[Echo z zaświatów] ROZDZIAŁ 7. Pomoc nadchodzi zza drzwi


Sięgnęła po kolejny włos, wyrywając sprawnie, po czym dowiązała go do kosmyku wciąż zaplątanego na jej palcu. Wszystko wokoło się zmieniło, ale ona pozostała taka sama. Przymknęła oczy, dokładnie odtwarzając przebieg zdarzeń z poprzednich cyklów. Pamiętała je, każde z osobna. Obejrzała się przez ramię — samochód Bożeny stał na tym samym miejscu parkingowym. Kobieta czekała w tym czasie na odpowiedź po tym, jak zadzwoniła do domofonu. Poprawiła kurtkę i spojrzała na zegarek — za pięć dwunasta. Kornelia wciąż miała czas.
Słońce wyszło właśnie zza chmur, a promienie odbiły się od tafli wody zebranej na brzegu ulicy. Światło poraziło ją w oczy. Przysłoniła twarz. Nie powinna czuć na sobie ciepła bijącego na nią ją światła, nie powinna nawet osłaniać się przed blaskiem gwiazdy, a jednak tak się stało. Uniosła głowę, kierując wzrok ku górze — ku oplatanej przez złociste promienie głowie młodzieńca, który swym blaskiem pokonywał cały mrok. Serce podskoczyło w piersi. Był piękny. Oślepiający blaskiem swej nieskazitelnej twarzy. Dopiero teraz pojęła słowa Litai i to, jak piękno Apolla pochłonęło ją.

Oderwała wzrok od Apolla, skupiając się na Bożenie. Pani Nowak właśnie zeszła. Jej mąż wychylił się zza drzwi.
Kornelia odsunęła się. Nie była już tu potrzebna.
— Przykro mi — szepnęła, odchodząc w stronę ulicy.
Zatrzymała się za środku ścieżki, drapiąc trzy razy po szyi. I raz, tylko raz spojrzała za siebie — Bożena zwróciła się w jej stronę. Rozchyliła wargi, jakby chciała coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili zrezygnowała. Kornelia uciekła. Zgubiła się we własnych myślach. Czy naprawdę Bożena ją zobaczyła, a może był to tylko niefortunny zbieg okoliczności? Póki co, nie znała odpowiedzi.

***

Przeniknęła przez zamknięte drzwi do mieszkania Bożeny, słysząc już w środku krzyki dobiegające z piętra niżej. Małżeństwo zaczynało właśnie swoją kłótnię — wcześniej niż ostatnio. Zegar analogiczny właśnie wskazał drugą trzydzieści. Ostatnio razem z Bożeną przybyła później. Na pewno w okolicach czwartej, lecz nie sprawdziła dokładnie.
— I love you baby! — rozległ się śpiew zza drzwi.
Daniel uderzył pośladkami w drzwi, otwierając je na szerz. Klamka stuknęła o ścianę i zdrapała fragment tynku. Pył opadł na niewielką kupkę, która zebrała się na podłodze. Kornelia uznała, że w tym domu nie może liczyć na porządek. Daniel obrócił się przed nią, trzymając pusty talerz. Śpiewał z zamkniętymi oczami, idąc na pamięć przez przedpokój. W kuchni rozległ się trzask, a po chwili chłopak wrócił, poprawiając słuchawki na uszach. Wyglądał młodo, jak nastolatek w okresie dojrzewania. Pokryty na całej twarzy rudymi krostami, które odziedziczył po mamie. W przeciwieństwie do włosów — jasnych, niemal złotych.
— Oh yeh! — wrzasnął, tańcząc na patykowatych nogach po środku dywanu. Obrócił się, a kabel od słuchawek zaczepił o klamkę, wyciągając się z gniazda.
Zamarł. Zamrugał kilka razy, po czym złapał za końcówkę, wzdychając z ulgą.
— Matka zabiłaby, gdybym zepsuł.
— Raczej nie — odezwała się Kornelia, przypominając sobie olewczy stosunek matki, gdy ten zapomniał zamknąć drzwi od domu.
Daniel zadrżał. Powoli obrócił głowę w kierunku Kornelii. Kiwnął dwa razy, a potem wskazał prosto na dziewczynę, wstrzymując oddech.
— Nie zabierzesz mnie — wycedził przez zęby.
Nie odpowiedziała.
— To nie jest śmieszne! — wrzasnął, wyciągając rękę, aby pochwycić Kornelię w nadgarstku. Dłoń przeniknęła przez jej ciało. — To nie jest śmieszne — powtórzył ciszej.
Odsunął się, niekończąco kręcąc głową i mówiąc coś pod nosem. Nagle złapał za zegarek i rzucił nim o ścianę, krzycząc na cały blok. Potem cisnął lampą w Kornelię, a na końcu wziął ciapa. Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. W przejściu stanęła sąsiadka, trzymając wałek do ciasta i grożąc nim Danielowi. Spojrzenie miała dzikie, zabójcze.
— Co tu się wyprawia? — spytała niskim, chrypiącym głosem. — Czy nie mówiłam, że masz być cicho, chłopcze?
— Przeprzepraszam — zająknął się. — To już się nie powtórzy. Pająk. Duży pająk.
Kobieta walnęła wałkiem we framugę.
— Ciota! — syknęła. — Wiesiek, nawet nie próbuj uciekać!
Rzuciła się w kierunku schodów, zatrzaskując za sobą drzwi. Daniel cofnął się i skierował w stronę własnego pokoju. Nie spuścił z Korneli wzroku choćby na sekundę. Zaciekawiło ją, co zamierza teraz zrobić. Wyglądało na to, że uciec, ale nie widziała zbyt wielu miejsc, w których mógł się ukryć. Pytanie, czy on o tym wiedział.
Nagle złapał za klamkę i wparował do pomieszczenia, zamykając je za sobą na klucz.
— Nie zabierzesz mnie! — oświadczył.
Kornelia wzruszyła ramionami. Przeszła przez ścianę, wchodząc w środek fotela, na którym wcześniej znalazła martwego Daniela. Wcześniej nie stał tak blisko drzwi — raczej w okolicach komputera. Nic więcej się nie różniło.
— Widzisz mnie, prawda? — spytała zapobiegawczo. Jeszcze nie poznała reakcji zwyczajnych ludzi i tego, jak ją postrzegają. Może widzieli coś na kształt na ducha, ale nie wykluczała możliwości, że objawia im się jako potwór z legend.
Daniel pogrążył się w milczeniu, trzęsąc się jak galareta. Podtrzymał się o brzeg biurka, zrzucając myszkę z blatu. Zawisła na skraju, a Daniel złapał ją w ostatniej chwili. Odetchnął z ulgą i odłożył ją na miejsce, wbijając spojrzenie w ekran komputera. Wydawał się całkowicie zapomnieć o Kornelii.
Dziewczyna zbliżyła się i włożyła mu rękę w głowę, wychodząc w okolicy nosa. Daniel pisnął, podskakując miejscu. Wskoczył na fotel obrotowy i pojechał na nim na sam skraj pokoju.
— Odejdź, proszę — wyjęczał. — Nic ci nie zrobiłem, prawda? Proszę, oszczędź mnie.
— Przykro mi, ale nawet gdybym chciała, nie mogę cię zabić — wyznała. — Moje ciało przechodzi przez wszystko co materialne, oprócz stóp. Jak widzisz, chodzę po podłodze.
— Nie, nie, nie… — zaplątał mu się język. — Nie przyszłaś mnie zabić?
— Nie.
— A więc po co? To znaczy… — Rozejrzał się dookoła. — Przepraszam, ale czy może przez przypadek przeszłaś gdzieś przez moje okulary?
— Nie.
— Dziękuję. — Kiwnął. — Zaraz je znajdę. Naprawdę nie przyszłaś mnie zabić?
— Nie.
— To… — urwał, pogrążając się w zamyśleniu — wspaniale — dokończył, opadając ku ścianie. Uderzył tyłem głowy, po czym zsunął się na samą podłogę. — Naprawdę obawiałem się…
Rozbrzmiał dźwięk starego dzwonka z Noki. Melodyjka zagrała przez kilka sekund, a potem umilkła. Daniel uśmiechnął się krzywo. Wyjął z kieszeni telefon, kultową Nokię 3310.
— Nadal uważam, że jest świetna — skomentował Daniel, odpisując sprawnie na SMS’a. Schował komórkę i kontynuował: — Naprawdę się bałem. Przepraszam za moje zachowanie, ale wiesz… — Machnął rękoma. — Tak, widzę cię — odpowiedział na dawno zadane pytanie. — Widzę, co oczywiście nie jest niczym nowym, bo dlaczego siedzę całymi dniami w domu. I przepraszam, że ze mnie taka gaduła. Mama ciągle mi powtarza, że nie wypada mi już w tym wieku trajkotać, jak najęty, ale jak się z kimś zobaczę, to aż mnie nosi. A ty wydajesz się… — Ścisnął usta w wąską linijkę. — Duch, prawda? Zmarłaś? Och, przepraszam, więcej. To znaczy, zostałaś zamordowana? Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem zamordowanego ducha, to znaczy człowieka… Może podać kawę lub herbatę? — zaproponował grzecznie, wskazując w stronę kuchni.
Kornelia zmarszczyła brwi. Nie znalazła odpowiednich słów, które nadawały się na odpowiedź.
— Przepraszam. — Przetarł oczy. — To z przyzwyczajenia. Czasami klienci przychodzą, więc dobrze zaproponować kawę czy…
— Naprawdę twoja matka zaprasza klientów w takie miejsce? — przerwała chłopakowi.
— Zgadza się. A coś nie tak?
— Prędzej nazwałabym to miejsce burdelem niż biurem detektywistycznym — palnęła, co od dawna cisnęło jej się na język. — Przyznam, że sama zarządzałbym zwrotu pieniędzy za samą fatygę przyjścia w tak ufajdane miejsce. To jawna obraza klienta — powiedziała obojętnie. — Dlatego nie traktuj mnie jak klienta.
— Wspaniale! — Klasnął. — W takim razie możesz już odejść w spokoju. — Wyszczerzył zęby. — Nic cię tutaj nie trzyma. Życzę naprawdę wspaniałego życia w Hadesie. To znaczy, śmierci, przepraszam — poprawił się od razu. — Dziękuję za odwiedzi. Będę pamiętał o modlitwie za twoją cudowną duszę.
— Nigdzie nie odchodzę.
— Nigdzie nie odchodzisz — powtórzył, załamując ręce. — Tak, tego mogłem się spodziewać. Rzadko kiedy coś idzie po mojej myśli. Chyba moje stosunki z Fatum nie są najlepsze. To w takim razie, co mogę dla ciebie zrobić? Ee… — zaciął się. — Jak masz na imię?
— Nazywaj mnie Kornelią.
— Kornelia, piękne imię. — Wbił wzrok w stolik. — O, okulary! — Złapał za ciemne oprawki, przyglądając się zapacianym szkiełkom. Usiadł na fotel, na którym okręcił się, po czym wytarł ściereczką powierzchnię okularów. — Kornelia — odezwał się nagle, podnosząc głowę. — Jak jedna z zamordowanych… Co za zbieg okoliczności? — Zaśmiał się i zaraz spoważniał. — O kurczaki. Mama nie pozwala mi przeklinać, więc mówię kurczaki — dodał szybko, okręcając w stronę ekranu.
Nie interesowało jej to. Daniel mówił za dużo, za szybko, a ilość przydatnych informacji wyłaniająca się z jego wypowiedzi graniczyła z zerem. Powoli zaczęła zdawać sobie sprawę, że przybycie tutaj pozwoli jej jedynie poznać mordercę. Nie wątpiła, że ta sama osoba stała za sprawą jej śmierci i Daniela.
Sięgnęła do rany na szyi. Obmacała cienką linię rysującą się na powierzchni skóry.
— Ciekawe, jak w rzeczywistości wygląda — szepnęła.
— Słucham? — Daniel obejrzał się przez ramię.
— Nic. — Pokręciła głową. — Czego szukasz?
Nic zdążył odpowiedzieć, zadzwonił telefon. Odebrał połączenie i zamarł w milczeniu na pełną minutę.
— Tak jest, mamo — odezwał się. — Zaraz poszukam! — Rozłączył się.
Kornelia odruchowo złapała się za suknię. Bożena ostatnim razem dużo wcześniej zadzwoniła do syna. Dlaczego tym razem zrobiła to tak późno? Bo ciebie tam nie było, odpowiedziała sobie w myślach.
— Proszę bardzo! — krzyknął Daniel. — Kilka ciekawych sweetofoci z miejsca zbrodni. — Poklepał komputer. — Ludzie są zabawni. Zapach zwłok potrafi powalić, szczególnie tak pięknie ukiszony w bagażniku, a jednak ci podchodzą i robią sobie zdjęcia z trupami. Obrzydliwe. A wiesz, że mama dzwoniła do mnie, by poszukać jakiś informacji na temat Penelopy Rosińskiej, tej zaginionej? — Zakręciła się na fotelu. — Choć, zobacz! — Machnął.
Podeszła, ustawiając się obok Daniela. Pochyliła się nad biurkiem, opierając łokciami o blat. Ciało jednak przemknęło przez wszystkie warstwy, zatrzymując się nad teczkami z chemii, które znajdowały się wewnątrz szafki.
— Pomóc? — spytał Daniel.
Wzięła głęboki wdech, dusząc w sobie złośliwą odpowiedź na idiotyczne pytanie.
Stanęła stopami na podłogę, po czym cofnęła się w zgiętej pozycji, wychodząc z ciemnego kąta.
— Przepraszam, że zapytam, ale czy ty właśnie dosłownie zawisłaś nad podłogą? — Podskoczył z ekscytacji, aż okulary zsunęły się z nosa. Poprawił oprawki i znowu wskoczył na fotel. — Pochyl się i zobacz.
Ukłoniła się w niewygodnej pozycji, dostrzegając kilkanaście niewyraźnych zdjęć z trzech różnych miejsc. Żadnego nie rozpoznała, choć wierzyła, że właśnie w którymś z nich umarła. Daniel przerzucił kolejną fotografię przedstawiającą rozkładające się ciało dziewczyny w bagażniku samochodu. Następnie ukazywało wnętrze jednopokojowego mieszkania i kanapy z siedzącym zmarłym na środku. A ostatnie leżącą na chodniku przed domem zmarłą, która krwią napisała rozmyte przez deszcz litery.
Nie pamiętała tych zdjęć z teczki Bożeny. Syn kobiety nie umieścił ich tam.
Podejrzliwie spojrzała na chłopaka. Ile jeszcze trzymał w ukryciu przed matką i dlaczego?
Kornelia przetarła palce. Istniała szansa, że znalazł je, bo ona go o to poprosiła. Ukazała mu się i ponownie zmieniła bieg wydarzeń.

6 komentarzy:

  1. Jeju, coraz bardziej ciekawi mnie jakim cudem Kornelia tak się przenosi w czasie. No i co ten Daniel przed nami ukrywa? :>
    A, no i zauważyłam kilka drobnych błędów:
    "promienie odbiły się tafli" - coś zjadło słowo ''od'' :D
    "ciepła bijącego ją światła" - światło chyba bić nie może, bardziej by pasowało "ciepła bijącego na nią światła", tak mi się wydaje ;)
    "odpowiednik słów" - literówka
    "siedzącym trudem" - i tutaj też myślę, że literówka
    Pozwoliłam sobie je wymienić nie ze złośliwości, tylko z chęci pomocy, bo sama często nie zauważam takich drobnostek u siebie :).
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wczoraj tragicznie mi się sprawdzało po tej walce z molami. BYłam wypruta z sił, więc dzięki za literówki. Poprawię po śniadanku :)
      Jakim cudem... hmm... od poczekasz sobie na odpowiedź :)
      Pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  2. Świetny rozdział i naprawdę ciekawy. Akcja nabiera tempa, a mnie pozostaje dalej śledzić poczynania Kornelii.
    Co do literówek to również jedną zauważyłam: "— Prędzej nazwałabym to miejsce burdelem niż biurem detektywistycznym — palnęła, co od dawna cisnęło jej się na język. — Przyznam, że sama zarządzałbym (...)" - "zarządzałabym" powinno być.
    Nic dodać, nic ująć, po prostu czekam na kolejny :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki!
      A kolejny rozdział już w poniedziałek. W ogóle chyba przejdę na dodawanie rozdziałów 2 razy w tygodniu. Mam napisane już w sumie ponad 20 rozdziałów, więc po co tak z nimi czekać?
      I naprawdę super, że rozdział się spodobał, że akcja się podoba, i mam nadzieję, że się nie zawiedziecie!

      Usuń
    2. Już 20 rozdziałów?! Jak ty tak dużo i szybko piszesz? Naprawdę podziwiam.

      Usuń
    3. Powiem ci, że parę wyzwań sobie zrobiłam + jakoś wciągnęła mnie historia + olałam perfekcję i skupiam sie na pisaniu, a nie ciągłym poprawianiu. No i miałam wolny wrzesień :)

      Usuń

Obserwuj!