[Granica Olimpu] ROZDZIAŁ 4 Nie słuchałeś


Weszła do niezadbanego, porośniętego chwastami ogrodu, na środku którego rosła dorodna jabłoń. O pień opierał się stary, zardzewiały rower, którego Pavor regularnie używał jako środka transportu. Mężczyzna nie ufał samochodom czy autobusom. Wierzył w siłę własnych mięśni, które — jak sam twierdził — nigdy go nie zawiodły.
Penelepa spróbowała otworzyć tylne wejście, lecz bezskutecznie.
Usiadła na mokrej kostce i wyjęła z kieszeni telefon. Zadzwoniła. Odczekała chwilę, ale nikt nie odebrał. Zrezygnowana wstała, ocierając ręką zabrudzone spodnie.
— Chyba będzie musiał wymienić zamek — oświadczyła, uśmiechając się złośliwie.
Podskoczyła w miejscu kilka razy. Podniosła nogę na wysokość piersi, uginając ją w kolanie. Zebrała siły, po czym gwałtownie wyprostowała nogę, zadając porządnego kopniaka drzwiom.
Wejście otworzyło się. W progu stanął Pavor ubrany jedynie w biały ręcznik. Jedną ręką zablokował cios, a drugą chwycił Penelopę, która straciła równowagę.
— To już czwarty raz w tym miesiącu, kiedy próbujesz wyważyć mi drzwi. — żachnął się. — Właśnie brałem kąpiel, więc nie zdążyłem odebrać, a ty, jak zawsze — dodał — myślisz tylko o niszczeniu.
— To daj mi wreszcie cholerny klucz do domu! — krzyknęła.
— Nie — odpowiedział szybko. — Zgubisz i moje życie będzie zagrożone.
Przewróciła oczami.
— Tak, a Zeus stąpi z Olimpu, Hades poruszy Podziemiem, a Posejdon zaleje nas Bałtykiem — zażartowała.
— Zabawne — odparł obojętnie. — Właź, bo mi zimno.
Przyciągnął do siebie studentkę, po czym popchnął w kierunku przedpokoju. Wyglądał na zirytowanego. Ciągle kręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że Penelopa nie zna słowa „cierpliwość".
Zamknął za sobą drzwi na klucz, równocześnie drapiąc się po głowie. Zebrał mokre włosy, łapiąc je w niewielki kucyk. Syknął, gdy zahaczył dłonią o dużą bliznę, która przechodziła przez policzek, skroń i część czoła. Często babrała się, mimo tego że posiadał ją już od piętnastu lat. Żadna z pamiątek po dawnych bitwach tak bardzo nie dawała sobie znać, jak ta jedna.
— Możesz się ubrać? — zaproponowała Penelopa, oglądając ze wszystkich stron mistrza. Powtarzała ten niemal rytuał za każdym razem, gdy tylko odwiedzała Pavora. Był przystojnym, młodym — choć nie wiedziała, ile tak naprawdę ma lat — mężczyzną, na którym chętnie zawieszała oko. Nie kryła się z tym, skoro mistrzowi nigdy to nie przeszkadzało.
— Jeśli zaczniesz się ślinić, to cię wyrzucę — wysyczał, zakładając bluzę, którą zebrał z podłogi.
Penelopa uśmiechnęła się niewinnie i odwróciła, udając, że nie zrobiła niczego złego. Pavor tylko zbliżył się do uczennicy i potargał jej włosy, zanim wszedł na schody.
— Przebiorę się, by cię nie rozpraszać, a ty leć do piwnicy, zaraz przyjdę — oświadczył.
— Powtarzasz mi to od dziesięciu lat, a jednak nadal brzmi to tak samo podejrzanie jak na początku — zażartowała.
Uciekła szybko, znając alergię Pavora na wredne kawały.
Zeszła do piwnicy, zrzucając z siebie grubą bluzę i kładąc ją gdzieś w kącie na zielonej macie, którą Pavor niedawno zakupił. W całym pomieszczaniu nadal śmierdziało sztucznym zapachem plastiku, a jaskrawy kolor drażnił oczy dziewczyny, ale nie narzekała. Przynajmniej lądowała na czymś miękkim, kiedy Pavor rzucał nią we wszystkie strony.
— Gotowa? — spytał Pavor, wchodząc do pomieszczenia ćwiczebnego.
— Może — odpowiedziała niepewnie.
— Może?
— No... Potrzebuję trochę rozmowy.
Mężczyzna spojrzał na Penelopę z politowaniem, lecz nie zamierzał prawić jej kazań. Ręką wskazał jej miejsce na macie. Oboje usiedli.
— Odwiedziła mnie Afrodyta — wyznała wprost.
— Afrodyta? — Nie ukrywał zaskoczenia. — I co mówiła?
— Ostrzegła mnie przez zmianą pogody, marzeniem, które jutro się spełni, i mężczyzną, którego spotkam — powiedziała na jednym wydechu.
Zmieszany Pavor na moment zamilkł.
Nie potrafił uwierzyć, że ze wszystkich bogów to właśnie Afrodyta postanowiła odwiedzić Penelopę. Bogini nigdy nie angażowała się w politykę, wojny i knowania bogów wobec śmiertelników. Kochała rozrywkę, a nienawidziła nudy, która towarzyszyła jej przy mężu. Była ciekawa świata, a szczególnie miłości i relacji międzyludzkich. Często bawiła się śmiertelnikami. Błogosławiła ich, dając młodość i piękno, by mogli znaleźć wymarzoną miłość. Aczkolwiek Penelopa nie pasowała do Afrodyty i jej zachcianek.
— Zawsze ci powtarzam... — zaczął Pavor, chcąc przerwać dłużącą się ciszę.
— ... że mam nie ufać nikomu, nawet tobie — dokończyła za mistrza. — Wiem i stosuję się do twojego rozkazu bardziej niż do dekalogu. Przepraszam — odparła gwałtownie, gdy zauważyła zirytowanie Pavora.
— Uważasz, że przesadzam z moimi ostrzeżeniami, ale nie przestanę ci ich powtarzać — odparł stanowczo. — Jeśli kiedykolwiek zdarzy się, że będę prosił cię o zaufanie, nie ufaj mi. Uciekaj i traktuj jak wroga.
Wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
— Gdybyś wyjaśnił mi powód, dla którego mam się tak zachować, byłoby mi łatwiej zaakceptować twoją prośbę.
— Nie wyjaśnię ci — odwrócił wzrok — bo mam swoje powody. Mamy przecież umowę — dodał.
— Tak, tak.
Podeszła do mistrza, po czym złapała go za umięśnione ramiona. Uśmiechnęła się ciepło, oświadczając:
— Po prostu zróbmy to, co zawsze.
Pavor gwałtownie złapał Penelopę za ręce i przerzucił przez siebie. Wylądowała plecami na matach. Jęknęła z bólu i szybko podniosła się.
Ponownie zaatakował. Pierwszy cios odepchnęła na bok, drugi ominęła. Naparła, ale bezskutecznie. Cofnęła się o kilka kroków i wymierzyła silnego kopniaka; Pavor uczynił to samo.
Zderzyli się.
Penelopa przyklęknęła, łapiąc się za obolałą kostkę.
— Celujesz zbyt wysoko — wyjaśnił Pavor. — Jesteś słabą kobietą, więc jeśli chcesz kogoś przewrócić, atakuj nisko. — Wskazał palcami na podłogę. — Wysokie ataki nic dają. Można łatwo złapać cię za nogę.
— A jak ktoś nie ma nóg, to co?
Raptownie Pavor zacisnął pieść i zadał cios w brzuch dziewczyny.
Instynktownie zdjęła się. Nagle ręce Pavora zaplotły się z tyłu jej głowy.
Podniosła się.
Została ponownie pociągnięta w dół. Pavor zamachnął się kolanem, zatrzymując nogę tuż przed nosem dziewczyny.
Puścił ją.
Penelopa przewróciła się na maty. Chwilę przeleżała na nich. Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.
— Taki atak powinien być skuteczny, ale musisz uważać na twardą skórę, na umiejętności przeciwnika i czy masz możliwość wykonać taką sekwencję — wyjaśnił. — Powinnaś wykorzystać piach, ziemię i, chyba przede wszystkim, nie zawahać się. A najlepiej jest po prostu uciec.
Pavor podał dziewczynie rękę, pomagając jej wstać.
Penelopa chwyciła wyciągniętą dłoń i pociągnęła za nią, lecz spotkała się jedynie z oporem. Nie miała najmniejszych szans z wyższym i silniejszym od niej mężczyzną, więc pozwoliła sobie pomóc i wstała. Stanęła naprzeciw mistrza, otrzepując się z brudu.
— Ciekawa reakcja — odezwał się. — Zapewne chciałaś mnie pociągnąć i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Kiwnęła nieznacznie głową.
— Dobra robota — rzekł, rozczochrując dziewczynie włosy.
— Dziękuję, mistrzu. — Ukłoniła się przed nauczycielem.
— A teraz ty spróbuj wykonać atak.
Wyprostował się, krzyżując ręce na piersi. Uniósł brew, dziwiąc się, że Penelopa stoi jak kołek. Wzruszyła tylko ramionami.
Nie wiedziała, od czego ma zacząć.
W końcu ruszyła na Pavora. Ten przesunął się nieznacznie, uciekając jej. Zezłoszczona spróbowała ponownie, ale Pavor nie dał jej złapać się. Zacisnęła pięść i uderzyła w brzuch.
Rozległ się trzask.
Odsunęła dłoń i machnęła nią, czując nieprzyjemny, pulsujący ból.
— Z czego ty masz te mięśnie? — spytała, wykrzywiając twarz w niesmacznym grymasie.
Pavor zmarszczył czoło.
— Naprawdę sądziłaś, że MNIE to zaboli? — Niedowierzał. — Masz za drobne rączki.
Przewrócił oczyma.
Wykorzystała to.
Szybko pobiegła, łapiąc Pavora za tył głowy. Przyciągnęła go ku sobie, wykonując zamach kolanem. Została jednak powstrzymana przez rękę mężczyzny. Odepchnął ją od siebie.
— Za wolno. — Uśmiechnął się. — Kolano ma wystrzelić. Nie podskakuj, to pogarsza sprawę. Ma to być gwałtowny ruch. Niemal dziki — dodał.
Penelopa wytarła mokre czoło. Naprawdę była już zmęczona. Sapała, nie mogąc złapać wdechu, drżała i strasznie sie pociła.
— Możemy już skończyć na dzisiaj? — poprosiła. — Naprawdę nie czuję się na siłach.
Pavor westchnął ciężko.
— A obiecujesz mi, że w domu poćwiczysz?
— Niech Zeus będzie mi świadkiem — zadeklarowała. — Żartowałam — dodała niespodziewanie. A teraz czy życzysz sobie pysznej kawy ze śmietanką i cynamonem?
— Znasz mnie. — Nie zdołał ukryć zadowolenia. — I możesz do tego dodać...
—... ciasteczka kokosowe z polewą czekoladową — dokończyła za mężczyznę.
Oboje ruszyli w stronę parteru, na którym znajdowała się kuchnia.
Pavor usiadł przy stole, pozostawiając przygotowanie wszystkiego Penelopie. Dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić do roli, jaką jej narzucono. Już przy pierwszym spotkaniu z mistrzem musiała mu pokazać, jak korzysta się z mikrofalówki i odgrzać jedzenie, mimo że miała wtedy tylko sześć lat. Od tamtego czasu Pavor nauczył się i samą Penelopę, że to kobieta zajmuje się kuchnią, a on jest od czekania i ewentualnego chwalenia dań.
Penelopie nie przeszkadzał taki stan rzeczy. W domu trzymano ją z daleka od garów, a tutaj przynajmniej ktoś doceniał jej zdolności kulinarne.
Pomieszczenie było niewielkich rozmiarów, ale dla osoby, która ciągle żywiła się pieczonym mięsem i ziemniakami, brak wolnej przestrzeni nie stanowił problemu. Penelopa bez najmniejszych problemów przechodziła w wąskim korytarzu między okrągłym stołem a meblami. Pavor w tym czasie nie przeszkadzał. Czasami nawet odsuwał się, by zrobić Penelopie miejsce.
Dziewczyna podeszła do szafki, z przywieszoną na niej kartką z napisem „Własność Penelopy — nie ruszać!". Otworzyła ją i wyjęła ze środka sypaną kawę oraz kruche ciasteczka. Położyła wszystko na blacie obok kuchenki i włączyła gaz pod czajnikiem. Nasypała sobie czubatą łyżeczkę kawy do kubka z wizerunkiem Kapitana Ameryki, po czym przygotowała filiżankę dla Pavora — z tą różnicą, że nauczyciel pił naturalną. Zapach kawy wypełnił jej nozdrza, pobudzając ją. Wolała zdecydowanie zieloną herbatę, ale sam zapach kawy był dla niej dużo przyjemniejszy.
Woda zagotowała się. Zalała filiżanki. Posłodziła, postawiła na stole i wyłożyła na talerzyk ciasteczka. Wyjęła z lodówki śmietankę i, zgodnie z życiem mistrza, dolała mu jej, a wierzch posypała cynamonem.
— Kawa, mistrzu — obwieściła żartobliwie, stawiając przed Pavorem filiżankę.
Wziął głęboki wdech, po czym spojrzał na przygotowany napój. Na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.
Penelopa usiadła naprzeciw, wcześniej wycierając trochę zabrudzone blaty.
— Coś nowego na uczelni? — zagadnął niespodziewanie Pavor.
Penelopa niemal odsunęła się od mężczyzny. Pavor nigdy wcześniej nie pytał o życie prywatne Penelopy z własnej woli.
— Raczej nie — odpowiedziała wątpliwie. — Kornelia męczy mnie z projektem, zaczyna się trochę roboty, ale jakoś żyję. A dlaczego pytasz?
— Nie mogę?
— Możesz. — Wzruszyła ramionami. — Tylko nigdy wcześniej nie pytałeś mnie o takie rzeczy. Pamiętasz, kiedy w tamtym roku nie zaliczyłam rachunkowości? Próbowałam ci się wyżalić, a ty tylko kiwałeś głową, udając, że mnie słuchasz.
Podrapał się po bliźnie. Wzrok skierował gdzieś za małe okno kuchenne. Piękne oczy mężczyzny o kolorze czystego złota niemal zawsze były przysłaniane szarymi soczewkami, by nie wzbudzać podejrzeń napotkanych ludzi. Dla bezpieczeństwa nosił je także w domu, ale tego dnia nie miał ich na sobie. Penelopa nie rozumiała, co się dzieje, ale była pewna, że nic dobrego. W końcu powiedział szczerze:
— Martwię się o ciebie.
Zacisnęła usta w wąską linijkę. Powstrzymywała się od pokazania uśmiechu.
— A coś się stało? — spytała. — Raczej zachowuję się normalnie, więc...
— Afrodyta przyszła do ciebie, nie mogę w to uwierzyć. — Zaczął ocierać rękoma. — To nie jest bogini, która ot tak się pojawia w świecie ludzi i jeszcze przychodzi do nich z ostrzeżeniami. Coś jeszcze się wydarzyło?
— To co zawsze. — Wzruszyła ramionami. — Widziałam parę razy rękę Zeusa, kilku potomków stworzeń mitologicznych, przejechał nade mną Helios, spotkałam się z Etylią, widziałam Tanatosa, Hermes przeleciał i — zawahała się — natrafiłam Ate i Litai — dokończyła ciszej. Nie chciała nawet pamiętać o tym spotkaniu, ale nie mogła go zataić przed Pavorem.
Penelopa od razu spochmurniała.
— To już nie pierwszy raz — przypomniał jej.
— Tak, ale... — Złapała się za głowę. — To nie jest proste. Już Etylia mi mówiła, że ten człowiek po prostu zasłużył na „piekło", które czeka go w Tartarze, ale nie mogę pozbyć się wyrzutów sumienia. Zamordował własną matkę, ale ja nie wiedziałam o tym. Stanął przede mną człowiek dręczony przez Ate, więc mogłam mu pomóc.
— Nie mogłaś. — Pokręcił głową. — Przejmujesz się, wiem. Zawsze byłaś tylko małym, słabym człowiekiem, który przejmował się. Żałujesz, że nie pomogłaś temu człowiekowi, ale najprawdopodobniej pomogłaś sobie i innym ludziom.
— A gdyby kogoś zaatakował? — próbowała dalej.
— Nie „gdybaj", bo to nie ma sensu. — Położył ciepłą dłoń na jej policzku.
— Przytulisz mnie? — zapytała, mrugając ku Pavorowi.
— Nie — odparł stanowczo, ale po chwili zaśmiał się. — O czymś jeszcze mi nie powiedziałaś?
Penelopa przetarła dłonią oko.
— Tak — odpowiedziała cicho. — Afrodyta przesyła pozdrowienia.
Pavor nieoczekiwanie odstawił kawę, niemal ją rzucił, i spojrzał na uczennicę wilkiem. Rozłożył się na krześle. Zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, ale Penelopa wiedziała, że jest wściekły. Stał się nerwowo. Noga nieustannie mu drgała, pot spływał z jego czoła. Za wszelką cenę unikał wzroku Penelopy.
Od kiedy tylko pamiętała zawsze się tak zachowywał. I od zawsze się o to na niego obrażała. Znosiła ciężkie treningi i humory mistrza, ale nienawidziła tajemnic i kłamstw.
— I znowu to samo? — zapytała, dusząc w sobie łzy. — I znowu tajemnice?
— Posłuchaj, to są moje sprawy.
— Ale twoje sprawy przyszły do mojego domu. Do mieszkania, w którym czułam się bezpieczna! A teraz co?!
— Uspokój się! — wrzasnął, uderzając dłonią o blat. Krew spłynęła mu do twarzy, która w moment została pokryta czerwienią.
Wstała, pozostawiając niemal pełny kubek kawy na stole. Odsunęła się od Pavora i syknęła:
— Wiem, że jestem jeszcze dla ciebie dzieckiem, ale są takie momenty, w których muszę znać prawdę. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Znam cię od maleńkości, lecz nie próbuj mi wmówić, że to są twoje sprawy. — Pociągnęła nosem — Przepraszam, muszę już iść.
Poszła w stronę wyjścia. Pavor zaraz za nią pognał. Gdy tylko otworzyła tylne drzwi i wyszła przez nie, zatrzymał się w progu. Odprowadził Penelopę wzrokiem. Wściekły na siebie uderzył pięścią o framugę drzwi, lecz po chwili zamknął wejście i udał się z powrotem do kuchni.

8 komentarzy:

  1. Nie mam zbyt wielkiej weny do komentowania, a więc napiszę tylko:
    Przeczytałam, podobało mi się. Za zakończenie w takim momencie jestem zła (ale że sama potrafię skończyć w super momencie to rozumiem) ;/
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, sama ostatnio nie mam weny do komentarzy, więc cieszę się, że rozdział się spodobał, bo to chyba najważniejsze. Rozdział się zakończył jak zakończył, ale powiem, że w harmonogramie mam rozdział na 10.03, więc strasznie długo nie trzeba będzie czekać. A poza tym jeszcze gorzej będę kończyła rozdziały ;)
      Wielkie dzięki i pozdrawiam

      Usuń
  2. Nie pamiętam - znowu - tej sceny, ale nadal jestem zachwycona! W ogóle to jak wymyśliłaś całą fabułę opowiadania, o w mordę jeża, naprawdę... Wszystko dokładnie porozkładałaś, starannie opisałaś, tak z sercem. Uważam, że to jest po prostu dar. Tak pisać można tylko mając wielki talent i tyle XD

    Pavor wyznaje uczucia? To coś nowego chyba :D Będzie trójkącik miłosny z tym chłopakiem, który zabierze ją w podróż? Uhuhu, naprawdę ciekawią mnie dalsze losy zarówno jego, jak i Penelopy :D
    Swoją drogą, niezła akcja z tym niemowlęciem, olaboga, od teraz nienawidzę dzieci xDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to nic dziwnego, bo tej sceny nie było w pierwszej wersji :) Dodałam ją przez wzgląd na relacje Penelopy i Pavora.
      I naprawdę cieszę się, że mój styl pisania i samo opowiadanie ci się podobają. Ja będę starała się tylko coraz lepiej pisać, bo wiem, że jeszcze nad wieloma rzeczami warto byłoby popracować :) Dodam także, że ze światem mitów greckich nie będę się żegnać i już mam w planach drugi plan z inna główną bohaterką w święcie podziemia "Echo z zaświatów" i oczywiście część poświęconej Eleonorze :)
      No i Pavor nie do końca wyznaje uczucia, bo on kocha Penelopę, ale to jeszcze nie jest relacja mężczyzna-kobieta. Zna ją od wielu, wielu lat, widział, jak dorastała, a poza tym była chyba jedyną kobietą, z którą ma i miał takie relacje podczas życia w Polsce. Ogólnie nie chcę niczego zdradzać, bo naprawdę dużo zmieniłam w tej kwestii, ale faktycznie chcę "pogłębić" relacje Pavora i Penelopy. Kurcze, nowy paring "Pape".
      Jeszce akcja z niemowlęciem się wyjaśni, bo to trochę grubsza sprawa ;)
      Wielkie dzięki za komentarz!!! Nowy rozdział już wkrótce, bo w przyszłym tygodniu ;)

      Usuń
  3. Wreszcie tu dotarłam :D
    Parę rzeczy mi zgrzytało, między innymi to, że kilka razy napisałaś 'ciało Penelopy/dziewczyny', co... No, niezbyt pasuje :D Wystarczyło po prostu napisać Penelopa/dziewczyna, bo ciało to co najwyżej martwe może być :D
    Coś jeszcze mi nie pasowało, ale nie mogę sobie przypomnieć, co ^^'
    Poza tym, strasznie irytuje mnie, kiedy bohaterowie mówią sami do siebie. Ale to nie błąd, po prostu takie osobiste odczucie :)
    Za Pavorem nie przepadam, a Eleonora... Sama nie wiem. Dziwna jest, ale chyba nie mam jakiejś większej opinii na jej temat. Jeszcze.
    A ta akcja na końcu rozdziału... Wft o.O Nie mam pojęcia, co się dzieje :D

    Pozdrawiam i czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, dzięki za uwagę. Pewnie jeszcze raz przejrzę rozdział i popoprawiam, póki wszystko "świeże".
      Wielkie dzięki za szczery komentarz ;)

      Usuń
  4. Dzień dobry. Wróciłam do blogosfery, więc zabieram się za nadrabianie.
    Podejrzewam, że z kobietą najtrudniej mu się będzie użerać. To na dodatek najdłuższy okres, więc krzyżyk na drogę, Pavor.
    (— Dlaczego do niej przyszłaś? — zapytał na głos, licząc, że odpowiedź stąpi nieoczekiwanie z Olimpu). Miłe porównanie do mitologicznego tworka.
    (Wziął łyk jeszcze gorącej kawy, rozkoszując się aksamitnym, słodko-gorzkim smakiem napoju, który uczennica sporządzała z umiejętnościami profesjonalnego baristy). Zawsze uważałam napój za złe określenie kawy. Tu w zasadzie nawet niepotrzebne żadne określenie synonimiczne.
    Przy opisie Eleonory nagromadziłaś sporo zaimków. Za dużo (ona) różnie odmienionych. Takie powtórzenia dobrze nie wyglądają.
    ( — Przerażają mnie twoje myśli — odezwała się Eleonora, zaglądając do umysłu mężczyzny). Przydatna umiejętność.
    Tak, rozumiem uczucia Pavora. Jak się kim zajmujesz, opiekujesz, obserwujesz proces dorastania, to potem nie jest taką typową kobietą, na którą można patrzyć pod t y m kontem. Przynajmniej w większości przypadków. Tak mi się przynajmniej wydaje.
    (Jam jest Eleonora!). Yay, puszy się jak sam Zeus.
    (Na jej oczy zstąpiła czysta czerń, która zmieniła nawet białka w ciemność). Myślę, że lepiej brzmiałoby coś w stylu: Na jej oczy zstąpiła czysta czerń, która ogarnęła nawet białka.
    Kochasz ją Pavor, strasznie kochasz. Dziwna mi się trochę wydaje ta relacja po nowym rozdziale.
    Och, dziecina. Ciekawe któż to?
    Ajj, mocna końcówka. Czyli nie tylko ja lubię dręczyć cliffhangerami. Otwarte zakończenia zawsze i wszędzie. Och, to szczęście Penelopy.
    Do kolejnego, spokojnej nocy,
    mendoid Corteen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi! Faktycznie niepotrzebny ten napój, ale tak to jest... Człowiek sprawa po 10 razy i dopiero za 11 coś odkrywa albo i za 20... Dlatego dziękuję ślicznie za ich wypisanie, przy sprawdzaniu kiedyśtam wezmę je pod uwagę!
      I cieszę się, że końcówka się spodobała!
      Pozdrawiam i dzięki za kom!

      Usuń

Obserwuj!