Srebrna moneta potoczyła się po biurku,
po czym upadła na dywan, dalej biegnąc ku zmarłej, aż zatrzymała się pod jej
stopami — skierowana orłem do góry. Kornelia pochyliła się, próbując ją
pochwycić. Palce przeszły przez srebrną powierzchnię, a dziewczyna westchnęła
ze zrezygnowania. Tęskniła za dotykiem. Za ciepłem, za chłodem, za bólem i
przyjemnym dotykiem. Nie wzgardziłaby raną czy przytuleniem.
Sięgnęła ku głowie, wyrywając jeden z
włosów, który nie przynosił ze sobą żadnego uczucia. Przywiązała go pozostałych,
po czym wyprostowała się i odezwała do Daniela:
— Przykro mi, nie podam…
Nie spuścił z niej spojrzenia chodźmy
na moment. Siedział w bezruchu, przyglądając się jakby bezcennemu okazowi,
który widział po raz pierwszy w swym życiu. Raz rozwarł usta, by coś
powiedzieć, ale później zrezygnował. Nie krzyczał. Nie pytał w kółko, czy nie
zamierza go zabić. Słowotok ugrzązł gardle i nie wydostał się, choć jabłko Adama
skakało przy każdym oddechu.
Nie poznała go.
— Nie dam rady — wydusił z trudem.
Wstał i pobiegł w kierunku kuchni.
Kornelia ruszyła za nim, lecz wrócił zanim nawet zdążyła przejść przez próg.
Przysiadł przy ścianie, biorąc kilka głębokich wdechów i przykładając puszkę
zimnego piwa do czerwonych policzków. Piegi niemal znikły wśród mocnych barw.
— W tym domu nie znajdziesz nic
mocniejszego — powiedział, wnosząc toast puszką piwa.
Otworzył ją i za jednym haustem wypił
połowę. Odstawił ją, odetchnął, potrząsając głową, i zabrał się za resztę. Za
kolejnym łykiem zachłysnął się, wypluwając wszystko przed siebie. Kornelia
odsunęła się odruchowo, zapominając, że i tak nie zostanie opluta.
Daniel przeprosił i wytarł się rękawem.
Jeszcze raz zakaszlał, zanim zgniótł puszkę i rzucił ją w drugi kąt.
— Ty naprawdę tu stoisz? — spytał
niepewnym tonem. — Stoisz — odpowiedział sobie. Kornelia nie zdążyła nawet
otworzyć ust. — I ty nie żyjesz? Tak, nie żyjesz…
Nawet nie próbowała wtrącić się
chłopakowi w słowo. Wręcz przeciwnie, zaczęła słuchać z uwagą, podchwycając
kolejne niuanse, które trzymał w ukryciu.
— Czy ja zostanę zamordowany?
Ostatnie pytanie zaniepokoiło Kornelię.
Jak wiele pamiętał? Całe morderstwo czy tylko kilka wyrywków? A może po prostu
wiedział, że umrze i nic więcej? Jednak w spojrzeniu Daniela nie widziała
odpowiedzi. Nie mówił, wciąż czekał na nią, na jej wyjaśnienia.
— Tak, umrzesz — potwierdziła jego
obawy. — Także jestem ofiarą tego człowieka. Wizja ukazała mi się kilka godzin
wcześniej, ale zignorowałam ją — skłamała stanowczo za łatwo.
— Przyszłaś mnie ostrzec?
Kiwnęła mocno głową.
— Dziękuję! — krzyknął.
Podbiegł do Kornelii i wystawił ręce,
chcąc ją pochwycić w uścisku. Przeleciał przez nią, upadając na podłogę —
centymetry dzieliły go od uderzenia się w kamienny parapet.
— Potrzebuję pomocy — zaczęła,
wspominając ostatnią rozmowę i użytkownika, który znał szczegóły ze spraw. —
Jedna osoba na forum i na facebooku w ten sam sposób zakończyła swoja
wypowiedź. Zna on…
— Slodzisz1978 — przerwał, siadając
przed komputerem. Wklepał parę haseł w wyszukiwarkę i wskazał palcem na profil
na facebooku. — Ma na imię Anastazja, jest… — spojrzał na ekran i wydał z
siebie „oh”.
— Coś się stało?
— Nie nic, ale ma tu parę zdjęć. —
Przełknął głośno ślinę. — Ćwiczy Muia Thai — Ściszył głos, nadając słowom
grozy.
— Czyli?
— Boks, chyba tajski — odparł krótko. —
Stworzony, by zabijać.
— Nie żyję — stwierdziła, nie obawiając
się umiejętności dziewczyny. Co najwyżej sama mogła zrobić krzywdę.
— Używa się w nim łokci i kolan — mówił
dalej, ignorując uwagę Kornelii.
— Nie czuję bólu — spróbowała ponownie.
— Ale ty pewnie się wcale nie martwisz,
bo jesteś duchem! — Zaśmiał się, choć w tym śmiechu usłyszała mocniejszy
niepokój aniżeli radość.
Przewróciła oczami, gdy nie patrzył.
— Idziemy! — oświadczył nagle Daniel,
biorąc klucze i kurtkę. — Siłownia jest niedaleko, a Anastazja kończy wkrótce
zajęcia. Umówiłem się z nią na spotkanie. Porozmawiam z nią o sprawie.
Zadzwonił telefon. Daniel tym razem nie
odebrał wiadomości. Otworzył przed Kornelii drzwi, pozwalając jej wyjść
pierwszej. Sam zatrzymał się w progu, kiwając się na palcach do przodu i do tyłu.
Objął wzrokiem przedpokój i obrócił w palcach klucze. Nie ruszył się z miejsca.
— Idziesz? — zagadała, czekając na
środku przejścia.
— Sekundka. To znaczy daj mi sekundkę. —
Zatrząsł się. — Wiesz, widzę ciebie. Za oknem jeszcze więcej jest tej
mitologii, więc… Nie, nie, zaraz wyjdę. Po prostu wolę dom. Tu mniej się
panoszy tego wszystkiego. Danielu, dasz radę! — dopingował sam siebie. — Nie
poddawaj się. Ty ich nie interesujesz!
Wyszedł z pokoju, szybko otwierając i
zamykając za sobą główne wyjście. Kornelia usłyszała tylko kroki, jakby Daniel
zaczął schodzić na dół. Teraz już rozumiała, dlaczego mieszkanie pozostawało
cały czas otwarte.
***
Nefele, jak ją przedstawił Daniel,
poprawiła włosy, niosąc za sobą chmarę chmur. Zasłoniła nimi wielką twarz
Apolla, a słońce skryło swe promienie za ciemnymi kłębami. Boreasz zawył z
oddali, zwiastując swoje przybycie. Wiatr przybrał na sile. Zbliżała się
kolejna burza.
— Nie wziąłem parasolki — wtrącił
Daniel.
Usiadł na barierce przed siłownią,
gapiąc się neonowy napis lombardu z naprzeciwka, który zmienił kolory
naprzemiennie, tworząc ostrą dla oka tęczę.
— Widoczny — skomentował. — Ty też tak
uważasz? — zwrócił się do Kornelii.
Kobieta stojąca na przystanku
popatrzyła się na chłopaka krzywo. Zauważył jej reakcję, ale nie przejął się i
kontynuował:
— Ciekawe, czy ta cała Anastazja coś
nam powie?
— Nie wiem.
Kolejny raz telefon Daniela zadzwonił.
Zeskoczył z barierki i odebrał wiadomość, szybko odpisując.
— Praca? — zagadała Kornelia.
— Prawie, to kolega z gimnazjum. Chce
się spotkać, nie widzieliśmy się chyba od końca liceum! — odparł radośnie.
Przemilczała resztę.
Ostatnim razem Daniel wspomniał o
projekcie na studia, nie o koledze sprzed lat. Nie odważyła się jednak dopytać
o prawdę.
— To ty pisałeś do mnie, młody! —
rozległo się wołanie z okolic siłowni.
Równocześnie się odwrócili.
Kornelia otworzyła szeroko oczy ze
zdziwienia, lustrując przybyłą dziewczynę od dołu do góry. Zarysowane mięśnie
napięły się spod przyległego kostiumu, spoconego po przebytym treningu. Krótkie
włosy, pomalowane na ciemne bordo, wystawały spod kaszkietówki założonej
daszkiem do tyłu. Garbiła się, lecz mimo to przerastała Kornelię o głowę, a
Daniel wyglądał przy niej jak małe dziecko. Od razu ją rozpoznała. Była
pierwszą obcą, którą ujrzała po wyjściu z mieszkania Dalińskich wraz z Litai.
Nie wierzyła w przypadek. Nie wierzyła, że akurat ta sama osoba zwróciła jej
uwagę. Nie wierzyła, że akurat z nią się teraz spotkała.
— Anastazja, mów mi Ana. — Podała rękę.
— Daniel. — Odwzajemnił uścisk. —
Daniel — powtórzył, dygocąc. — Czy możemy porozmawiać o poście z forum?
Wyjęła z plecaka butelkę z wodą i
owocami, wypijając za jednym haustem połowę. Wydała z siebie głębokie „ah” i
uśmiechnęła krzywo do Daniela. Dopiero teraz Kornelia zauważyła, że jej nos
jest cały siny.
— Nie wiem, co bym mogła ci powiedzieć!
— Wzruszyła ramionami. — Napisała, co wiedziała. Tyle i nic więcej. Z resztą to
polecam na policję się kierować.
— Ja, ja… — Rozkojarzył się. — Ja, ja…
Ja przychodzę w imieniu mamy — wydusił w końcu.— Detektyw, to znaczy mama jest
detektywem, ja tylko pomagam. Szukamy Penelopy Rosińskiej, przyjaciółki jeden z
zamordowanej i myślałem…
— Młody, zrelaksuj się. — Złapała go za
ramię i delikatnie nim potrząsnęła. — Naprawdę nie biję. Bez powodu, oczywiście
— dodała szybko. — Pytaj, o co masz pytać.
Zadzwonił telefon. Anastazja rzuciła
się do torby, wyjmując starą Nokię, łudząco podobną do tej, którą posiadał Daniel,
i odebrała połączenie.
— Babcia?! — krzyknęła, ścierając pot z
czoła. — Lekarstwa wzięła? No, oczywiście, że nie — odpowiedziała sobie, zanim
ktokolwiek zdołał coś powiedzieć. — Kobieto ty, nie ja po to pracuję byś
chowała leki po kątach! — Nastała chwila ciszy. — Kłamiesz. Schowałaś pod
obrus. I nie, nie wyjmuj ich. Zaraz wrzucisz pod kołdrę. Połknij! — rozkazała. —
Bo inaczej odłączę kabluwę i nici z kolejnego odcinka Plebani, babcia. —
Zaśmiała się. — Tak, tak, ja też cię kocham ty zołzo jedna. Jak wrócę, to kupię
ci jakiego pączka. Teraz sprawę załatwię! — Wplotła palce we włosy Daniela i
rozczochrała je energicznie. — To do zobaczyska! — Rozłączyła się. — Babcia,
moja ukochana babcia, która prędzej umarłaby niż wzięła kolejne lekarstwa.
Dobrze, że groźby działają. Młody, pamiętaj, rodzina jest najważniejsza.
Kochaj, kiedy zdrowi i kochaj jeszcze bardziej, gdy chorzy — zwróciła się
bezpośrednio do Daniela. — I, młody, dlatego dodałam ten post. Ludzie muszą
wiedzieć, jak sprawca działa, kogo wybiera na ofiarę. Jeden post… — pokazała
palec — jeden, a studentki wyleciały z Lublina i śladu po nich nie ma.
— A ty się nie boisz? — spytał Daniel.
— Ja?! — Zdziwiła się. — A gdzie tam! —
Machnęła ręką. — Niech ten gostek mnie tylko znajdzie. Obiecuję! Łokcie i
kolana aż drżą, by mu przywalić.
— Tak, tak, ok. — Pokiwał energicznie
głową. — A mogę jeszcze zapytać…
— Pytaj.
— Skąd znasz szczegóły ze śledztwa?
— Kolega z boiska wszystkim
rozpowiadał, że jego ojciec w policji pracuje. Wszyscy teraz tylko o tej
sprawie. Podpytałam trochę kolegę, a potem napisałam post. I nic nie wiem o tej
Penelopie — dodała. — Podobno jej nie szukają. Hieny się na nich rzuciły. I
reporterzy, i rodziny i Internet. Oczekują cudu jakiego po jednym dniu. Ja bym
w ogóle nie gadała z nimi, tylko na spokojnie analizowała fakty. A już
wspomniałam w poście, to sprawka bogów. Człowieka nigdy nie osądzą.
— Dlaczego?
— No młody, ty na głowę upadłeś? —
oburzyła się. — Tylko jaki psychol mógł to zrobić. Nigdy nie wsadzą go do paki.
Prędzej pójdzie do jakiegoś przyjemnego pokoiku w zakładzie dla obłąkanych.
Nie. Nigdy nie odpowie za to, co zrobił.
— Dzięk…
— A! Jeszcze jedno — przerwała. — Ja
bym ukryła wszystkie dziewczyny w tym wieku. Wszystkie miały dokładnie
dwadzieścia dwa lata. Młody, przepraszam, ale ta Penelopa pewnie skończyła jak
reszta. Brakuje tylko ciała.
Ma
rację, pomyślała Kornelia,
obchodząc ze wszystkich stron Anastazję. Czekała na moment, w którym dziewczyna
da sygnał, przez przypadek zwróci na nią uwagę, ale nic się nie stało. Choć
początkowo przypuszczała, że mówiła o bogach w kontekście bogów greckich, to
teraz wątpiła.
Stanęła w miejscu i załamała ręce.
Pomysły skończyły się, a Tanatos nie przybył. Jej podróż nadal się nie
skończyła, ale nie widziała kolejnego miejsca, do którego powinna się udać.
— Przepraszam bardzo — usłyszała za
sobą. Dwóch policjantów przedstawiło się i zaczęło rozmawiać z Anastazją i
Danielem. Wspomnieli o niebezpieczeństwie i prosili, by zachować teraz
szczególną uwagę.
Kornelia przestała ich słuchać.
Rozejrzała się po okolicy, zauważając przynajmniej dwa radiowozy. Patrole
przejeżdżały przez ulice, a policjanci zaczepiali przypadkowych przechodni,
ostrzegając ich. Zastanowiło ją to. Czy niedaleko została zamordowana jedna z
dziewczyn? Czy posiadali informacje o potencjalnym zagrożeniu, których nie
podali do prasy?
Stanęła na środku jezdni, pozostawiając
Daniela za sobą. Dopiero wtedy zainteresował ją cień rzucany z okolic
przystanku. Kobieta wychyliła się na chwilę i znowu schowała. Kornelia zdążyła
wyłapać rude włosy. Znała tylko jedną osobą o takim kolorze włosów. Przeszła
przez przystanek i wyszła za podglądacza. Nie pomyliła się — to Bożena śledziła
własnego syna.
— Dlaczego? — spytała, próbując
odczytać notatki kobiety.
— Porozmawiajmy.
Kornelia wyprostowała się, odruchowo
cofając się. Pani detektyw zwróciła się do niej?
— Tak, mówiłam do ciebie —
kontynuowała, jakby czytając zmarłej w myślach.
Odwróciła się. Schowała notatnik do
kieszeni i wskazała kciukiem na zaparkowany na chodniku samochód.
— Przejedziemy się?
Z oddali trzasnął piorun. Serce
Kornelii zabiło tak samo mocno, aż zatrzymało się całkowicie. Zeus nie
przyniósł wraz z piorunem odpowiedzi, ale ona już wiedziała, że kolejny punkt
podróży zjawił się w odpowiednim momencie.
Tak szczerze mówiąc, to już jesteśmy w mniej więcej 1/3 opowiadania, kochani! Całkiem szybko, co nie?
OdpowiedzUsuńA jeszcze mała informacja dot. babci Anastazji. Niestety, ale przeżyłam to. Moja prababcia tak właśnie się zachowywała. Leki chowała wszędzie, nie chciała połykać choćby jednej tabletki, choć musiała. I stało się najgorsze. Zaczęła chować leki na dworze, nie brała ich i... przyjechała karetka. Miałam wtedy może z sześć lat i niczego nie rozumiałam. Przyszłam do prababci, ale babcia nie pozwoliła mi wejść do środka. A potem... Rozumiałam jeszcze mniej. Niewiele pamiętam, nawet z pogrzebu, ale chowanie leków doskonale pamiętam :(
To Bożena jednak ją widzi?! No proszę, proszę...
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że zdziwiłam się, że to już około 1/3 opowiadania. Jak na razie wiemy niewiele poza zagadkami, których z każdym rozdziałem przybywa. Mam nadzieję, że niedługo chociaż część się wyjaśni.
A co do prababci - współczuję. Mimo, że byłaś mała i niewiele rozumiałaś, to i tak pewnie przeżyłaś to na swój sposób. Sama mam na koncie nieciekawą historię ze stanem zdrowia mojej babci, więc znam problem. Pozostaje mieć teraz nadzieję, że gdziekolwiek jest, spoczywa w spokoju.
Tak, widzi, widzi, już w rozdziale... 7?8? Nie pamiętam dokładnie, ale rozdział po tym, jak Daniel po raz 1 został zamordowany, Kornelia dostała wskazówkę, że może jednak ją widzi :)
UsuńI tak, sporo się na pewno wyjaśni. W zasadzie no jest już mniej więcej 1/3, choć może i 1/4. Trudno powiedzieć. Bo ostatnio rozdziały pisze dłuższe niż przewidywałam, haha.
I dziękuję. Fakt, przeżywałam na swój sposób, choć... nie aż tak bardzo. Nie wstrząsnęła mną jej śmierć. Może jeszcze nie rozumiałam, co to znaczy... Trudno powiedzieć. Nie mniej, dziękuję :)