[Huskerdust] Misja nie tak niemożliwa Część I

                     

Charlie znowu coś wymyśliła. Angel czuł to we wszystkich swoich kończynach, a kiedy wleciała do jego pokoju, wszystkie przypuszczenia się potwierdziły.

Zebrała wszystkich gości hotelu na parterze w samym środku nocy i do tego w jego dzień wolny od pracy. Był wkurzony, wyglądał na wkurzonego, a do tego nie zdążył zdjąć maseczki odmładzającej, która po pół godziny od noszenia zaczęła wsiąkać w jego krótkie futerko. Nie zdejmie jej za żadne skarby, szczególnie jak pomyśl, ile za nią zapłacił. Na spotkanie zabrał też ze sobą ulubiony kubek wypełniony gorącą czekoladą i piankami.

Tak… Szykował się cudowny wieczór z filmem, ale Charlie oczywiście znowu udowodniła, że żyła we własnym świecie wolnym od zmartwień innych demonów.

Westchnął. Tyle tylko mu pozostało, bo przecież nie przegada tej dziewczyny i nie wróci z powrotem do pokoju.

Husk od wieczora siedział przy barze, więc i tam go zastał, gdy zszedł na dół. Kochany kot naszykował mu już drinka, domyślając się, że przyda mu się po wysłuchaniu nowego planu Charlie. Angel przez moment się nie zawahał. Wziął kieliszek do rąk i wypił całą jego zawartość na raz, sprytnie omijając fragment maseczki upiększającej.

— Co ty masz… na twarzy? — zapytał niepewne Husk.

— To żeby młodziej wyglądać — wyjaśnił.

— Jesteśmy martwi. Nie zmieniamy się.

— Kocurku, uważaj, co mówisz. Nigdy nie wiadomo, kiedy młodość i piękno przeminie. Choć tobie trudno się wypowiedzieć w tej sprawie, co nie, staruszku? — zażartował sobie z kota, przejeżdżając palcem po jego policzku.

Husk wysunął spod lady nóż do krojenia cytryn i Angel bardzo szybko zabrał z niego palec. Ten kot był zdolny do wszystkiego…

Odchrząknął i poprawił maseczkę na twarzy. Z tego stresu zaczęła mu się zsuwać po policzku, a czoło nie może ucierpieć i zostać bez porządnego nawilżenia.

Charlie przyszła jako ostatnia, niosąc na plecach ciężką, korkową tablicę, pięciokrotnie większą od niej samej. Angel nawet nie próbował kwestionować tego, gdzie to zmieściła i jak w ogóle to wniosła do środka. Za to interesowało pająka, do czego tym razem posłuży. Raczej korzystała ze zmywalnych tablic, więc to jakaś odmiana.

— Mam plan! — ogłosiła, stawiając tablicę przy ścianie. Odetchnęła ciężko. Vaggie przyniosła jej chusteczkę na otarcie potu. Kiedy już odsapnęła, podzieliła się z resztą szczegółami: — Dzisiaj… jeden z demonów mnie okradł. Ale to nic! Zdarza się… Tylko że to trochę cenny przedmiot. Wolałabym, żeby się prędko znalazł. Dlatego pomyślałam, że skoro już pojawiła się idealna okazja, to ją wykorzystamy i popracujemy nad wzajemnymi relacjami i współpracą! Yupi!

Rozłożyła ręce i obdarowała każdego z zebranych szerokim uśmiechem. Nikt jednak jej nie odpowiedział. Poczekała jeszcze chwilę, a potem westchnęła smutno.

— Ja mam inny, równie świetny pomysł na przećwiczenie współpracy — odezwał się jako pierwszy Angel. Trochę szkoda mu było dziewczyny. Naprawdę się starała, ale z demonami już tak jest, że nie wszystko wyjdzie za pierwszym razem.

— No niech zgadnę. Ten sposób wymaga zastosowania łóżka? — burknął Husk.

Oj, teraz mu już nie umiał podarować. Puścił w jego stronę oczko i mruknął:

— Akurat łóżka do tego wcale nie potrzebuję. Współpracować umiem w każdym miejscu, w każdej pozycji.

Charlie zaczęła klaskać. Oboje zwrócili się w tym samym momencie w jej stronę. Tak samo zdziwieni i tak samo zaniepokojeni, co tym razem ta dziewczyna wymyśliła.

Vaggie podała jej karton wypełniony zwiniętymi plakatami. Wyjęła kilka z nich i przyczepiła na tablicy korkowej. Głównie znajdowały się na nich jakieś wycinki z gazet, parę odręcznych notatek, a na końcu wyciągnęła mapę.

— Widzę, że świetnie się ze sobą dogadujecie, więc mam dla was zadanie — obwieściła wszystkim.

— Nie — odparli zgodnie Angel i Husk.

— Tak! — poprawiła ich radośnie. — Pomyślcie, jaka wspaniała was czeka zabawa. No i przy okazji pomożecie odnaleźć taką jedną rzecz, którą mi ukradziono.

— Znam inne sposoby na dobrą zabawę — przypomniał jej Angel.

— Wiem, że miał zupełnie co innego na myśli, ale i tak się z nim zgodzę. Wolę towarzystwo tej butelki — dołączył się do niego i Husk.

— Ale możecie mi pomóc. To misja możliwa do wykonania. Czemu nie chcecie się zgodzić?

— Po pierwsze, nie wiemy nawet, co ci skradziono — zaczął wyliczankę Husk. — Po drugie, chcesz wysłać mnie i tego pajęczaka, co już samo w sobie jest podejrzane. Po trzecie, coś mi tu śmierdzi. A jak moje wnętrzności dają mi ten znak, to coś się święci.

— Coś się święci? Nieee, to niemożliwe — zapewniła.

Szturchnęła Vaggie.

— Tak, to niemożliwe — potwierdziła niekoniecznie przekonująco druga z dziewczyn.

— Widzicie?! Wszystko gra. A dodam, że skradziony przedmiot znajduje się obecnie w kasynie.

— Kasyno? — Husk ożył. — To już brzmi bardziej zachęcająco.

— Podoba mi się ten entuzjazm. Zły powód, ale dobre intencje. Ujdzie. — Sapnęła. — Tak śmiesznie się składa, że tym złodziejaszkiem jest właściciel kasyna, Pavalo.

— Słyszałeś o nim? — zainteresował się Angel.

— Nie. — Husk wzruszył ramionami. — Dopóki wygrywam nie interesuję się właścicielami kasyn.

— A jak przegrywasz? — dopytał.

— Wtedy zazwyczaj mnie wyrzucają z kasyna. Ewentualnie zmuszają do podpisania kontraktu i sprzedania swojej duszy — dodał ciszej, zapijając te słowa tanią wódką.

— Czyli nie słyszałeś o Pavalo?

— Nic a nic. Jeśli jest nowy, to raczej pominąłem jego kasyna. Wolę stare miejsca, z klasą i duchem czasu.

— Ja to mógłbym poznać tego Pavalo z innej strony. Wydaje się obrzydliwie bogaty. Aż dziwne, że nigdy nie zamówił nocy ze mną. Może faktycznie pojawił się tu ostatnio.

— W takim razie pomożecie? — uradowała się Charlie, pomału odzyskując nadzieję.

— Nie. — Zgnietli tę nadzieję w zarodku.

— Nie widzisz tej maseczki? — Angel wskazał na swoją twarz. — Mam dzień wolny i…

Charlie wyciągnęła z pudełka blik banknotów. Zdecydowanie więcej wartych od jednorazowej maseczki na twarz. Angel wysuną trzecią parę rąk i sięgnął po pieniądze. Schował je pod sukienkę, udając, że nie ma pojęcia o tym, co właśnie się tu wydarzyło.

— Musimy wspomóc naszą Charlie! — ogłosił dumnie.

Husk burknął pod nosem.

— Twoja wola…

Coś zabrzęczało w pudle. Szpiczaste uszy Huska zadrżały. Zainteresowany dobrze znanym dźwiękiem zwrócił wzrok w stronę pudła. Udawał brak zainteresowania, ale w tych kocich ślepiach dało się zauważyć tajemniczy błysk.

— Tak, warto wspomóc naszą księżniczkę — zgodził się zaskakująco szybko.

Uśmiech na twarzyczce dziewczyny rozpromieniał.

— To cudownie, że wszyscy chcą uczestniczyć w tym zadaniu. A teraz przedstawię szczegóły.

Wyciągnęła z kieszeni złożoną pałkę teleskopową do samoobrony. Z jej końca aż strzeliły iskry.  Charlie zaśmiała się głupio i przeprosiła pod nosem, zdejmując palec z włącznika. Potem wskazała na mapę, a dokładnie na podkreślony plac poza granicami miasta. Angel nie pamiętał, by kiedykolwiek coś tam stało. Fakt, nie zapuszczał się poza granice miasta. Wszyscy mówili, że łatwo stracić głowę w ciemnej ulicy, ale i tam bezpieczniej niż w miejscu, do którego nikt się nie zapuszcza.

Najwidoczniej Pavalo postanowił obalić ten mit.

— Pavalo pojawił się w piekle kilka lat temu. Nie było o nim za głośno, więc samo otworzenie kasyna obeszło się bez większego rozgłosu. Ale… Ale… Słuchajcie! — Upewniła się, czy wszyscy jej słuchają. — Ma tam zasady. Wyrzuca wszystkie demony, które ich nie szanują. Słyszałam, że każdy demon musi sprzątać po sobie. Czy to nie cudowne?!

— Kradzież, Charlie — Angel spróbował przywrócić ją na właściwy tor.

— Tak, jasne. — Odchrząknęła. — Mówią też, że spełnia ludzkie marzenia.

— Jesteśmy demonami, więc ten dar raczej na niewiele mu się przyda — skomentował Husk.

Angel pstryknął go w czoło i szepnął, by nie przerywał. W innym wypadku nie wyjdą stąd przed świtem. Charlie naprawdę potrafiła się rozgadać.

— Skradziony przedmiot jest najprawdopodobniej w jego gabinecie. Musicie tam tylko wejść i go…

— Ukraść? — zasugerował niewinnie Husk.

Angel też miał ochotę się wtrącić, ale zaczął za późno. Husk go wyprzedził tym razem. Nawet wyglądał słodko, kiedy droczył się z Charlie. Nie znał go od tej strony.

— Nie — zaprzeczyła niepewnie dziewczyna. — Uważam, że należy odebrać mu przedmiot, który on ukradł. Czyli technicznie rzecz biorąc, zwyczajnie odbieracie moją własność.

— Kradnąc ją? — dopytywał się dalej Husk.

Vaggie wyjęła zza pleców włócznię. Od ostrza odbiło się światło padające z żyrandoli zawieszonymi nad nimi. Zwróciła spiczasty koniec w kierunku Huska, przekazując mu ciche ostrzeżenie. Jeśli to kontynuuje, nie liczy za siebie.

— Husk, może wystarczy? — upewnił się Angel, czy słusznie postępują z tym droczeniem się.

— Ech… — Przewrócił oczami. — Odebrać mu przedmiot, który on ukradł — poprawił się ku zadowoleniu Charlie.

Dziewczyna aż zaklaskała, ciesząc, że wszyscy doszli do porozumienia. Choć Vaggie cofnęła włócznie dopiero po chwili. Czekała, czy na pewno nie dodadzą czegoś jeszcze od siebie.

— A mamy jakiś bardziej szczegółowy plan? — dopytał Husk.

— Czy mamy pójść na żywioł, kochanie? — Angel mruknął Huskowi na ucho. Odsunął go od siebie wielką łapą i warkną. — Hmm, niegrzeczny. Przypadkiem z ciebie nie kot, a pies?

— Błagam, zdradź mi plan i wykonajmy szybko tę misję. — Husk tracił cierpliwość.

— I to się nazywa entuzjazm! — pochwaliła go Charlie. — Musicie dostać się do kasyna, wejść do gabinetu Pavalo i wyjść.

Szczęka Huska i Angela opadła. Powinni się od początku spodziewać, że plan Charlie będzie obejmował wejście i bezpieczne wyjście. Ale ten jeden raz liczyli, że skoro straciła cenną rzecz, to podzieli się czymś lepszym. Prawda zawiodła.

— No dobra, idziemy — odparł Husk, zdejmując kluczyki z wieszaka. — Pożyczę limuzynę.

— Że co?! — krzyknęła Vaggie, zatrzymując go w progu.

— Przypominam uprzejmie, że jedziemy do kasyna. A to oznacza, że musimy jakoś wyglądać. Przecież nie pojadę jakimś rzęchem, gdzie zbiera się śmietanka towarzyszka całego piekła.

— Ma rację — przyznała Charlie. — Wypuść go. — Odsunęła Vaggie od wyjścia. — Limuzyna twoja.

— Dziękuję.

Zatrzasnął za sobą drzwi, pozostawiając zdezorientowanego Angela wewnątrz. Poczekał jeszcze chwilę z Charlie, która w końcu podsumowała zachowanie Huska jednym zdaniem:

— Chyba miał zły dzień.

— A ja chyba za nim pójdę — ogłosił Angel, zanim Vaggie zacznie wygadać go swoją włócznią.

Zastał Huska czekającego przy samochodzie od strony kierowcy. Wypił jeszcze dwa łyki taniego alkoholu. Skąd on to wytrzasnął? Przecież nie zdążył wślizgnąć się za bar i złapać jednej z butelek przed wyjściem?

Angel wzruszył ramionami i poszedł do otwartych drzwi pasażera. Oparł się o nie i rzekł słodko:

— Wygląda na to, że czeka nas upojna noc.

— Upojna... Ta…

— Zachowujesz się dzisiaj bardziej gburowato niż zazwyczaj.

— Umiesz prawić komplementy. — Wypił do dna. Skrzywił się, biorąc ostatni łyk. — Nie lubię kasyna.

— Myślałem, że to twoje klimaty.

— Moje, ale nienależące do kogoś wpływowego. Nie podoba mi się ten Pavalo ani „rzecz“, którą zgubiła Charlie. Dlaczego nam po prostu nie powiedziała? — zadał pytanie, które dręczyło i Angela.

— I tak się nie dowiemy, gdy to znajdziemy. No chyba że będzie opisane w stylu „własność Charlie“.

— I do tego zapakowane w różowe pudełko. — Zaśmiał się. — No dobra, czas się zbierać. Noc nie trwa wiecznie.

— Oj, możemy to szybko załatwić. Wystarczy, że wykorzystam swoje dźwięki.

Ramiączko od sukienki nocnej Angela przypadkiem osunęło się po ramieniu. Posłał oczko w kierunku Huska, ale ten stał tak samo jak wcześniej niewzruszony. Angel poddał się. Poprawił koszulkę i doszedł do wniosku:

— Nie rusza cię to?

— Dopiero teraz zauważyłeś. Wow, podziwiam twoją spostrzegawczość. Jesteś mistrzem nad mistrzami — powiedział obojętnym tonem.

— Ej, trochę entuzjazmu czy coś. Ja tu się staram. — Wskoczył do samochodu. — Nie tylko chcę cię poderwać. Chcę ci udowodnić, że nawet taki stary, zrzędliwy kot może zaznać w życiu trochę radości.

Husk podniósł butelkę.

— To chwila mojej radości.

— To butelka.

— Mi wystarczy do szczęścia.

Odpalił limuzynę, ale nie ruszył. Zerknął na Angela, a potem pochylił się przed nim. Sięgnął za jego ramię i wyciągnął zablokowany pas. Zapiął go, wyręczając Angela, zanim odjechał z posesji przed hotelem.

Angel poczuł, jak robi mu się gorąco. Pomachał energicznie jedną ręką, ale gdy to nie wystarczyło, złapał za jakiś magazyn leżący na desce rozdzielczej i zaczął się nim wachlować. Husk go wystraszył. Oczywiście, ze nie zależało mu na niczym innym, jak tylko na zapięciu pasów, ale przez chwilę znalazł się tak blisko. Nie pamiętał, by kiedyś z własnej woli tak bardzo się do niego zbliżył.

Jaka z niego gwiazda porno? Jakiś kot, do tego stary, się nad nim pochyla i już czerwienieje jak jakaś dziewica? Dobre sobie. To na pewno przed pogodę. Przecież znajdują się w samym piekle, więc łatwo o upały… Tak, to na pewno to…

Dojechali poza granice miasta przed samą północą. Z kasyna wydobywała się głośna, choć elegancka muzyka, przypominająca mu lata dwudzieste i trzydzieste. Energiczne nuty rozbrzmiewały po całym parkingu, zachęcając nawet ochroniarzy do bujania się na boki w rytm muzyki.

Kasyno było rozświetlone ze wszystkich stron. Aż dziwił się, że wcześniej nie słyszał o tym miejscu, skoro trudno je było pominąć, a swoim przepychem zwracało uwagę od kilometrów. Może to nie tutaj uczęszczała klientela, z którą zazwyczaj miał styczność?

Angel wysiadł z samochodu. Przylizał włosy do tyłu i poprawił swój kostium tak, żeby było widać więcej niż nie widać. Szczególnie w takich ważnych miejscach, które mogły dla przykładu odwrócić uwagę.

Aż zaśmiał się pod nosem, ciesząc z planu, na który właśnie wpadł. Odwrócił się w kierunku Huska i przyjął najseksowniejszą znaną mu pozycję.

— Co sądzisz? — zapytał.

— Ty naprawdę wierzysz, że w tym dostaniesz się do środka? — Machnął ręką od dołu do góry.

— A dlaczego nie? Wyglądam zabójczo. — Wypchnął piersi do przodu. — Nie wiesz, że jestem gwiazdą porno?

— Spłukaną gwiazdą porno — poprawił go.

Angel nie przepadał za tym określeniem. Przypominało mu o tych wszystkich długach. Grrr… Może odbije się od dnia w tym kasynie, jeśli wygra pokaźną sumkę? Tylko skąd wziąć kasę, żeby cokolwiek postawić. Jego dusza w tym wszystkim raczej była już niewiele warta.

— Gwiazdą, Husky, gwiazdą — rzekł dumnie.

Ruszył w stronę dwóch umięśnionych ochroniarzy. Najpierw zaczepił jednego, przykładając mu palec do policzka, do drugiego mrugnął kusząco.

— Zakaz wstępu.

Odsunęli go na bok.

Angel nie poddał się.

— Wybaczcie, kochani, ale chyba w tych ciemnościach mnie nie rozpoznaliście?

Wykonał swoją ulubioną pozę, wysuwając wszystkie trzy pary rąk. Wygiął plecy w łuk, zmrużył oczęta i puścił oczko do ochroniarzy. Ci nie zareagowali, jakby go tam wcale nie było.

— Przepraszam, jestem gwiazdą, Angel Dust — przedstawił się, widząc w tym ostatnią deskę ratunku.

Znowu zero reakcji. Prawie się w nim gotowało. Zachował w sobie resztki cierpliwości, wierząc, że nie warto się denerwować. Sława sławą, ale pewnie ci mężczyźni uczciwie, jak na piekło, wykonywali swoją pracę.

Wziął głębszy wdech.

— A może umówimy się na darmową sesję po pracy, hm? — zaproponował im słodkim głosem, który złamał już niejednego demona.

Cisza…

Angelowi skończyła się cierpliwość.

— Ej, wy, czy wy…

Nagle wielka łapa zasłoniła mu usta. Rozpoznał tę łapę od razu, należała do Huska. Pociągnęła go do tyłu, do limuzyny, którą zostawił otwartą w obecności setek demonów. Cisnął do jej środka Angela i zmierzył go wzrokiem godnym pożałowania. Jakby współczuł mu głupoty!

— Prawie ich miałem — dał do zrozumienia Huskowi.

— Tak, oczywiście. — Przewrócił oczami. Czy tylko znał się na przewracaniu nimi?

— Jestem gwiazdą!

— Spłukaną. Do tego wyglądasz tandetnie. To nie kasyno z przedmieścia, a istne Las Vegas. Tu nie wejdzie nikt twojego pokroju. Zobacz, kogo wpuszczają.

Kilka demonów gorszego pokroju czekało w okolicach wejścia. Nie byli biedni, nosili drogie, złote zegarki na swoich kończynach i z oczu bił ten władczy blask, jakby cały świat był w ich rękach. Ochroniarze nie pozwolili im wejść — w przeciwieństwie do elegancko ubranej pary, dość skromnie jak na warunki piekła. Demonica miała na sobie granatową suknię wieczorową i szal z lisiego futra, demon ubrał się w prosty garnitur.

— Już rozumiesz? — zagadał do niego Husk. Rzucił mu pakunek. — Przebieraj się — rozkazał.

— Tak wcześnie, a ty już chcesz mnie rozbierać? A może wystarczy ci samo przedstawienie? — zapytał złośliwie, opuszczając spodenki niżej.

— Nie, przebieraj się. — Zatrzasnął drzwi od limuzyny. — Masz pięć minut — ostrzegł.

Angel westchnął. Rozwinął pakunek. Wewnątrz znalazł piękną, bordową suknię. Bardzo prostą, ale jednocześnie elegancką i dziwnie pasującą do jego figury. Zdjął szybko ubrania i narzucił ją na siebie. Przylegała idealnie, jakby uszyto ją wyłącznie dla niego.

— Husk, skąd znasz moje wymiary? — zapytał, zastanawiając się, czy dobrał suknię tak dobrze na oko, czy może kryła się za tym jakaś tajemnica.

— Valentino na instagramie udostępnia twoje wymiary — rzucił krótkim wyjaśnieniem, które poniekąd zawiodło Angela.

— A już myślałem, że sam je zweryfikowałeś — nie udało mu się powstrzymać od komentarza.

Przylizał różowe futro do tyłu i zakręcił pojedynczy, dłuższy kosmyk, który idealnie się wpasował w falisty efekt gładkiej sukni. Wyszedł z limuzyny i oto jego trzem parom oczu ukazał się Husk w eleganckim, czarnym smokingu. Założył złotą koszulę i brązowy krawat. Włosy pierwszy raz zaczesał do tyłu. Wyjął też oblepioną drogimi kamieniami laskę.

— Husky, co ty… — zaczął, ale zanim zdążył dokończyć Husk pochylił się przed Angelem. Ujął jego dłoń i ucałował jej wierzch, zanim podarował mu trzy pary czarnych rękawiczek.

— Wyglądasz zjawiskowo — rzucił komplementem.



0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!