Na zewnątrz panowała nieznośna
duchota. Gorąco i wysoka wilgotność zwiastowały kolejne burze, choć całkowicie
czyste niebo o tym nie świadczyło. Nawet Iris, pokojówka Hery, bogini tęczy i
łączniczka nieba z ziemią, wyszła z pałacu niebieskiego. Jej siedmiokolorowa
szata zalśniła w promieniach słonecznych, a białe jak śnieg skrzydła
rozpostarły się na niebiosach. Zatrzymała się nad Lublinem i rozpięła nad całym
miastem swój cudny łuk, którego opiekunką była. Gdy skończyła, wzbiła się w
powietrze, znikając w pałacu Zeusa.
Penelopa zatrzymała się przy placu zabaw.
Usiadła na huśtawkę, wycierając wcześniej chusteczką mokre
siedzisko. Rozkołysała się, łapiąc za łańcuchy. Wbiła wzrok w niebiosa,
czekając na przybycie Heliosa, który o tej porze zazwyczaj przemierzał Polskę
na swym ognistym rydwanie.
Rżenie koni rozniosło się po Lublinie.
Cztery ogniste rumaki pociągnęły za sobą słoneczny rydwan, na
którym stał młody, piękny mężczyzna z promienistą koroną na głowie. Przemknął
przez sklepienie w ciągu chwili i zniknął Penelopie z oczu.
Dziewczyna zacisnęła powieki, nabierając łyki świeżego
powietrza. Wokół panowała cisza. Wczesna pora sprzyjała Penelopie. Przypadkowi
sąsiedzi nie przychodzili, rodzice dzieci nie wyganiali jej z huśtawki, a ona
sama w spokoju mogła odpocząć i zastanowić się nad tym, co ją spotkało. I nie
umiała zaprzeczyć — grzanie się w ciepłych promieniach słonecznych było
naprawdę przyjemne.
Przechyliła się i całkowicie oddała huśtaniu.
Rząd starych dębów zaszeleścił. Liście opadły na chodnik, gdy
pień jednego z drzew wybrzuszył się. Powoli pękał, aż ze starego dęba wyłoniła
się kobieta.
Jej ciało było pokryte korą drzewną. Z palców i torsu wyrastały
zielone liście, a na ramieniu kiełkowały młode zawiązki. Twarz kobiety nie
nosiła niemal żadnych znaków deformacji, oprócz tego że była brązowa. Oczy
miała koloru głębokiej zieleni. Zamiast włosów wyrastał z jej głowy gęsty mech,
który sięgał aż po same ramiona.
Bosymi stopami stanęła na trawie. Przechyliła gwałtownie głowę
na prawy bok i uśmiechnęła się przerażająco, spoglądając w stronę Penelopy.
Ruszyła, stawiając nierówne kroki na mokrej powierzchni. Jej ruchy wyglądały na
gwałtowne i szaleńcze. Poruszała się tak, jakby nie panowała nad własnym
ciałem, jednak był to jej normalny chód.
Kiedy doszła pod huśtawkę, stanęła przed Penelopą i rzekła:
— Dzień dobry.
Penelopa zerwała się gwałtownie z krzykiem, przechylając do
tyłu. Nie mogąc odzyskać równowagi, uderzyła głową o piasek. Syknęła z bólu.
Zacisnęła mocno powieki, mając mroczki przez oczami. Uderzyła wystarczająco
mocno w podłoże, ale odetchnęła z ulgą, gdy zdała sobie sprawę, że to Etylia.
Zapytała ją:
— Dlaczego musisz mnie tak straszyć, Etylio?
— Straszyć? — spytała zaskoczona driada dębu. — Ja tylko
chciałam się przywitać.
Penelopa westchnęła ciężko, ale nie robiła dłużej wyrzutów
nieświadomej Etylii. Podniosła się i z powrotem usiadła, otrzepując się z
piasku. Już drugi raz tego samego dnia jej całe ubranie nadawało się jedynie do
prania.
— Mogłam być ostrożniejsza — powiedziała Penelopa.
Driada usiadła obok studentki. Była niższa od niej o głowę.
Wyglądała prawie jak dziecko, choć żyła na tym świecie kilkaset lat. Nie
odrywała wzroku od rzędu starych dębów, którymi się opiekowała, ale
jednocześnie nie ignorowała Penelopy.
Obie milczały przez kilka minut.
— Afrodyta przyszła dziś do mnie — wyznała nagle Penelopa. —
Poza tym nie uratowałam człowieka przed śmiercią, choć mogłam.
— Każdy śmiertelnik kiedyś umrze, prędzej czy później.
— Tak, ale widziałam wiszącą nad nim Ate i nie mogącą ją
powstrzymać Litai. — Nerwowo zaczęła tupać nogą. — Mogłam temu zapobiec,
zadzwonić na policję lub powstrzymać go jakoś. Zabił innego człowieka, może
zasłużył na taką karę, ale mógł spędzić trochę lat w więzieniu, a potem umrzeć.
— Kara to kara — odparła lakonicznie.
— Ale...
— Nie żyje, więc w Tartarze czekają już na niego tortury.
Penelopa wbiła wzrok w podłoże. Nie oczekiwała innej odpowiedzi
od Etylii. Już kiedy ją poznała, mając wtedy tylko siedem lat, zrozumiała, że
driada nie jest człowiekiem, myśli i czuje inaczej; postrzega świat przez
pryzmat świata bogów, nie ludzi. Jednak zawsze tu przychodziła, niezależnie od
tego co usłyszała. Na tym placu zabaw tak często bawiła się wraz z Kornelią i
innymi dziećmi. Później, kiedy już wyrosła z zabaw, nadal odwiedzała Etylię. Za
rozmowy, których potrzebowała, opiekowała się starymi dębami, czasem jedynie
zgarniając suche liście.
— Przepraszam, może masz rację — przyznała Penelopa. — Po prostu
znowu jestem zła na siebie za to, że uciekłam.
— Ucieczka na nie jest zła. Jesteś tylko człowiekiem.
— Dziękuję. — Ciężar spadł z jej serca. — Czasami ten dar
naprawdę ujawnia piękno niewidzialnego świata. Dzisiaj widziałam Irys
rozciągającą tęczę, przejeżdżającego Heliosa i... — zawiesiła głos — Afrodytę —
dokończyła. — Przyniosła dla mnie ostrzeżenia, z których jedno się już
spełniło. Sądzisz, że mogę jej zaufać?
Twarz driady przykrył przerażający uśmiech.
— Sama znajdź odpowiedź — odparła.
— Cudownie. — Rozłożyła ręce w bezsilności. — Nie wiem, co
zrobię z tą bezcenną radą.
— Przemyślisz ją. — Dwa liście rozwinęły się na jej ramionach,
mieniąc się czystą zielenią.
Penelopa nie była jednak w nastroju do takich zabaw.
— Błagam, powiedz mi, bo naprawdę dziś wychodzę z siebie! —
wrzasnęła. — Nie dzisiaj, proszę. Po prostu wyjaśnij mi wszystko, a nie baw się
jak małe dziecko. Afrodyta przyszła do MNIE! — Położyła dłoń na piersi. —
Zostawiła w całym domu tysiące kwiatów, nie mam dostępu do szafy i nie wiem,
czy jej ostrzeżenia to tylko złośliwa igraszka czy naprawdę znalazłam się
niebezpieczeństwie?!
Etylia podniosła się, idąc w stronę drzewa.
— Już ci wszystko wyjaśniłam — powiedziała obojętnie. — Mogę
słuchać, ale nic złego nie powiem na temat bogów. Kocham Afrodytę i to się
nigdy nie zmieni. Możesz krzyczeć, ale ja nie zmienię zdania.
— Naprawdę musisz się teraz obrażać?
Etylia weszła w szczelinę w pniu, którą wcześniej stworzyła.
Kora powróciła na dawne miejsce, nie pozostawiając najmniejszego śladu po
pęknięciach.
Oparła ręce na biodrach i ze skwaszoną miną uderzyła w metalowy
pręt. Podniosła dłoń i kilkukrotnie uderzyła się w czoło, powtarzając:
— Przepraszam...
Penelopa rozejrzała się po najbliżej okolicy, zastanawiając, czy
przypadkiem jej „rozmowy" z Etylią nie usłyszała przypadkowa sąsiadka.
Wzdrygnęła się na samą myśl o plotkach, które ponownie mogły zagościć w jej
życiu. Nie chciała przechodzić tego samego, co w dzieciństwie, kiedy przez
nieostrożne zabawy z driadą przypięto jej łatkę chorego na umysł dziecka.
Dziewczyna spojrzała na telefon. Już spóźniła się na spotkanie z
Pavorem dziesięć minut. Do jego domu najszybciej umiała dojść w piętnaście,
więc miała już tylko nadzieję, że Tyche będzie jej już sprzyjała. Choć miała co
do tego ogromne wątpliwości.
Odczuwała ogarniające ją zmęczenie.
Przez niemal piętnaście lat posiadania naznaczenia nigdy nie
wydarzyło się tak wiele jednego dnia. Nie tylko zauważyła niezwykłe poruszenie
wśród samych bogów, ale również dużą aktywność stworzeń mitologicznych. W
niebiosach zdążyła dostrzec kilkukrotnie pędzonego Hermesa. Kapelusz z trudem
utrzymywał się na jego głowie, a skrzydełka u sandałów zmęczone opadały pod
naporem pracy. Ponownie dostrzegła wylatującą z Olimpu Iris, tym razem nie
przynoszącą ze sobą tęczy.
Na Górze Bogów bezsprzecznie panowało poruszenie.
Penelopa stanęła przed dwupiętrowym domem Pavora, rozglądając
się wokoło. Był to rytuał, który mężczyzna wpoił do jej małej główki, kiedy
jeszcze była w podstawówce. Nakazał sprawdzać dziewczynie, czy nie ściągnie
przez przypadek niepotrzebnego niebezpieczeństwa. Choć do tej pory nic się nie
wydarzyło bezpośrednio przy domu Pavora.
Przeszła przez metalową, skrzypiącą furkę, bezpośrednio obok
której znajdował się stary krzew. Ostre krańce rośliny podrapały Penelopę w
udo. Syknęła, ale pomasowała jedynie nogę i weszła po schodach, zatrzymując się
tuż przed drzwiami — okazało się, że są zamknięte. Nacisnęła na dzwonek
kilkukrotnie, lecz nikt nie otworzył.
— Nie mów, że cię nie ma — wymamrotała, idąc w stronę tylnego
wejścia.
Jestem pierwsza z komentarzem?
OdpowiedzUsuńO Cie Panie, fazunia, dawno nie byłam pierwsza :D Studia, tyle roboty... Ta, chyba zniknęłam w sferze wattpada, bo tam mi się wygodniej czyta xD Ale sama nie wiem, z jednej strony wolę blogosferę, z drugiej wattpada, co jest ze mną nie tak?
Nieważne, wróćmy do fabuły. Teraz wyczuwam więcej emocji w relacjach Penelopy i Pavora, choć sama nie wiem czemu. Nie wiem, czy coś zmieniałaś - bo nie pamiętam, ale dogłębniej czytając... Sama nie wiem.
Czekam na przybycie tajemniczego chłopaka, bo jemu kibicowałam od początku xD Wydawał się naprawdę świetny, lubiłam jego osobę, bo była bardzo wyjątkowa, odmienna od tych, które do tej pory poznawałam w opowiadaniach u innych ludków na blogosferze tudzież wattpadzie.
Twoja wierna fanka :D
Na wattpadzie też jest to opowiadanie, jeśli chcesz czytać :) I to nic dziwnego. Ja np. niektóre opowiadania wolę na wattpadzie, inne na bloggerze, to zależy.
UsuńTak, ten ludek pojawi się za kilka rozdziałów. Ogólnie to starałam się bardziej nakreślić relacje Pavora i Penelopy, mam nadzieję, że właśnie mi wyszło :)
Dzięki wielkie za komentarz! cieszę się niezmiernie, że opowiadanie się spodobało!
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńWspominałam zapewne, że niemal zawsze mam problemy z zapamiętywaniem imion i ogarnięciem, kto kim jest, więc chyba wiesz, jak ucieszył mnie ten glosariusz.
(Nigdy się nie dzielił, choć w ostatnich latach Penelopa coraz bardziej chciała poznać swojego mistrza, nauczyć się więcej o bogach i raz, przynajmniej raz, porozmawiać z nim całkowicie szczerze). Myślę, że przydałoby się dopowiedzenie przed nie, że to nimi nigdy się nie dzielił. Można wyłapać z kontekstu, ale uciekł Ci podmiot, więc...
(Penelopa kilkukrotnie sprawdziła najbliższą okolicę (...)). Nie pasuje mi tu określenie okolica... jakby przeszukiwała pół miasta, a nie obszar koło domu.
Często tak bywa. Bijesz się myślami, kłócisz ze sobą, próbujesz przekonać, że szczerość to podstawa i dłużej tak i tak być nie może, jesteś gotowy na konfrontację, masz ułożone zdania, wiesz, jak powiedzieć w miarę, co czujesz... a tu ktoś nie odbiera, nie odpisuje, w domu go nie ma... i wenę, i gotowość szlag jasny trafia.
Ach, Penelopa powinna popracować nad cierpliwością, bo drzwi Pavora w końcu porządnie oberwą. Ostrzec przed mężczyzną, którego spotka... Hah, brzmi jak fragment z przepowiedni wróżki z jakiegoś balu... oczywiście wielka miłość i tak dalej, i tak dalej, hah.
(Mimo wszystko nie umiał połączyć Afrodyty z tym co się działo). Przecinek przed (co), groszku.
(Przepraszam — odparła gwałtownie, gdy zauważyła, że zirytowała Pavora). Jakieś to... suche? Może jakaś oznaka tej rzekomej irytacji?
No to chyba Penelopa ma nadzieję mimo wszystko, że walka się szybko nie skończy, bo chyba nie spieszy się raczej na tamten świat, hah. Cieszę się, że nie robisz z niej heroski... no wiesz, o co chodzi (taaa, wybór określenia idealny do mitologii), dziewczyna musi trenować, nie wszystko przychodzi z łatwością, są lepsi od niej.
(Penelopa zauważyła, że Pavor był dzisiaj trochę nieobecny). Tu tak jak z irytacją. Jak owa nieobecność się objawiała? Wolniej reagował, był wolniejszy, zdarzyło mu się zapatrzeć gdzieś, pomylić?
(Gdyby zagrożenie pojawiłoby się, uciekłabym gdzie pieprz rośnie). Skoro masz (gdyby), już tylko (pojawiło) bez cząstki (by), a przed (gdzie) zjadłaś przecinek. I proponowałyb zmianę szyku, bo o wiele naturalniej brzmi: gdyby pojawiło się zagrożenie. Nie Yodujmy. :)
(Zapewne chciałaś mnie pociągnąć i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę). Właśnie tego się spodziewałam. Ale to miłe zaskoczenie, bo nie lubię takich zagrywek, w filmach i książkach są tak częste, że stały się już irytujące.
(Penelopa zawiesiła jedynie głowę i przełknęła ślinę). Jestem niedoinformowana... co znaczy (zawiesić głowę)? Trochę śmiesznie brzmi, bo odruchowo wzięłam to dosłownie, nie znając tego związku (?).
(Penelopa niemal odsunęła się od mężczyzny, nie wierząc, że po raz pierwszy od kiedy tylko spotkała Pavora, od zainteresował się jej życiem osobistym z własnej woli). Zrobiłabym z rego wtrącenie i dodała przecinek przed pierwszym (od). Za to drugie (od) trzeba wyrzucić, bo się wkradło i czyni zdanie nielogicznym.
(Próbowałam ci się wyżalić, a ty tylko kiwałeś głową, udając, że słuchasz mnie). Znów jakoś nienaturalnie, lepiej: mnie słuchasz.
Ach, jak na moje Penelopa za ostro zareagowała... i się jeszcze pogrążyła wyjściem. Pavor mógł jej powiedzieć prawdę, ale ona mogła inaczej o nią prosić? Nie żeby musiała prosić, bo jej się ona należy, ale zabrzmiało, jakby go obwiniała, musiała się na kimś wyżyć i padło na biedaka.
Do następnego. Miłego dnia,
mendoid Corteen
Ojejku! Ogromnie dziękuję za wszystkie uwagi! Sporo tego wyszło, ale człowiek czyta kilka razy a i tak nie zauważa takich prostych byków. Bo większość z tego, co wymieniłaś, to głupoty, które gdzieś mi umknęły. Ale tak to jest, gdy człowiek zmęczony i próbuje betować...
UsuńDlatego wielkie dzięki za tak wyczerpujący komentarz!!! W najbliższym czasie postaram popracować nad tekstem i go poprawić!
I to drugie "od" to miało by najprawdopodobniej "on" ;)
Pozdrawiam
PS. Ten glosariusz powstał głównie z myślą o Tobie ;)
Och, kochane. :)
UsuńTak mi się nasunęło jeszcze na myśl, jak zaczęłam czytać, że chyba ominęłaś gdzieś wprowadzenie, nie? Bo wiesz, mamy prolog, który jakoś zarysowuje przyszłe wydarzenia, ale potem przechodzisz już do rzeczy. Nie jestem w stanie na ten moment określić, jaki jest jej stosunek do tych wizji, co ona wie a czego nie wie, z kim utrzymuje kontakt. No i to byłoby spoko, gdybyś potem nie pisała o tym wszystkim tak... zwyczajnie. Wiesz, nie że ona odkrywa powoli ten świat albo ty go dzielisz dla nas porcjami, tylko po prostu on sobie jest i jak go wypatrzę to oka, a jak nie to mój problem. Pewnie napisałam to pokrętnie i mnie nie rozumiesz, ale może kiedyś to ładniej opiszę, jeśli oczywiście będzie taka potrzeba.
OdpowiedzUsuńNatomiast bardzo mi się podobała ta scena wyważania drzwi, bo w ogóle się tego nie spodziewałam. Może powinnam, ale nie i dlatego było takie ooops :D
Końcówka ciekawa, pojedynek sympatyczny, ale rozdział dosyć krótki, więc na ten moment chyba nie mam więcej do powiedzenia
Pozdrawiam!
To nie są przyszłe tylko PRZESZŁE wydarzenia - mamy 15 lat później. Prolog to nie wizja, tylko to co już się wydarzyło, ale czego Penelopa nie pamięta. I chyba rozumiem, o co ci chodzi, ale nie do końca. Czy masz na myśli, że za mało tej mitologii, tego świata? Bo jego ogólnie nie ma dużo, jest gdzieś, ale to nie tak, że co krok Penelopa coś widzi itd. Jeśli sie mylę, to poproszę o... jaśniejsze wyjaśnienie :)
UsuńDzieki wielkie za szczery rozdział. Wciąż się uczę, a uwagi pomagają w rozwoju :)
PS. Pamiętam o twoim blogu, ale jakoś ostatnio za nic nie mogłam się za niego wciąż. Jakoś mam blokadę przed czytaniem! Masakra!
No tak, czyli Prolog zwiastuje wydarzenia przyszłe, bo sam dotyczy przeszłości, czy nie tak?
UsuńJeśli chodzi o jaśniejsze wyjaśnienia, to zapewne chodziło mi o to, że Penelopa sporo o niej wie, ale ja chociażby nie. A mitologia nie jest prawem fizyki, więc jeśli ona wie, kto to jest Afrodyta to super, ale gdzieś brakuje mi tego, co w sumie pojawia się w późniejszym rozdziale w rozmowie z przyjaciółką - że są dwa światy, że jest granica. Brakuje mi informacji, jakie stworzenia widziała, od jak dawna, jakie to w niej wzbudza uczucia. Bo jak sama napisałaś Penelopa nie widzi ich co krok, ale ja w zasadzie tego nie wiem. Innymi słowy chodzi mi o jakieś zarysowanie co było między prologiem a tym co teraz. Może zostawiasz to na później, ale gdzieś tam w kilku miejscach ten brak informacji mi przeszkadzał ; )
Prolog to wydarzenia z przeszłości, gdy Penelopa miała 6 lat
UsuńRozdział 1 i dalej to obecne czasy, gdy ma 21 lat :)
Ok, jasne, ja rozumiem i będę to poprawiać, bo o uczuciach Penelopy i o tym samym już napisałam gdzieś niedawno w rozdziale chyba 7, ale to wiem, że na początku też przydałoby się zaznaczyć, więc dzięki za szczery komentarz!