Kornelia ścisnęła
usta w wąską linijkę, przeszukując wokół pokoju. Nagle posłała Penelopie ciepły
uśmiech.
— To też ta cała
„Granica Olimpu” czy może jednak powinnam zadzwonić po pomoc? — spytała z nutką
sarkazmu w głosie.
— Oj, weź! —
błagała zrezygnowana Penelopa, rozkładając ręce. — Co jest?
Wyjęła z szafki
plaster i przykleiła go na zraniony palec.
— Przepraszam. —
Kornelia zakaszlała, próbując się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem. —
Wybacz, ale… — Odchrząknęła. — Czy przypadkiem pęknięcia nie powinnam już
zauważyć?
Penelopa nie
chciała dać po siebie tego pokazać, ale naprawdę zmartwiło ją pytanie Kornelii.
Świat mitologiczny krył się przed światem ludzkim, ale to nie oznaczało, że te
mniejsze zniszczenia powodowane przez niego nie były widoczne.
Przymrużyła oczy,
licząc, że to faktycznie może zmęczenie i stres. Jednak nic się nie zmieniło.
Pęknięcie istniało w tym samym punkcie, w którym wcześniej je zastała.
— Nie wiem —
powiedziała zaniepokojona swoim stanem Penelopa, nie znajdując sensownego
wyjaśnienia. — Może faktycznie wariuję?
— Albo ktoś chce
doprowadzić cię do takiego stanu? — pocieszyła Kornelia, kładąc dłoń na
ramieniu Penelopy. — Chodź — machnęła ręką — lepiej wracajmy do pokoju.
W tym samym czasie
ktoś przekręcił kluczyki w zamku od drzwi wejściowych. Dziewczyny wzdrygnęły
się i z niepokojem równocześnie spojrzały w stronę przedpokoju.
— Cześć,
dziewczyny! — krzyknął Dariusz Rosiński, wchodząc do mieszkania.
Odetchnęły z ulgą,
widząc mężczyznę obładowanego kilkoma siatkami z zakupami. Dariusz spojrzał na
zdziwione dziewczyny z uwielbieniem, po czym donośnie sapnął i położył pakunki
przy pufie.
— Jesteście dla
mnie wybawieniem! — rzekł uradowany. — Czy pomożecie mi to wszystko wypakować?
Promocja w Stokrotce, a ja akurat trafiłem na wszystko, co chciałem kupić —
oświadczył dumnie, pusząc się jak paw. —A przy okazji Kornelio, nie potrzebny
wam filtr do wody? Akurat był po dziesięć złotych, takiej promocji nie dało się
przegapić.
Dziewczyny nadal
milczały.
Dariusz zdjął
niewygodne buty po całym dniu męczącej pracy. Wyciągnął się, wypinając
zaokrąglony brzuszek. Czapkę powiesił tuż obok kurtki, którą od samego miejsca
parkingowego niósł pod pachą. Był zmęczony. Marzył o położeniu się do wygodnego
łóżka i przespaniu przynajmniej godzinki. Przetarł oczy. Od samego rana nie
zdejmował okularów, których nie zmienił nawet po tym, jak pogorszył mu się
wzrok. Nic już nie widział.
Podrapał się po
pojawiającej się łysince na samym środku głowy, zastanawiając się, dlaczego
dziewczyny nic nie odpowiadają. Przeszedł się kawałek, czując delikatne
swędzenie w nogach. Przykucnął i wyrwał muskający go kwiat.
— A co to ma być? —
zapytał, gdy ujrzał korytarz wypełniony roślinami. — Penelopa, co się stało?
— Powiedziałam
Kornelii prawdę — przyznała Penelopa. — A to — wskazała na kwiatostan —
pozostałość po pewnej wizycie…
Na jego okrągłej
twarzy pojawił się ciepły, przyjazny uśmiech, całkowite przeciwieństwo grobowej
miny, z którą zawsze wracał z pracy. Kochał być radosnym, ale „śmierć to
pieniądz, a jeśli chodzi o pieniądze to trzeba się poświęcać” — powiadał, gdy
ktoś interesował się jego życiem zawodowym.
— To chyba dobrze,
więc co się stało? — spytał, gdy już zaczął iść w stronę kuchni.
— Wie pan, że tę
małpę odwiedziła Bogini Miłości? — zagadnęła Kornelia, zaglądając ciekawsko do
dużych siat.
— Ta? — Wydawał się
zaskoczony. — Czyli kto?
Kornelia została
zbita z tropu.
— Afrodyta? —
podpowiedziała.
— Aha. — Wzruszył
ramionami. — To dobrze czy źle?
— Twój ojciec
zawsze jest taki? — Kornelia zwróciła się do Penelopy.
— Przyzwyczaił się.
Nie wie zbyt dużo o greckich bogach, a poza tym nigdy wcześniej nie miałam
kontaktu z Afrodytą. Interesuje go tylko to, czy wszystko ze mną w porządku.
Kornelii zawsze
wydawało się, że Penelopa jest oczkiem w głowie dla Dariusza, jednak teraz
troszkę zaskoczyła ją reakcja mężczyzny.
— Posłuchaj,
Kornelio — rzekł niespodziewanie Dariusz — cieszę się, że chcesz pomóc mojej
złośliwej córce, ale my naprawdę nic nie możemy z tym zrobić. Przez piętnaście
lat znam prawdę i, uwierz mi, wielokrotnie próbowałem chronić moje dziecko.
Jednak ja ich nie widzę, więc pozostaje mi tylko wspieranie Penelopy, jak tylko
potrafię. A tym samym nie mogę popaść w przesadę. Krzyknę: „Penelopo, nic ci
nie jest?” i zacznę ją nerwowo oglądać ze wszystkich stron? To tylko
zdenerwowałoby ją jeszcze bardziej, a jeśli nie ma takiej potrzeby, wolę
najpierw zgromadzić informację, a później działać. Nic więcej nie mogę uczynić.
— Głos załamał mu się, gdy wypowiadał ostatnie słowa.
Nastawił wodę w
czajniku, wyjmując trzy kupki z szafki: swój z napisem „najlepszy tata na
świecie”, Kornelii ze słodkim kotkiem i Penelopy, oczywiście, ze Spider—manem.
Włożył do każdego z nich torebki z herbatami, po kolei: zwykłą, owocową i
zieloną.
Kornelia usiadła,
opierając się łokciem o blat. Wzięła plastikowe pudełko z cukrem, po czym
dodała pięć łyżeczek cukru do swojego kubka.
— Spokojnie, od
takiej ilości cukru jeszcze nikt nie umarł — oburzyła się.
Penelopa skrzywiła
się, widząc, jak dużo Kornelia słodzi. Jednak tamta jedynie wzruszyła ramionami
i dosypała szóstą łyżeczkę.
— I ty się
dziwiłaś, że ostatnio nie mogłaś wejść w sukienkę, którą kupiłaś miesiąc temu —
przypomniała Penelopa.
— Poświęcę się.
— To może od razu
zaparz sobie w tym pudełku z cukrem? — zaproponowała.
— A może zamiast
rozmawiać o nadwadze Kornelii, wyjaśnicie mi, co się stało? — odezwał się nagle
pan Dariusz, zalewając herbaty. — Miło mi, że jesteście spokojne, ale mimo
wszystko wolałbym znać powód wizyty… Afrodyty, tak? I tego całego ogródka. —
Machnął rękoma.
Penelopa powtórzyła
ojcu opowieść, którą wysłuchało tego dnia już kilka osób. W tym czasie sama
Kornelia w skupieniu przysłuchiwała się, zastanawiając, czy wcześniej usłyszała
już wszystko.
Kiedy Penelopa
skończyła, usiedli przy stole w dużym pokoju. Kornelia odsłoniła zasłonki,
wpuszczając do środka trochę światła. Wtedy Penelopa znowu ją zobaczyła.
Zwiastunka złych
wieści i nieszczęścia nadal siedziała parapecie, wbijając swe ślepia w
Penelopę. Zakrakała, machając czarnymi skrzydłami, ale nie odlatując.
— Sio, sio! —
próbowała odgonić ją Kornelia.
Wrona ponownie
zakrakała, nie ruszając się z miejsca.
— Błagam, po prostu
to zasłoń! — nakazała nerwowo Penelopa.
Kornelia wzdrygnęła
się. Jednak z powrotem zasunęła zasłonki, następnie dosiadając się do stołu.
Zaniepokoiło ją zachowanie Penelopy, ale nie skomentowała go.
— Chyba będę musiał
porozmawiać z Pavorem — oświadczył oschle Dariusz, w mocno ściskając kubek.
Całą jego twarz pokryła czerwień, a czoło od dawna przepełnił pot. — Do jasnej
Anielki, czy przypadkiem ten facet nie obiecał cię ochronić? Tutaj — wskazał na
stół — właśnie w tym miejscu siedzieliśmy i, ten pieprzony chłop, złożył mi
obietnicę, że nie dopuści do tego, by ktokolwiek cię zaatakował. Wybaczałem mu
akcje, które nie były niczyją winą, ale TO!? — wrzasnął, uderzając pięścią o
stół. Kubki zachwiały się, ale dziewczyny zdążyły je złapać i postawić na
miejsce.
— Przepraszam, ja…
— zaczęła Penelopa.
— Nie! — przerwał
jej impulsywnie ojciec. — O nie, nie, moja droga, to nie jest twoja wina. Po co
cię mieszali w te sprawy? — Podrapał się po ostrym zaroście. — Może jestem
tylko głupim Polakiem, którego sprawy Grecji, a tym bardziej starożytnej, mało
obchodzą, ale czemu ty?
— Nie wiem —
odparła. — Pavor zawsze mówi, że „przeznaczenie to byt, którego nie da się
pojąć ludzkim rozumiem. Decyzje, które podejmuje, nie zawsze idą w parze z
rozsądkiem i powodem. Czasami po prostu tak decyduje” — zacytowała Penelopa.
Zapadła dłużąca się
cisza. Dopiero cichy śmiech Kornelii wyrwał rodzinę Rosińskich z zamyślenia.
Popatrzyli zdezorientowani na dziewczynę, oczekując wyjaśnień. Kiedy uspokoiła
się, oznajmiła:
— Wiesz, Penelopo…
Pavor to zapewne niezwykle urodziwy mężczyzna. Skoro umie walczyć, to pewnie ma
niezłe muskuły…
— Do czego dążysz,
kochanie? — przerwała jej, sztucznie się uśmiechając.
— No… — Niewinnie
rozejrzała się po pomieszczeniu, aż zatrzymała wzrok na zbrązowiałym zdjęciu,
które przedstawiało mamę Penelopy. — Czy ty przypadkiem nie zakochałaś się w
tym gościu?
— Ja? — Wskazała na
siebie Penelopa, dziwiąc się. — Ja, nigdy o tym nie myślałam w ten sposób.
Bardzo szanuję Pavora i jest mi bliski, i przystojny, nie zaprzeczę, ale czy
jako mężczyzna…
— Kornelio —
odezwał się pan Dariusz — proszę, nie podejmuj przy mnie tak delikatnych
tematów. Pavor to nieodpowiedzialny mężczyzna, który nie dotrzymuje obietnic.
Jest arogancki, bezwzględny, surowy i, najprawdopodobniej, Penelopa niewiele
dla niego znaczy.
— Dzięki, tato, ty
to umiesz pocieszać. — Penelopa przewróciła oczami. — I wszystkie moje marzenia
o pięknej i nieśmiertelnej miłości uciekły w siną dal przez twoje idealne
podsumowanie charakteru Pavora.
— Nie tak to bym
oceniła. — Zastanowiła się przez moment Kornelia. — Opierając się na tym, co
nam powiedziałaś o wydarzeniach sprzed południa, widzę małe nieścisłości w
charakterystyce zaproponowanej przez wujka Dariusza.
— Błagam, przestań
tak mówić i przejdź do rzeczy — poprosiła Penelopa.
— Dobra. Pavor
wybiegł z domu bez broni, co oznacza, że nie chciał dziecka Lamii zostawić
choćby na minutę bez „opieki”. Chciał jak najszybciej je pokonać, zanim dotrze
do środka i do ciebie. Poza tym, jak już pokonał przeciwników, przytulił cię,
opatrzył, zaopiekował się tobą. Więc albo traktuje cię jak biedne, ludzkie
stworzonko, albo naprawdę mu na tobie zależy.
— Pavor? Nie. —
Skrzywiła się Penelopa. — „Nie okazuj nigdy słabości. Każda słabość rodzi
kolejną. Jeśli zostałaś wcześniej ranna, ta rana będzie słabością, która
doprowadzi do twej klęski w kolejnej bitwie” — kolejna z jego mądrości, więc
pewnie o to mu chodziło, gdy się o mnie „troszczył”.
Kornelia nic więcej
nie powiedziała. Zauważyła tylko, że Penelopa zbyt często lubi powtarzać słowa
Pavora. Może się myliła, ale sądziła, że Penelopa darzyła mistrza naprawdę
głębokim szacunkiem.
Uśmiechnęła się
ciepło i dopiła do końca herbatkę.
— A jak tam, wujku
Dariuszu, w pracy? — Zmieniła szybko temat, licząc na interesującą historyjkę
ze świata zakładu pogrzebowego.
Zamyślił się na
chwilę, a potem opowiedział:
— Mieliśmy dzisiaj
pogrzeb starszej pani, która zmarła we śnie. Oddała cały majątek jedynej córce,
ale zawarła w testamencie jeden punkt, który wszystkich zaskoczył. Otóż
przychodzi do mnie córka i tłumaczy, że matka chciała zostać pochowana z jej
ukochanym kotkiem, Leosikiem. Ja mówię, że nie mam nic przeciwko, choć między
nami to nigdy nie miałem zamiaru włożyć tam kota — powiedział ciszej — gdy tu
nagle kobieta idzie do samochodu i podaje mi żywego, takiego ogromnego —
rozłożył ręce — kota. Ja ją przepraszam, mówiąc, że żywych zwierząt nie
chowamy. A ta mi odpowiada, że przecież i tak kiedyś umrze, a ona nie ma co z
nim zrobić. Kłóciłem się z kobietą naprawdę długo i w końcu odpuściła, ale —
pokręcił głową — uwierzcie mi, aż strach myśleć, na jakie pomysły ludzie
potrafią wpaść!
Sytuacja rozluźniła
się. Dziewczyny zaczęły swobodnie rozmawiać o drobnych bzdetach, trochę
wspominając o dawnych czasach, kiedy jeszcze uwielbiały kasetę z serii „Było
sobie życie”. Nieustannie Penelopa starała się, by rozmowy nie schodziły na
temat bogów, przerywając dokładnie w momentach, gdy Kornelia cokolwiek napomknęła
o Pavorze czy naznaczeniu. Ostatnie, czego jej brakowało, to przy tak radosnej
atmosferze zejść ponownie na ponure i nieprzyjemne temat. Jednak w pewnym
momencie Kornelia straciła cierpliwości i spytała, zanim Penelopa zdążyła
zareagować:
— Czy mama Penelopy
też miała coś wspólnego z bogami greckimi?
Dariusz zachłysnął
się resztami już zimnej herbaty, którą uwielbiał pić długo i rozkoszować się
jej smakiem, aż ta wystygnie. Przetarł spocone czoło i łysinkę, po czym
wątpliwie oświadczył:
— Jej matka — wskazał
na Penelopę — nie miała nic, a nic z nimi związanego! — odparł oburzony. —
Zgadzam się, Asia, to znaczy jej matka — jeszcze raz pokazał na swoje dziecko —
pochodziła z dobrej rodziny. Jej rodzice przeprowadzili się w góry, ale jak oni
nie chcą z nami mieć nic wspólnego, tak my się nimi nie interesujemy. Asia
miała być przykładnym, idealnym dzieckiem, którego tak bardzo pragnęli. Ale
dali jej za dużo swobody, a że wyrosło z niej niezłe ziółko, to w taki sposób
poczęła się nasza córeczka. I nie bierz z niej przykładu! — ostrzegł zaraz
Penelopę. — Przyznam, była to… dzika, ciekawa świata i ludzi kobieta. Nauczyła
się angielskiego, tylko dlatego że chciała zwiedzić Europę. Jednak życie miało
inne plany — dodał ciszej. — Ale bogowie greccy? Może ewentualnie chciała
zwiedzić Grecję, ale nic więcej!
— A miała jakiś
przodków z Grecji? — drążyła dalej Kornelia.
— A czy ja
sprawdzałem jej drzewo genealogiczne? — żachnął się pan Dariusz. — Wtedy
jeszcze nie miałem bladego pojęcia, że… — Zawahał się. — Aj, nieważne. —
Machnął ręką. — Zaakceptowałem tę całą Grecję, ale nie potrzebuję wyjaśnień,
odpowiedzi. Chcę tylko, by Penelopa ułożyła sobie życie lepiej niż nasza paczka
i nie popełniła błędów, które my wtedy popełniliśmy. Choć dwa z nich wyszły nam
wspaniale! — zażartował, rozczochrując włosy dziewczyn. — Kocham was obie!
— Oj, tato! —
powiedziała Penelopa, próbując wyrwać się z uścisku ojca.
Wrona zakrakała.
Zatrzymała się.
Gwałtownie wstała i
podeszła pod same drzwi. Rozejrzała się energicznie po korytarzu, po czym
przyklęknęła, łapiąc się ręką za lewą pierś. Dariusz i Kornelia zbliżyli się
niepewnie do dziewczyny, delikatnie szturchając ją po ramieniu. Jednak ta
klęczała jak zaklęta. Nie reagowała na jakiekolwiek wołania czy prośby. Po
prostu wpatrywała się w jeden punkt, aż w końcu uniosła drżącą rękę i musnęła
miejsce na czole.
Krew.
Z naznaczenia
spłynęła ciepła, rzadka krew, powoli skapując na jasny dywan. Wytarła czoło
jeden raz, potem drugi, ale krwawienie nie ustało. Bolało ją, lecz nawet to nie
zmusiło jej do płaczu. Nadal puste spojrzenie wbijało się w jeden punkt, który
dla Kornelii i Dariusza nic nie znaczył.
— Pęknięcie —
zdążyła jedynie wyszeptać przed tym, jak chwycił ją gwałtowny ból w klatce
piersiowej. Powietrze znalazło się poza dostępem, a bezskuteczne próby
oddychania natychmiast zostały zauważone przez rodzinę.
— Pogotowie,
szybko! — wrzasnął pan Rosiński, wskazując palcem na telefon, który leżał na
pufie.
Kornelia nie
potrzebowała dwa razy się zastanawiać. Szybko podbiegła i złapała komórkę,
wybierając numer alarmowy.
Dariusz potrząsał
ciałem dziecka, rozglądał się za przyczyną jej stanu, ale nie umiał pomóc
najukochańszej córce. Płakał, trzymając w swoich ramionach Penelopę i szepcząc,
jak bardzo ją kocha. Aż nagle dziewczyna odzyskała dostęp do powietrza. Wzięła
głęboki, dobrze słyszalny wdech i wtuliła się mocno w pierś ojca.
— Penelopo,
kochanie, co się stało? — spytał przez łzy. — Co oni ci zrobili?
— Tato, lustro
pękło… — odpowiedziała, a po chwili osunęła się na podłogę, tracąc przytomność.
Shit just got real! :D
OdpowiedzUsuńJest i Erik. Pamiętam go trochę z poprzedniej wersji i wiem, że chyba niezbyt go lubiłam. Ciekawe, czy w tej wersji zyska moją sympatię :D
Afrodyta zginęła czy nie? Bo w sumie ciężko mi stwierdzić po końcówce tego fragmentu z nią, Erikiem i Ateną.
A, Ateny nie lubię. Wkurza mnie :/
Pozdrawiam ^^
kudikot.
Nie, Atena nie mogła zabić Afrodyty :)
UsuńI niech wkurza, nie wolno jej lubić!!!
No, teraz troszkę zmienię Erika, ale sama nie wiem, czy chcę go lubić! Dzięki wielkie za wszystkie komentarze! Ja na pewno zajrzę i przeczytam. Mam nadzieję, że do końca przyszłego tygodnia uda mi sie nadrobić!!