Kornelia obejrzała się przez ramię. Za
nią znajdowała się już tylko ściana — nie osiedle, nie, ulica, nie drzewa. Nastała
cisza, choć jeszcze chwilę wcześniej warkot silników dochodził do jej uszu.
Agnieszka weszła do pomieszczenia —
pełna sił, bez rany na głowie — tańcząc razem z kieliszkiem wypełnionym po
brzegi winem. Napój zadygotał, wylewając się poza naczynie. Skapnął na walające
się po całej podłodze żurawie, nie zwracając uwagi kobiety. Włączyła radio i
wyjrzała przez okno, równocześnie poprawiając antenę. W głośnikach
zatrzeszczało. Na raz wypiła pół kieliszka alkoholu, po czym odstawiła go na
stół, skupiając całą swoją uwagę na urządzeniu, które nie współpracowało z nią.
Czerwona podomka podwinęła się do góry, gdy się schyliła.
Zegar wybił dwunastą. Kornelia nie
pamiętała godziny sprzed wypadku, ale podejrzewała, że znalazła się w
mieszkaniu kilka, może kilkanaście minut wcześniej niż ostatnio. Nie pojmowała
tego. Przecież tylko na moment przymknęła powieki, pogrążając Dię w myśleniu.
Słyszała wszystko, a mimo to w ułamku sekundy świat zaskoczył ją i postawił
przed czymś niezrozumiałym i obcym.
— Co się stało? — spytała na głos,
załamując ręce.
Agnieszka podskoczyła w miejscu,
uderzając głową o półkę.
— O Chryste — jęknęła przez zęby.
Rozmasowała obolałe miejsce,
jednocześnie rozczochrując włosy. Z lodówki wyjęła chłodny słoik i przyłożyła
go do głowy. Rozejrzała się po całej kuchnia, a w jej oczach pojawił się blask.
Przełknęła głośno ślinę. Złapała za kieliszek i wylała zawartość do zlewu.
Butelkę schowała do barku.
— Rafał, przyjdź tutaj! — zawołała
męża.
Przybył niemal natychmiast.
Nieprzywiązany krawat zsunął się po marynarce, spadając w kałuże wina. Skrzywił
się na widok ubrudzonego materiału, ale machnął na to ręką i zwrócił się do
żony:
— Coś się stało?
— Słyszałam kogoś — odparła drżącym
głosem, łapiąc się za ramiona. — Chyba naszą córkę. Nie, to niemożliwe. —
Pokręciła głową.
Radio zatrzeszczało, a po chwili z
głośników rozległ się cichy śpiew: „Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka”.
Kornelia przemknęła między małżonkami,
podchodząc do naprawionego urządzenia. Z ciekawości nacisnęła na włącznik — jej
palec przeszedł przez przycisk, zakłócając jednocześnie odbiór. Ponownie
rozbrzmiały trzaski.
Agnieszka i Rafał odwrócili się, jak na
zawołanie.
— Mówiłem ci. Ona wciąż żyje! —
wykrzyczał radośnie.
— O czym ty mówisz? — Przetarła czoło i
usiadła na krześle, przesuwając na bok zachlapane żurawie. — Kornelia nie żyje!
— odparła stanowczym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
— Możesz to powtarzać cały czas, ale ja
i tak ci nie uwierzę!
Wyszedł z pomieszczenia.
Kątem oka Kornelia dostrzegła, że Rafał
ma na sobie dwie różne skarpetki. Raczej nie zwróciłaby na nie uwagi, ale te
czerwone prążki na jednej i zielone paski na drugiej zaintrygowały ją. Ciekawe,
czy wcześniej też je nosił? Za pierwszym razem nie przyjrzała się żadnym
szczegółom. Teraz jednak widziała nietrącone kanapki, które leżały na talerzu,
tuż przy mikrofali — całej upaćkanej w brązowej masie. Jedno z krzeseł stało
odsunięte od stołu, a kolorowa poduszka w kwiaty okrywała oparcie. Wydawało jej
się, że w trakcie jej pobytu w mieszkaniu, nikt nie usiadł na tym krześle.
Papier zaszurał o siebie. Agnieszka
rozłożyła gazetę, wczytując się w stronę tytułową: „brutalne morderstwo
studentek” Kornelia przełożyła głowę przez kobietę, zawisając nad artykułem.
Policja wciąż nie wydała oświadczenia. Zamordowane zostały trzy dziewczyny —
każdej podcięto gardło. Podejrzany w sprawie zabójstwa Kornelii D. został
przewieziony do szpitala po strzelaninie z dnia wczorajszego i przebywa pod
nadzorem policji. Wciąż nie odzyskał przytomności po operacji.
Agnieszka przerzuciła gazetę na drugą
stronę i ryknęła śmiechem.
Rafał wparował do środka.
— Znowu usłyszałaś Kornelię? — spytał,
rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu.
— Nie. — Machnęła ręką. — Posłuchaj
tego: „Nagroda za odnalezienie zaginionej wnuczki! Penelopa R. zostaje
oficjalnie uznana za zaginioną” — zacytowała. — „Zrozpaczeni dziadkowie
wyznaczają nagrodę w wysokości dziesięciu tysięcy złotych za jej odnalezienie”.
— Prychnęła, na moment odrywając wzrok od ogłoszenia. — „Jeśli ktokolwiek
posiada informacje o zaginionej, proszony jest o zadzwonienie pod numer…”.
Rzuciła gazetę na stół. Rafał zabrał ją
i zaczął rozdzierać na mniejsze kawałki.
— Niech mi tu nie pieprzą! — syknęła
przez zęby. — Przecież oni wyparli się Penelopy, a w zasadzie jej matki, zanim
jeszcze urodziła. Teraz sobie przypomnieli? No tak, może potrzebują rozgłosu?
Bogate snoby!
Wstała. Nalała do szklanki wody z kranu
i wypiła wszystko na raz. Odetchnęła, powoli uspokajając się.
— Chcesz kanapki? — spytała męża.
W odpowiedzi pokręcił głową.
Kobieta wzruszyła ramionami. Wyjęła z
lodówki ser, pokroiła i dołączyła kilka plasterków na gotowe kanapki. Noża nie
odłożyła na miejsce. Ścisnęła mocniej rączkę. W ostrzu pojawiło się niewyraźnie
odbicie, na które się zagapiła.
— Była do mnie taka podobna — szepnęła,
zaciskając powieki.
Duch znowu wyłonił się zza okna.
Przybył jak poprzednio, tym razem rzucając krótkie, mroczne spojrzenie ku
Kornelii. Pomachała odruchowo i odsunęła się, pozwalając mu przekazać Agnieszce
łzy. Podziękował kiwnięciem. Wyjął z twarzy kilka kropelek i pozostawił na
policzku kobiety, a potem odszedł w milczeniu.
Agnieszka rozpłakała się, pozwalając
łzom opaść na ostrze.
— To niesprawiedliwe! — wrzasnęła,
waląc pięścią o stół. — Słyszysz? — zwróciła się do męża. — To niesprawiedliwe!
Dlaczego to musiała być nasza córka?! NASZE DZIECKO!
Ate wyskoczyła z pokoju obok,
zacierając radośnie rączki. Zauważyła Kornelię. Zacharczała groźnie, po czym
machnęła dłonią, jakby chciała, żeby zeszła z drogi. Tak też uczyniła. Stała na
drodze bogów, przeszkadzała im, ale nie zamierzała całkowicie odejść, gdy tak
wiele niejasności zaprzątało jej głowę. Gdy historia znów zataczała koło — inne
niż ostatnio. A jeszcze bardziej uległa zmianie, kiedy Ate zawisła nad głową
Agnieszki, nie Rafała. Zmieniło się, pomyślała,
nie widząc nad Rafałem żadnego z bogów.
— To jego wina, przecież tylko pracował,
nie zajmował się rodziną — szepnęła Ate. — Powinien zostać ukarany.
— To twoja wina! — Wskazała palcem na
męża.
Przemilczał jej oskarżenia, kończąc
kolejnego żurawia.
— Dlaczego milczysz? — spytała cienkim,
obcym głosem, który brzmiał tak, jakby czara goryczy i rozpaczy miała zaraz się
przelać. — Dlaczego nie bronisz się? Dlaczego jesteś taki spokojny?
— Bo to wszystko jego wina. — Ate
pogładziła kobietę po włosach. — On tylko szuka wymówki. Możesz go przecież
uderzyć. Nic mu się nie stanie, a wtedy w końcu cię zauważy… — Starła łzy z
policzków Agnieszki.
— Co muszę zrobić, by zwrócić twoją uwagę?
— Otworzyła usta i zamarła, nie słysząc żadnej odpowiedzi. — Odłóż te pierzone
żurawie!
Uniosła zaciśniętą dłoń, trzymając w
niej kurczowo nóż. Kornelia pokręciła z niedowierzaniem głową. Agnieszka
wydawała się całkowicie nieświadoma tego, ze nie odłożyła noża; zwykłego,
kuchennego, tak pozornie nieszkodliwego, jednak którego powierzchnia lśniła w
świetle lampy. Był wystarczająco ostry…
— Nie… — ostrzegła kobietę. — Nie, masz
w niej nóż.
Ate zacharczała, a jej palce wygięły
się w kształt szponów. Machnęła nimi, odganiając Kornelię.
— Uderz. Zauważy! — krzyknęła.
Rozległ się jęk. Jęk wydobywający się z
zaciśniętych ust Agnieszki, po których spływały gęste kropelki łez. Milczenie
trwało, a kolejny żuraw opadł wraz z wybiciem dwunastej dziesięć. Zegar zabił
groźnie, a Agnieszka opuściła rękę, wbijając nóż w głowę męża. Zmarł z
obojętnym wyrazie na twarzy. Krew chlusnęła, skapując na podomkę Agnieszki i
zlewając się z jej czerwonym odcieniem. Rafał opadł z hukiem na stół, wyrywając
żonie nóż. Uniosła dłonie i spojrzała na nie. Wzrok miała spokojny jak cisza
przed burzą.
— To jego wina — starała się
usprawiedliwić czyn.
Ate nie musiała już nic więcej mówić.
Kornelia obejrzała się w stronę wejścia do kuchni — Litai stanęła pośrodku,
zalewając się gorzkimi łzami w oczekiwania na błagania, które nie nadeszły.
Zmarszczyła czoło w złości i rozgoryczeniu.
— Błagaj o pomoc — powiedziała, dając
Agnieszce ostatnią szansę. Uśmiechnęła się ciepło, wyciągając dłoń, jakby
chciała, żeby ją pochwyciła.
Agnieszka pokręciła głową, nie akceptując
pomocy, a tym samym przyjmując Ate całą sobą. Bogini upadku przyczepiła się do
jej ciała, mówiąc Litai, że teraz należy już tylko do niej.
— Nie zadzwonisz po pomoc? — spytała
Kornelia, nerwowo pocierając skórę. — Nie… — odpowiedziała sobie.
Czarne skrzydła rozłożyły się przed jej
oczami. Delikatny, lecz chłodny, wiatr musnął włosy, wydobywając się z wejścia
do kuchni. Wszedł niepostrzeżenie, a wraz z nim postać mroczka jak same skrzydła,
które niósł na barkach. Ciemne oczy skierowały się na nią, a tajemniczy blask
pojawił się wraz z chwilą, gdy odwzajemniła spojrzenie.
Agnieszka przemknęła przez Kornelię,
wybiegając z pomieszczenia. Potem tylko trzasnęły drzwi wejściowe, a wraz z tym
dźwiękiem znikła Litai. Kornelia pozostała sama z mężczyzną o przylizanych do
tyłu czarnych włosach i bladej skórze, która kolorem przypominała jej własną.
Przybliżyła się, odruchowo wyciągając dłoń. Dlaczego pragnęła go dotknąć?
Musnąć nieskazitelnie czysty policzek i pozostać wraz z nim w trakcie swojej
ostatniej wędrówki. Wędrówki, która winna zaprowadzić ją do Hadesu —
przeznaczonego jej miejsca i ukochanego pragnienia rozpalającego w jej sercu
żywy, nieprzerwany ogień. Ciepło rozprzestrzeniło się niespostrzeżenie, ale
dłoń nie sięgała boga.
— Tanatos — przypomniała sobie imię
boga śmierci.
Wianek z maków wypadł mu z rąk.
Odwrócił się w ciszy, przybliżając do Rafała. Wyjął zza skrzydeł złoty sztylet
i obciął pukiel włosów, wkładając go następnie do torby utkanej z kości.
Rozłożył szeroko skrzydła, rozrzucając kilka piór po kuchni.
— Zabierz mnie stąd — rzekła władczym
tonem. — To twój obowiązek — dodała, gdy ucisk chwycił za jej szyję. Coś
stanęło w jej gardle. Zacharczała, próbując wydusić z siebie przedmiot, lecz
ten utknął, zabierając głos.
Westchnął cicho. Smutek przybył do jego
chłodnych oczu. Pochylił się nad zmarłym, a potem zbliżył do Kornelii.
— Zamknij oczy — nakazał.
Przymrużyła powieki. A gdy otworzyła
oczy, stała już na środku chodnika przy kobiecie, która przyglądała się
wizytówce. Na imię miała Bożena. Bożena Radwanik, prywatny detektyw.
6 Comments
Czy zaginiona Penelopa to bohaterka granicy? :D To mi się najbardziej rzuciło w oczy.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o rozdział, to powiem Ci, że był ciekawszy niż poprzednie, może dlatego, że akcja nabiera tempa. :3 Czekam na następny!
Pozdrawiam
O, tak, tak. Ogólnie cała trylogia Agonii Olimpu jest ze sobą powiązana. Każdy tom mozna czytać z osobna, ale wątki przeplatają się między sobą :)
UsuńI cieszę się, że był ciekawszy. Kolejne raczej zwolnią, choć różnie to będzie.
Nie mniej, świetnie, że się podobało!
Pozdrawiam i do następnego ;)
Czy w "Granicy Olimpu" są wątki z Echa? Skoro to trylogia, to próbowałaś coś w Granicy umieścić z innych części, nawet jeśli jeszcze w całości się jeszcze nie ukazały/nie powstały?
UsuńTak, trochę tak. Na pewno niektóre postaci np. Eleanor, która będzie bohaterką ostatniej części. Poza tym w Granicy już wiadomo, co się stało z Kornelią i Penelopą, choć tak, jak napisałam. Nie trzeba znać jednej części, by czytać drugą. Już w Echo ta "Kornelia" dowie się, co się stało z Penelopą, rozwiąże zagadkę :) No i w Granicy pojawił się motyw strażników i broni, które otrzymali od Ateny, aby chronić świat przed bogami, jakby któryś się zbuntował. Więc tak, parę rzeczy przechwyciłam :)
UsuńNo ciekawie, ciekawie. Jakby alternatywna wersja zdarzeń (pytanie co się stało i dlaczego Kornelia widziała obie). I nagle znów znajduje się gdzie indziej. Zagadki, zagadki... Powoli wszystko się rozkręca. Czekam na więcej :).
OdpowiedzUsuńNo, coś w tym stylu :) Powiem tak, odpowiedź na te pytania powinna zaskoczyć i być czymś nowym. To nie jest takie proste, poza tym odpowiedź będzie całkiem bolesna, więc... No cóż... Poczekacie, zobaczycie ;)
UsuńW najbliższych rozdziałach raczej zwolni akcja (a przynajmniej mi się tak wydaje) nie mniej, tajemnice nadal będą, a i pojawi się wątek kryminalny.
TO do zobaczenia w piątek ;)