlaczego tu rośnie topola? — oburzył się, rozkładając szeroko ręce. — Czy to nie jest dziwne? Ta topola powinna znajdować się na ziemi, nie w piekle!
Piekło, pomyślała Kornelia, rozglądając się po twarzach obcych ludzi. Zastanawiało ją, ilu z nich wierzy, że przybyło do piekła? Ilu jeszcze nie zdało sobie sprawy, że Boga nie ma, a bogowie greccy istnieją? Pewnie niewielu.
Zatrzymała się — pozostali podążali dalej, a mężczyzna mówił i mówił bez ustanku. W pewnym momencie przestała go w ogóle słuchać. Objął wszystkich gniewnym spojrzeniem, wskazując po kolei na zmarłych i wypominając im, że przez wyrządzanie krzywdy trafili do piekła. Kornelia zaśmiała się. Jak niby malutkie dziecko miało kogoś skrzywdzić? Gadanina mężczyzny zaczęła ja nudzić. Ruszyła dalej, nie widząc sensu w jego przemówieniu. Jednak nie poprzestał na tym. Pobiegł na sam przód, stając między dwiema topolami.
— Wyspowiadajcie się, póki jeszcze macie szansę! — wrzasnął, bijąc się w pierś. — Wyznajcie… — umilkł.
Wzrok, smutny i nieobecny, skierował na czarną korę topoli. Usta zadrżały, a dłonie zbliżyły się do drzewa, powoli obejmując je.
— Mój nowy dom — szepnął.
Skóra mężczyzny pokryła się jakby smołą, przechodząc na ubrania, włosy, a potem wtapiając się nawet w organy. Oczy wypełniły się czernią, tak bliską topoli, która wydawała się pochłaniać zmarłego. Uśmiechnął się, a jego wargi zdawały wypowiadać jakieś słowa. Nie zrozumiała ich, nie potrzebowała zrozumieć.
Obeszła zmarłego, pozostawiając go topoli i w ciszy dziękując za ostrzeżenie. Nie dotykaj drzew, ostrzegła siebie, ostatni raz oglądając przez ramię. Z topoli wyłoniła się nowa, zdrowa gałąź, a mężczyzna wyparował, jakby nigdy istniał.
— Przedsionek Hadesu — szepnął wiatr, niosąc ze sobą chłód.
Zadrżała, wychodząc z równicy. Zimne powietrze okryło przedsionek, choć tłumy zmarłych przeciskały się między sobą, kierując ku przystani Charona. Blada trędowata stanęła na skraju linii, zostając po chwili zepchnięta na bok. Nędzny staruszek pomógł jej wstać, lecz ta, zamiast okazać wdzięczność, znowu próbowała wepchnąć się do ludzi. Staruszek pozostał przy niej mimo wszystko.
— To ty — stwierdziła, przypominając sobie biednego mężczyznę napotkanego w kawiarni, do której podążyła za Bożeną.
Nie wpadła w tłum. Przeszła obok i podeszła do starca, kiedy po raz kolejny wyciągał pomocną dłoń ku trędowatej.
— Dzień dobry — odezwała się do niego Kornelia.
Zamknięte dotąd oczy się otworzyły. Starość, imię boga wypełniło myśli. Choroba, pomyślała, gdy chora kobieta znowu została wypchnięta z tłumu.
— Czy my się znamy? — spytała skrzeczącym głosem Starość.
— Trochę tak, może pan mnie widział w…
—…kawiarni — dokończył, po czym zakaszlał flegmą. Pochylił się nad gołą ziemią i jeszcze raz zacharczał. Żyłka pękła mu, a krew wypłynęła spod rannej skóry, suchej i łuszczącej się.
— Pomóc? — zaproponowała grzecznie.
— Nie kłopocz się, on i tak jest stary — odezwała się Choroba, popychając starca ku ziemi. — Płacz i krzycz, starcze. Odpędzę się od ciebie kiedyś, więc krzycz i płacz rzewnie! A ty młoda wracaj do kolejki, chyba że puścić mnie chcesz. Wychodzi, idź prędko, chyba że pieniążka nie masz, wrednoto! Precz, idź już!
Starość załkała. W kościach mu zastrzykało, a był to dźwięk, który złapał Kornelię za serce. Współczuła mu. Tak głęboko współczuła bogu, choć ludzi traktowała z dystansem, z obojętnością.
Okręciła się.
Wojna i Niezgoda kłócili się, a ich gniew rósł z każdym oddechem. Zauważyli ją i zamilkli. Zaczęli się zbliżać, lecz uciekła w głąb przedsionka, biegnąc i biegnąc, aż napotkała na ścianę. Kolejne imiona bogów objawiały się w jej myślach, zalewając potokiem słów, których nie umiała ze sobą powiązać. Dlaczego teraz? Dlaczego dopiero w przedsionku Hadesu?
Tłum zmarłych skierował ciekawskie spojrzenia w jej stronę, lecz gdy kolejka zmniejszyła się, zapomnieli o jej istnieniu. Posunęli się dalej, a Kornelia znów pozostała sama w cierpieniach. Nie, nie sama. Wojna wyjęła miecz, kierując kraniec ostra jakby na jej gardło. Przełknęła głośno ślinę. Szyja zrobiła się lepka. Zmazała ze skóry substancję — była nią krew, która roztarła w palcach.
Serce zabiło mocniej. Nie żyła, więc czego się bała?
Odważnie wstała, krocząc ku czwórce bogów. Coś musnęło jej policzek. Przystanęła i uniosła głowę. Z wielkiego wiązu, pnącego się niemal ku samemu światu żywych, wyrosły maleńkie pyłki, które raz za razem opadały ku ziemi, a potem wznosiły się, pędząc ku górze.
— Wracaj do kolejki! — zagrzmiał potężny głos Wojny.
— Nie martwcie się, moi drodzy — szepnęła słodko Niezgoda. — Może nie musi wracać do kolejki, niech zostanie, Starość ma rację.
— Starość, milcz! — skarcił staruszka, grożąc mieczem. — Niech zagrają bębny, nie pozwolę na przelaną krew wojny, by ta dziewczyna została poza kolejką.
— Sama nie wyszła, to Choroba ją wygoniła — przypomniała niewinnie Niezgoda, uciekając za plecy Wojny.
— Wracaj! — ryknął.
— Oczywiście, już idę — zgodziła się natychmiast, przechodząc obok bogów. Rzuciła im krótkie, wymowne spojrzenie i stanęła w kolejce. Nie ubyło w niej choćby jednej duszy.
Podskoczyła w miejscu, próbując sprawdzić, co się dzieje na samym przedzie. Stąd widziała jedynie cienie. Nie zamierzała czekać wieczności na dotarcie do kolejnej części Hadesu. Radek i Kazio wspomnieli o Charonie i zapłacie. Nie posiadają nic cennego, podpowiedziały myśli, a chwilę później sama się zmartwiła. Nie wzięła ze sobą choćby najmniejsze pieniążka, a najcenniejszą rzeczą, jaką posiała, był pierścień z jej włosów.
Okręciła krąg na palcu. Nie posiadał żadnej wartości, ale ocena nie należała do niej.
Zostawiła za sobą rozważania o cenie, którą sobie zażyczy Charon i zwróciła większą uwagę na otoczenie — na rozciągające się od skraju przedsionka grzęzawiska i bagna. Bąble wyrastały na ich powierzchniach, buchając w równych odstępach i ubrudzając błotem ubrania zmarłych. Ci jednak nie przejmowali się tym. Ich krzyki zdawały się biec przez cały Hades, niosąc pełną żalu i bólu pieśń. A potem następował tylko stukot, a wszyscy, jak na zawołanie, upadli w błotnistą maź. Wstawali i jeszcze raz napierali na przód, nie poddając się w staraniach.
Kornelia podwinęła sukienkę i ruszyła w kierunku tłumu, stąpając na palcach przez lepką maź. Błoto przemykało przez jej skórę, przynosząc ze sobą chłód i niewyobrażalną rozkosz. Czuła. Wróciło upragnione czucie, a im bliżej była Hadesu, tym powracało silniejsze.
— Wynocha mi stąd, jak nie macie zapłaty! — usłyszała krzyk dobiegający z krańca bagien.
Młoda dziewczyna, może czternastoletnia, syknęła, zagryzając gumę do żucia. Rzuciła ostre, pełne nienawiści spojrzenie ku Charonowi, a potem wystawiła środkowy palec.
— Bez łaski! — ryknęła, na moment oglądając się przez głowę.
Nieświadomie, a może i z pełną świadomością, przemknęła przez ciało Kornelii — zamarła w milczeniu. Nie odważyła się obrócić i chociaż raz ujrzeć reakcję nastolatki. Zapytać, czy w ogóle ją zauważyła.
Nie!, wrzasnęły bezlitośnie myśli.
Znowu coś jej umknęło. Przez moment miała nadzieję, że wszystko powróciło do normy. Śmierć znowu ją zaskoczyła. Czy to przez to, że znajdowała się zbyt daleko od Hadesu? Pytanie zaprzątnęło jej myśli, choć wiedziała, że żadne starania nie dostarczą jej odpowiedzi. Ile razy już się wysilała, na własną rękę poszukując wyjaśnień? Za każdym razem… Za każdym razem końce poszukiwań prysły jak bańka mydlana, przygotowując miejsce na kolejne.
Tym razem zaniepokoiło ją coś jeszcze — wobec bogów nie była niewidzialna, w przeciwieństwie do zmarłych. Ale czy wszystkich? Dusze przeciskały się między sobą w tłumie, nikt nie wychodził przed pozostałych. Musieli pozostawać w materialnej formie.
Kornelii pozostało tylko sprawdzić, na ile ona sama istnieje w Hadesie.
Wcisnęła się w tłum, przenikając przez starszych, który nie dali rady przezwyciężyć siły tłumu. Dzieci przeskoczyły między jej nogami, a kobiety pognały za nimi, rękoma machając przez głowę Kornelii. Mężczyźni walczyli na samym przedzie, choć i oni jej nie dostrzegli. Z każdym krokiem łzy cisnęły się mocniej na oczy, lecz nadal nie wypływały. Ta pustka, przytłaczająca, bezdenna pustka, niszczyła od wewnątrz. Błagała, by ktoś zatrzymał się, krzyknął, wskazał palcem, cokolwiek… Pozostawała dla nich nikim. Pustką… Zerem… Kimś, komu nie warto poświęcić żadnej uwagi. Nawet jej nie odrzucali. Jedynie ignorowali całe jej istnienie, sprawiając, że bolało jeszcze mocniej.
— Ma panienka pieniążek? — odezwał się lekko chropowaty głos z naprzeciwka. — No ma czy nie, głucha babo? Pewnie że nie ma, bo skąd… — Prychnął pod nosem.
Charon, przypomniała sobie o przewoźniku. Uniosła głowę i spojrzała prosto w ciemne, pozbawione jakiegokolwiek ciepła oczy. Niechlujny zarost pokrywał połowę jego twarzy, której skóra była stara i pomarszczona. Na jej powierzchni przecinały się trzy linie, jakby zagojone rany. Nie wyglądał jednak na mężczyznę w wieku starczym, wręcz przeciwnie. Rysy miał silne i twarde, nie do zdarcia. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby w Kornelii narodziły się obawy. Starania tak wielu zmarłych zamieniały się w proch rozprowadzany przez całe bagno, a na łodzi Charona wciąż świeciły pustki. Nikt nie wsiadł. Nikt nie posiadał odpowiedniej zapłaty.
— Pieniążek nie — odezwała się, zwracając na siebie uwagę przewoźnika. Starała się mówić pewnie, a głos powstrzymać od drżenia. — Jednak mam coś w zamian.
— Nie przyjmuję…
— A jeśli nie ma drugiej takiej rzeczy na całym świecie?— przerwała, zdejmując utkany z jej włosów pierścień.
— To tylko…
—… włosy — dokończyła za boga. — Tak, to tylko włosy. Pierścień z włosów, który symbolizuje każdy powrót do przeszłości zmarłej wędrującej po świecie żywych. Należy do mnie, do kobiety, którą Tanatos odrzucił.
— A jak się niby dostałaś tu w takim razie?
Splunął do wody, po czym podrapał się po zarośnie, z którego wysypało się najróżniejsze robactwo.
— Złapałam się Tanatosa, gdy zabierał inną osobę do Hadesu. Niestety, spadłam przed miastem Kimeryjczyków — kontynuowała.
— To możesz oddać miłe wspomnienie i wrócić znowu z zapłatą! — nie dał za wygraną.
— Moje najmilsze wspomnienie wypaliłoby im wszystkie pochodnie. — Zaśmiała się sztucznie. — Nie posiadam wspomnień, dlatego mogą mi zabrać chwilę, kiedy widziałam śmierć młodego chłopaka.
Charon potarł podbródek, przyglądając się Kornelii głęboko i dokładnie.
— W lepszym stanie tu trafią — zażartował złośliwie.
Przemilczała żart. Przewoźnik fuknął, gdy nie dostał w odpowiedzi żadnej docinki czy nawet komentarza.
— Ale i w gorszym — dodał, jakby próbował zachować twarz. — Wolę pieniążek.
— Miałam, ale Tanatos mi go zabrał.
— Zabrał, mówisz? — Ścisnął ukryte w zaroście usta, a potem prychnął po nosem, jednocześnie wiosłem odpychając pchających się mężczyzn. — Niby po co? Sama widzisz, ile robactwa tu nalazło. Każdy zmarły z monetą się liczy.
— Nie ja — szepnęła, choć była świadoma, że w słowach Charona kryła się prawda. Niestety, racje nie trzymały się jej. Wręcz przeciwnie — zawsze działo się inaczej niż powinno.
— A sio mi! — krzyknął, waląc po głowach trzy kobiety z dziećmi w rękach. — To co z tego, że małe! Zabierać mi je tu stąd. Łodzi nie będą mi brudzić!
Splunął, a zmarłe uciekły, robiąc miejsce mężczyznom, którzy jeszcze raz podjęli próbę wskoczenia na łódź. Charon bez najmniejszych trudności odepchnął ich, a kolejni znowu natarli, a po nich jeszcze następni.
— Jeśli mnie zabierzesz, to przynajmniej nie będziesz musiał się z nimi użerać — zauważyła.
— Dużo gadasz...
Podrapał się po głowie, przez chwilę jakby rozważając propozycję Kornelii.
— Nie… — Pokręciła głową. — Zazwyczaj tylko słucham — dodała.
Źrenice boga rozszerzyły się. Uśmiech, trochę mroczny i odpychający, pojawił się na jego zmęczonej twarzy.
— Dawaj pierścień! — rozkazał, równocześnie machając ręką by wsiadała.
Zmarli zatrzymali się w bezruchu na piętnaście sekund, trwając w absolutnej ciszy, by następnie ryknąć chórem. Zabierz mnie, krzyczeli jeden przez drugiego. Nie mnie, dam ci wszystko! Słuchała ich wrzasków wybiórczo. Nikogo nie zamierzała zabrać. Była dla nich przez cały czas niewidzialna, więc teraz przyszedł czas na jej kolej.
Podwinęła sukienkę przy biodrach, zanurzając stopy w wodzie. Chłód przepłynął po jej skórze, zmywając z niej cały brud. Błoto powróciło na dno rzeki Hadesu. Kornelia podparła się ręką o drewnianą belkę i podskoczyła, wskakując do środka łodzi. Zachybotała się na wodzie, co nie umknęło uwadze Charona. Zmarszczył groźnie brwi. Pokornie pochyliła głowę, cicho przepraszając za nieuwagę.
Przewoźnik odwrócił wiosło, odpychając się kijem od dna i wprawiając łódkę w ruch. Jęki zmarłych uniosły się echem między poszczególnymi partiami Hadesu, zdając się docierać nawet do pałacu boga zmarłych.
Kornelia odwróciła się od dusz, siadając naprzeciw wiosłującego Charona. Pierścień utkany w włosów rzuciła do góry monet, które piętrzyły się pod podkładem, mieniąc przepięknymi kolorami — od złota, przez brąz, a kończąc na srebrze. Tylko jej siwe włosy tam nie pasowały.
— Jeśli odzyskam monetę od Tanatosa, oddam ją — obiecała.
— Dobrze, oj dobrze… — Wziął mniejszy zamach, spowalniając łódkę. — Wspomniałaś, że słuchasz, więc siadaj i cisza.
Kiwnęła w odpowiedzi.
— No, taką zmarłą lubię. Reszta jedynie ględzi i błaga, żeby pokazać im drogę do żywych, że oni nie powinni ujrzeć — zaczął się żalić.  — Zwykle nie słucham ich. Zostało mi powierzone przewożenie zmarłych i nic więcej, ale właśnie, przewożenie. A potrafię stać w miejscu przez długi czas, bo nie chcą mi dać monety. Proponuję im wymianę u Kimeryjczyków, ale oni, że nie. A najgorsi są ci, którzy chcą podburzyć tłum. Myślą, że nie poradzę sobie z duszami. Czasami mam ochotę wciąć na łódź i wyrzucić na środku, aby przez wieki unosili się na tych przeklętych rzekach! Widzisz, ty mi dałaś najcenniejszą rzecz, jaka do ciebie należy. Może faktycznie te włosy na coś się kiedyś przydadzą. A oni? Nie dadzą złotego guzika, bo to pamiątka po babci. A babcia stoi gdzieś z tyłu i próbuje zabrać wnuczkowi głupi guzik. Taka jest śmierć i pewnie takie było ich życie, ale dość gadania. Wysłuchałaś za dużo. Zaraz Echo rozniesie plotki do Hadesa, a tego bym nie chciał.
Mroczne góry wyłoniły się zza zakrętu, a wielka brama wyrosła przed nimi, stojąc otworem dla zmarłych, którzy już przeprawili się na drugą stronę. Kornelia wstrzymała oddech. Widok, tak przerażający i niepewny, napawał ją fascynacją; sprawiał, że z każdym ruchem wody jej serce kołatało z podniecenia. Piękne, podpowiedziały jej myśli, a wzrok skierował się odruchowo mu pływającym ku sklepieniu duchom, podobnych do Algosa, którego spotkała w mieszkaniu Agnieszki i Rafała.
Z oddali rozległo się szczekanie. Łańcuchy zagrzechotały w przeraźliwej pieśni, a pies zawył donośnie, niosąc swój głos przez cały Hades.
— Cholerne psisko — wysyczał przez zęby Charon. — Ten Cerber zawsze straszy zmarłych, choć dobra z niego psina, o ile nie próbujesz uciec z Hadesu. O, tak jak ten pan.
Zacharczał radośnie, wskazując palcem na biegnąć zza bramy kropkę.
Kornelia wstała, przybliżając się do przewoźnika. Faktycznie, dojrzała zarysy przypominające mężczyznę, ale dopiero po minucie zobaczyła w pełni jego postać. Biegł bardzo szybko, jakby ktoś go gonił, choć pustki ciągnęły się między bramą a królestwem latających cieni. Mężczyzna zwolnił dopiero, gdy zbliżył się do wysokiego łuku. Wziął głęboki wdech, stając przed samą granicą między dwiema częściami Hadesu. Cerber zacharczał, ciągnął za łańcuchy na tyle mocno, że zaczęły wysuwać się z zawiasów. Mężczyzna się zawahał.
Idź, pogoniła go Kornelia, pragnąc ujrzeć reakcję Cerbera, przepięknego zwierzęcia o trzech głowach. Gęsta piana spłynęła po pyskach psa, w momencie gdy czerwone ślepia wbiły się w mężczyznę. Zachwiał się i, chyba przypadkowo, wystawił stopę za wyznaczoną granicę. W mig Cerber rzucił się na zmarłego. Jedna z głów pochwyciła za dół, a druga i trzecia biły się o to, która ma pierwsza wbić zęby w głowę. Krew skapnęła na piaszczystą drogę. Pierwsza głowa otrząsnęła się, szarpiąc ciałem zmarłego we wszystkie strony. Kornelia nie widziała wszystkiego, ale coś wpadło do rzeki. Usłyszała tylko chlupot.
— Szaleniec — wycharczał Charon, przyspieszając. — Cerber to pupil Hadesa. Niektórzy myślą, że jak taki potulny przy wejściu, to i przy wyjściu jest. Nic bardziej mylnego — szepnął. — Ale przynajmniej ich krew się nie marnuje.
— Nie marnuje? — powtórzyła pytająco.
Rozejrzała się po brzegu, lecz mimo upływu czasu, nic się nie stało. Dopiero gdy Cerber puścił zmarłego na ziemię, w piachu, w miejscach, które dociągnęła krew, pojawił się blask. Ciepło spowiło krew, ocieplając ją, aż po chwili wyrósł z niej narcyz. Kwiat zakitował się, kierując w stronę bramy wraz z pozostałymi braćmi.
Kornelia zeskoczyła z łodzi i pobiegła w stronę rośliny, zrywając jedną z nich. Wzięła głęboki wdech, lecz zamiast rozkoszy, doznała obrzydzenia. Zapach nie przypominał kwiatowego, delikatnego, kojarzącego się z perfumami. Bliżej mu było do odoru wydobywające się z gnijących zwłok. Narcyz jednak wyglądał przepięknie, mieniąc się żywymi kolorami, jak gdyby sam kwiat rósł w świecie żywych, nie zmarłych. Postanowiła go ze sobą zebrać, wkładając pod suknię.
Łańcuchy znowu otarły się o siebie, z trudem utrzymując szarpiącego się Cerbera. Radość wydobywała się ze zwierzęcia. Język szalał we wszystkie strony, chcąc w końcu oblizać Kornelię, lecz dziewczyna się odsunęła. Jeszcze nie powiedziała „do widzenia” Charonowi. Łódź stała przy samym brzegu, w mieliźnie, a przewoźnik czekał, również trzymając kwiat Narcyza w dłoniach.
— Dziękuję — odparła, zrywając Charonowi kolejnego narcyza.
— Nie.
Rzucił do wody kwiat, pozwalając toni wodnej porwać roślinę zrodzoną z krwi zmarłego.
— Może więcej zmarłych zdobędzie monety — życzyła mu.
— Oby, nudzi mi się!
Odepchnął się od mielizny i odpłynął w kierunku przystani, gdzie czekał na niego tłum zmarłych. Kornelia miała nadzieję, że wykorzystali ten czas dobrze i wymienili się z Kimeryjczykami na monety.
Cerber zajęczał.
Pokręciła głową, tracąc ochotę na podejście do zwierzęcia. Jednak to właśnie za tą bramą czekała ścieżka do sądu. Nie dało się jej ominąć, nie dało się z niej uciec. Dlatego wzięła głęboki wdech i podeszła do Cerbera, wyciągając przed siebie dłoń. Piec położył się na plecy, merdając pozbawionym sierści ogonkiem. Zaskowytał radośnie. Kornelia zaśmiała się, głaskając psa po brzuchu. Prawa noga poruszyła się w szczęśliwych podskokach, tym samym sprawiając, że część piachu przesunęła się, zasypując stopy dziewczyny.
— Muszę już iść — ostrzegła Cerbera.
Głowa jęknęła żałośnie.
— No muszę — powtórzyła.
Wstał i zastawił jej przejście, łasząc się do ręki.
— Idę — rzekła ostrzej, na co w odpowiedzi dostała zawodzący skowyt.
Cerber odsunął się, smutnie zawieszając trzy głowy. Położył się na ziemi i jakby westchnął, łapką zahaczając o bramę. W jednej chwili Kornelii zrobiło się żal zwierzęcia. W starożytności witał zmarłych codziennie wielu zmarłych, dziś musiała należeć do niewielkiego grona, które przeprawiało się przez rzekę.
— Wrócę jeszcze — obiecała, lecz zaraz przypomniała sobie o leżących na piasku mężczyźnie — z rozszarpanym, krwawiącym brzuchem. Wolała, żeby Cerber milej ją przywitał następnym razem.

6 komentarzy:

  1. Cześć! Standardowo na początek pakiet świeżych literówek:
    "Reszta jedynie ględzi i błaga, żeby pokazać im drogę do żywych, że oni nie powinni ujrzeć" - umrzeć
    "mam ochotę wciąć na łódź" - wziąć, wsiąść?
    "wskazując palcem na biegnąć zza bramy kropkę" - biegnącą
    "Piec położył się na plecy" - Pies
    Żebyś miała je szansę poprawić;). Nie szukasz może bety?

    A co do treści - jak zwykle ciekawie. Faktycznie zrobiło mi się nieco żal Charona i Cerbera. Ale coś czuję, że ta podróż łódką jest jedynie wstępem do grubszej akcji. No cóż, pożyjemy - zobaczymy. Czekam na więcej i powodzenia w pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też mam taką nadzieję, bo powiem szczerze, że doszłam do wniosku, że trochę... puste to opowiadanie (dodam, że ja już piszę 10 część, więc trochę dalej jestem niż wy czytacie). I jestem świadoma, że co nie co muszę zmienić albo dodać, bo faktycznie gruba akcja szykuje się na koniec, ale nie aż taka, jak bym chciała. Coś pewnie jeszcze wymyślę, hehe.
      A co do bety. W zasadzie tak... Szczególnie teraz. Błędów się nie uniknie. Nie ma szans, by to gówno w pełni wyłapać. A patrząc po mojej pracy magisterskiej, to ja mam talent do literówek. Więc tak, w zasadzie szukam :)
      I wielkie dzięki!

      Usuń
    2. Ja odniosłam wrażenie, że ta historia się cały czas dopiero rozkręca. Może nie jest to uciążliwe, bo czytam ją z przerwami, ale jak ktoś by to miał na raz pochłonąć to może poczuć ten brak konkretnej akcji. Jestem ciekawa co takiego dalej wymyślisz :).
      A co do bety - skromnie zaproponuję siebie. Uwielbiam czytać Twoje teksty, więc pomoc przy nich będzie dla mnie przyjemnością. Szczególnie, że jak cokolwiek czytam, mam jakiś nawyk wyłapywania błędów i ich poprawiania (o czym zdążyłaś się już przekonać).
      Także jeśli będziesz chętna, daj mi znać :).

      Usuń
    3. Na pewno czytając ten rozdział, możesz mieć wrażenie, że historia dopiero się rozkręca. Jak mówiłam wyżej, czytasz 15R, a już piszę... no tak 27R, więc w zasadzie... czytasz połowę tego, co mam napisane, heh, dziwne.
      I wiesz, jestem chętna. Nienawidzę sprawdzać, więc przyda mi się pomoc :)

      Usuń
    4. Cieszę się! W takim razie podaj mi do siebie jakiś bardziej bezpośredni kontakt, żebyśmy mogły omówić szczegóły ;).

      Usuń
    5. Najlepiej mailowo: rolaka20b@gmail.com ;)

      Usuń

Obserwuj!