Nie
dam się już więcej zaskoczyć,
obiecała sobie Kornelia, idąc obok Bożeny po schodach. A jednak musiała złamać
przyrzeczenie już po pięciu minutach. Najpierw rozległ się tylko huk, potem
jakieś krzyki, które w ogóle nie zwróciły uwagi pani detektyw, a na samym końcu
z mieszkania wyleciał mężczyzna ubrany w shorty i białą koszulę, a za nim
kobieta trzymająca wałek do ciasta w obu dłoniach. Zatrzymała się na sekundę,
witając grzecznie z Bożeną, po czym pognała za mężem, wrzeszcząc coś na temat
kolejnego zakładu i długów.
Popatrzyła się pytająco na drzwi od
mieszkania. Co musiało się tam wydarzyć, żeby doprowadzić do grożenia wałkiem
do ciasta albo nawet do pobicia nim? I to nie pierwszy raz, sądząc po zbyt
spokojnej reakcji Bożeny.
— Pani naprawdę ciągnie za sobą
jakiegoś pecha.
Kobieta weszła na piętro wyżej, po
drodze buszując w torbie. Wyjęła klucze, lecz po chwili zamarła, zawieszając
dłoń w powietrzu naprzeciw dziurki od klucza. Palcem popchnęła drzwi, które
otworzyły się same.
— Daniel! — krzyknęła, nie wchodząc do
środka. — Daniel? Znowu zapomniałeś zamknąć drzwi?!
— Sorki, spieszyłem się! — odezwał się
głos z pokoju na prawo. — Obiad siedzi w lodówce!
Odetchnęła z ulgą.
Kornelia zawiodła się. Nic więcej?
Żadnych krzyków? Dania chłopakowi nauczki za nieuwagę? Spędziła na tym osiedlu dopiero
kilkanaście minut, ale już wiedziała, że nie jest to bezpieczna dzielnica.
Otwarte mieszkanie było tutaj jak zaproszenie do wyniesienia paru cennych
sprzętów.
Bożena zasunęła za sobą zamek od drzwi
i powiesiła kurtkę na wieszaku. Buty strzepnęła gdzieś w kąt. Kornelia
przewróciła oczami. Powoli rozumiała, dlaczego to pani detektyw pojechała na
spotkanie z klientem zamiast umówić się w jej mieszkaniu. Obskurny, zaśmiecony
opakowaniami po batonikach pokój odrażał. Kawałki czekolady, niektóre pleśniejące,
walały się po kątach, a wielgachna ćma przytulała się do krzyżyka wiszącego nad
drzwiami. Jednak mimo upływu czasu, nie doczekała się reakcji ze strony Bożeny.
Przeszła obok zaplamionego dywanu i
trafiła do ciasnej kuchni, w której nie mieścił się już nawet stół. Bożena
wyjęła z lodówki zapiekankę i podgrzała w mikrofali, jednocześnie nie
spuszczając wzroku z cienkiej teczki leżącej na skraju blatu. Była przylepiona
do niej karteczka z notatką, której Kornelia nie umiała przeczytać. Wykręciła
głowę, lecz koślawe pismo, niczym lekarskie, pozostało nieczytelne. Bożena
nastawiła wody, wrzucając do szklanki torebkę z miętą i cztery łyżeczki cukru.
Kornelia oblizała ze smakiem usta. Za życia uwielbiała słodkie napoje, przez
które rodzina i znajomi ciągle narzekali.
Wstrzymała oddech.
— Lubiłam słodkie? — Zaśmiała się. —
Słodkie — powtórzyła, zasłaniając twarz rękoma. — Ja coś pamiętam…
Niewiele, ale doceniła choćby ten
drobny szczegół. Coś zaczął, może nawet coś wielkiego. Jednak istniała szansa,
że to tylko złudna nadzieja.
— Tylko tyle? — zapytała Bożena,
wyrywając Kornelię z zamyślenia.
Kobieta trzymała otworzoną teczkę,
rozkładając wokół wszystkie papiery i jednocześnie zajadając się zapiekanką.
Usiadła na krześle tak, że boczki wyszły z jej spodni. Założyła nogę na nogę i
przejechała palcem po pierwszym akapicie. Kornelia zawisła nad nią, podążając
za kolejnymi notatkami — na szczęście wydrukowanymi. Informacje dotyczy głównie
Penelopy Rosińskiej, zaginionej dziewczyny, które pochodziły z wyrywków
artykułów na jej temat. Pojawiła się tam olimpiada matematyczna, biegi szkolne
na dzień dziecka, wygrana w konkursie na najlepszy opis mitu o Heraklesie i
zdjęcie z wycieczki na Majdanku. Żadna z nich nie wyróżniała się niczym
specjalnym. Bożena tak samo uznała, z kwaśną miną przerzucając kolejną stronę,
na wydruk konta na facebooku. Jedno zdjęcie, informacja o szkole, polubionych
stronach i grupach, w których uczestniczyła.
— Handmade — ręcznie robiona biżuteria?
— powtórzyła pytająco, zastanawiając się, czy robótki ręczne miały jakiś
związek ze sprawą.
Sprawa wydawała się naprawdę trudna.
Papiery kończyły się, a żadne przydatne informacje nie pojawiały. Wydawało się,
że Penelopa prowadziła w Internecie idealne życie.
Drrr!
Bożena zerwała się, biegnąc do
telefonu, który rozbrzmiał z kieszeni jej kurtki — zostawiła ją w przedpokoju.
Odebrała szybko i wróciła do kuchni, łapiąc za ołówek. Przerzuciła jedną z
kartek i coś zapisała.
— I jak? — spytała. — Masz dla mnie
jakieś informacje? — Nastało milczenie, a po chwili kontynuowała ostrym tonem: —
Jak to nie masz czasu?! Przecież tyle razy ci pomogłam. Masz u mnie dług! —
Znowu cisza. — Ale jak to cię to nie obchodzi? Marcin… Marcin?!
Rozłączyła się i rzuciła telefonem o
stół. Pokrywa z baterią wyskoczyły z obudowy i poleciały na podłogę, uderzając
o nią z hukiem.
— Kurwa! — Tupnęła. — Kurwa! Tyle się
dostaje za pomoc! Agr!
Opadła na krzesło. Złapała za czoło, po
czym rozmasowała skronie, biorąc głębokie wdechy na uspokojenie. Parsknęła
śmiechem i przyklęknęła, zbierając z podłogi części telefonu. Złożyła go i
włączyła — zadziałał, choć na ekranie pojawiła się widoczna rysa. W tym czasie
nikt nie zadzwonił ani nie wysłała wiadomości, dlatego Bożena wyłączyła komórkę
i położyła na blat. Sama oparła się plecami o szafkę, przyciągając kolana do
piersi.
— Uspokój się, kochana, uspokój —
powiedziała sobie. — To nie jest warte twojego stresu. To pierwszy dzień, dasz
radę rozwiązać sprawę.
Odetchnęła z ulgą.
W tym samym czasie z pokoju obok
dobiegł rumor.
Zerwała się, a Kornelia podążyła za
nią. Drzwi od pokoju Daniela trzasnęły, a cień mignął kobietom przed oczami.
— Daniel?
Podeszła do szuflady, otworzyła ją i
ostrożnie wyjęła ze środka pistolet, naładowując go. Przylgnęła do ściany,
przysuwając się po niej do pokoju.
— Daniel, coś się stało?! — spytała
głośniej.
Nadal milczał.
Kornelia podrapała się po włosach.
Kilka z nich wypadło na podłogę, jakby chciały jej powiedzieć, że za chwilę
będzie musiała dołożyć jeden z nich do supełka na palcu. Odwróciła się. Bożena
wciąż poruszała się stopniowo. Nie miała czasu, by na nią czekać. Przeniknęła
przez drzwi, stając w progu.
Krew…
Ze skórzanego fotela spłynęła krew,
skapując do kałuży zbierającej się przy listwie do komputera. Woda dostała się
do przewodów. Zaiskrzyło, a potem ekran zgasł. Dłoń zsunęła się z oparcia,
zawisając bezwładnie nad podłogą. Przybliżyła się, stając przodem do fotela.
Puste oczy spojrzały na nią, a rozchylone usta zdawały się szeptać ostatnie
słowa. Z poderżniętego gardła chlusnęła krew, spadając na dywan. Chłopakiem
wstrząsnęło. Z języka wypadła złotówka, turlając się aż po same drzwi, które
zaczęły się rozchylać.
Spojrzała przez ramię i zamarła.
Ich oczy spotkały się. Nie oczy, lecz
ciemnie szpary w masce teatralnej umoczonej w czerwonej substancji. Dłoń
wysunęła się spod ciemnej bluzy. Palec przybliżył w okolice ust, a ciche „cii”
rozbrzmiało w pokoju. W drugą rękę chwycił nóż. Bożena weszła do pokoju,
mierząc z broni w kierunku fotela.
— Daniel? — Zauważyła dłoń. — Daniel! —
wrzasnęła.
Ostrze zamigotało, przejeżdżając po
szyi kobiety.
Kornelia przymknęła powieki, a gdy
otworzyła oczy znów stała przy Bożenie — całej i zdrowej.
Już chciałam się zdziwić, że Bożena zostaje zabita, a tu proszę, niespodzianka. Trzy ostatnie słowa zupełnie zbiły mnie z tropu. Bosz, jak ja kocham Twój styl i te niespodziewane zwroty akcji!
OdpowiedzUsuńPS. Łączę się w bólu powrotu na studia.
Haha, fakt, sama kocham te zwroty akcji. Naprawdę uwielbiam je stosować! A studia... Wiesz, po części już się nudzę w domu. Za dużo tego wolnego. Ale boję się, że z kolei na studiach będzie jej za dużo. Tak naprawdę wszystko zależy od planu :(
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz!
O, to bardzo ważne, żeby kochać to, co się robi. To widać i czuć, aż miło :).
UsuńCałkowicie się zgadzam jeśli chodzi o studia - mi również doskwiera nuda, ale coś mi się wydaje, że za tym jeszcze zatęsknię. Pozostaje mi tylko życzyć Tobie (i sobie) planu, który będzie dobry. Oby tylko był czas i chęci na pisanie ;).
Haha, tak, oby było jak najwięcej okienek na pisanie rozdziałów! A na serio, okienka faktycznie czasem też są potrzebne, ale w większości przypadków nie! haha! Chęci są i czas raczej też będzie. Na pewno mniej niż teraz, ale kto wie? Jak to zawsze powtarzam, im mniej człowiek ma czasu, tym ma go więcej!
Usuń