[Huskerdust] I Ain't Got Nobody Część I

               

Husk wyciągnął spod lady stare, zakurzone radio z dwoma pokrętłami i oderwanym kablem, z którego wystawały pojedyncze druty. Dwa razy i to porządnie trzasnął swoją łapą o urządzenie, aż posłusznie wydało z siebie pożądany dźwięk. Z głośników wydobyła się cudowna, jazzowa nuta autorstwa Louisa Armstronga, I Ain't Got Nobody. Jego ulubiony kawałek.

Zarzucił ogonem i zaczął czyścić bar w dźwięk trąbki. Póki nikt nie wrócił do hotelu, oddał się swojemu młodszemu ja, wspominając letnie wieczory w kasynie i tańce przy barze z pięknymi kelnerkami. Alkoholu nie brakowało, zawsze zdobywał najlepsze trunki, które pomagały mu w grze. Nie znał i limitu szczęścia. Nazywali go złotą rączką, bo czego się nie dotykał, jakiej gry nie próbował, zawsze wynik przynosił złoto i pieniądze. To były dobre czasy, które trwały długo i intensywnie, aż się skończyły i trafił tu na wieki, do tego zaszczanego piekła i jeszcze bardziej zaszczanego baru.

Od nieprzyjemnych wspomnień odechciało mu taniego alkoholu. Odstawił butelkę z powrotem na półkę, a wziął coś do smaku, jakiś syrop, który wlał do pustego kieliszka. Zalał go wodą i wypił. Dziwnie smakował, ale w sumie nie miał pomysłu, co innego zrobić.

Rozległo się pukanie w głównym wejściu do hotelu.

— No na pewno przyniosło tu jakiegoś cholernego demona, który chce wybaczenia — wyżalił się i przewrócił oczami. Oczywiście, że żaden demon nie postaci tu swojej nogi dla głupiej ideologii i to w dzień, kiedy w całym piekle wrzało od imprez.

Pozbawiony motywacji Husk od niechcenia opuścił bar. Otworzył drzwi i zastał za nimi... pustkę.

— He, a to ciekawe — odparł równie mało energicznie jak wcześniej.

— Ty zasrany pijaku, tutaj! — odezwał się cieniutki, prawie zabawny głosik, pod jego stopami.

Spojrzał w dół. Demon wielkości lalki, o patykowatych nogach, w sumie wyglądał na patyczaka, stał niestabilnie na wąskich stopach, trzymając list. Husk wziął go do łapy. Był zaadresowany do "wszystkich gości hotelu Hazbin", zapakowany w różową kopertę. Wyczuwał również delikatny zapach perfum, przypominających mu maliny. Albo róże? Przez ostatnie lata przyjaźni z tanim alkoholem pożegnał się z węchem. Większość rzeczy pachniała dla niego tak samo.

— Podpiszesz czy nie, zapchlony kocie?! — żachnął się z dołu listonosz.

— Uważaj na język, gówniarzu. Łatwo go tutaj stracić — ostrzegł demona i podpisał odbiór dziwnej przesyłki.

Wrócił do baru.

Charlie zeskoczyła ze schodów, wprost do przeniesionego do hotelu baru i przysunęła się do Huska, utrzymując na twarzy ten szeroki, cukierkowaty uśmiech, który przyprawił go o mdłości.

— List? — zainteresowała się, zerkając ciekawsko na przesyłkę. — Miłosny? —zasugerowała, a później puściła wymowne oczko w kierunku Huska.

Tym razem naprawdę miał ochotę się porzygać. Zapił mdłości ostatnim łykiem alkoholu i oddal księżniczce list, by sama się przekonała, że to nie ma związku z tym, co sobie wyobraziła w tej wyrwanej z rzeczywistości główce.

— To do nas wszystkich? — Wyczuł w jej głosie zawód. — Ale wiesz, gdyby chodziło jednak o sprawy miłosne, to wiesz…

Przerwał jej, wystawiając łapę przed jej twarz.

— Hamuj zapędy, księżniczko. Jestem stary i zmęczony, czym jest miłość zapomniałem lata temu. Wystarczy mi pełna butelka i chwila spokoju, a nie ten cały bełkot.

— Nie, no ja wiem… — Usiadła jeszcze bliżej. Jej oczy aż błyszczały. Znał to spojrzenie, wpadła na kolejny, głupi pomysł, w który go zaangażuje i każe robić coś ku nawróceniu. — Miłość to świetna sprawa — ciągnęła dalej. — Możesz pogadać z drugą osobą, poprzytulać się, obejrzeć film…

Przewrócił oczami i przestał jej słuchać. A bełkotała, cały czas, rozkręcając się, nie robiąc ani jednej przerwy, nawet na wdech, tylko gadała i gadała, a Husk zaczął się rozglądać za kolejną butelką. Tym razem za lepszym trunkiem. Nie przetrwa tej rozmowy na trzeźwo, a słaby alkohol niekoniecznie wprowadzał go we właściwy stan.

— Ja tylko… chciałam pomóc — odparła na sam koniec. To usłyszał i to wystarczyło. Niezależnie od wszystkiego miał słabość do podobnych tekstów. Może jego stare serce dawało o sobie znać po latach?

Westchnął ciężko. Złapał się za twarz i otarł mocno powieki, zanim odwrócił się w kierunku Charlie. Zaczęła płakać, zrobiła tę samą, smutną minę, co zawsze i błagała o wybaczenie, choć nie minie pięć minut i znowu zacznie paplać o tym samym.

— Dobra, księżniczko. Pomyśl. Jesteśmy w piekle. W piekle! — powtórzył ostrzej, uświadamiając jej coś, o czym wydawała się zapominać przynajmniej sto razy dziennie.

Posłusznie skinęła głową.

— Księżniczko, w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach nie ma szans w piekle na miłość. Prędzej skończysz z pustym portfelem w alejce niż z ukochanym w łóżku.

— Ja znalazłam miłość — przypomniała mu.

— Twoja miłość pochodzi dosłownie z nieba, nie z piekła. Nie wierzę, że nie próbowałaś przed tym jakiś randek czy nie zakochałaś się w jakimś demonie.

— Ja? — Machnęła od niechcenia ręką i odwróciła wzrok. — Skądże. Nigdy. W życiu. Nigdy w życiu, rzecz jasna.

— Ta… — Znowu przewrócił oczami. Nikt inny w piekle był tak nieudolny w kłamstwie. Aż czasem współczuł dziewczynie, że narodziła się w takim środowisku. Tylko czasami. — Na miłość tu nie ma miejsca. Sama widzisz, jak Angel Dust skończył — dodał ciszej, z nadzieją, że ostatnie słowa do niej nie dotrą. Nie zrozumiałaby.

— Miłość nie zna dobrego czy złego miejsca. Może czasem trzeba dłużej poczekać, ale to nie przekreśla szansy na znalezienie tej drugiej połówki, która… — przyłożyła dłonie do piersi — sprawi, że serce wypełni się tym niezwykłym, ciepłym uczuciem.

— Księżniczko, to nie bajka.

— A dlaczego nie?

— Bo póki co wszystko, co mnie spotkało, przypominało koszmar. Urodziłaś się w piekle, więc powinnaś wiedzieć, co potrafi przytrafić się drugiemu człowiekowi.

— Zgadzam się — potwierdziła niepewnie. — A mimo to widzę nadzieję. To mój lud, moi poddani. 

— Ej, ej, nie odwracać kota ogonem. To boli — podkreślił dodatkowo. — Księżniczko, nie zmieniaj tematu. Kwestia nawrócenia to jedna sprawa, a druga to pieprzone gówno, które przytrafiła się niejednej duszy. Próbujesz rozwiązać problemy wszystkich dookoła, ale twoja filozofia bazuje na naiwnych marzeniach i nieznajomości rzeczywistości.

— Ale... — próbowała mu przerwać. Nie pozwolił.

— Będę z tobą cholernie szczerzy, weź otwórz oczy i przyjrzyj się dokładnie temu, co masz pod nosem. Bo od początku, od kiedy Alastor zmusił mnie do obsługiwania baru w tym przeklętym hotelu, ani razu nie zastanowiłaś się, dlaczego grzesznicy są grzesznikami. Twoje lekcje sprowadzają się do prostych sytuacji, nauk, które działają tylko w idealnym świecie. Jeśli ktoś przybywa do tego hotelu i pragnie zmian, to musisz przyjrzeć się danej osobie, zrozumieć duszę, a nie zacząć kolejną dziecięcą zabawę.

Skończył.

Wytarł ostatni z umytych wcześniej kieliszków i odstawił je do szafki pod barem. Nakroił cytryn, uzupełnił zapas syropów smaków, a nawet sprawdził, czy nie ubyło za dużo któregoś z alkoholi. A wszystkiego dokonał w czasie, kiedy pouczał Charlie i dawał jej solidną lekcję na temat tego, jak powinna prowadzić hotel. Bolesne, ale księżniczka musiała zrozumieć, że samymi dobrymi chęciami piekło jest wysłane. Nic się nie zmieni ani nikt, jeśli nie zacznie zwracać uwagę na innych... Szczególnie że jej interwencje do tej pory przynosiły więcej nieszczęścia niż pożytku.

— Postaram się — odpowiedziała po chwili.

Odwrócił się. Oczywiście płakała, i to brzydko. Łzy leciały strumieniem po jej twarzy, utrzymywała szeroki, sztuczny uśmiech, udając, że wszystko jej w porządku. Nie było. Przyszły władca piekła, a nie umiała znieść odrobiny krytyki.

Husk wyciągnął spod lady opakowanie chusteczek. Wyjęła jedną i wysmarkała nos.

— Ja naprawdę się postaram. Wiem, że raz niepotrzebnie przeszkodziłam Angelowi w pracy. Tak, przeprosiłam, wybaczył mi! — podkreśliła Huskowi. Dotąd nie zrozumiała, że to nie o to chodziło. — Masz rację. Nikogo z was za dobrze nie znam, może przyszedł czas na zwierzenia! Na takie... rozmowy jeden na jednego.

Rękoma zasugerowała, że właśnie znaleźli się w trakcie takiej rozmowy. Oczy zaświeciły jej się niewinnie. Husk był gotowy ponownie sprzedać swoją duszę, aniżeli wejść w Charlie jakąkolwiek rozmowę jeden na jeden.

— O patrz, koperta — odwrócił jej uwagę. — Może to coś ważnego. Może otwórz?

Zamrugała, nie odrywając spojrzenia od Huska. Sięgnęła po kopertę. Rozdarła ją i wyjęła ze środka zaproszenie z paczką biletów. Husk kątek oka wychwycił imię "Valentino". Zamarł. A potem zareagował zbyt wolno. Rzucił się na list, jednak w międzyczasie Charlie wstała i udała się na sofę. Opuścił bar. Jeszcze nie było za późno.

— Tak! — wykrzyczała Charlie.

A jednak było za późno.

Zwolnił, nie chcąc wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń u dziewczyny. Promieniowała z radości, zapominając, że jeszcze kilka minut temu zduszała w sobie łzy. A uśmiech od ucha do ucha, przyklejony do jej twarzy nigdy nie zapowiadał niczego dobrego.

— Co to za list? — zapytał, głos mu odrobinę zadrżał. Miał nadzieję, że Charlie nie zwróci na jego zachowanie szczególnej uwagi.

— Angel Dust zaprosił nas na swój nowy show! Za tydzień, w klubie Valentino! — Zapiszczała jak mała dziewczynka, która dostała pod choinkę wymarzonego zwierzaczka. — Wiesz, co to znaczy?

— Charlie, posłuchaj... — podjął pierwszą i ostatnią próbę, zasugerował prawdę najdelikatniej jak umiał, a mimo to nie dostrzegła, jak bardzo to zaproszenie zaniepokoiło Huska.

— To znaczy, że Angel się przed nami otwiera. Wiem, że już raz nas zaprosił na swój występ. To było troszkę... ech... niewłaściwe, ale wtedy to był zwyczajny pokaz, a teraz? Po tym wszystkim, co się ostatnio działo, szczególnie z moim wtykaniem w nosa w nieswoje sprawy — dodała ciszej — zaprosił nas na jakiś nowy spektakl. Może... Może kończy z tą... wyjątkową branżą? — to nie było pytanie do Huska, tylko jej kolejna teoria.

Zamknęła się w swoim własnym, wyimaginowanym świecie, do którego nikt nie miał wstępu. A tym razem sprawa wyglądała na poważniejszą niż ostatnio... Od samego myślenia o "nowym spektaklu" włos jeżył się na grzbiecie Huska.

Charlie napomknęła coś, że pójdzie poinformować pozostałych i zniknęła za korytarzem. Przez pomieszczenia niósł się radosny śpiew dziewczyny, zwiastujący nadejście czegoś potwornego. Księżniczka piekła nie śpiewała anielskich pieśni, nie sprowadzała pokoju i nie szerzyła miłości. I o tym nigdy nie pamiętała.



v

Prześlij komentarz

0 Komentarze