![]() |
Oficjalny art reklamowy mangi |
Hiro Mashima zakończył „Fairy Tail” ponad rok temu. Od tego czasu wielu fanów oczekiwało nowego tytułu od mangaki, który bądź co bądź kocha rysować i potrafi tworzyć dwukrotnie więcej niż typowi mangacy. Tym większe było zdziwienie, także moje, gdy na nowy tytuł przyszło nam czekać tak długo. Po części cieszyłam się. Uznałam, że czas, dogłębne przemyślenie fabuły czy bohaterów, pozwoli Mashimie w końcu dostarczyć porządnej mangi, nad którą napracował się, nie tylko rysując, ale także planując.
Edens Zero w końcu zostało opublikowane. Pierwszy rozdział był całkiem przyjemny, ot taki typowy pierwszy rozdział, jak w każdym shounenie. Przygoda zaczyna się, poznajemy nową paczkę, pierwsze tajemnice, pytania zaprzątają głowę czytelników i ruszamy ku kolejnym rozdziałom. Niestety, coś poszło nie tak. Już drugi rozdział wprowadził trochę zamieszania, kolejne jeszcze większe, a już po czwartym i piątym rozdziale nie miałam pojęcia, gdzie ta manga zmierza. Ale zacznijmy od początku.
Po pierwszym rozdziale powiedziałabym, że to opowieść o zdobywaniu nowych przyjaciół i przygodzie w kosmosie Shiki’ego, Rebecci i Happy’ego, trochę koncepcji Rave Mastera, czyli przepowiednia, podróż do celu i walka ze złem. Po drugim i trzecim uznałam, że jednak może coś w stylu Fairy Tail. Dostajemy misję, wyruszamy w kosmos i wypełniały tę misję. Jednak w czwartym rozdziale dostaliśmy zagadkę, a chwilę później jej rozwiązanie i nowy zwrot akcji, który całkowicie wyprowadził mnie z równowagi. Miałam recenzować po pięciu rozdziałach, ale nie wiedziałam, jak w ogóle opowiedzieć o tytule, który niemal z rozdziału na rozdział zmienia swoją koncepcję. Jak już wcześniej wspomniałam, na początku wydaje się formować na kształt Rave Mastera, potem jednak przechodzi w Fairy Tail, a ostatnio pojawia nam się motyw z „Powrotu do przeszłości”…
![]() |
Scena z mangi Edens Zero |
Od rozdziału czwartego i piątego powoli zaczyna się stabilizować, ale to nie zmienia faktu, że wcześniejsze części pozostają w strasznym chaosie i niezrozumieniu. Pojawiają się wątki, które zaraz zostają zastąpione przez inne. I tak okazuje się, że w każdym rozdziale dostajemy po pierdylion tajemnic, zagadek i pytań, które nie są potrzebne. Co więcej, zostają wplecione na siłę, żeby tylko zatrzymać fanów Fairy Tail. A dowodem jest na to postać Erzy (chyba w tym tytule ma na imię Elsa), która wygląda tak samo jak ta z Fairy Tail, ale jest zła (chyba). Nikt nie wie, po co się tam pojawiła, kim jest, czy ma jakiekolwiek znaczenie dla fabuły, bo została przedstawiona po to, by być. Tak samo inna postać, o której nic nie powiem, ponieważ nic o niej nie wiem… Dostaje dwie strony, gada coś, wyjaśnia czytelnikowi, jakby była narratorem i znika.
I właśnie ten nadmiar tajemnic irytuje mnie najbardziej. Hiro Mashima zapomina, że tworzy shounen. Początkowe rozdziały shounenów winny być lekkie, przyjemne, wprowadzić czytelnika w nowy świat i bohaterów, a nie streścić przynajmniej sto rozdziałów standardowej mangi w jeden tomik. Wystarczy popatrzeć na takie tytuły jak One Piece czy Naruto. W One Piece zostają przedstawione pierwsze przygody Luffy’ego, w których to wciela do załogi Zoro, poznaje Nami i walczy z Buggym. W Naruto w rozdziale dziewiątym ledwo wyruszają na pierwszą misję. Tak, to wielkie tytuły i nie ma co porównywać do nich tworów Hiro Mashimy, ale chcę tylko tym podkreślić, że nawet wielkie tytuły zaczynają od czegoś lekkiego i przyjemnego. Nie rzucają czytelników w wir wydarzeń, co ma miejsce w Edens Zero.
![]() |
Koncepcje udostępnione przez mangakę na twitterze |
Na tym problemy się niestety nie kończą. Edens Zero to KOPIA Fairy Tail i Rave Mastera, jeśli chodzi o wygląd i zachowanie bohaterów. Wystarczy spojrzeć na parę głównych postaci. Shiki – z wyglądu przypomina Natsu, z zachowania raczej Haru, choć jego ruchy i umiejętności są bliższe Natsu. Rebecca? Kurcze, z wyglądu Lucy, a z zachowania bezsprzecznie Elie, tak samo moce. Z pozostałymi bohaterami przedstawia się taka sama sytuacja. Już wspomniałam o Erzie, ale w mandze pojawia się Wendy, Makao, trochę Laxus i wiele, wiele innych postaci. Oczywiście, różnią się trochę od znanych nam bohaterów, ale mimo wszystko Hiro poszedł na straszną łatwiznę, jeśli chodzi o rysunki. Wykorzystał znane już modele i może nawet uznał, że takim rozwiązaniem przyciągnie fanów Fairy Tail. Nie, tak się nie stało…
Wylałam już cały jad na mangę, ale teraz pozostaje zasadnicze pytanie: czy w ogóle warto czytać? I tutaj można polemizować. Z jednej strony Edens Zero ma wiele, wiele wad, a fanów Fairy Tail bardziej irytuje niż przyciąga przez wzgląd na nostalgię, ale z drugiej to nadal fajny odmóżdżacz. To manga, którą można sobie poczytać, odpocząć, nie myśleć przy niej zbytnio i nic więcej. Nie skończę z czytaniem, bo od piątego rozdziału powoli zaczyna się wszystko stabilizować. Poza tym główny bohater w postaci Shiki’ego zatrzymuje przy sobie. Jak mówiłam, z zachowania bliżej mu do Haru, a tym samym nie jest on idiotą, myśli, słucha się Rebecci. Warto tutaj za przykład podać przepiękną scenę, w której wstydliwie pyta ludzi z tłumu, czy zostaną jego przyjaciółmi. Prosta, nieskomplikowana chwila wystarczyła, by mnie kupić. Więcej nie spoileruję. Polecam zajrzeć i samemu się przekonać, czy manga przypadnie do gustu.
0 Comments:
Prześlij komentarz